[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poczuł, jak Laura tężeje pod dotknięciem jego ręki, jakby gotowała się do stawie-
nia oporu, ale szybko zrezygnowała. Pod pokładem złości zauważył w jej oczach nie-
zmierzony smutek i zdziwił się, dlaczego wcześniej go nie dostrzegł. Czy był tam już od
jego powrotu? Opłakiwała utratę jego dziecka, i nic mu o tym nie mówiła?
- Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży?
- Zastanów się, Ronan, kiedy miałam ci powiedzieć? Nie było cię. Zresztą wyraz-
nie oświadczyłeś, że między nami koniec.
- Gdybym wiedział... - Urwał, bo sam nie był pewien, co by wtedy zrobił, jak by
się zachował.
L R
T
Tyle że, do cholery, chyba należała mu się szansa zadecydowania, jak miałby się
zachować.
- Gdybyś wiedział, tobyś myślał, że zastawiam na ciebie pułapkę, żeby cię zatrzy-
mać.
Mogło tak być, przyznał w duchu. Może tak właśnie by sądził. A może wcale nie.
- Teraz się nie dowiemy, co bym myślał. Nie uważasz?
- Wiem, jak by było.
Ona ma rację? Ronan niechętnie się do tego przyznawał, ale poczuł coś w rodzaju
wstydu, bo może Laura się nie myli. Nie planował zakładania rodziny. Czy potrafiłby
okazywać dziecku miłość, skoro sam jej nigdy nie doświadczył? Czy stać go na żałobę
po dziecku, o którego istnieniu nie miał pojęcia aż do dzisiaj?
- Wejdzmy do domu, nie będziemy przecież rozmawiali o tym na ulicy. - Pociągnął
ją za ramię do drzwi.
- Ja w ogóle nie chcę o tym rozmawiać.
- Nonsens. - Stanęli na ganku. - Klucz, Lauro. - Wyciągnął rękę.
Niechętnie podała mu niewielki pęk kluczy.
Dopiero w środku puścił jej ramię, po czym zabarykadował ciałem drzwi, dając jej
do zrozumienia, że nie ma ucieczki.
- Niech ci będzie - ustąpiła - porozmawiajmy. A potem pójdziesz.
- Dam ci znać, kiedy postanowię wyjść - odparł ze złością.
- Na Boga, Ronan, o czym tu rozmawiać.
- Moje dziecko żyło i umarło w tobie, a ty mi mówisz, że nie ma o czym rozma-
wiać?
Azy wypełniły oczy Laury i Ronan się przestraszył. Wiedział, że jeśli Laura się
rozpłacze, on zostanie rozbrojony. Nie był odporny na kobiece łzy. Sprawiały, że czuł się
bezradny, wielki i niezgrabny.
- Nie płacz - odezwał się ostro. - I nie bój się - dodał, kiedy zauważył, że skurczyła
się, słysząc jego ton. Poczuł się jak ostatni drań.
- Co mam robić, żeby cię nie złościć?
Wolał w jej wydaniu sarkazm od owego rozdzierającego serce smutku.
L R
T
- Opowiedz mi wszystko od początku. - Starał się, by nie brzmiało to jak rozkaz. -
Muszę to wiedzieć, Lauro.
- Więc słuchaj. Kilka tygodni po naszym rozstaniu odkryłam, że jestem w ciąży.
Wstrząsnęła nim ta wiadomość, ale zachował spokój. Była bowiem jedna rzecz, co
do której nie miał wątpliwości - zawsze stosował zabezpieczenie. Nie ryzykował zrobie-
nia dziecka kobiecie, z którą nie zamierzał wiązać się na stałe. A ponieważ nie istniała
jeszcze kobieta, z którą zapragnąłby związać się do końca życia, dziecko nie wchodziło
w rachubę.
- Przecież się zabezpieczaliśmy. Wzruszyła ramionami.
- To samo powtarzałam sobie, kiedy zrobiłam test ciążowy. A potem wzięłam opa-
kowanie prezerwatyw i przeczytałam: dziewięćdziesiąt siedem procent skuteczności.
- Ta wiadomość jest zapewne wydrukowana drobnym drukiem. - Wykrzywił usta
w ironicznym uśmiechu.
- Nie, wielkimi literami na samym froncie.
- Do diabła z nimi. - Skupił się teraz na Laurze. - Więc stwierdziłaś, że jesteś w
ciąży, a mnie nie powiedziałaś o tym, bo...
- Bo ty zdążyłeś już mi oświadczyć, że mnie nie chcesz.
Wypieki na jej policzkach dowodziły, że ciągle czuje się dotknięta jego zachowa-
niem i gdyby mógł, wymierzyłby sobie kopniaka. Był taki pewny, że robi to, co trzeba i
że ma racjonalne powody, a mimo to udało mu się wszystko spieprzyć. Teraz za to płaci.
- No i co?
- No i wyjechałeś z tą wokalistką. Zgodnie z planem, o którym mnie poinformowa-
łeś.
- A tobie nie przyszło na myśl, że w zmienionych okolicznościach warto by było
zadzwonić? - zapytał z pretensją w głosie. Dowiedział się, że powołał do życia nową
istotę, dopiero wtedy, gdy jej już nie było, i ta świadomość będzie go zawsze prześlado-
wała.
- Dzwoniłam.
- Kiedy?
- Tydzień po twoim wyjezdzie, kiedy poszłam do szpitala.
L R
T
Przecież chybaby o tym pamiętał?
- Dzwoniłam - powtórzyła - ale twój telefon był wyłączony i nie mogłam nawet zo-
stawić wiadomości. Zresztą nie wyobrażam sobie pisania takiej wiadomości. Zate-
lefonowałam więc do Cosain i rozmawiałam z Brianem, twoim asystentem. Powiedział
mi, że do ciebie dzwonił i że obiecałeś skontaktować się ze mną. Nie oddzwoniłeś. Two-
je intencje były oczywiste: żadnych zmartwień. Nie próbowałam więcej dzwonić, nie
chciałam zaprzątać twojej uwagi swoimi zmartwieniami.
Przestał słuchać. Przypominał sobie tamten dzień. Laura mówi, niestety, prawdę.
Brian poinformował go, że próbowała się z nim skontaktować, a on istotnie nie oddzwo-
nił. Uznał, że od rozstania upłynęło za mało czasu, by mogli rozmawiać z sobą bez emo-
cji. Podejrzewał, że Laura za nim tęskni i próbuje go odzyskać, i chociaż mile łechtało to
jego ego, bał się, że jej ulegnie i ich romans rozkwitnie na nowo.
- Przypominasz sobie? Brian dzwonił do ciebie?
- Dzwonił.
- A ty nie zareagowałeś.
- Nie wiedziałem. - Wmawiał sobie, że gdyby znał prawdę, naturalnie oddzwoniłby
do Laury. Cholera, przecież wróciłby z trasy. Zrobiłby... coś.
Ona jednak nie dała mu szansy. Pozbawiła go jej. Ich oboje pozbawiła szansy.
- Nie chciałeś wiedzieć. - Wróciła do drzwi frontowych. - A skoro teraz już o
wszystkim wiesz, możesz wyjść. I nie wracaj. Z nami koniec.
Zatrzymał ją, gdy go mijała. Działał instynktownie, nie myślał, co robi, kiedy
chwytał ją za ramiona i odwracał, by na niego popatrzyła.
- Naprawdę sądzisz, że to takie proste? Między nami skończone, naszego dziecka
nie ma, do widzenia.
Wyrwała mu się. Jej oczy ciskały gromy, ale wolał, gdy się złościła, niż gdyby
miała płakać.
- To ty rzuciłeś mi do widzenia i odszedłeś. A nasze dziecko nie zdążyło doświad-
czyć miłości.
Położył dłonie na jej ramionach. Chciał, by spojrzała mu w oczy, by usłyszała, co
chciał jej zakomunikować.
L R
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Poczuł, jak Laura tężeje pod dotknięciem jego ręki, jakby gotowała się do stawie-
nia oporu, ale szybko zrezygnowała. Pod pokładem złości zauważył w jej oczach nie-
zmierzony smutek i zdziwił się, dlaczego wcześniej go nie dostrzegł. Czy był tam już od
jego powrotu? Opłakiwała utratę jego dziecka, i nic mu o tym nie mówiła?
- Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży?
- Zastanów się, Ronan, kiedy miałam ci powiedzieć? Nie było cię. Zresztą wyraz-
nie oświadczyłeś, że między nami koniec.
- Gdybym wiedział... - Urwał, bo sam nie był pewien, co by wtedy zrobił, jak by
się zachował.
L R
T
Tyle że, do cholery, chyba należała mu się szansa zadecydowania, jak miałby się
zachować.
- Gdybyś wiedział, tobyś myślał, że zastawiam na ciebie pułapkę, żeby cię zatrzy-
mać.
Mogło tak być, przyznał w duchu. Może tak właśnie by sądził. A może wcale nie.
- Teraz się nie dowiemy, co bym myślał. Nie uważasz?
- Wiem, jak by było.
Ona ma rację? Ronan niechętnie się do tego przyznawał, ale poczuł coś w rodzaju
wstydu, bo może Laura się nie myli. Nie planował zakładania rodziny. Czy potrafiłby
okazywać dziecku miłość, skoro sam jej nigdy nie doświadczył? Czy stać go na żałobę
po dziecku, o którego istnieniu nie miał pojęcia aż do dzisiaj?
- Wejdzmy do domu, nie będziemy przecież rozmawiali o tym na ulicy. - Pociągnął
ją za ramię do drzwi.
- Ja w ogóle nie chcę o tym rozmawiać.
- Nonsens. - Stanęli na ganku. - Klucz, Lauro. - Wyciągnął rękę.
Niechętnie podała mu niewielki pęk kluczy.
Dopiero w środku puścił jej ramię, po czym zabarykadował ciałem drzwi, dając jej
do zrozumienia, że nie ma ucieczki.
- Niech ci będzie - ustąpiła - porozmawiajmy. A potem pójdziesz.
- Dam ci znać, kiedy postanowię wyjść - odparł ze złością.
- Na Boga, Ronan, o czym tu rozmawiać.
- Moje dziecko żyło i umarło w tobie, a ty mi mówisz, że nie ma o czym rozma-
wiać?
Azy wypełniły oczy Laury i Ronan się przestraszył. Wiedział, że jeśli Laura się
rozpłacze, on zostanie rozbrojony. Nie był odporny na kobiece łzy. Sprawiały, że czuł się
bezradny, wielki i niezgrabny.
- Nie płacz - odezwał się ostro. - I nie bój się - dodał, kiedy zauważył, że skurczyła
się, słysząc jego ton. Poczuł się jak ostatni drań.
- Co mam robić, żeby cię nie złościć?
Wolał w jej wydaniu sarkazm od owego rozdzierającego serce smutku.
L R
T
- Opowiedz mi wszystko od początku. - Starał się, by nie brzmiało to jak rozkaz. -
Muszę to wiedzieć, Lauro.
- Więc słuchaj. Kilka tygodni po naszym rozstaniu odkryłam, że jestem w ciąży.
Wstrząsnęła nim ta wiadomość, ale zachował spokój. Była bowiem jedna rzecz, co
do której nie miał wątpliwości - zawsze stosował zabezpieczenie. Nie ryzykował zrobie-
nia dziecka kobiecie, z którą nie zamierzał wiązać się na stałe. A ponieważ nie istniała
jeszcze kobieta, z którą zapragnąłby związać się do końca życia, dziecko nie wchodziło
w rachubę.
- Przecież się zabezpieczaliśmy. Wzruszyła ramionami.
- To samo powtarzałam sobie, kiedy zrobiłam test ciążowy. A potem wzięłam opa-
kowanie prezerwatyw i przeczytałam: dziewięćdziesiąt siedem procent skuteczności.
- Ta wiadomość jest zapewne wydrukowana drobnym drukiem. - Wykrzywił usta
w ironicznym uśmiechu.
- Nie, wielkimi literami na samym froncie.
- Do diabła z nimi. - Skupił się teraz na Laurze. - Więc stwierdziłaś, że jesteś w
ciąży, a mnie nie powiedziałaś o tym, bo...
- Bo ty zdążyłeś już mi oświadczyć, że mnie nie chcesz.
Wypieki na jej policzkach dowodziły, że ciągle czuje się dotknięta jego zachowa-
niem i gdyby mógł, wymierzyłby sobie kopniaka. Był taki pewny, że robi to, co trzeba i
że ma racjonalne powody, a mimo to udało mu się wszystko spieprzyć. Teraz za to płaci.
- No i co?
- No i wyjechałeś z tą wokalistką. Zgodnie z planem, o którym mnie poinformowa-
łeś.
- A tobie nie przyszło na myśl, że w zmienionych okolicznościach warto by było
zadzwonić? - zapytał z pretensją w głosie. Dowiedział się, że powołał do życia nową
istotę, dopiero wtedy, gdy jej już nie było, i ta świadomość będzie go zawsze prześlado-
wała.
- Dzwoniłam.
- Kiedy?
- Tydzień po twoim wyjezdzie, kiedy poszłam do szpitala.
L R
T
Przecież chybaby o tym pamiętał?
- Dzwoniłam - powtórzyła - ale twój telefon był wyłączony i nie mogłam nawet zo-
stawić wiadomości. Zresztą nie wyobrażam sobie pisania takiej wiadomości. Zate-
lefonowałam więc do Cosain i rozmawiałam z Brianem, twoim asystentem. Powiedział
mi, że do ciebie dzwonił i że obiecałeś skontaktować się ze mną. Nie oddzwoniłeś. Two-
je intencje były oczywiste: żadnych zmartwień. Nie próbowałam więcej dzwonić, nie
chciałam zaprzątać twojej uwagi swoimi zmartwieniami.
Przestał słuchać. Przypominał sobie tamten dzień. Laura mówi, niestety, prawdę.
Brian poinformował go, że próbowała się z nim skontaktować, a on istotnie nie oddzwo-
nił. Uznał, że od rozstania upłynęło za mało czasu, by mogli rozmawiać z sobą bez emo-
cji. Podejrzewał, że Laura za nim tęskni i próbuje go odzyskać, i chociaż mile łechtało to
jego ego, bał się, że jej ulegnie i ich romans rozkwitnie na nowo.
- Przypominasz sobie? Brian dzwonił do ciebie?
- Dzwonił.
- A ty nie zareagowałeś.
- Nie wiedziałem. - Wmawiał sobie, że gdyby znał prawdę, naturalnie oddzwoniłby
do Laury. Cholera, przecież wróciłby z trasy. Zrobiłby... coś.
Ona jednak nie dała mu szansy. Pozbawiła go jej. Ich oboje pozbawiła szansy.
- Nie chciałeś wiedzieć. - Wróciła do drzwi frontowych. - A skoro teraz już o
wszystkim wiesz, możesz wyjść. I nie wracaj. Z nami koniec.
Zatrzymał ją, gdy go mijała. Działał instynktownie, nie myślał, co robi, kiedy
chwytał ją za ramiona i odwracał, by na niego popatrzyła.
- Naprawdę sądzisz, że to takie proste? Między nami skończone, naszego dziecka
nie ma, do widzenia.
Wyrwała mu się. Jej oczy ciskały gromy, ale wolał, gdy się złościła, niż gdyby
miała płakać.
- To ty rzuciłeś mi do widzenia i odszedłeś. A nasze dziecko nie zdążyło doświad-
czyć miłości.
Położył dłonie na jej ramionach. Chciał, by spojrzała mu w oczy, by usłyszała, co
chciał jej zakomunikować.
L R
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]