[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko z dziewczynÄ…, która wyglÄ…daÅ‚a bardzo pociÄ…ga­
jąco w obcisłych dżinsach.
- ZadzwoniÄ™ po spotkaniu z kolegami i dam ci
znać, czy możliwa będzie wizyta w szpitalu.
Widok Marissy i Autumn sprawiaÅ‚ mu przyje­
mność. PomyÅ›laÅ‚, że dziewczyna bÄ™dzie kiedyÅ› wspa­
niałą matką. Przypomniał sobie o jej pomyśle udania
się do banku spermy, do czego nie chciał dopuścić,
choć doskonale wiedział, że to nie jego sprawa.
WyszedÅ‚, nie próbujÄ…c nawet jej pocaÅ‚ować, przy­
puszczaÅ‚ bowiem, że Gertie opowiedziaÅ‚aby o tym ca­
Å‚emu miastu.
O dziesiątej pojawił się w klubie na spotkaniu
z przyjaciółmi.
- Jak się miewasz, tatusiu? - zagadnęli koledzy.
- Zwietnie, odkąd zatrudniłem Marissę Wilder.
- To zrozumiałe - skomentował Ryan. - Znam
MarissÄ™. Aadna kobieta.
- JeÅ›li choć w poÅ‚owie jest tak zabawowa jak jej sio­
stra, musicie miło spędzać czas na ranczu - dodał Alex.
- Jest inna. Odpowiedzialna i praktyczna. Przy­
jemnie patrzeć, jak zajmuje się dzieckiem. Zna się na
tym, a mała jest przy niej najsłodszym maluchem na
świecie, więc znowu mogę cieszyć się życiem.
- Po dwudziestu czterech godzinach samodzielnej
opieki wyglÄ…daÅ‚eÅ›, jakbyÅ› przepracowaÅ‚ miesiÄ…c - za­
żartował Alex.
- Jestem wdzięczny losowi za kompetentną nianię.
Nie zwracam uwagi na jej wyglÄ…d.
- Chyba trzeba mu zmierzyć temperaturÄ™ i spraw­
dzić, czy nie umiera, jeśli wygaduje takie rzeczy -
wtrącił Ryan.
- Skoro jesteÅ›my już wszyscy, może Clint zrefe­
rowaÅ‚by, co siÄ™ wÅ‚aÅ›ciwie staÅ‚o - rzekÅ‚ David, zmie­
niajÄ…c temat.
- Złapałem faceta przy łóżku naszej nieznajomej
- zaczÄ…Å‚ Clint.
David pomyślał, iż musiał to być jakiś desperat, jeśli
ryzykował spotkanie z kimś tak groznie wyglądającym
jak Clint.
- Wydawało mi się, że próbuje podnieść chorą -
ciągnął mężczyzna. - Nie wiem, czy zamierzał ją
skrzywdzić, czy porwać. Na pewno przeszukaÅ‚ jej szaf­
kę, bo wyciągnął stamtąd jakieś rzeczy. Chciałem go
schwycić, zaczęła się przepychanka. Miałem wybór:
zająć się nim albo kobietą. Sprawdziłem, czy nic jej
nie zrobił, bo uznałem, że to ważniejsze. Przywołałem
pomoc, pojawiły się pielęgniarki. Jak tylko weszły do
pokoju, ruszyłem za nim, ale zniknął.
- Nie rozpoznałbyś go? - spytał Ryan.
- Nie. ByÅ‚ stosunkowo wysoki, muskularny, szczu­
pÅ‚y. MiaÅ‚ czapkÄ™ narciarskÄ…, wiÄ™c nie spostrzegÅ‚em ko­
loru włosów.
- Widziałeś go w świetle dziennym?
Clint potrząsnął głową.
- Tylko wtedy, gdy biegł przez korytarz, a więc
z tyłu. Nosił dżinsy, marynarkę i czarną czapkę. Nic,
co by go jakoÅ› wyróżniaÅ‚o. Jedyne, co dobrze zapa­
miętałem, to że nie był potężnie zbudowany, a jednak
diablo silny.
- Miał samochód? - spytał Ryan.
- W budynku jest wiele wyjść i niestety go zgubiłem.
- Nikt cię nie obwinia. Sądzisz, że mógł ukryć się
gdzieÅ› w szpitalu?
- Kto wie? PowiedziaÅ‚em o nim policjantom, któ­
rzy przeszukali budynek. Być może jeszcze teraz go
szukajÄ…. W różnych miejscach wystawili straże. Dla­
tego mogłem tu przyjść.
- Myślisz, że był uzbrojony?
- Jeśli był, to nie spostrzegłem broni. Nie wiem,
co chciał zrobić tej kobiecie.
- Tak czy inaczej, grozi jej niebezpieczeństwo -
stwierdził David, myśląc o Marissie, dziecku i Gertie,
które zostaÅ‚y na ranczu. - A ty, Alex, dotarÅ‚eÅ› do ja­
kichÅ› informacji?
- Ciągle nic nie wiem. Policja też nie. Oficjalnie
nikt jej nie szuka. Takiej kobiety ani dziecka nie ma
na listach zaginionych.
- A co ze spisem nazwisk znalezionym w jej
torbie?
- Pracuję nad tym, lecz nie znalazłem żadnych
tropów.
- OstrzegÄ™ MarissÄ™, Gertie i ludzi pracujÄ…cych
u mnie na ranczu. Ojciec jest za granicą, więc nie ma
potrzeby, bym się z nim kontaktował - postanowił
David.
- Twój ojciec nie jest w to zamieszany, ale ty jesteś
- zauważył Clint.
- Ty również stanąłeś temu facetowi na drodze.
- Chciałbym go dostać w swoje ręce.
- Wszyscy byśmy chcieli - podsumował David. -
Zastanawiam siÄ™, czy jest ojcem dziecka.
- Chyba nie. Nie wiadomo, w co ta kobieta jest
wplątana, biorąc pod uwagę pieniądze, które miała przy
sobie.
- Tamtej nocy była przerażona - przypomniał Da-
vid. - Posiniaczona i wyczerpana, ale bardzo atrakcyj­
na. Może modelka? Nie wiem, co mamy z tym zrobić.
- Ja wiem - rzekł Clint. - Wrócę do szpitala.
David podążył za nim.
- Muszę zrobić zakupy i wrócić na ranczo po Ma-
rissę z dzieckiem, by zawiezć je do szpitala, jeśli to
możliwe - powiedział przyjacielowi.
- Zadzwonię i ci powiem - obiecał Clint. - Sądzę,
że Tara nie będzie temu przeciwna.
- Dziękuję. Nie przejmuj się. Może trafi się jeszcze
okazja, by schwytać tego faceta w szpitalu - powie­
dział David.
- Nie chcÄ™, by ktokolwiek skrzywdziÅ‚ naszÄ… nie­
znajomÄ…, ale żywiÄ™ nadziejÄ™ na to spotkanie. NastÄ™p­
nym razem nie dam się zaskoczyć.
- Masz numer mojej komórki, prawda? Będę czekał
na wiadomość.
- Oczywiście.
- Do zobaczenia. - David pospieszyÅ‚ do auta, nie­
spokojny, że naraziÅ‚ MarissÄ™ na niebezpieczeÅ„stwo, an­
gażując ją jako nianię.
Zanim uruchomił silnik, zadzwonił do rządcy ran-
cza, by uprzedzić go o zagrożeniu i prosić o wzmo­
żenie czujnoÅ›ci. Po rozmowie ruszyÅ‚ do sklepu na za­
kupy i wrócił do domu, jak mógł najszybciej. W życiu
bywaÅ‚ w znacznie bardziej niebezpiecznych sytu­
acjach, wiÄ™c zastanawiaÅ‚ siÄ™, czemu tak bardzo przej­
muje siÄ™ obecnÄ….
Nim dojechał na ranczo, odebrał telefon od Clinta, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl