[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tę zmianę ról.
Ale nie tylko dlatego przyjechałaś, prawda, Kelsey? Bałaś się, że Sara z nim będzie...
Kelsey wzięła jabłko z kosza i przetarła je o bluzkę. Wcale nie podołałaby jej się te myśli.
Raz czy dwa zastała Sarę, myszkującą po domu - raz z Willem, raz samą. Gryzła się tym
bez końca. Wiedziała, że Sara musiała tu przychodzić w sprawach służbowych. Jednak
wyobraznia podsuwała jej obraz blond amazonki, pieszczącej poranione ciało Jarreda, a
zarazem jego męską dumę. Ta myśl doprowadzała ją do szału.
Ale przecież częściowo była to jej wina. Kategorycznie odrzuciła stanowisko pełnomocnika
w przekonaniu, że Jarred kompletnie zwariował. Więc skoro Jarred nie przekazał tych
obowiązków nikomu innemu, Will i Sara pielgrzymowali do domu i omawiali z Jarredem
wszystkie dokumenty. Kelsey to odpowiadało. Mogła służyć mu za oczy i uszy, ale nie
miała zamiaru podejmować żadnych decyzji, ponieważ była pewna, że docierałaby do niej
tylko część informacji. Sara pewnie chętnie by to wykorzystała. Wprowadzałaby ją w błąd i
cieszyła się z jej potknięć.
Ale Sary dziś tu nie było, chyba że przyjechała taksówką. Najwyrazniej jednak pojechała po
pracy do domu. Kelsey nabrała podejrzeń, gdy Sara wyszła trochę wcześniej. Ruszyła w
ślad za swoją prześladowczy - nią. Jechała jak wariatka w coraz większym tłoku. Ale w
domu powitała ją tylko niewinna psia morda. Nie było nawet Mary, co wynikało z listu na
kuchennym stole. Więc jej szalona jazda do domu była niepotrzebna.
- Jesteś śmieszna - wymamrotała do siebie, wgryzając się w soczyste jabłko.
Kroki na schodach. Kelsey zamarła i spojrzała na sufit. Może Sara jednak tu jest. Na górze.
102
Z Jarredem.
Przeszła do hallu i, spojrzawszy w górę, zobaczyła swojego męża. Trzymał się kurczowo
poręczy na środkowym podeście.
- Jarred! - krzyknęła przestraszona. - Co ty wyprawiasz? Mój Boże! Nie ruszaj się. Nie
ruszaj się!
Jego wargi były zbielałe, szczęki zaciśnięte. Podeszła do pierwszego stopnia schodów i
spojrzała w górę.
- Jarred? - zapytała niepewnie.
- Schodzę... na dół... - wysapał.
Przed oczami stanął jej nagle obraz kruchych kości, łamiących się pod jego ciężarem.
Rzuciła jabłko. Niewiele myśląc, wbiegła na górę i objęła go ramionami, by go podtrzymać.
Dotyk jego nagiej skóry zaskoczył ją. Jego najwyrazniej też, gdyż drgnął, i przez chwilę
Kelsey bała się, że oboje stoczą się ze schodów.
- Jarred - wyszeptała miękko. Ze strachu i zmieszania zabrakło jej tchu.
W odpowiedzi wtulił usta w jej włosy, nie wiedziała czy przypadkiem, czy celowo, i
szepnął:
- Cśś.
Jedną ręką obejmowała jego plecy, drugą oparła na piersi. Czuła dłonią, jak mocno bije mu
serce. Jego skóra była gorąca i gładka, z wyjątkiem trójkąta włosów na piersi. Miała ochotę
przeczesać je palcami. Jednak nawet nie drgnęła, ledwie ważąc się oddychać. Chciała
zaciągnąć go w bezpieczne miejsce. Chciała owinąć się wokół niego jak bluszcz. Chciała go
dotykać.
- Dasz radę zrobić krok do tyłu? - wyszeptała.
- Nie.
- Jeśli zejdziesz na dół, będziesz musiał tam zostać. Nie wniosę cię na górę.
- Nienawidzę tego.
- Zrób krok do tyłu, Jarred. Pomogę ci.
Nic więcej nie mogła zrobić. Objęła jego ramię. Prawie złamała się pod jego ciężarem, gdy
oparł się na niej. Zrobili jeden krok z powrotem, potem następny. Potem przekuśtykali przez
galerię i pokonali pięć schodków, wiodących na piętro. Podpierała go, dopóki nie przeszli
przez drzwi do jego salonu. Mruknięciem dał jej znać, że chce usiąść na sofie pod oknem.
103
- Może powinieneś wrócić do sypialni, póki jeszcze możesz? - zaproponowała Kelsey.
- Pózniej - odparł. Pot zrosił mu czoło. Skierował się w stronę szarobiałej, pasiastej kanapy,
obok której stały dwa fotele z czarnej skóry. Padł na kanapę, wysuwając się z objęć Kelsey.
Przez dłuższą chwilę siedział, milcząc, ze zbielałą twarzą.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Nie wychodz.
- Nie wychodzę. Ja tylko... zastanawiam się, gdzie usiąść - skłamała, siadając na czarnym
fotelu.
Leżał bezwładnie na boku, by odciążyć chorą nogę. Opierał się na lewej, zranionej ręce.
Oddychał ciężko, z trudem chwytając powietrze, choć próbował to ukryć. Kelsey splotła
dłonie i ścisnęła je między kolanami.
- Co właściwie chciałeś zrobić? - zapytała
- Zejść na dół.
Uśmiechnęła się wbrew sobie, słysząc tę lakoniczną odpowiedz. Był taki bezbronny, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl