[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnie parę dni. Stef chce iść na ryby przed piknikiem z okazji Dnia Założyciela"
Max odwrócił się i przyjrzał bratu. "Nie chcę, żebyś uciekał. Chcę, żebyś dobrze się tu czuł
z Rachel."
Zmiech Rye'a był krótki i szorstki. "Czuje się dobrze. Po prostu uważam, że wy dwoje
potrzebujecie trochę czasu dla siebie, a potem będziemy musieli coś wymyślić."
Max poczuł jak rzednie mu mina. Potrafił wyczuć obawę Rye'a. "Wymyślić co?"
Rye wyglądał na sfrustrowanego kiedy wstawiał kubek do zlewu. "No cóż, nie zamierzam
być waszym współlokatorem. Naprawdę sądzisz, że chcę na to patrzeć? Sądzisz, że tak mam
spędzić resztę życia?"
"Ryan." Powiedział Max, próbując powstrzymać brata.
"Nie." Rye uniósł dłoń by go zatrzymać. "Cieszę się z twojego powodu. Naprawdę. Po
prostu nie tak wyobrażałem sobie nasze życie i potrzebuję czasu, by się do tego przyzwyczaić. W
końcu coś wymyślimy. Poza tym, tak naprawdę nie możesz chcieć mnie wokół. Tylko denerwuję
Rachel."
"Przyzwyczai się." Max musiał w to wierzyć.
"Nie przyzwyczai się." Odpowiedział smutno Rye. "Nie jest taką dziewczyną i może się
oszukiwaliśmy. Teraz widzę, że Nina nigdy nie zamierzała uszczęśliwić nas obu. Cholera, nawet
mnie by nie uszczęśliwiła. Oświadczyłem się jej, bo chciałem się ożenić. A ona powiedziała tak, bo
nie miała nic lepszego do roboty. To było głupie. Rachel jest typem dziewczyny, z którą się żenisz i
zakładasz rodzinę, a nie dziewczyną, która zaakceptowałaby trójkąt."
"No proszę cię, Rye." Nie potrafił myśleć o niczym innym. Rye nie powiedział niczego, o
czym już by nie myślał.
"Idę pod prysznic. Zobaczymy się pózniej." Powiedział Rye takim tonem, że Max wiedział,
że rozmowa się zakończyła. Rye zniknął w korytarzu, a Max poszedł do pracy.
Max starał się wyrzucić z głowy myśli o bracie i skierował Mavericka na łagodne zbocze
oddzielające podwórze od pastwiska. Już stąd widział miejsce w płocie, które wymagało naprawy.
Musiał pomyśleć jak naprawić bałagan związany z jego bratem.
Max usłyszał coś jak strzelający gaznik samochodu. Przez sekundę poczuł narastającą złość.
Czyżby już ktoś dobijał się do nich z samego rana? Była sobota. Nie mogli zostawić ich w spokoju
chociaż w sobotę rano?
Potem poczuł wykwitający na lewym ramieniu ból. Spojrzał w dół. Na jego koszuli zaczęła
rozprzestrzeniać się krew.
Zostałem postrzelony. Uświadomił sobie z przerażeniem Max.
Wreszcie to się stało. Jakiś cholerny myśliwy puścił zbłąkaną kulę.
Max skierował Mavericka, który stał się teraz nerwowy, w stronę drzew. Opierdoli tego
myśliwego. Przeklęty dupek pewnie nawet nie wiedział, że kogoś postrzelił.
Dzwięk powtórzył się i Maverick wierzgnął dziko. Max musiał ściągnąć mocno wodze, by
utrzymać się w siodle. Rozległ się trzeci strzał. Maverick całkowicie spanikował i zrzucił swojego
jezdzca. Maxa ogarnęła własna panika, kiedy uświadomił sobie, że but zaklinował mu się w
strzemieniu. Próbował się uwolnić, ciągnięty po ziemi, ale nie dał rady.
Max usłyszał jak Quigley wściekle ujada. Pies biegł szaleńczo chcąc nadążyć za swoim
panem. Max ostatni raz wyszarpnął but i poczuł jak jego głowa uderza w coś twardego. Cały świat
stał się nagle czarny.
***
Rachel nie mogła przestać o tym, że Max może być ranny tak jak obwieścił Rye. Biegła.
Wypadła przez drzwi i schodki ganku. Nie myślała o tym, że ma na sobie jedynie koszulkę Rye'a i
bose stopy. Wszystko o czym mogła myśleć to Max. Od razu wiedziała, że Rye miał rację i Max ich
potrzebował.
"Stajnie." Rye biegł tuż obok niej. Wskazał na tyły domu i skierował się w tamtą stronę.
Również był boso, zauważyła Rachel, ale wsunął na siebie dresy. Popędził w kierunku tyłów
domu. Rachel podążyła za nim i zobaczyła coś co ją przeraziło.
Maverick stał idealnie nieruchomo na podwórzu. Spojrzała niżej na leżącego na ziemi Maxa.
Jego obuta stopa wciąż tkwiła w strzemieniu, a jego ciało było całkowicie nieruchome. Quigley
krążył wokół niego z niecierpliwością. Ten olbrzymi pies skomlał.
Rachel ścisnęło się serce. Rye upadł przy boku brata i sprawdził puls. Rachel upadła na
kolana, sięgając po jego nieruchomą dłoń.
"Zadzwoń po pogotowie." Powiedział natarczywie Rye.
Musiała go dotknąć, potrzymać, upewnić się, że żył.
"Rachel, dzwoń pod 911, już!" Głos Rye'a przebił się przez jej myśli.
Rachel pobiegła do domu i zadzwoniła. W każdej sekundzie bała się, że widziała go żywego
ostatni raz.
Rozdział 8
Następne parę godzin było najgorszymi w życiu Rachel. Ona i Rye siedzieli na korytarzu
szpitala w Del Norte podczas gdy Max był operowany. Doktor powiedział im, że został postrzelony
przed dwie zbłąkane kule. Nie był to rzadki przypadek. Jedna kula tkwiła w jego lewej ręce, a druga
w nodze. To była ta łatwiejsza część. Kule nie uszkodziły żadnych ważnych organów. Jego mózg, z
drugiej strony, dostał niezle w kość. Doznał wstrząśnienia mózgu i nie byli pewni na ile było to
poważne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
mnie parę dni. Stef chce iść na ryby przed piknikiem z okazji Dnia Założyciela"
Max odwrócił się i przyjrzał bratu. "Nie chcę, żebyś uciekał. Chcę, żebyś dobrze się tu czuł
z Rachel."
Zmiech Rye'a był krótki i szorstki. "Czuje się dobrze. Po prostu uważam, że wy dwoje
potrzebujecie trochę czasu dla siebie, a potem będziemy musieli coś wymyślić."
Max poczuł jak rzednie mu mina. Potrafił wyczuć obawę Rye'a. "Wymyślić co?"
Rye wyglądał na sfrustrowanego kiedy wstawiał kubek do zlewu. "No cóż, nie zamierzam
być waszym współlokatorem. Naprawdę sądzisz, że chcę na to patrzeć? Sądzisz, że tak mam
spędzić resztę życia?"
"Ryan." Powiedział Max, próbując powstrzymać brata.
"Nie." Rye uniósł dłoń by go zatrzymać. "Cieszę się z twojego powodu. Naprawdę. Po
prostu nie tak wyobrażałem sobie nasze życie i potrzebuję czasu, by się do tego przyzwyczaić. W
końcu coś wymyślimy. Poza tym, tak naprawdę nie możesz chcieć mnie wokół. Tylko denerwuję
Rachel."
"Przyzwyczai się." Max musiał w to wierzyć.
"Nie przyzwyczai się." Odpowiedział smutno Rye. "Nie jest taką dziewczyną i może się
oszukiwaliśmy. Teraz widzę, że Nina nigdy nie zamierzała uszczęśliwić nas obu. Cholera, nawet
mnie by nie uszczęśliwiła. Oświadczyłem się jej, bo chciałem się ożenić. A ona powiedziała tak, bo
nie miała nic lepszego do roboty. To było głupie. Rachel jest typem dziewczyny, z którą się żenisz i
zakładasz rodzinę, a nie dziewczyną, która zaakceptowałaby trójkąt."
"No proszę cię, Rye." Nie potrafił myśleć o niczym innym. Rye nie powiedział niczego, o
czym już by nie myślał.
"Idę pod prysznic. Zobaczymy się pózniej." Powiedział Rye takim tonem, że Max wiedział,
że rozmowa się zakończyła. Rye zniknął w korytarzu, a Max poszedł do pracy.
Max starał się wyrzucić z głowy myśli o bracie i skierował Mavericka na łagodne zbocze
oddzielające podwórze od pastwiska. Już stąd widział miejsce w płocie, które wymagało naprawy.
Musiał pomyśleć jak naprawić bałagan związany z jego bratem.
Max usłyszał coś jak strzelający gaznik samochodu. Przez sekundę poczuł narastającą złość.
Czyżby już ktoś dobijał się do nich z samego rana? Była sobota. Nie mogli zostawić ich w spokoju
chociaż w sobotę rano?
Potem poczuł wykwitający na lewym ramieniu ból. Spojrzał w dół. Na jego koszuli zaczęła
rozprzestrzeniać się krew.
Zostałem postrzelony. Uświadomił sobie z przerażeniem Max.
Wreszcie to się stało. Jakiś cholerny myśliwy puścił zbłąkaną kulę.
Max skierował Mavericka, który stał się teraz nerwowy, w stronę drzew. Opierdoli tego
myśliwego. Przeklęty dupek pewnie nawet nie wiedział, że kogoś postrzelił.
Dzwięk powtórzył się i Maverick wierzgnął dziko. Max musiał ściągnąć mocno wodze, by
utrzymać się w siodle. Rozległ się trzeci strzał. Maverick całkowicie spanikował i zrzucił swojego
jezdzca. Maxa ogarnęła własna panika, kiedy uświadomił sobie, że but zaklinował mu się w
strzemieniu. Próbował się uwolnić, ciągnięty po ziemi, ale nie dał rady.
Max usłyszał jak Quigley wściekle ujada. Pies biegł szaleńczo chcąc nadążyć za swoim
panem. Max ostatni raz wyszarpnął but i poczuł jak jego głowa uderza w coś twardego. Cały świat
stał się nagle czarny.
***
Rachel nie mogła przestać o tym, że Max może być ranny tak jak obwieścił Rye. Biegła.
Wypadła przez drzwi i schodki ganku. Nie myślała o tym, że ma na sobie jedynie koszulkę Rye'a i
bose stopy. Wszystko o czym mogła myśleć to Max. Od razu wiedziała, że Rye miał rację i Max ich
potrzebował.
"Stajnie." Rye biegł tuż obok niej. Wskazał na tyły domu i skierował się w tamtą stronę.
Również był boso, zauważyła Rachel, ale wsunął na siebie dresy. Popędził w kierunku tyłów
domu. Rachel podążyła za nim i zobaczyła coś co ją przeraziło.
Maverick stał idealnie nieruchomo na podwórzu. Spojrzała niżej na leżącego na ziemi Maxa.
Jego obuta stopa wciąż tkwiła w strzemieniu, a jego ciało było całkowicie nieruchome. Quigley
krążył wokół niego z niecierpliwością. Ten olbrzymi pies skomlał.
Rachel ścisnęło się serce. Rye upadł przy boku brata i sprawdził puls. Rachel upadła na
kolana, sięgając po jego nieruchomą dłoń.
"Zadzwoń po pogotowie." Powiedział natarczywie Rye.
Musiała go dotknąć, potrzymać, upewnić się, że żył.
"Rachel, dzwoń pod 911, już!" Głos Rye'a przebił się przez jej myśli.
Rachel pobiegła do domu i zadzwoniła. W każdej sekundzie bała się, że widziała go żywego
ostatni raz.
Rozdział 8
Następne parę godzin było najgorszymi w życiu Rachel. Ona i Rye siedzieli na korytarzu
szpitala w Del Norte podczas gdy Max był operowany. Doktor powiedział im, że został postrzelony
przed dwie zbłąkane kule. Nie był to rzadki przypadek. Jedna kula tkwiła w jego lewej ręce, a druga
w nodze. To była ta łatwiejsza część. Kule nie uszkodziły żadnych ważnych organów. Jego mózg, z
drugiej strony, dostał niezle w kość. Doznał wstrząśnienia mózgu i nie byli pewni na ile było to
poważne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]