[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podziwem i powątpiewaniem. Nie była pewna, dlaczego jej mąż Khalid Abdal tu przybył.
Wydawało się to z jego strony ryzykowną i niepotrzebną eskapadą& zwłaszcza teraz, gdy
wciąż szemrano o wojnie. Zanosiło się, iż Vilayet zapłonie wkrótce jak kałuża rozlanego oleju
do lamp. Olivii wydawało się jednak, że zna prawdziwy cel wyprawy męża. Stawka, o którą
chodziło, i towarzyszące jej niebezpieczeństwa sprawiały, że i kołatało jej niespokojnie pod
bujnymi, opiętymi jedwabiem piersiami. Wręcz bała się mieć rację.
Było jednak lepiej wypłynąć razem z mężem, niż czekać w domu bez towarzystwa
mężczyzny, w stanie nieustannego, daremnego napięcia. Khalid próbował ją zrazu odwieść od
tego postanowienia. Tłumaczył jej, że nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia ze strony piratów
lub nadchodzącej wojny. Na to wspomnienie zmysłowe wargi Olivii wygięły się w
ironicznym uśmiechu. Zupełnie jakby miała się czegokolwiek obawiać ze strony piratów!
Morska podróż przywoływała wspomnienia dzwięków, zapachów i błogiego spokoju
dawnych dni. Usłyszała, jak rozmawiający z kapitanem mąż narzeka głośno na piratów z
Djafur. Wiedziała, że Khalid kłamie, skarżąc się na obowiązkowe, nałożone niedawno na
kupców taryfy. W naturze Khalida leżało nie użalanie się, lecz działanie. W khorusuńskim
porcie zakotwiczono wieczorem, a już o świcie jej mąż popłynął łodzią na brzeg, by, jak
twierdził, opłacić ochronę. Olivia podejrzewała jednak, że zamierzał zapłacić za coś zupełnie
innego. Za jakąś krwawą robotę&
W świetle świtu ujrzała piracką galerę. Zakotwiczyła po drugiej stronie portu, z dala od
innych statków, jak warujący szary wilk, obserwujący stado owiec. Na dumnie powiewającej
pirackiej fladze czaszka widniała na szkarłatnym, nie zaś czarnym tle była to nowa,
bezwstydna bandera dopiero co powstałego nad Vilayet państewka. Olivia zastanawiała się,
kto jest kapitanem galery. Na pewno ktoś, kto mógł przekazać wiadomość Conanowi.
Niedługo potem do burty przybiła łódz handlarza warzywami. Wystarczyła sztuka złota dla
sternika i Olivia znalazła się w szalupie płynącej na drugą stronę portu.
Kobieta rozwinęła fałdy swej jedwabnej sukni i obszernej opończy, dbając, by chronić
przed palącym słońcem obnażone, śnieżnobiałe ręce i szyję. Nie była już przecież ogorzałą
piracką dziewką& Zamyślona zanurzyła dłoń w chłodnych falach, odbijających się od dziobu
łodzi. Skuleni wioślarze w wyświechtanych koszulach i turbanach nie rozglądali się na boki, a
sternik na rufie nie ośmielał się gapić na nią zbyt otwarcie. Wyglądał raczej na zatroskanego
zbliżającym się celem podróży.
Z pokładu pirackiego statku nikt nie okrzyknął szalupy. Większość załogi łajdaczyła się na
brzegu, bez wątpienia świętując niedawne zawinięcie do portu. Wioślarze wciągnęli wiosła.
Szalupa niepostrzeżenie przybiła do statku od strony rufy. Olivia podniosła się z ławki i z
niezwyczajną jak na damę zręcznością schwyciła zwieszającą się linę. Obejrzawszy się na
sternika, wyjęła zza stanika jeszcze jedną sztukę złota i rzuciła mu ją, jeszcze ciepłą.
Zaczekaj, by odwiezć mnie z powrotem, a dostaniesz jeszcze pięć takich powiedziała.
Sternik pokiwał głową z rozdziawionymi ustami, nie mając pojęcia, co mogło opętać tę
kobietę, by samotnie wchodzić na piracki okręt. Olivia zrzuciła opończę, zsunęła ze stóp
pantofle, chwyciła linę w obydwie dłonie i na bosaka wspięła się na burtę okrętu. Gdy
przelazła przez nadburcie, od razu podeszło do niej dwóch piratów.
I co, Ferdinaldzie? zwróciła się do wyższego i lepiej uzbrojonego mężczyzny.
Zrobiono cię kapitanem, tak? Kto jest namiestnikiem Amry na pokładzie?
Olivia& chłonąc jej niepospolite piękno, Zingarańczyk skłonił ostrożnie głowę i
gestem ponaglił pomocnika, który stał z szeroko otwartymi ustami. Kobieta ruszyła za nim, a
Ferdinald zamykał pochód. Gdy majtek załomotał w drzwi kajuty, te otworzyły się, stanął w
nich na poły ubrany Conan we własnej osobie. Miał na sobie bryczesy i rozpiętą jedwabną
koszulę. Najwyrazniej szykował się właśnie do wdziania butów.
Był ogorzały i grozny jak zawsze. Olbrzymia brązowa pierś wzdymała się pod koszulą,
każąc Olivii zastanawiać się nad rozmiarami bijącego w niej serca. Jej własne zakołatało
gwałtownie, gdy przesunął po niej wzrokiem.
Olivia? Dziewczyno, to naprawdę ty?! cisnął buty na bok, podszedł do niej, położył
wielkie dłonie na jej ramionach i zacz przegarniać włosy. Myślałem, że już nigdy cię nie
zobaczę. Wejdz, porozmawiamy wprowadził ją do środka i zamknął za sobą. Kajuta o [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
podziwem i powątpiewaniem. Nie była pewna, dlaczego jej mąż Khalid Abdal tu przybył.
Wydawało się to z jego strony ryzykowną i niepotrzebną eskapadą& zwłaszcza teraz, gdy
wciąż szemrano o wojnie. Zanosiło się, iż Vilayet zapłonie wkrótce jak kałuża rozlanego oleju
do lamp. Olivii wydawało się jednak, że zna prawdziwy cel wyprawy męża. Stawka, o którą
chodziło, i towarzyszące jej niebezpieczeństwa sprawiały, że i kołatało jej niespokojnie pod
bujnymi, opiętymi jedwabiem piersiami. Wręcz bała się mieć rację.
Było jednak lepiej wypłynąć razem z mężem, niż czekać w domu bez towarzystwa
mężczyzny, w stanie nieustannego, daremnego napięcia. Khalid próbował ją zrazu odwieść od
tego postanowienia. Tłumaczył jej, że nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia ze strony piratów
lub nadchodzącej wojny. Na to wspomnienie zmysłowe wargi Olivii wygięły się w
ironicznym uśmiechu. Zupełnie jakby miała się czegokolwiek obawiać ze strony piratów!
Morska podróż przywoływała wspomnienia dzwięków, zapachów i błogiego spokoju
dawnych dni. Usłyszała, jak rozmawiający z kapitanem mąż narzeka głośno na piratów z
Djafur. Wiedziała, że Khalid kłamie, skarżąc się na obowiązkowe, nałożone niedawno na
kupców taryfy. W naturze Khalida leżało nie użalanie się, lecz działanie. W khorusuńskim
porcie zakotwiczono wieczorem, a już o świcie jej mąż popłynął łodzią na brzeg, by, jak
twierdził, opłacić ochronę. Olivia podejrzewała jednak, że zamierzał zapłacić za coś zupełnie
innego. Za jakąś krwawą robotę&
W świetle świtu ujrzała piracką galerę. Zakotwiczyła po drugiej stronie portu, z dala od
innych statków, jak warujący szary wilk, obserwujący stado owiec. Na dumnie powiewającej
pirackiej fladze czaszka widniała na szkarłatnym, nie zaś czarnym tle była to nowa,
bezwstydna bandera dopiero co powstałego nad Vilayet państewka. Olivia zastanawiała się,
kto jest kapitanem galery. Na pewno ktoś, kto mógł przekazać wiadomość Conanowi.
Niedługo potem do burty przybiła łódz handlarza warzywami. Wystarczyła sztuka złota dla
sternika i Olivia znalazła się w szalupie płynącej na drugą stronę portu.
Kobieta rozwinęła fałdy swej jedwabnej sukni i obszernej opończy, dbając, by chronić
przed palącym słońcem obnażone, śnieżnobiałe ręce i szyję. Nie była już przecież ogorzałą
piracką dziewką& Zamyślona zanurzyła dłoń w chłodnych falach, odbijających się od dziobu
łodzi. Skuleni wioślarze w wyświechtanych koszulach i turbanach nie rozglądali się na boki, a
sternik na rufie nie ośmielał się gapić na nią zbyt otwarcie. Wyglądał raczej na zatroskanego
zbliżającym się celem podróży.
Z pokładu pirackiego statku nikt nie okrzyknął szalupy. Większość załogi łajdaczyła się na
brzegu, bez wątpienia świętując niedawne zawinięcie do portu. Wioślarze wciągnęli wiosła.
Szalupa niepostrzeżenie przybiła do statku od strony rufy. Olivia podniosła się z ławki i z
niezwyczajną jak na damę zręcznością schwyciła zwieszającą się linę. Obejrzawszy się na
sternika, wyjęła zza stanika jeszcze jedną sztukę złota i rzuciła mu ją, jeszcze ciepłą.
Zaczekaj, by odwiezć mnie z powrotem, a dostaniesz jeszcze pięć takich powiedziała.
Sternik pokiwał głową z rozdziawionymi ustami, nie mając pojęcia, co mogło opętać tę
kobietę, by samotnie wchodzić na piracki okręt. Olivia zrzuciła opończę, zsunęła ze stóp
pantofle, chwyciła linę w obydwie dłonie i na bosaka wspięła się na burtę okrętu. Gdy
przelazła przez nadburcie, od razu podeszło do niej dwóch piratów.
I co, Ferdinaldzie? zwróciła się do wyższego i lepiej uzbrojonego mężczyzny.
Zrobiono cię kapitanem, tak? Kto jest namiestnikiem Amry na pokładzie?
Olivia& chłonąc jej niepospolite piękno, Zingarańczyk skłonił ostrożnie głowę i
gestem ponaglił pomocnika, który stał z szeroko otwartymi ustami. Kobieta ruszyła za nim, a
Ferdinald zamykał pochód. Gdy majtek załomotał w drzwi kajuty, te otworzyły się, stanął w
nich na poły ubrany Conan we własnej osobie. Miał na sobie bryczesy i rozpiętą jedwabną
koszulę. Najwyrazniej szykował się właśnie do wdziania butów.
Był ogorzały i grozny jak zawsze. Olbrzymia brązowa pierś wzdymała się pod koszulą,
każąc Olivii zastanawiać się nad rozmiarami bijącego w niej serca. Jej własne zakołatało
gwałtownie, gdy przesunął po niej wzrokiem.
Olivia? Dziewczyno, to naprawdę ty?! cisnął buty na bok, podszedł do niej, położył
wielkie dłonie na jej ramionach i zacz przegarniać włosy. Myślałem, że już nigdy cię nie
zobaczę. Wejdz, porozmawiamy wprowadził ją do środka i zamknął za sobą. Kajuta o [ Pobierz całość w formacie PDF ]