[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odejdzie!
W świetle księżyca jego twarz wyglądała poważnie i jakby obco, a jednocześnie bardzo
zmysłowo.
- Czy to był twój pierwszy pocałunek?
Zadrżała w jego ramionach jak liść. Czy tak łatwo było zgadnąć?
- Nie. - Skłamała. - Może. No, właściwie tak - przyznała w końcu.
Roześmiał się cicho. Katie zawtórowała mu nerwowym chichotem i żeby ukryć zawstydzenie oparła twarz
na jego piersi.
- Nie mów nikomu - jęknęła i oboje roześmiali się jeszcze głośniej.
- To będzie nasza tajemnica. - Zgodził się.
- Po prostu nie spotkałam przedtem nikogo odpowiedniego - wyjaśniła. Nie chciała, żeby Jake
pomyślał, że jest bardzo pruderyjna.
- Znam to uczucie - powiedział cicho.
- Cieszę się, że byłeś pierwszy - wykrztusiła i zawstydziła się ponownie.
- Ja też się cieszę - dodał.
Pocałowali się raz jeszcze. Potem Katie pomyślała, że jej rodzice ich usłyszą i w końcu ktoś może
otworzyć drzwi. Niechętnie odsunęła się i Jake zwolnił uścisk.
- W następną sobotę - przypomniał jej - zadzwonię do ciebie.
- W sobotę - powtórzyła uszczęśliwiona.
Cały tydzień przeżyła w stanie lekkiej euforii. Codziennie widywała Jake a w szkole, ale
ograniczali się do  cześć na korytarzu. Nie było to wiele, ale przecież był zajęty i czego się
spodziewała? Nie powiedziała koleżankom o następnej randce. Nie chciała, by ktokolwiek ją
zepsuł. Zapisała tylko w swoim pamiętniku czerwonym długopisem: pierwszy Pocałunek - piątego
września.
Jedyną osobą, której się zwierzyła, była o pięć lat od niej starsza Lisa, kelnerka w Shoreline. Katie
poprosiła ją o zastępstwo przy sprzątaniu stołów w sobotę. Lisa roześmiała się.
- %7łartujesz chyba? Poproś Karen. Nie będę sprzątać brudów. Wystarczy mi podawanie do stołu.
Widząc rozczarowanie Katie, Lisa objęła ją ramieniem i powiedziała.
- Do licha, zgadzam się, skoro nikt inny nie chce. Ale co masz takiego ważnego do roboty?
- Prawdziwą randkę z chłopakiem z mojej klasy.
- Nie żartuj. Kto jest tym szczęściarzem? - zapytała Lisa, udając zainteresowanie.
- Jake Talbot.
- Jake Talbot!
- Tak - odpowiedziała zdumiona zaskoczeniem Lisy.
- Nie rób tego! Nie idz z nim! Mówię ci, będziesz tego żałowała!
Rozdział 5
Dlaczego? - zapytała zdziwiona Katie.
Miały dużo pracy i Lisa rozejrzała się, czy w pobliżu nie kręci się kierownik zmiany. Na szczęście nie było
go nigdzie widać.
- Znasz Jake a? - Domagała się wyjaśnień Katie, kiedy Lisa zmarszczyła brwi i zastanawiała się,
co powiedzieć.
- Znam jego brata - odpowiedziała.
- Naprawdę?
- Phillip i ja... - Lisa zawahała się, szukając odpowiednich słów. W końcu wzruszyła lekko
ramionami. - Chodziliśmy ze sobą.
Właściwie znaczyło to, że sypiali ze sobą. Katie nie była taka naiwna. Z zachowania Lisy
wynikało, że nie najlepiej wspominała tamte czasy.
- Ale to już skończone?
- Phillip nigdzie nie zagrzeje miejsca. Znika, potem wraca do Lakehaven na jakiś czas. Myślę, że
nie układa mu się z rodzicami.
- Jake jest inny - zaprotestowała Katie.
- Kochanie, nago wszyscy są tacy sami. - Lisa spojrzała na nią z wyższością.
Nie trzeba było więcej mówić, by Katie poczuła się niepewnie. Ale i tak nic nie powstrzymałoby
jej od spotkania z Jakiem. W końcu Karen zgodziła się ją zastąpić i nieprzytomna Katie z
niecierpliwością oczekiwała soboty.
Wieczorem nie mogła się zdecydować, co na siebie włożyć. Nie miała pojęcia, dokąd Jake ją
zabierze. Zadzwonił do niej tylko raz i wspomniał coś o kolacji. Pózniej mieli postanowić, jak
spędzą resztę wieczoru. Było potwornie gorąco, a Katie nie miała wielu ubrań. Włożyła więc
spodnie khaki i białą bluzkę na ramiączkach. Na wierzch wybrała czarną bawełnianą koszulę z
długimi rękawami, które podwinęła do góry. Miała jeszcze czterdzieści minut do przyjazdu Jake a i
niespokojna chodziła no domu. Zajrzała nerwowo do lodówki. Oprócz piwa i taniego wina niewiele
w niej było. Rodzice jadali prosto.
Jak tylko skończę szkołę, wynoszę się stąd, postanowiła.
- Dokąd się wybierasz? - zapytał ojciec, stając niespodziewanie za jej plecami.
Serce Katie zabiło szybciej.
- Nie wiem, idę gdzieś na kolację.
- Z tym małym Talbotem?
- Z Jacobem Talbotem - odpowiedziała ze złością. Gdyby ojciec powiedział jeszcze jedną
negatywną rzecz o Jake u lub jego rodzinie, nie darowałaby mu.
Jednak on mruknął coś pod nosem, otworzył lodówkę, wyciągnął piwo i wypił ogromny łyk. Po
chwili siedział znów przed ukochanym telewizorem. Zaraz po nim zjawiła się matka.
- Kiedy wrócisz? - zapytała, stając na progu kuchni, w której był tylko jeden mały składany stół
pod oknem. Jadalnia służyła za skład najróżniejszych rupieci, bo Tindelowie nigdy nie jadali
wspólnie posiłków. Wszędzie stały tekturowe pudła.
- Jeszcze nie wiem, co będziemy robić.
- Masz być przed jedenastą.
- Przed jedenastą! - Katie otworzyła usta. Z pracy nie wracała nigdy przed północą.
- A może o dwunastej.
- Powiedziałam jedenasta! - Matka była niewzruszona.
Katie zdziwiła się. Od czasu kiedy zaczęła szkołę średnią, rodzice przestali się interesować tym,
co robiła. Wcześniej też mało o nią dbali, a teraz nagle zaczęła ich obchodzić.
Nigdy nie będę tak traktować własnych dzieci! - przyrzekła sobie, patrząc, jak matka człapie do
salonu i siada na kanapie obok ojca. Katie nie mogła czekać na Jake a w domu. Postanowiła wyjść
mu na spotkanie, nie chcąc, żeby rodzice gapili się na nich jak sroki.
- Do widzenia - mruknęła i trzasnęła drzwiami.
- Zachowuj się odpowiednio - rzucił ojciec.
- Bądz na jedenastą- dodała matka.
Powinna się właściwie cieszyć, że nie wtrącali się jeszcze bardziej i nie dopytywali o szczegóły
randki. Od dawna radziła sobie sama. Czasami ktoś ją podwoził, ale często wracała z pracy sama i
to pózno w nocy. Zaskoczyła ją ta nagła zmiana w zachowaniu obojga rodziców. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl