[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czuję, że coś jest nie w porządku.
- Masz rację - przyznała Kate i zawołała w kierunku
kuchni: - Musimy powiedzieć obojgu, Moran. Leenie też musi
wszystko wiedzieć. Natychmiast.
Moran
wyszedł
z
kuchni
i
stanął
w
drzwiach.
Niespokojnie przestąpił z nogi na nogę.
- Dzwonił Bibb - rzekł niepewnie.
- I co? - zapyta! Frank. Moran zawahał się.
- Znaleźli... znaleźli zwłoki.
Leenie jęknęła. Frank otoczył ją ramieniem w talii i
podtrzymał.
- Dziecko? - zapytał.
- Tak. Niemowlę. Chłopczyk. Wiek około trzech
miesięcy.
- Boże, nie! - krzyknęła Leenie i nagle wszystko wokół
pogrążyło się w mroku.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Frank nie należał do ludzi, których łatwo zwieść
kobiecymi łzami, napadami wściekłości i omdleniami - znał to
wszystko z dzieciństwa, obserwując matkę, która była
mistrzynią w tych wybiegach. Nauczył się też od ojca, jak się
przed nimi bronić. Tylko raz pozwolił sobie na wyjście zza
tarczy i zaraz tego pożałował. Z Ritą. Ale teraz, kiedy chwycił
omdlałą Leenie w ramiona, poczuł, że budzą się w nim
niechciane i niepotrzebne uczucia. Ona nie grała, nie
próbowała bawić się jego kosztem, jej reakcja była szczera i
naturalna, spowodowana prawdziwym przerażeniem. A on
chciał już tylko pocieszać ją i chronić przed okrutną prawdą,
zapewnić, że nie jest z nią sama.
W godzinę później, kiedy czekali w kostnicy policyjnej,
wciąż jeszcze myślał tylko o tym, jak ją chronić, osłaniać i
bronić przed dalszym bólem.
Ta kobieta - matka jego dziecka - w jednej chwili zdołała
obalić wszystkie jego tarcze i sprawić, że znów stał się
wrażliwy. Czuł się z tym bardzo dziwnie.
- Nie musieliście tu przychodzić. - Bibb odchrząknął
niepewnie, odwracając wzrok od śmiertelnie bladej twarzy
Leenie i wbijając go w kafelki podłogi. - Możemy
zidentyfikować ciało bez...
Leenie jęknęła boleśnie i zesztywniała. Frank mocniej
objął ją w pasie.
- Dziecko mógł zidentyfikować lekarz Andrew lub Haley
Wilson - rzeki z lekkim wyrzutem. - Po co ci ta męka?
Przecież to może nie być Andrew?
- I tak muszę to zrobić - upierała się Leenie. Frank
przyjrzał jej się uważnie, zatroskany widocznym w jej twarzy
napięciem i powagą.
- Nie, nie musisz. - Gdyby Frank miał szansę poznać
swojego syna, bycia ojcem od chwili jego narodzin, teraz
mógłby ochronić Leenie przed koszmarem identyfikacji zwłok
dziecka. Każdy inny ojciec mógł to zrobić, on nie.
- Muszę, Frank - powtórzyła Leenie. - Jeśli to nie
Andrew, chcę to sama zobaczyć, jeśli to on... Nie spędzę w
niepewności reszty życia.
- Ale już nigdy nie zapomnisz... Kate położyła dłoń na
ramieniu Franka.
- Nie powstrzymasz jej. Musi to zrobić. - Kate poklepała
Leenie po dłoni. - Wiem, co czujesz. Gorzej jest nie wiedzieć,
niż wiedzieć, mieć nadzieję, kiedy inni już ją stracili.
Leenie zacisnęła zęby, z trudem powstrzymując płacz, po
czym powoli skinęła głową.
- Jesteśmy gotowi - oznajmił Frank koronerowi
Hugginsowi, łysemu lekarzowi w średnim wieku.
Mocno objął Leenie w pasie i oboje weszli do zimnego,
mrocznego pomieszczenia. Doktor Huggins szedł przed nimi.
Podprowadził ich do stalowego stołu, na którym spoczywało
okryte prześcieradłem drobne ciałko. Wokół panowała
przytłaczająca cisza. Frank słyszał jedynie własny oddech, a
potem westchnienie Leenie. Zacisnął palce na jej dłoni.
Podniosła na niego wzrok pełen lęku i niepewności.
- Zrobimy to razem - szepnął. Skinęła głową.
- Dobrze - rzekł Frank do doktora Hugginsa.
Koroner zdjął prześcieradło, odsłaniając filigranowe
zwłoki. Frank chciał odciągnąć Leenie, wyprowadzić z
pomieszczenia, własnym ciałem osłonić przed cierpieniem,
jakie być może ją czekało. Lecz ona rzuciła się w przód i
nagle stanęła jak wryta, z wzrokiem wbitym w blade ciałko.
Podniosła obie dłonie do ust.
- O Boże, Boże... - jęknęła.
Frak poczuł, że serce skacze mu do gardła. Nie, to
niemożliwe, tylko nie to, modlił się w duchu, ale nie mógł
zdobyć się na to, żeby spojrzeć na dziecko.
Leenie z trudem chwytała oddech.
- To nie on. To nie Andrew.
Frank nigdy w życiu nie doznał większej ulgi. W tej samej
chwili - w tym momencie niezrównanej wdzięczności dla losu,
doznał objawienia. Nigdy nie widział ani nie trzymał w
ramionach swego dziecka, a jednak poczuł, że je kocha. I że
pragnie być dla niego ojcem.
Kate wydała z siebie urywane, głośnie westchnienie,
Frank ze świstem wypuścił powietrze z płuc. Leenie zwróciła
się ku niemu z melancholijnym uśmiechem na twarzy i padła
mu w ramiona.
Objął ją, przytulił, gładząc po plecach, a ona uczepiła się
go jak ostatniej deski ratunku. Rozpłakała się cichutko. Tylko
na chwilkę. Lecz niekontrolowane dreszcze wstrząsały jej
ciałem długo jeszcze potem, kiedy już przestała płakać.
Wreszcie Frank obrócił ją delikatnie i popchnął w
kierunku drzwi.
- Wracajmy do domu.
- Podjadę samochodem od frontu - zaproponowała Kate i
wybiegła w pośpiechu.
Frank i Leenie w milczeniu ruszyli w kierunku wyjścia. U
drzwi Leenie zatrzymała się na chwilę i łagodnie zwróciła do
szefa policji:
- Ryan, kiedy poznacie już tożsamość dziecka, dajcie mi
znać. Chciałabym... chciałabym przesłać kondolencje jego
rodzicom.
Do końca życia nie zapomni obrazu maleńkiego ciałka
niemowlęcia, spoczywającego na stalowym stole. Gdzieś tam
jakaś inna matka straciła dziecko i pomiędzy nią a Leenie
istniała tylko jedna różnica: tamta kobieta już nie miała
nadziei. Jej synek nie żył.
Frank prawdopodobnie nie rozumiał, czemu, gdy wrócili
do domu, Leenie odepchnęła go i zamknęła się w łazience,
przekręcając klucz. Wołał ją kilka razy, pytając, czy nic jej nie
jest i czy może jej jakoś pomóc. Nie odpowiadała. Jak miała
mu wyjaśnić, że w jednej chwili była otępiała, a w drugiej
przerażona. Była pół żywa i pół martwa. Wszystko naraz.
Usiadła na zamkniętej komodzie i skrzyżowała dłonie na
piersi. Siedziała i płakała cicho. Po policzkach płynął
nieprzerwany strumień łez. Piersi rozrywał ból, który prawie
nie pozwalał jej oddychać.
- Och, Andrew... Andrew...
Frank podniósł dłoń, żeby znów zastukać w drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl