[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bezpieczni Cidra pomyślała, że znalezienie miejsca, w którym natura nie jest w stanie ciągłej walki,
wydaje się na Renesansie dość niezwykłe. Tu jednak zielony dywan, ciągnący się pod jej stopami, z
pewnością nie musiał konkurować z inną roślinnością. Z otaczającej dżungli nie wpełzały na ten teren
nawet zabłąkane pędy pnączy.
W granicach magicznego kręgu nie było śladów żadnych dzikich istot. Nie zauważyła nawet
insektów. Na polanie panował absolutny, niczym niezmącony spokój. Po drugiej stronie z dżungli
wypływał cicho szemrzący strumyczek, przecinał zielony krąg i znowu znikał w bujnym listowiu.
- Zupełnie jak ogród w Klementii - szepnęła Cidra, przystanąwszy przed samym wejściem. -
Wciągnij powietrze do płuc, Severance. Jakie świeże i aromatyczne.
- To prawda - przyznał, z zainteresowaniem rozglądając się dookoła. Spokój i pewność siebie
stopniowo go opuszczały. - Może nawet zbyt świeże i zbyt aromatyczne, Cidro.
- Bzdura. Tak właśnie mieszkały Duchy. Wiem to. Za ich czasów dżungla była siedliskiem harmonii.
Tak jak ta polana. Chodzmy do środka, Severance.
Zawahał się, tocząc walkę z głosem, który nagle odezwał się w jego głowie. Gdy spojrzał na Cidrę,
w jego oczach odbijała się troska.
- Cidro, nie jestem pewien&
- Ja wchodzę do środka. - Znalazła się po drugiej stronie wejścia. Severance pokręcił głową,
próbując się pozbyć niepokojących myśli. Po chwili stwierdził jednak, że nie ma się czego
pozbywać. Wszystko było w porządku. W najlepszym porządku. Wszedł za Cidrą przez otwarte
drzwi do środka.
Rozdział trzynasty
Uwagę Cidry zwróciła przede wszystkim cisza.
- Jak w grobowcu na QED - powiedział Severance.
- Nie. Jak w siedzibie Archiwów w Klementii. - Cidra przystanęła krok za progiem i rozejrzała się
dookoła. Zciany rotundy wpuszczały do środka dość światła, by można było zobaczyć, że posadzka
jest zrobiona z białego kamienia. Najdalsza część okrągłej sali była spowita w półmroku. Nie było
widać spojeń między ścianami i dachem lub podłogą. - Tu panuje podobna atmosfera. Taki spokój,
jak w miejscu, gdzie coś jest od wieków przechowywane.
- Ale tu nic nie ma. Wyciągnął rękę do przezroczystej kamiennej ściany. - Być może dawno, dawno
temu była tu& - zawahał się, szukając właściwego słowa - bezpiecznia.
- Tak.
- Co to jest bezpiecznia, Cidro? Nie mamy żadnych miejsc, które nosiłyby taką nazwę. Skąd, u licha,
wziąłem to słowo.
- Od tego, co nas tu przyprowadziło.
- Nie podoba mi się to.
Zaskoczył ją opór słyszalny w jego głosie.
- Co ci się nie podoba?
- To, że coś mi podsuwa słowa. Nie lubię, kiedy coś, czego nie mogę zobaczyć, prowadzi mnie przez
dżunglę. Kiedy to coś siedzi w mojej głowie.
- Po co więc tu przyszedłeś? - spytała Cidra.
- Nie wiem. Przedtem wydawało mi się, że to dobry pomysł.
- Severance&
Odwrócił się do niej wyraznie zły, lecz zarazem zatroskany.
- Powiedziałem, że wydawał mi się to dobry pomysł. Ale to nie był mój pomysł.
Wyciągnęła rękę i delikatnie go dotknęła.
- Uspokój się, Severance - powiedziała z uśmiechem zadumy.
- To jest dobre miejsce. Bezpieczne. Czy nie widzisz, że panuje nad dżunglą? Duchy umiały sobie
radzić z dżunglą. A poza tym jest tu odczucie mentalnej komunikacji z czymś lub kimś&
- I co z tego?
- Tak muszą się czuć prawdziwi Harmonicy, Severance. Być może nigdy nie uda mi się bardziej
zbliżyć do ich sposobu porozumiewania się.
Pokręcił głową.
- To nie było porozumiewanie się, Cidro. To był akt podporządkowania. Nie podjęliśmy świadomej
decyzji, że chcemy tutaj przyjść. Zostaliśmy tutaj ściągnięci. Po drodze mogliśmy zostać zabici w
dowolnym miejscu przez każde stworzenie od zielonego krajacza począwszy, a na blokpysku
skończywszy.
- Nie. Sądzę, że to, co przywiodło nas do bezpieczni, miało dostateczną moc, by zapewnić nam
dojście.
- Ciekaw jestem tylko, czy zapewni nam również powrót, czy może ta moc działa tylko w jedną
stronę. - Severance wszedł nieco głębiej do słabo oświetlonego pomieszczenia. - Wszystko jedno.
Jesteśmy tutaj. I co dalej?
- To może być wszystko, co pozostało. - Cidra ruszyła wzdłuż ściany dookoła sali. Przez cały czas
przesuwała dłonią po ciepłej powierzchni kamieni. Były przyjemne w dotyku. - Alę kiedyś było tutaj
coś więcej.
- Skąd wiesz tak wiele o bezpieczni? - spytał z naciskiem. Podążał za nią, nie chciał bowiem, aby
zanadto się oddaliła, mimo że nie widział w otoczeniu niczego potencjalnie groznego.
- Dowiaduję się, bo jestem gotowa słuchać. Jestem otwarta na tę możliwość. Ty też musisz
zwiększyć gotowość słuchania, Severance. Bądz co bądz, byłeś w stanie odebrać wezwanie. Przestań
okazywać wobec niego taką nieufność. Wycisz się na chwilę i zacznij je chłonąć. Czy naprawdę masz
odczucie, że jest tutaj coś złego?
- I tak, i nie.
Odwróciła się i spojrzała na niego rozbawiona.
- Oj, Severance, zwykle nie jesteś taki niezdecydowany.
Wzruszył ramionami, nachmurzony. Dłoń trzymał na kolbie pulsera.
- Nie umiem tego wytłumaczyć. Po drodze tutaj nie czułem niczego złego, chociaż powinienem, a
część tego, co odczuwam w tej chwili, też jest do przyjęcia. To tutaj wydaje mi się dziwaczne, ale
niegrozne. Jest jednak także coś, co mi się nie podoba.
Nie potrafię powiedzieć, skąd to wrażenie.
- Może po prostu czujesz się tu obco. O ile wiem, jest to pierwsza kompletna budowla Duchów, jaką
udało się odnalezć. Są informacje o setkach budowli znanych we fragmentach, ale żadna nie
zachowała się w całości i w równie dobrym stanie.
- Czy w informacjach o tych budowlach wspominano taki rodzaj materiału budowlanego? -
Severance zmierzył wzrokiem delikatnie opalizujący przezroczysty kamień.
- Nie w tych, na które się natknęłam - przyznała Cidra. - To jest absolutnie niezwykłe. Być może
budowla pochodzi z pózniejszego okresu. A skoro tak, to może nam pomóc w datowaniu cywilizacji
Duchów. Severance, to jest wyjątkowo ważne odkrycie. Mamy wielkie szczęście, że akurat my go
dokonaliśmy.
- Wcale nie dokonaliśmy odkrycia - odparł beznamiętnie. - To
my zostaliśmy odkryci przez nie. Na tym polega różnica, Cidro. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl