[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dzięki Bogu. Mają panie jego adres?
- Hôtel de la Poste - powiedziaÅ‚a Julia.
- Panie wybaczą, ale pójdę tam, choć bardzo wątpię, czy wróci do hotelu. Jest nie-
uchwytny jak mgła. Julio, w przyszłości proszę unikać wszelkich kontaktów z nim. Zro-
zumiała mnie pani? - Julia kiwnęła głową i Hal zniknął w tłumie.
- No, nie! - prychnęła pani Tresilian po odejściu majora. - Ze wszystkich bezczel-
nych, oburzających mężczyzn... I w dodatku zwrócił się do ciebie po imieniu!
- Pewnie po to, żebyśmy poważnie potraktowały przestrogę. Jestem przekonana, że
można zaufać opinii kapitana Carlowa. Powinnyśmy unikać pana Hebdena.
- Przede wszystkim więcej nie będziesz miała do czynienia z majorem Carlowem,
moje dziecko. To znacznie ważniejsze.
- Tak, mamo - powiedziała Julia, zamierzając dotrzymać słowa. Zresztą, przed
końcem miesiąca będzie zapewne zaręczona z innym mężczyzną.
- Postawiono na ciebie mnóstwo pieniędzy - poinformował Hala kapitan Will Grey.
- Ja postawiłem najwięcej.
- Postaw pięćdziesiąt w moim imieniu - polecił Hal, poklepując konia po szyi.
Chiltern Lad poruszył się niespokojnie, rzucił łbem i stulił uszy. - Uspokój się, ty waria-
cie - mruknął łagodnie Hal. Koń nadstawił ucha. - Jesteś wielki, piękny i nikt cię nie po-
kona, słyszysz?
R
L
T
- Rozumie każde słowo, prawda, sir? - odezwał się chudy, kanciasty dragon, który
trzymał wierzchowca za uzdę.
- Każde. - Hal przyjrzał się żołnierzowi. Ospowata twarz chudzielca była mu nie-
znana. - Gdzie Godfrey?
- Przed chwilą widziałem go za tamtym namiotem, sir. - Mężczyzna wskazał ru-
chem głowy jeden z najokazalszych namiotów, w którym sprzedawano pół tuzina gatun-
ków belgijskiego piwa. - Wymiotował tak, że o mało nie wyrzucił z siebie wnętrzności.
Okropnie się pochorował, ale pomyślał o obowiązku i kazał mi tu przyjść, żeby przy-
trzymać konia, sir. - Poruszył się niespokojnie pod badawczym spojrzeniem Hala. - Dra-
gon Harris, świeżo przeniesiony z Dziewiątki.
Hal doszedł do wniosku, że stał się chorobliwie podejrzliwy od czasu, gdy Stephen
Hebden dotarł do Julii. Oczywiście nie było go w hotelu i od tamtej pory się nie pojawił.
Hal przekonywał samego siebie, że to tylko zbieg okoliczności. Hebden rzeczywiście
handlował klejnotami, przynajmniej w chwilach wolnych od wendety na tych, których
obarczał odpowiedzialnością za śmierć swojego ojca, barona Framlighama. W Brukseli
aż roiło się od ludzi, którzy chcieli zdobyć pieniądze na spłatę długów.
Hal ponownie skoncentrował się na koniu. To był drugi z jego wierzchowców,
jeszcze zbyt młody i nerwowy, aby brać udział w walce, ale szybki jak wiatr.
- Przeprowadz go, Harris. Odganiaj od niego muchy. Start za pół godziny.
- Tak jest, sir.
- Napijemy się? - zaproponował Will Grey.
- Nie - odparł Hal.
Od piątku nie tknął mocniejszego trunku. Nie potrafił nawet powiedzieć, dlaczego
przestał pić. Miał tylko mgliste poczucie, że Julia wolałaby, aby tego nie robił. Co było o
tyle absurdalne, że poprzysiągł sobie trzymać się od niej z daleka, a to stanowiło wystar-
czający powód, by zaczął topić smutki w kieliszku.
- Majorze Carlow, kapitanie Grey - rozległ się kobiecy głos.
Hal zatrzymał się tak raptownie, że Will wpadł na niego.
- Panna Tresilian - wydukał zaskoczony major.
R
L
T
Towarzyszyła jej panna Marriott. Julia była wystrojona w suknię tak cudowną, że
jej noszenie powinno być zabronione w obecności zaprzysięgłych kawalerów. Ocieniona
rondem kapelusza twarz wydawała się nieco blada.
- Zastanawiałyśmy się, z którego miejsca będzie najlepiej widać - odezwała się
panna Marriott.
Will Grey nie stracił głowy i zapytał:
- Co chcecie oglądać, moje panie, start czy finisz?
- Och, jedno i drugie. - Panna Marriott zalotnie zatrzepotała rzęsami.
- Przyjechały panie z baronem? - Hal zdołał wreszcie wydobyć z siebie głos.
- Tak - odparła Julia. - A także z moją mamą i panem Smythem. Mógłby pan pod-
powiedzieć nam, co obstawić - dodała.
- Najlepiej postawić na Carlowa, moje panie - oznajmił kapitan Grey, zanim Hal [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
- Dzięki Bogu. Mają panie jego adres?
- Hôtel de la Poste - powiedziaÅ‚a Julia.
- Panie wybaczą, ale pójdę tam, choć bardzo wątpię, czy wróci do hotelu. Jest nie-
uchwytny jak mgła. Julio, w przyszłości proszę unikać wszelkich kontaktów z nim. Zro-
zumiała mnie pani? - Julia kiwnęła głową i Hal zniknął w tłumie.
- No, nie! - prychnęła pani Tresilian po odejściu majora. - Ze wszystkich bezczel-
nych, oburzających mężczyzn... I w dodatku zwrócił się do ciebie po imieniu!
- Pewnie po to, żebyśmy poważnie potraktowały przestrogę. Jestem przekonana, że
można zaufać opinii kapitana Carlowa. Powinnyśmy unikać pana Hebdena.
- Przede wszystkim więcej nie będziesz miała do czynienia z majorem Carlowem,
moje dziecko. To znacznie ważniejsze.
- Tak, mamo - powiedziała Julia, zamierzając dotrzymać słowa. Zresztą, przed
końcem miesiąca będzie zapewne zaręczona z innym mężczyzną.
- Postawiono na ciebie mnóstwo pieniędzy - poinformował Hala kapitan Will Grey.
- Ja postawiłem najwięcej.
- Postaw pięćdziesiąt w moim imieniu - polecił Hal, poklepując konia po szyi.
Chiltern Lad poruszył się niespokojnie, rzucił łbem i stulił uszy. - Uspokój się, ty waria-
cie - mruknął łagodnie Hal. Koń nadstawił ucha. - Jesteś wielki, piękny i nikt cię nie po-
kona, słyszysz?
R
L
T
- Rozumie każde słowo, prawda, sir? - odezwał się chudy, kanciasty dragon, który
trzymał wierzchowca za uzdę.
- Każde. - Hal przyjrzał się żołnierzowi. Ospowata twarz chudzielca była mu nie-
znana. - Gdzie Godfrey?
- Przed chwilą widziałem go za tamtym namiotem, sir. - Mężczyzna wskazał ru-
chem głowy jeden z najokazalszych namiotów, w którym sprzedawano pół tuzina gatun-
ków belgijskiego piwa. - Wymiotował tak, że o mało nie wyrzucił z siebie wnętrzności.
Okropnie się pochorował, ale pomyślał o obowiązku i kazał mi tu przyjść, żeby przy-
trzymać konia, sir. - Poruszył się niespokojnie pod badawczym spojrzeniem Hala. - Dra-
gon Harris, świeżo przeniesiony z Dziewiątki.
Hal doszedł do wniosku, że stał się chorobliwie podejrzliwy od czasu, gdy Stephen
Hebden dotarł do Julii. Oczywiście nie było go w hotelu i od tamtej pory się nie pojawił.
Hal przekonywał samego siebie, że to tylko zbieg okoliczności. Hebden rzeczywiście
handlował klejnotami, przynajmniej w chwilach wolnych od wendety na tych, których
obarczał odpowiedzialnością za śmierć swojego ojca, barona Framlighama. W Brukseli
aż roiło się od ludzi, którzy chcieli zdobyć pieniądze na spłatę długów.
Hal ponownie skoncentrował się na koniu. To był drugi z jego wierzchowców,
jeszcze zbyt młody i nerwowy, aby brać udział w walce, ale szybki jak wiatr.
- Przeprowadz go, Harris. Odganiaj od niego muchy. Start za pół godziny.
- Tak jest, sir.
- Napijemy się? - zaproponował Will Grey.
- Nie - odparł Hal.
Od piątku nie tknął mocniejszego trunku. Nie potrafił nawet powiedzieć, dlaczego
przestał pić. Miał tylko mgliste poczucie, że Julia wolałaby, aby tego nie robił. Co było o
tyle absurdalne, że poprzysiągł sobie trzymać się od niej z daleka, a to stanowiło wystar-
czający powód, by zaczął topić smutki w kieliszku.
- Majorze Carlow, kapitanie Grey - rozległ się kobiecy głos.
Hal zatrzymał się tak raptownie, że Will wpadł na niego.
- Panna Tresilian - wydukał zaskoczony major.
R
L
T
Towarzyszyła jej panna Marriott. Julia była wystrojona w suknię tak cudowną, że
jej noszenie powinno być zabronione w obecności zaprzysięgłych kawalerów. Ocieniona
rondem kapelusza twarz wydawała się nieco blada.
- Zastanawiałyśmy się, z którego miejsca będzie najlepiej widać - odezwała się
panna Marriott.
Will Grey nie stracił głowy i zapytał:
- Co chcecie oglądać, moje panie, start czy finisz?
- Och, jedno i drugie. - Panna Marriott zalotnie zatrzepotała rzęsami.
- Przyjechały panie z baronem? - Hal zdołał wreszcie wydobyć z siebie głos.
- Tak - odparła Julia. - A także z moją mamą i panem Smythem. Mógłby pan pod-
powiedzieć nam, co obstawić - dodała.
- Najlepiej postawić na Carlowa, moje panie - oznajmił kapitan Grey, zanim Hal [ Pobierz całość w formacie PDF ]