[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i niepokojach. Ona jednak upodobała sobie rolę sekutnicy, a re-
RS
zultaty nie kazały długo na siebie czekać. Mogła przewidzieć,
że sir Myles tak zareaguje.
Powinna była też wykazać się większą cierpliwością, bo to
cierpliwość jest kluczem do poznania drugiego człowieka. Wte
dy mogłaby zajrzeć w głąb jego duszy i ta wiedza z pewnością
pomogłaby jej dokonać słusznego wyboru. W gronie gości było
wielu młodych mężczyzn, gotowych zająć miejsce sir Mylesa
po jego wyjezdzie. Każdy z nich był przeświadczony, że oto na
darza się sposobność zdobycia jej względów i doprowadzenia
do ożenku, żaden jednak nie oddziaływał na nią równie silnie
jak sir Myles.
Z ciężkim westchnieniem zwlokła się z łóżka i podeszła do
wąskiego okna sypialni. Połać nieba po wschodniej stronie była
już nasycona światłem dnia, ale na słońce nie można było dziś
liczyć. Zapowiadał się szary, ponury dzień.
ZnikÄ…d jakiejkolwiek pociechy. Jedynym wsparciem, praw
dziwą duchową ostoją okazał się wuj. Nie winił jej i nie po
tępiał, przeciwnie, był wobec niej czuły i pełen zrozumienia.
Prawdziwy ojciec.
Ponownie westchnęła i zajęła się szczotkowaniem włosów.
Dzisiaj, jak każdego dnia po wyjezdzie sir Mylesa, będzie mu
siała udawać dobry nastrój i wykonywać mnóstwo zajęć, wśród
których większość polegała na zapewnieniu gościom rozrywek
i jedzenia. Będzie też musiała zapanować nad sobą, aby nie rzu
cać się do okna na odgłos kopyt końskich na bruku dziedzińca
i nie wpadać w zamyślenie podczas rozmowy. Powinna po raz
kolejny utwierdzić się w przekonaniu, że dobrze się stało, iż sir
Myles uznał za stosowne zerwać ich zaręczyny.
Każdy dżentelmen postąpiłby na jego miejscu tak samo. Usły
szawszy o umowie, jaką zawarła z wujem, musiał poczuć się znie
ważony. Okazało się bowiem, że z narzeczonego stał się jedynie
pewną stawką w grze, przedmiotem zakładu. Gdyby nie była tak
RS
egoistycznie skupiona na sobie, mogłaby wykazać więcej taktu
i w rezultacie zaoszczędzić mu przykrych doświadczeń.
Zapewne sir Myles Buxton ją znienawidził.
Przyszła Mary pomóc się jej ubrać, a niebawem było już po
mszy i śniadaniu. Zaczął prószyć śnieg, co oznaczało, że goście
pozostaną w obrębie zamkowych murów. Trzeba było na gwałt
pomyśleć o jakichś grach i zabawach, jak również kazać festy
nowi podgrzać dodatkowy garniec wina, gdyż kilku mężczyzn
zdecydowało się jednak na konną przejażdżkę.
Gdy najważniejsze rozporządzenia zostały wydane, mogła
wreszcie zastanowić się, co ona sama ma robić przez resztę
przedpołudnia.
Mogła dołączyć do kobiet i razem z nimi zająć się wyszy
waniem i plotkami. Oznaczało to jednak, że będzie musiała zno
sić współczujące spojrzenia Alice i Elizabeth i być świadkiem
wysiłków unikania jakiejkolwiek aluzji do sir Mylesa, co dyk
towane było pragnieniem, by nie zranić jej uczuć.
Zostając w sali, narażała się na natrętne spojrzenia nieżona
tych mężczyzn, którzy zwietrzyli swoją szansę i próbowali, każ
dy na swój sposób, ściągnąć na siebie jej uwagę.
Nie, postanowiła nie wystawiać na próbę swej cierpliwości.
Narzuciła pelerynę i ruszyła korytarzem ku frontowym
drzwiom, postanawiając wybrać się na krótki spacer.
Gdy stanęła na progu, spostrzegła, że dziedziniec pokryty był
już grubą warstwą śniegu. Wszystko wskazywało na to, że za
nosi się nawet na zadymkę. Rozsądek podpowiadał, by zawrócić
i nie narażać się na przykre pogodowe niespodzianki.
Giselle posłuchała głosu rozsądku. Właśnie zawracała, gdy
do jej uszu dobiegł szczęk łańcuchów. Straż przy bramie pod
nosiła kratę. Któż mógł zdecydować się na podróż w taką po
godÄ™?
RS
Ogarnięte ciekawością, Giselle zmieniła zamiar. Zrobiła je
den krok i natychmiast zapadła się niemal do pół łydki, jednak
brnęła dalej. Była już w połowie dziedzińca, gdy z ruchliwej
bieli wyłonił się jezdziec. Okazało się, że konia dosiada kobieta.
- Giselle!
Giselle wpatrywała się w przybyłą, nie wierząc własnym
oczom.
- Cecily! - wykrzyknęła i mało co nie wybuchnęła pła
czem.
Puściła się biegiem, lecz zaraz się zatrzymała. Cecily nie była
sama. Widać było za nią drugiego jezdzca. Nietrudno było go
rozpoznać. Był to sir Myles Buxton, który siedział oto przed nią
na koniu, jakby nigdy nie odjeżdżał i jakby przed kilkoma dnia
mi nie pożegnała go na zawsze w myślach.
Chwilę pózniej dziedziniec zapełnił się ludzmi i końmi. Ce
cily miała ze sobą dziesięciu pocztowych, a i sir Myles przy
prowadził swych zbrojnych. Do tego trzeba było dodać juczne
konie, które dzwigały bagaże Cecily i sir Mylesa. Wyskoczył
stajenni, wysypała się służba. Zapanował rozgardiasz, jak to
zwykle po przybyciu licznych gości.
Gdy jeden ze sług pomógł Cecily zsiąść z konia, przyjaciółki
rzuciły się sobie w ramiona. Zciskały się i całowały, szczęśliwe
że widzą się po tak długiej rozłące. Jednak Giselle przez cały
czas nurtowała myśl, co Cecily ma wspólnego z sir Mylesem
i co oznacza ten ich wspólny przyjazd.
Nagle dostrzegła w przyjaciółce coś, co oderwało jej myśli
od sir Mylesa.
- Oczekujesz dziecka? - spytała z nutką zazdrości w głosie,
który poza tym zdradzał szczerą radość ze szczęścia przyjaciółki.
Cecily uśmiechnęła się. Widać było, że jest dumna z siebie;
- Tak, i jak widzisz, niebawem siÄ™ urodzi. Bernard jest tym
tak przejęty! Przypisuje sobie całą zasługę, lecz powtarzam mu
RS
codziennie, że ja również mam w tym swój udział. Och, ci mę
żowie! - Mrugnęła porozumiewawczo. - Niebawem sama się
przekonasz, jacy są mężczyzni.
Mimo podrażnienia spowodowanego faktem, że sir Myles
nie raczył jeszcze się z nią przywitać, Giselle potrafiła zdobyć
się na uśmiech. Poszukała sir Mylesa wzrokiem, odnajdując go
już na schodach.
Cecily poszła za jej spojrzeniem.
- A teraz będziesz musiała posadzić mnie przy jakimś ko
minku, abym trochę odtajała, i powiedzieć mi wszystko o tym
kawalerze - rzekła, biorąc Giselle pod ramię. - Co za przystoj
ny mężczyzna i ileż w nim determinacji! Po prostu porwał mnie
z domu! Powiedział mnie i Bernardowi, że po prostu muszę spę
dzić z tobą dzień Objawienia Pańskiego i nie chciał słyszeć o [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
i niepokojach. Ona jednak upodobała sobie rolę sekutnicy, a re-
RS
zultaty nie kazały długo na siebie czekać. Mogła przewidzieć,
że sir Myles tak zareaguje.
Powinna była też wykazać się większą cierpliwością, bo to
cierpliwość jest kluczem do poznania drugiego człowieka. Wte
dy mogłaby zajrzeć w głąb jego duszy i ta wiedza z pewnością
pomogłaby jej dokonać słusznego wyboru. W gronie gości było
wielu młodych mężczyzn, gotowych zająć miejsce sir Mylesa
po jego wyjezdzie. Każdy z nich był przeświadczony, że oto na
darza się sposobność zdobycia jej względów i doprowadzenia
do ożenku, żaden jednak nie oddziaływał na nią równie silnie
jak sir Myles.
Z ciężkim westchnieniem zwlokła się z łóżka i podeszła do
wąskiego okna sypialni. Połać nieba po wschodniej stronie była
już nasycona światłem dnia, ale na słońce nie można było dziś
liczyć. Zapowiadał się szary, ponury dzień.
ZnikÄ…d jakiejkolwiek pociechy. Jedynym wsparciem, praw
dziwą duchową ostoją okazał się wuj. Nie winił jej i nie po
tępiał, przeciwnie, był wobec niej czuły i pełen zrozumienia.
Prawdziwy ojciec.
Ponownie westchnęła i zajęła się szczotkowaniem włosów.
Dzisiaj, jak każdego dnia po wyjezdzie sir Mylesa, będzie mu
siała udawać dobry nastrój i wykonywać mnóstwo zajęć, wśród
których większość polegała na zapewnieniu gościom rozrywek
i jedzenia. Będzie też musiała zapanować nad sobą, aby nie rzu
cać się do okna na odgłos kopyt końskich na bruku dziedzińca
i nie wpadać w zamyślenie podczas rozmowy. Powinna po raz
kolejny utwierdzić się w przekonaniu, że dobrze się stało, iż sir
Myles uznał za stosowne zerwać ich zaręczyny.
Każdy dżentelmen postąpiłby na jego miejscu tak samo. Usły
szawszy o umowie, jaką zawarła z wujem, musiał poczuć się znie
ważony. Okazało się bowiem, że z narzeczonego stał się jedynie
pewną stawką w grze, przedmiotem zakładu. Gdyby nie była tak
RS
egoistycznie skupiona na sobie, mogłaby wykazać więcej taktu
i w rezultacie zaoszczędzić mu przykrych doświadczeń.
Zapewne sir Myles Buxton ją znienawidził.
Przyszła Mary pomóc się jej ubrać, a niebawem było już po
mszy i śniadaniu. Zaczął prószyć śnieg, co oznaczało, że goście
pozostaną w obrębie zamkowych murów. Trzeba było na gwałt
pomyśleć o jakichś grach i zabawach, jak również kazać festy
nowi podgrzać dodatkowy garniec wina, gdyż kilku mężczyzn
zdecydowało się jednak na konną przejażdżkę.
Gdy najważniejsze rozporządzenia zostały wydane, mogła
wreszcie zastanowić się, co ona sama ma robić przez resztę
przedpołudnia.
Mogła dołączyć do kobiet i razem z nimi zająć się wyszy
waniem i plotkami. Oznaczało to jednak, że będzie musiała zno
sić współczujące spojrzenia Alice i Elizabeth i być świadkiem
wysiłków unikania jakiejkolwiek aluzji do sir Mylesa, co dyk
towane było pragnieniem, by nie zranić jej uczuć.
Zostając w sali, narażała się na natrętne spojrzenia nieżona
tych mężczyzn, którzy zwietrzyli swoją szansę i próbowali, każ
dy na swój sposób, ściągnąć na siebie jej uwagę.
Nie, postanowiła nie wystawiać na próbę swej cierpliwości.
Narzuciła pelerynę i ruszyła korytarzem ku frontowym
drzwiom, postanawiając wybrać się na krótki spacer.
Gdy stanęła na progu, spostrzegła, że dziedziniec pokryty był
już grubą warstwą śniegu. Wszystko wskazywało na to, że za
nosi się nawet na zadymkę. Rozsądek podpowiadał, by zawrócić
i nie narażać się na przykre pogodowe niespodzianki.
Giselle posłuchała głosu rozsądku. Właśnie zawracała, gdy
do jej uszu dobiegł szczęk łańcuchów. Straż przy bramie pod
nosiła kratę. Któż mógł zdecydować się na podróż w taką po
godÄ™?
RS
Ogarnięte ciekawością, Giselle zmieniła zamiar. Zrobiła je
den krok i natychmiast zapadła się niemal do pół łydki, jednak
brnęła dalej. Była już w połowie dziedzińca, gdy z ruchliwej
bieli wyłonił się jezdziec. Okazało się, że konia dosiada kobieta.
- Giselle!
Giselle wpatrywała się w przybyłą, nie wierząc własnym
oczom.
- Cecily! - wykrzyknęła i mało co nie wybuchnęła pła
czem.
Puściła się biegiem, lecz zaraz się zatrzymała. Cecily nie była
sama. Widać było za nią drugiego jezdzca. Nietrudno było go
rozpoznać. Był to sir Myles Buxton, który siedział oto przed nią
na koniu, jakby nigdy nie odjeżdżał i jakby przed kilkoma dnia
mi nie pożegnała go na zawsze w myślach.
Chwilę pózniej dziedziniec zapełnił się ludzmi i końmi. Ce
cily miała ze sobą dziesięciu pocztowych, a i sir Myles przy
prowadził swych zbrojnych. Do tego trzeba było dodać juczne
konie, które dzwigały bagaże Cecily i sir Mylesa. Wyskoczył
stajenni, wysypała się służba. Zapanował rozgardiasz, jak to
zwykle po przybyciu licznych gości.
Gdy jeden ze sług pomógł Cecily zsiąść z konia, przyjaciółki
rzuciły się sobie w ramiona. Zciskały się i całowały, szczęśliwe
że widzą się po tak długiej rozłące. Jednak Giselle przez cały
czas nurtowała myśl, co Cecily ma wspólnego z sir Mylesem
i co oznacza ten ich wspólny przyjazd.
Nagle dostrzegła w przyjaciółce coś, co oderwało jej myśli
od sir Mylesa.
- Oczekujesz dziecka? - spytała z nutką zazdrości w głosie,
który poza tym zdradzał szczerą radość ze szczęścia przyjaciółki.
Cecily uśmiechnęła się. Widać było, że jest dumna z siebie;
- Tak, i jak widzisz, niebawem siÄ™ urodzi. Bernard jest tym
tak przejęty! Przypisuje sobie całą zasługę, lecz powtarzam mu
RS
codziennie, że ja również mam w tym swój udział. Och, ci mę
żowie! - Mrugnęła porozumiewawczo. - Niebawem sama się
przekonasz, jacy są mężczyzni.
Mimo podrażnienia spowodowanego faktem, że sir Myles
nie raczył jeszcze się z nią przywitać, Giselle potrafiła zdobyć
się na uśmiech. Poszukała sir Mylesa wzrokiem, odnajdując go
już na schodach.
Cecily poszła za jej spojrzeniem.
- A teraz będziesz musiała posadzić mnie przy jakimś ko
minku, abym trochę odtajała, i powiedzieć mi wszystko o tym
kawalerze - rzekła, biorąc Giselle pod ramię. - Co za przystoj
ny mężczyzna i ileż w nim determinacji! Po prostu porwał mnie
z domu! Powiedział mnie i Bernardowi, że po prostu muszę spę
dzić z tobą dzień Objawienia Pańskiego i nie chciał słyszeć o [ Pobierz całość w formacie PDF ]