[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wracaj¹!&
W ogólnym ha³asie panuj¹cym na trybunach nikt jej nie us³y-
sza³.
Conan ju¿ o niczym nie mySla³. Przemieni³ siê we wSciek³ego
zwierza, który ma tylko jeden cel zabiæ. I on bi³, bi³, bi³, czuj¹c, jak
s³abn¹ napiête miêSnie przygniecionego przez niego cia³a, jak lata,
niczym g³owa szmacianej lalki, g³owa przeciwnika.
I dopiero gdy poczu³, ¿e Amin ju¿ nie stawia oporu, nie reaguje na
ciosy, Conan opanowa³ siê. Spojrza³ na roz³o¿onego pod nim wroga.
Oczy Amina by³y szeroko otwarte, na bia³kach lSni³y przylepio-
ne do nich ziarenka piasku. W szeroko otwartym gardle by³o widaæ
czarne jeziorko krwi. Z g³êbi gigantycznego cia³a Turañczyka nagle
da³ siê s³yszeæ g³uchy warkot, na wargach pojawi³ siê ró¿owy pêche-
rzyk spienionej krwi i wszystko ostatecznie ucich³o.
Amin by³ martwy.
Conan zerwa³ z g³owy pokonanego gladiatora He³m, wsta³
chwiejnie, podniós³ go wysoko nad g³ow¹ i wyda³ og³uszaj¹cy, to-
cz¹cy siê nad trybunami jak ³oskot gromu zwyciêski ryk, wypêdza-
j¹c z cia³a resztki bólu, napiêcia i wSciek³oSci; ryk, w którym zla³y
siê w jedn¹ ca³oSæ czarna radoSæ zwyciêstwa, gniew na swoich drê-
czycieli, bezbronnoSæ wobec czarodziejskiej pajêczyny. Zaraz opu-
Sci siê na niego nieprzenikniona mg³a i on znowu stoczy siê na dno
przepaSci niepamiêci a¿ do nastêpnej walki&
Dooko³a og³uszaj¹co rycza³o ludzkie morze. Widzowie zrywali
siê ze swoich miejsc, coS krzyczeli, wymachiwali rêkami; ci, którzy
przegrali zak³ady, wykrzykiwali pod adresem Conana przekleñstwa,
ci, którzy wygrali, krzyczeli z radoSci.
Wspania³a walka! wykrzykn¹³ Haszyd, nie przestaj¹c biæ
brawa. Wspa-nia-³a! Jeszcze nigdy nie widzia³em czegoS podob-
68
nego! Czy¿ nie tak, mój przyjacielu? Odwróci³ siê do D¿umala, ale
ten niczego nie s³ysza³. Zaciskaj¹c rêce na porêczy, szach szklanymi
oczami patrzy³ na trupa swojego obroñcy; opad³a mu szczêka. Do tej
pory nie móg³ uwierzyæ w to, co siê sta³o. Przecie¿ Amin nie mia³
sobie równych ani na ziemi, ani w przedsionku Rwiata Demonów!&
Haszyd, nie zwracaj¹c uwagi na os³upia³ego goScia, odwróci³
siê do Aj-Bereka.
No, czarowniku, pleæ swoj¹ pajêczynê. Pora ju¿ naszej pta-
szynie wracaæ do klatki& Ej¿e, co siê sta³o?&
Twarz i wargi Aj-Bereka by³y sine. Poch³oniêty walk¹ Haszyd
nie wiedzia³, ¿e czarownik trzykrotnie próbowa³ zarzuciæ na niewol-
nika magiczn¹ sieæ& Bezskutecznie.
Nie zwracaj¹c uwagi na s³owa swojego w³adcy, Aj-Berek prze-
niós³ wzrok na D¿umala.
Odpowiedz mi, wielki szachu. Twój stra¿nik& Twój syn by³&
nie by³ do koñca cz³owiekiem, tak? powiedzia³ to cicho, niemal
spokojnie, ale w jego g³osie zadxwiêcza³o coS takiego, ¿e serce Ha-
szyda Scisnê³o siê jakby od dotyku niewidocznych lodowatych pal-
ców.
Tak równie cicho odpowiedzia³ szach, nie odrywaj¹c wzro-
ku od areny. Tak.
Co tu siê dzieje, oby Isztar zapomnia³a o waszym domostwie?!
rozgniewa³ siê Haszyd. Dlaczego niewolnik dalej jest na wol-
noSci?
Bojê siê, panie, ¿e mamy powa¿ne nieprzyjemnoSci Aj-Be-
rek nerwowo gryz³ doln¹ wargê. Bardzo powa¿ne.
Niektórzy Swiadkowie opowiadali potem, jak trupa pokonanego
giganta na sekundê otuli³a b³êkitna zas³ona, a z jego cia³a wystrzeli-
³a w niebo wi¹zka czarnego Swiat³a. Nie umieli co prawda wyjaSniæ,
co w³aSciwie oznacza to czarne Swiat³o, nie mieli te¿ pewnoSci, ¿e
im siê to wszystko nie przySni³o, albowiem po tym, jak gladiator-
-zwyciêzca wyda³ ryk triumfu, wydarzenia przyjê³y absolutnie nie-
oczekiwany obrót.
X
Dziwnej przemiany cia³a Amina Cymmerianin nie widzia³ nie
mia³ wtedy do tego g³owy. Dlaczego ci¹gle by³ na wolnoSci, dlacze-
69
go magiczna pajêczyna do tej pory nie okuta³a go swoim czarnym
kokonem, barbarzyñca nie wiedzia³ i nie mia³ czasu, ¿eby siê nad
tym zastanawiaæ.
Gdy tylko uSwiadomi³ sobie, ¿e ma szansê, znikom¹, ale jednak
szansê uratowania siê, Cymmerianin pospiesznie siê rozejrza³. Jedy-
ny sposób, ¿eby wydostaæ siê z areny, otoczonej wysokim, zbudo-
wanym z nie ociosanych kamiennych bloków murem, to przejSæ przez
zakratowane wejScia, sk¹d wyrzuca siê na piasek gladiatorów. Ale
kraty s¹ opuszczone, a za nimi stoj¹ uzbrojeni stra¿nicy!
Conan za³o¿y³ zdobyczny he³m na g³owê i b³yskawicznie rzuci³
siê w stronê najbli¿szego muru. Szczeliny pomiêdzy blokami by³y
niemal niewidoczne, ale nie mia³ innego wyjScia. W biegu wsadza-
j¹c miecz za pas, Cymmerianin wymaca³ palcami szczelinê i zacz¹³
siê wspinaæ. Po trybunach przetoczy³a siê fala przera¿onych okrzy-
ków i, depcz¹c siê wzajemnie, widzowie rzucili siê do ucieczki.
Panie powiedzia³ szybko Aj-Berek trzeba koniecznie na-
tychmiast zatrzymaæ tego cz³owieka. Nie mamy czasu na d³ugie dys-
kusje, musisz mi zaufaæ. Dusz¹ i cia³em s³u¿ê ci ju¿ osiem lat i jesz-
cze nigdy nie da³em ci powodu do zw¹tpienia w moj¹ wiernoSæ.
Spe³nij wiêc moj¹ proSbê: natychmiast zabij tego niewolnika. Zakop
go, zastrzel, spal, zaduS& Zrób, co zechcesz, ale nie pozwól mu
wydostaæ siê poza arenê.
Jeszcze nigdy satrapa nie s³ysza³ od zazwyczaj tak obowi¹zko-
wego, milcz¹cego i pos³usznego maga takich kategorycznych twier-
dzeñ& Jednak¿e Haszyd nigdy nie zosta³by w³adc¹ miasta i nie utrzy-
ma³by siê na tym stanowisku tak d³ugo, gdyby nie umia³ s³uchaæ
innych nawet jeSli ci inni w swoich proSbach przejawiali krzycz¹-
c¹ nachalnoSæ.
W³adczym gestem przywo³a³ s³ugê i wyda³ mu kilka krótkich
poleceñ. S³uga pospieszy³ je wype³niæ.
No? satrapa odwróci³ siê do Aj-Bereka. Mo¿e teraz opo-
wiesz mi, co siê takiego sta³o i dlaczego niewolnik nie jest do tej
pory we w³adzy tak wychwalanego przez ciebie zaklêcia?
Conan wskoczy³ na mur otaczaj¹cy arenê i siê wyprostowa³.
Widzów opanowa³a panika. Trudno im siê dziwiæ niezwyciê-
¿ony gladiator, wSciek³y zwierz, którego powo³aniem by³o zabijanie
sobie podobnych, wyrwa³ siê na wolnoSæ i teraz jest obok nich, po-
rz¹dnych obywateli Vagaranu! PublicznoSæ oszala³a ze strachu przed
krwio¿erczym dzikusem i rzuci³a siê na ³eb, na szyjê do ucieczki.
W przejSciach powsta³y zatory, ludzie upadali na schody, biegn¹cy
70
z ty³u przebiegali po nich, t³um napiera³; krzyki przera¿enia zlewa³y
siê z jêkami pogrzebanych pod nogami, ratuj¹cych siê ucieczk¹ wi-
dzów.
Conan zwraca³ uwagê na ten ludzki ko³owrót tylko o tyle, o ile
pojawi³ siê on na jego drodze. Droga do wyjScia oto, co intereso-
wa³o barbarzyñcê. Ale niedawni widzowie tak popularnego widowi-
ska w jednej chwili zamienili siê w stado bezbronnych owiec, ob³¹-
kanych ze strachu przed bliskoSci¹ wilczego stada. Wszystkie wyjScia
zosta³y zapchane ludzkimi cia³ami i Conan nie móg³ ju¿ wydostaæ
siê t¹ drog¹.
Na wszelki wypadek a nu¿ siê uda? Conan podniós³ nad g³o-
w¹ miecz, zarycza³ i rzuci³ siê w najwiêkszy t³um.
Liczy³ na to, ¿e widzowie jeszcze bardziej przestrasz¹ siê dziku-
sa, rzuc¹ do ucieczki i w ten sposób otworz¹ mu drogê do wyjScia
z trybun.
Niestety, przeliczy³ siê: to, co zrobi³ wywo³a³o tylko nowy pa-
roksyzm strachu. Ci, którzy znajdowali siê w pobli¿u barbarzyñcy,
próbowali jak najszybciej znikn¹æ w t³umie, ale potykaj¹c siê i pa-
daj¹c, zdo³ali co najwy¿ej oddaliæ siê od dzikusa o dziesiêæ kroków
tak szczelna by³a Sciana widzów.
Wymachuj¹c mieczem i wykrzykuj¹c przekleñstwa, Conanowi
dos³ownie po g³owach widzów uda³o siê wspi¹æ zaledwie o osiem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
wracaj¹!&
W ogólnym ha³asie panuj¹cym na trybunach nikt jej nie us³y-
sza³.
Conan ju¿ o niczym nie mySla³. Przemieni³ siê we wSciek³ego
zwierza, który ma tylko jeden cel zabiæ. I on bi³, bi³, bi³, czuj¹c, jak
s³abn¹ napiête miêSnie przygniecionego przez niego cia³a, jak lata,
niczym g³owa szmacianej lalki, g³owa przeciwnika.
I dopiero gdy poczu³, ¿e Amin ju¿ nie stawia oporu, nie reaguje na
ciosy, Conan opanowa³ siê. Spojrza³ na roz³o¿onego pod nim wroga.
Oczy Amina by³y szeroko otwarte, na bia³kach lSni³y przylepio-
ne do nich ziarenka piasku. W szeroko otwartym gardle by³o widaæ
czarne jeziorko krwi. Z g³êbi gigantycznego cia³a Turañczyka nagle
da³ siê s³yszeæ g³uchy warkot, na wargach pojawi³ siê ró¿owy pêche-
rzyk spienionej krwi i wszystko ostatecznie ucich³o.
Amin by³ martwy.
Conan zerwa³ z g³owy pokonanego gladiatora He³m, wsta³
chwiejnie, podniós³ go wysoko nad g³ow¹ i wyda³ og³uszaj¹cy, to-
cz¹cy siê nad trybunami jak ³oskot gromu zwyciêski ryk, wypêdza-
j¹c z cia³a resztki bólu, napiêcia i wSciek³oSci; ryk, w którym zla³y
siê w jedn¹ ca³oSæ czarna radoSæ zwyciêstwa, gniew na swoich drê-
czycieli, bezbronnoSæ wobec czarodziejskiej pajêczyny. Zaraz opu-
Sci siê na niego nieprzenikniona mg³a i on znowu stoczy siê na dno
przepaSci niepamiêci a¿ do nastêpnej walki&
Dooko³a og³uszaj¹co rycza³o ludzkie morze. Widzowie zrywali
siê ze swoich miejsc, coS krzyczeli, wymachiwali rêkami; ci, którzy
przegrali zak³ady, wykrzykiwali pod adresem Conana przekleñstwa,
ci, którzy wygrali, krzyczeli z radoSci.
Wspania³a walka! wykrzykn¹³ Haszyd, nie przestaj¹c biæ
brawa. Wspa-nia-³a! Jeszcze nigdy nie widzia³em czegoS podob-
68
nego! Czy¿ nie tak, mój przyjacielu? Odwróci³ siê do D¿umala, ale
ten niczego nie s³ysza³. Zaciskaj¹c rêce na porêczy, szach szklanymi
oczami patrzy³ na trupa swojego obroñcy; opad³a mu szczêka. Do tej
pory nie móg³ uwierzyæ w to, co siê sta³o. Przecie¿ Amin nie mia³
sobie równych ani na ziemi, ani w przedsionku Rwiata Demonów!&
Haszyd, nie zwracaj¹c uwagi na os³upia³ego goScia, odwróci³
siê do Aj-Bereka.
No, czarowniku, pleæ swoj¹ pajêczynê. Pora ju¿ naszej pta-
szynie wracaæ do klatki& Ej¿e, co siê sta³o?&
Twarz i wargi Aj-Bereka by³y sine. Poch³oniêty walk¹ Haszyd
nie wiedzia³, ¿e czarownik trzykrotnie próbowa³ zarzuciæ na niewol-
nika magiczn¹ sieæ& Bezskutecznie.
Nie zwracaj¹c uwagi na s³owa swojego w³adcy, Aj-Berek prze-
niós³ wzrok na D¿umala.
Odpowiedz mi, wielki szachu. Twój stra¿nik& Twój syn by³&
nie by³ do koñca cz³owiekiem, tak? powiedzia³ to cicho, niemal
spokojnie, ale w jego g³osie zadxwiêcza³o coS takiego, ¿e serce Ha-
szyda Scisnê³o siê jakby od dotyku niewidocznych lodowatych pal-
ców.
Tak równie cicho odpowiedzia³ szach, nie odrywaj¹c wzro-
ku od areny. Tak.
Co tu siê dzieje, oby Isztar zapomnia³a o waszym domostwie?!
rozgniewa³ siê Haszyd. Dlaczego niewolnik dalej jest na wol-
noSci?
Bojê siê, panie, ¿e mamy powa¿ne nieprzyjemnoSci Aj-Be-
rek nerwowo gryz³ doln¹ wargê. Bardzo powa¿ne.
Niektórzy Swiadkowie opowiadali potem, jak trupa pokonanego
giganta na sekundê otuli³a b³êkitna zas³ona, a z jego cia³a wystrzeli-
³a w niebo wi¹zka czarnego Swiat³a. Nie umieli co prawda wyjaSniæ,
co w³aSciwie oznacza to czarne Swiat³o, nie mieli te¿ pewnoSci, ¿e
im siê to wszystko nie przySni³o, albowiem po tym, jak gladiator-
-zwyciêzca wyda³ ryk triumfu, wydarzenia przyjê³y absolutnie nie-
oczekiwany obrót.
X
Dziwnej przemiany cia³a Amina Cymmerianin nie widzia³ nie
mia³ wtedy do tego g³owy. Dlaczego ci¹gle by³ na wolnoSci, dlacze-
69
go magiczna pajêczyna do tej pory nie okuta³a go swoim czarnym
kokonem, barbarzyñca nie wiedzia³ i nie mia³ czasu, ¿eby siê nad
tym zastanawiaæ.
Gdy tylko uSwiadomi³ sobie, ¿e ma szansê, znikom¹, ale jednak
szansê uratowania siê, Cymmerianin pospiesznie siê rozejrza³. Jedy-
ny sposób, ¿eby wydostaæ siê z areny, otoczonej wysokim, zbudo-
wanym z nie ociosanych kamiennych bloków murem, to przejSæ przez
zakratowane wejScia, sk¹d wyrzuca siê na piasek gladiatorów. Ale
kraty s¹ opuszczone, a za nimi stoj¹ uzbrojeni stra¿nicy!
Conan za³o¿y³ zdobyczny he³m na g³owê i b³yskawicznie rzuci³
siê w stronê najbli¿szego muru. Szczeliny pomiêdzy blokami by³y
niemal niewidoczne, ale nie mia³ innego wyjScia. W biegu wsadza-
j¹c miecz za pas, Cymmerianin wymaca³ palcami szczelinê i zacz¹³
siê wspinaæ. Po trybunach przetoczy³a siê fala przera¿onych okrzy-
ków i, depcz¹c siê wzajemnie, widzowie rzucili siê do ucieczki.
Panie powiedzia³ szybko Aj-Berek trzeba koniecznie na-
tychmiast zatrzymaæ tego cz³owieka. Nie mamy czasu na d³ugie dys-
kusje, musisz mi zaufaæ. Dusz¹ i cia³em s³u¿ê ci ju¿ osiem lat i jesz-
cze nigdy nie da³em ci powodu do zw¹tpienia w moj¹ wiernoSæ.
Spe³nij wiêc moj¹ proSbê: natychmiast zabij tego niewolnika. Zakop
go, zastrzel, spal, zaduS& Zrób, co zechcesz, ale nie pozwól mu
wydostaæ siê poza arenê.
Jeszcze nigdy satrapa nie s³ysza³ od zazwyczaj tak obowi¹zko-
wego, milcz¹cego i pos³usznego maga takich kategorycznych twier-
dzeñ& Jednak¿e Haszyd nigdy nie zosta³by w³adc¹ miasta i nie utrzy-
ma³by siê na tym stanowisku tak d³ugo, gdyby nie umia³ s³uchaæ
innych nawet jeSli ci inni w swoich proSbach przejawiali krzycz¹-
c¹ nachalnoSæ.
W³adczym gestem przywo³a³ s³ugê i wyda³ mu kilka krótkich
poleceñ. S³uga pospieszy³ je wype³niæ.
No? satrapa odwróci³ siê do Aj-Bereka. Mo¿e teraz opo-
wiesz mi, co siê takiego sta³o i dlaczego niewolnik nie jest do tej
pory we w³adzy tak wychwalanego przez ciebie zaklêcia?
Conan wskoczy³ na mur otaczaj¹cy arenê i siê wyprostowa³.
Widzów opanowa³a panika. Trudno im siê dziwiæ niezwyciê-
¿ony gladiator, wSciek³y zwierz, którego powo³aniem by³o zabijanie
sobie podobnych, wyrwa³ siê na wolnoSæ i teraz jest obok nich, po-
rz¹dnych obywateli Vagaranu! PublicznoSæ oszala³a ze strachu przed
krwio¿erczym dzikusem i rzuci³a siê na ³eb, na szyjê do ucieczki.
W przejSciach powsta³y zatory, ludzie upadali na schody, biegn¹cy
70
z ty³u przebiegali po nich, t³um napiera³; krzyki przera¿enia zlewa³y
siê z jêkami pogrzebanych pod nogami, ratuj¹cych siê ucieczk¹ wi-
dzów.
Conan zwraca³ uwagê na ten ludzki ko³owrót tylko o tyle, o ile
pojawi³ siê on na jego drodze. Droga do wyjScia oto, co intereso-
wa³o barbarzyñcê. Ale niedawni widzowie tak popularnego widowi-
ska w jednej chwili zamienili siê w stado bezbronnych owiec, ob³¹-
kanych ze strachu przed bliskoSci¹ wilczego stada. Wszystkie wyjScia
zosta³y zapchane ludzkimi cia³ami i Conan nie móg³ ju¿ wydostaæ
siê t¹ drog¹.
Na wszelki wypadek a nu¿ siê uda? Conan podniós³ nad g³o-
w¹ miecz, zarycza³ i rzuci³ siê w najwiêkszy t³um.
Liczy³ na to, ¿e widzowie jeszcze bardziej przestrasz¹ siê dziku-
sa, rzuc¹ do ucieczki i w ten sposób otworz¹ mu drogê do wyjScia
z trybun.
Niestety, przeliczy³ siê: to, co zrobi³ wywo³a³o tylko nowy pa-
roksyzm strachu. Ci, którzy znajdowali siê w pobli¿u barbarzyñcy,
próbowali jak najszybciej znikn¹æ w t³umie, ale potykaj¹c siê i pa-
daj¹c, zdo³ali co najwy¿ej oddaliæ siê od dzikusa o dziesiêæ kroków
tak szczelna by³a Sciana widzów.
Wymachuj¹c mieczem i wykrzykuj¹c przekleñstwa, Conanowi
dos³ownie po g³owach widzów uda³o siê wspi¹æ zaledwie o osiem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]