[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wojownikiem?
NAGA? Conanie!
Tam w kącie, za legowiskiem tej świni, leżą czyjeś kobiece szatki. Nawet jakiś śliczny strój
dworski. Biały, ze złotem&
Nie! wzdrygnęła się. Należały do nieszczęśnic zamęczonych tu& A poza tym, czy sądzisz,
że włożyłabym coś, czego dotykała ta świnia, co się roi od jego wszy i pcheł?!
On nie tylko mnie zgwałcił, to jeszcze nic, pózniej było o wiele gorzej!
Conan pokiwał głową. Isparana nie była dworską laleczką ani dziewicą, które zabić mógł
sam gwałt. Była dość mądra i doświadczona, by nie powiększać bólu. Lecz do czego był
zdolny Baltaj pózniej doświadczył przecież sam.
Jesteś dzielnym wojownikiem, Isparano rzekł.
Isparano? Nagle zrobiłeś się bardzo oficjalny&
Podziwiam cię.
Rozejrzał się wokół, wciąż szukając dla niej jakiegoś odzienia. Jego wzrok padł na martwego
Thorna, kolczuga tego niższego strażnika, młodszego i szczuplejszego, powinna być w sam raz na
Isparanę. Zdarł z trupa ubranie.
Włóż to.
Doskonale już ubierała się. Udrzyj kawałek jego tuniki, muszę zawiązać na szyi, bo brzeg
mnie obciera.
Sięgnął do ciała, już dotykał tuniki, gdy kątem oka postrzegł na górze jakiś ruch. Podniósł
głowę, by lepiej widzieć. W drzwiach stał jeden z ulubionych Thornów Aktera Farouz.
Strażnik wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Dobrześ się spisał! Jakoś zawsze czułem odrazę do tego bydlaka. Miło mi, żeś go wysłał z tego
świata do piekła.
Conan oplótł palcami rękojeść miecza, by Farouz nie widział, że ręce mu drżą. Oczy przesłaniała mu
mgła nienawiści, gapił się na Farouza jak sroka w kość. Thorn stojąc w drzwiach był nieosiągalny.
Conan nie znajdował sposobu, by ściągnąć go na dół, ni by go trafić, nim umknie na drugą stronę
drzwi.
I podwójnie dobrześ się spisał, wszedłeś tu niby mysz po kawałek sera, wprost do pułapki. Teraz
zamknę te drzwi, a mój pan zdecyduje, co z tobą zrobić.
Conan wyciągnął miecz przed siebie, celując czubkiem niby palcem w brzuch Farouza.
Niech cię Yogg, Farouzie. Musiałeś przyjść tu właśnie teraz?! A& czy nie miałbyś ochoty
zmienić pana?
A& nie miałbym. Dobrze mi tu, w pałacu. No dodał poczekajcie tu sobie. Za niedługo
zobaczę was znów.
Uśmieszek wykrzywił kąciki ust Conana. Wargi mu drgały jak wilkowi, obnażając kły, gdy szeptał:
Zabij go.
Otworzył dłoń.
Miecz Zafry upadł na podłogę, zabrzęczał głucho.
Farouz zatoczył się ze śmiechu.
Nie jest posłuszny barbarzyńcy?! Tak, barbarzyńco, dla ciebie chlew i batog, dla lepszych oręż,
zapamiętaj sobie tę lekcję.
Cholera! Conan zaklął, a widząc pytanie w oczach Isparany, wyjaśnił szybko:
Ten miecz potrafił fruwać i sam zabijać, ale chyba tylko dla Zafry, teraz to zwykła stal.
Schylił się, by podnieść tę stal. W uszach dzwięczał mu śmiech Farouza, a oczy przesłaniała mgła.
W tej chwili smukła smagła ręka sięgnęła w cień i palce zamknęły się na rękojeści sztyletu Baltaja.
Conan cisnął miecz Zafry, wiedząc, że nie da rady trafić wycofującego się Thorna. I nie trafił, miecz
uderzył w ścianę w pobliżu Farouza. Farouz zaśmiał się obrazliwie i przystając na moment pomachał
im ręką w drwiącym pożegnaniu.
Sztylet wyfrunął z dłoni Isparany, mknął w górę niczym zaczarowany przez Zafrę miecz, dopadł
Farouza, wśliznął się pod krótką tunikę i utkwił po rękojeść w jego pachwinie.
Krzycząc, tocząc pianę z ust i wymiotując Farouz zataczał się chwilę, zawył, i upadł do tyłu. Z
przeciętej tętnicy buchały strumienie krwi.
Conan odwrócił się do Isparany. Weszła w krąg światła, nawet w tym strasznym lochu i w męskim
przebraniu wyglądała niemal wesoło i bardzo kobieco.
Nie miałem pojęcia, że rzucasz tak celnie! Mogło ci się na wydmach udać raz, ale dziś& Jesteś
wspaniała!
Na szczęście dla ciebie. Już drugi raz. Uśmiechnęła się, sięgnęła po wielką kość, pozostałą po
uczcie Baltaja, i zatopiła ostre zęby w kawałku mięsa. Widzisz, kilka razy miałam ochotę
popatrzeć, jak mój sztylet zagłębia się w twoje ciało& Ale wtedy nie miałam okazji albo sztyletu.
Różnie bywało.
Conan przymknął powieki. Bogowie! Ona chciała go pozbawić życia i byłaby to zrobiła, gdyby miała
okazję& A teraz, gdy zamordowała człowieka i gdy mówiła o swoich planach co do Conana
spokojnie, z zapałem obgryzała kość, oblizując się z wielkim smakiem.
Bogowie!
Zabijasz z zimną krwią. Jak Cymmerianie. Dzięki, Sparana, że jeszcze żyję.
Uhm.
Ten sztylet był bardzo ciężki.
No, nie jestem taka słaba. Wiesz, ale mógłbyś mi trochę pomóc, kiedy chcę się wreszcie do końca
przyodziać.
Już.
Jak to było z tym mieczem Zafry? Tu chciałeś zrobić to samo, co on? Powiedziałeś
Zabij go ? I miecz nie usłuchał?
Conan westchnął. Skrzywił się. Zanim skończyła się ubierać, opowiedział jej pokrótce, jak zabił
Zafrę, jak przedtem miecz na niego polował.
Jadowy ząb Yogga! Co za potworny rodzaj magii.
Conan pokiwał głową. Weszli na podest, tam dobrali potrzebne jeszcze części ubiorów, zdejmując je
z ciał Farouza i starszego Thorna.
Dobrze, że teraz do nas należy ten miecz.
Na nic nam on. Conan ze złością wzruszył ramionami. Ani nie słucha moich rozkazów, ani [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
wojownikiem?
NAGA? Conanie!
Tam w kącie, za legowiskiem tej świni, leżą czyjeś kobiece szatki. Nawet jakiś śliczny strój
dworski. Biały, ze złotem&
Nie! wzdrygnęła się. Należały do nieszczęśnic zamęczonych tu& A poza tym, czy sądzisz,
że włożyłabym coś, czego dotykała ta świnia, co się roi od jego wszy i pcheł?!
On nie tylko mnie zgwałcił, to jeszcze nic, pózniej było o wiele gorzej!
Conan pokiwał głową. Isparana nie była dworską laleczką ani dziewicą, które zabić mógł
sam gwałt. Była dość mądra i doświadczona, by nie powiększać bólu. Lecz do czego był
zdolny Baltaj pózniej doświadczył przecież sam.
Jesteś dzielnym wojownikiem, Isparano rzekł.
Isparano? Nagle zrobiłeś się bardzo oficjalny&
Podziwiam cię.
Rozejrzał się wokół, wciąż szukając dla niej jakiegoś odzienia. Jego wzrok padł na martwego
Thorna, kolczuga tego niższego strażnika, młodszego i szczuplejszego, powinna być w sam raz na
Isparanę. Zdarł z trupa ubranie.
Włóż to.
Doskonale już ubierała się. Udrzyj kawałek jego tuniki, muszę zawiązać na szyi, bo brzeg
mnie obciera.
Sięgnął do ciała, już dotykał tuniki, gdy kątem oka postrzegł na górze jakiś ruch. Podniósł
głowę, by lepiej widzieć. W drzwiach stał jeden z ulubionych Thornów Aktera Farouz.
Strażnik wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Dobrześ się spisał! Jakoś zawsze czułem odrazę do tego bydlaka. Miło mi, żeś go wysłał z tego
świata do piekła.
Conan oplótł palcami rękojeść miecza, by Farouz nie widział, że ręce mu drżą. Oczy przesłaniała mu
mgła nienawiści, gapił się na Farouza jak sroka w kość. Thorn stojąc w drzwiach był nieosiągalny.
Conan nie znajdował sposobu, by ściągnąć go na dół, ni by go trafić, nim umknie na drugą stronę
drzwi.
I podwójnie dobrześ się spisał, wszedłeś tu niby mysz po kawałek sera, wprost do pułapki. Teraz
zamknę te drzwi, a mój pan zdecyduje, co z tobą zrobić.
Conan wyciągnął miecz przed siebie, celując czubkiem niby palcem w brzuch Farouza.
Niech cię Yogg, Farouzie. Musiałeś przyjść tu właśnie teraz?! A& czy nie miałbyś ochoty
zmienić pana?
A& nie miałbym. Dobrze mi tu, w pałacu. No dodał poczekajcie tu sobie. Za niedługo
zobaczę was znów.
Uśmieszek wykrzywił kąciki ust Conana. Wargi mu drgały jak wilkowi, obnażając kły, gdy szeptał:
Zabij go.
Otworzył dłoń.
Miecz Zafry upadł na podłogę, zabrzęczał głucho.
Farouz zatoczył się ze śmiechu.
Nie jest posłuszny barbarzyńcy?! Tak, barbarzyńco, dla ciebie chlew i batog, dla lepszych oręż,
zapamiętaj sobie tę lekcję.
Cholera! Conan zaklął, a widząc pytanie w oczach Isparany, wyjaśnił szybko:
Ten miecz potrafił fruwać i sam zabijać, ale chyba tylko dla Zafry, teraz to zwykła stal.
Schylił się, by podnieść tę stal. W uszach dzwięczał mu śmiech Farouza, a oczy przesłaniała mgła.
W tej chwili smukła smagła ręka sięgnęła w cień i palce zamknęły się na rękojeści sztyletu Baltaja.
Conan cisnął miecz Zafry, wiedząc, że nie da rady trafić wycofującego się Thorna. I nie trafił, miecz
uderzył w ścianę w pobliżu Farouza. Farouz zaśmiał się obrazliwie i przystając na moment pomachał
im ręką w drwiącym pożegnaniu.
Sztylet wyfrunął z dłoni Isparany, mknął w górę niczym zaczarowany przez Zafrę miecz, dopadł
Farouza, wśliznął się pod krótką tunikę i utkwił po rękojeść w jego pachwinie.
Krzycząc, tocząc pianę z ust i wymiotując Farouz zataczał się chwilę, zawył, i upadł do tyłu. Z
przeciętej tętnicy buchały strumienie krwi.
Conan odwrócił się do Isparany. Weszła w krąg światła, nawet w tym strasznym lochu i w męskim
przebraniu wyglądała niemal wesoło i bardzo kobieco.
Nie miałem pojęcia, że rzucasz tak celnie! Mogło ci się na wydmach udać raz, ale dziś& Jesteś
wspaniała!
Na szczęście dla ciebie. Już drugi raz. Uśmiechnęła się, sięgnęła po wielką kość, pozostałą po
uczcie Baltaja, i zatopiła ostre zęby w kawałku mięsa. Widzisz, kilka razy miałam ochotę
popatrzeć, jak mój sztylet zagłębia się w twoje ciało& Ale wtedy nie miałam okazji albo sztyletu.
Różnie bywało.
Conan przymknął powieki. Bogowie! Ona chciała go pozbawić życia i byłaby to zrobiła, gdyby miała
okazję& A teraz, gdy zamordowała człowieka i gdy mówiła o swoich planach co do Conana
spokojnie, z zapałem obgryzała kość, oblizując się z wielkim smakiem.
Bogowie!
Zabijasz z zimną krwią. Jak Cymmerianie. Dzięki, Sparana, że jeszcze żyję.
Uhm.
Ten sztylet był bardzo ciężki.
No, nie jestem taka słaba. Wiesz, ale mógłbyś mi trochę pomóc, kiedy chcę się wreszcie do końca
przyodziać.
Już.
Jak to było z tym mieczem Zafry? Tu chciałeś zrobić to samo, co on? Powiedziałeś
Zabij go ? I miecz nie usłuchał?
Conan westchnął. Skrzywił się. Zanim skończyła się ubierać, opowiedział jej pokrótce, jak zabił
Zafrę, jak przedtem miecz na niego polował.
Jadowy ząb Yogga! Co za potworny rodzaj magii.
Conan pokiwał głową. Weszli na podest, tam dobrali potrzebne jeszcze części ubiorów, zdejmując je
z ciał Farouza i starszego Thorna.
Dobrze, że teraz do nas należy ten miecz.
Na nic nam on. Conan ze złością wzruszył ramionami. Ani nie słucha moich rozkazów, ani [ Pobierz całość w formacie PDF ]