[ Pobierz całość w formacie PDF ]
panował całkowity bezruch.
Nagle spoza zielonej zasłony w stronę łosia pomknęło długie drzewce.
Kamienny grot ściął po drodze parę liści. Włócznia wymierzona została jednak
zbyt nisko, utkwiła w trawie między kopytami łosia. Zwierzę zerwało się
natychmiast z miejsca, skoczyło wysoko i zniknęło w zaroślach. Przez chwilę
słychać było jeszcze trzaskanie łamanych gałązek.
- Marny rzut, Conanie! - zawołał Jad, wypadając na polankę. - Nie
nauczyłeś się jeszcze używać miotacza do włóczni.
- Tak, Targoka! Spod drzew nie możesz cisnąć jej tak wysoko, by daleko
poleciała - przyłączył się Aklak. Swój komentarz przerywał co parę słów głębokim
nabieraniem powietrza. - Nadwerężysz sobie ramię, jeżeli będziesz rzucał płasko
włócznię na taką odległość.
Conan zatoczył łuk na polance i wyrwał dzidę z ziemi. Przyśpieszył
kroku, by dogonić swoich towarzyszy. Po drodze przygotował włócznię do użycia
tak jak oni - zatknął koniec drzewca w zagłębienie kołka o rozszerzonym końcu.
Broń i miotacz trzymał w jednej ręce, wetknąwszy palec wskazujący między drzewce
i kołek, a pozostałe zacisnąwszy na miotaczu. W każdej chwili mógł błyskawicznie
odchylić ramię w tył i cisnąć włócznią. Miotacz zwielokrotniał siłę rzutu,
dzięki czemu broń rozpoczynała lot z o wiele większą prędkością niż rzucona w
zwykły sposób.
- Zobaczcie, łoś biegnie na północ, ku urwiskom! - zawołał jeden z
młodszych myśliwych, odkrywszy trop zwierzęcia w rozpadlinie między skalistymi
zboczami. - Mówiłem ci, Aklak, że powinieneś był pozwolić nam otoczyć go, a nie
rzucać się w pogoń!
- Tak byłoby najlepiej - zgodziła się młoda tropicielka. - Mądry myśliwy
zawsze zaczaja się na zwierzynę, pozwalając, by inni nagonili mu ją przed
włócznię.
- Może i tak - przyznał cierpliwie Aklak. - Gdyby nawet wam się to
udało, czy zdołalibyście zatrzymać tego łosia? Jedynie silny łowca może zmierzyć
się z wielkim, wystraszonym rogaczem, zwłaszcza takim, który nie jest ani
wyczerpany biegiem, ani ranny.
Atupan nadal jeszcze był zasapany, choć teraz on i towarzysze nie biegli
z całych sił. Wiedzieli, że łoś może biec bardzo szybko jedynie na krótkich
odcinkach i jeśli tylko nie stracą tropu, dopadną go. Szansę powodzenia
zwiększało również to, iż polowali w grupie.
- Przeklęty, złośliwy zwierz! - oświadczył Jad, wspinając się po
zasłanym kamieniami stoku. - Zmęczy nas podwójnie. Nie dosyć, że musimy go
gonić, to jeszcze pozostanie nam nieść go całą tę drogę z powrotem do obozu!
- Cicho! - syknął w chwilę pózniej Aklak. - Aoś skrył się w tamtej kępie
krzewów! Musi tam być, inaczej zobaczylibyśmy go nad nią.
Conan przyznał w duchu, że Atupan ma rację. Skalisty stok za zarośniętym
zagłębieniem wznosił się nierównymi tarasami, był jednak wystarczająco płaski,
by nie mógł się na nim skryć wielki rogacz. Aoś na pewno schował się w kępie
zarośli; być może nawet szykował się do próby wzięcia na rogi swoich
prześladowców.
- Wspaniale! Powinniśmy go otoczyć!
Gibka młoda łowczyni, nie czekając na przytaknięcie przywódcy łowów,
ruszyła wokół skraju zagłębienia. Na znak Aklaka Jad i drugi młody zapaleniec
podążyli za nią. Conan i brat Songi pobiegli tymczasem w przeciwną stronę, ku
bardziej stromej części zbocza.
- Ostrożnie, Conanie. Niech zajmą odpowiednie miejsca. I nie rzucaj
włócznią we wszystko, co się poruszy, bo trafisz jeszcze w któregoś w naszych
myśliwych!
Na ugiętych nogach Aklak przemykał przed Cymmerianinem przez krzewy.
Rozglądał się bacznie, gdy tylko docierał do rzadziej zarośniętych miejsc.
Wychylał się przy tym zza krzaków lub pni, by tropione zwierzę nie mogło dojrzeć
jego sylwetki na tle nieba. Conan nie dorównywał Atupanowi myśliwskim kunsztem,
zachowywał się jednak podobnie. Starał się śledzić Jada, by wiedzieć, kiedy
utworzy się półkole łowców. Z początku byli rozstawieni w znacznych odstępach,
skracających się jednak w miarę, jak zdążali ku środkowi.
Cymmerianin i Aklak dotarli do podstawy majaczącego za drzewami
skalistego zbocza, gdy Conan dał znak Atupanowi machnięciem dłoni. Wyciągniętą
ręką wskazał widoczną blisko pięćdziesiąt kroków od nich parę rogów. Okazało
się, że odpoczywający łoś skubał spokojnie liście, jakby uznał, że zgubił
pościg.
Cymmerianin poprawił w dłoni włócznię i odwiódł ramię w tył. Aklak
uniósł rękę i znieruchomiał. Przez chwilę trwał w bezruchu, starając się
zorientować w położeniu pozostałych tropicieli. Wreszcie skinął głową,
przygotował się do rzutu podobnie jak Conan i zaczął biec miarowymi, spokojnymi
susami. Cymmerianin podążył jego śladem. Po chwili obydwie włócznie wyleciały z
drewnianych dzwigni, mknąc między drzewami po stopniowo zbiegających się torach.
Jedna utkwiła w boku pasącego się zwierzęcia; druga upadła na murawę
przed nim. Aoś zbyt pózno odskoczył, ciśnięta przez Jada trzecia włócznia
ześlizgnęła się po jego grzbiecie. Zadała jednak ranę, o czym świadczyła strużka
tryskającej krwi. Aoś jednak na powrót zniknął w zaroślach.
Podczas gdy para młodych myśliwych tańczyła, dając upust swojej radości,
dwaj pozostali podeszli do leżącej na trawie włóczni. Sięgnął po nią Aklak.
- Moja - oświadczył poważnie. - Rzuciłeś lepiej ode mnie, Conanie.
- Dzięki twoim doskonałym naukom, bracie. - Conan podniósł włócznię Jada
i przyjrzał się jej zakrwawionemu grotowi, po chwili odrzucił ją niedbale
młodemu łowcy. - Muszę użyć toporka - powiedział, wyjmując go z pętli przy pasie
i zatykając na to miejsce niepotrzebny już miotacz.
Trójka myśliwych podjęła pościg za rannym zwierzęciem. Nikłe odgłosy z
gęstwiny świadczyły jednoznacznie, że parze młodszych łowców nie udało się
zapobiec ucieczce łosia. Trop zwierzęcia stał się jednak wyrazniejszy - były to
ślady rozmazanych plam krwi na liściach i leśnym poszyciu. Co jakiś czas
myśliwych dobiegały od strony zbocza nierówne odgłosy kopyt tracącego siły
zwierzęcia. Conan sądził, że grot włóczni nie ugrzązł głęboko w boku łosia, mimo
to zadawał mu ból i utrudniał bieg. Barbarzyńca czuł pragnienie, by skończyć
jego cierpienia. Krzycząc co sił Ki-jaa! Ki-jii! - by przestraszyć zwierzą i
przywołać towarzyszy, myśliwi dotarli do odkrytej części stoku. Krople krwi były [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
panował całkowity bezruch.
Nagle spoza zielonej zasłony w stronę łosia pomknęło długie drzewce.
Kamienny grot ściął po drodze parę liści. Włócznia wymierzona została jednak
zbyt nisko, utkwiła w trawie między kopytami łosia. Zwierzę zerwało się
natychmiast z miejsca, skoczyło wysoko i zniknęło w zaroślach. Przez chwilę
słychać było jeszcze trzaskanie łamanych gałązek.
- Marny rzut, Conanie! - zawołał Jad, wypadając na polankę. - Nie
nauczyłeś się jeszcze używać miotacza do włóczni.
- Tak, Targoka! Spod drzew nie możesz cisnąć jej tak wysoko, by daleko
poleciała - przyłączył się Aklak. Swój komentarz przerywał co parę słów głębokim
nabieraniem powietrza. - Nadwerężysz sobie ramię, jeżeli będziesz rzucał płasko
włócznię na taką odległość.
Conan zatoczył łuk na polance i wyrwał dzidę z ziemi. Przyśpieszył
kroku, by dogonić swoich towarzyszy. Po drodze przygotował włócznię do użycia
tak jak oni - zatknął koniec drzewca w zagłębienie kołka o rozszerzonym końcu.
Broń i miotacz trzymał w jednej ręce, wetknąwszy palec wskazujący między drzewce
i kołek, a pozostałe zacisnąwszy na miotaczu. W każdej chwili mógł błyskawicznie
odchylić ramię w tył i cisnąć włócznią. Miotacz zwielokrotniał siłę rzutu,
dzięki czemu broń rozpoczynała lot z o wiele większą prędkością niż rzucona w
zwykły sposób.
- Zobaczcie, łoś biegnie na północ, ku urwiskom! - zawołał jeden z
młodszych myśliwych, odkrywszy trop zwierzęcia w rozpadlinie między skalistymi
zboczami. - Mówiłem ci, Aklak, że powinieneś był pozwolić nam otoczyć go, a nie
rzucać się w pogoń!
- Tak byłoby najlepiej - zgodziła się młoda tropicielka. - Mądry myśliwy
zawsze zaczaja się na zwierzynę, pozwalając, by inni nagonili mu ją przed
włócznię.
- Może i tak - przyznał cierpliwie Aklak. - Gdyby nawet wam się to
udało, czy zdołalibyście zatrzymać tego łosia? Jedynie silny łowca może zmierzyć
się z wielkim, wystraszonym rogaczem, zwłaszcza takim, który nie jest ani
wyczerpany biegiem, ani ranny.
Atupan nadal jeszcze był zasapany, choć teraz on i towarzysze nie biegli
z całych sił. Wiedzieli, że łoś może biec bardzo szybko jedynie na krótkich
odcinkach i jeśli tylko nie stracą tropu, dopadną go. Szansę powodzenia
zwiększało również to, iż polowali w grupie.
- Przeklęty, złośliwy zwierz! - oświadczył Jad, wspinając się po
zasłanym kamieniami stoku. - Zmęczy nas podwójnie. Nie dosyć, że musimy go
gonić, to jeszcze pozostanie nam nieść go całą tę drogę z powrotem do obozu!
- Cicho! - syknął w chwilę pózniej Aklak. - Aoś skrył się w tamtej kępie
krzewów! Musi tam być, inaczej zobaczylibyśmy go nad nią.
Conan przyznał w duchu, że Atupan ma rację. Skalisty stok za zarośniętym
zagłębieniem wznosił się nierównymi tarasami, był jednak wystarczająco płaski,
by nie mógł się na nim skryć wielki rogacz. Aoś na pewno schował się w kępie
zarośli; być może nawet szykował się do próby wzięcia na rogi swoich
prześladowców.
- Wspaniale! Powinniśmy go otoczyć!
Gibka młoda łowczyni, nie czekając na przytaknięcie przywódcy łowów,
ruszyła wokół skraju zagłębienia. Na znak Aklaka Jad i drugi młody zapaleniec
podążyli za nią. Conan i brat Songi pobiegli tymczasem w przeciwną stronę, ku
bardziej stromej części zbocza.
- Ostrożnie, Conanie. Niech zajmą odpowiednie miejsca. I nie rzucaj
włócznią we wszystko, co się poruszy, bo trafisz jeszcze w któregoś w naszych
myśliwych!
Na ugiętych nogach Aklak przemykał przed Cymmerianinem przez krzewy.
Rozglądał się bacznie, gdy tylko docierał do rzadziej zarośniętych miejsc.
Wychylał się przy tym zza krzaków lub pni, by tropione zwierzę nie mogło dojrzeć
jego sylwetki na tle nieba. Conan nie dorównywał Atupanowi myśliwskim kunsztem,
zachowywał się jednak podobnie. Starał się śledzić Jada, by wiedzieć, kiedy
utworzy się półkole łowców. Z początku byli rozstawieni w znacznych odstępach,
skracających się jednak w miarę, jak zdążali ku środkowi.
Cymmerianin i Aklak dotarli do podstawy majaczącego za drzewami
skalistego zbocza, gdy Conan dał znak Atupanowi machnięciem dłoni. Wyciągniętą
ręką wskazał widoczną blisko pięćdziesiąt kroków od nich parę rogów. Okazało
się, że odpoczywający łoś skubał spokojnie liście, jakby uznał, że zgubił
pościg.
Cymmerianin poprawił w dłoni włócznię i odwiódł ramię w tył. Aklak
uniósł rękę i znieruchomiał. Przez chwilę trwał w bezruchu, starając się
zorientować w położeniu pozostałych tropicieli. Wreszcie skinął głową,
przygotował się do rzutu podobnie jak Conan i zaczął biec miarowymi, spokojnymi
susami. Cymmerianin podążył jego śladem. Po chwili obydwie włócznie wyleciały z
drewnianych dzwigni, mknąc między drzewami po stopniowo zbiegających się torach.
Jedna utkwiła w boku pasącego się zwierzęcia; druga upadła na murawę
przed nim. Aoś zbyt pózno odskoczył, ciśnięta przez Jada trzecia włócznia
ześlizgnęła się po jego grzbiecie. Zadała jednak ranę, o czym świadczyła strużka
tryskającej krwi. Aoś jednak na powrót zniknął w zaroślach.
Podczas gdy para młodych myśliwych tańczyła, dając upust swojej radości,
dwaj pozostali podeszli do leżącej na trawie włóczni. Sięgnął po nią Aklak.
- Moja - oświadczył poważnie. - Rzuciłeś lepiej ode mnie, Conanie.
- Dzięki twoim doskonałym naukom, bracie. - Conan podniósł włócznię Jada
i przyjrzał się jej zakrwawionemu grotowi, po chwili odrzucił ją niedbale
młodemu łowcy. - Muszę użyć toporka - powiedział, wyjmując go z pętli przy pasie
i zatykając na to miejsce niepotrzebny już miotacz.
Trójka myśliwych podjęła pościg za rannym zwierzęciem. Nikłe odgłosy z
gęstwiny świadczyły jednoznacznie, że parze młodszych łowców nie udało się
zapobiec ucieczce łosia. Trop zwierzęcia stał się jednak wyrazniejszy - były to
ślady rozmazanych plam krwi na liściach i leśnym poszyciu. Co jakiś czas
myśliwych dobiegały od strony zbocza nierówne odgłosy kopyt tracącego siły
zwierzęcia. Conan sądził, że grot włóczni nie ugrzązł głęboko w boku łosia, mimo
to zadawał mu ból i utrudniał bieg. Barbarzyńca czuł pragnienie, by skończyć
jego cierpienia. Krzycząc co sił Ki-jaa! Ki-jii! - by przestraszyć zwierzą i
przywołać towarzyszy, myśliwi dotarli do odkrytej części stoku. Krople krwi były [ Pobierz całość w formacie PDF ]