[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rza małą poduszeczką w rękach. Przy piskliwej, lecz skocznej muzyce skrzypiec koło tance-
rzy z wielkim tupotem nóg okręcało się dokoła tej baby, która jedną ręką na kłębie opierając
się, a w drugiej poduszeczkę wysoko podnosząc, a w kółko też skacząc z pociesznymi mina-
mi śpiewała:
Paduszeczki, paduszeczki, a wsie puchowyje;
Mołodzieńki, mołodzieńki, sawsiem mołodyje...
Tu wybuchnęły ogromne śmiechy, tak słowa piosenki zle stosowały się do przysadzistej,
pomarszczonej, choć silnej jeszcze i uciesznej baby. Ona śpiewała dalej:
Koho lublu, koho lublu,
Toho pacełuju;
Paduszeczku puchawuju
Tomu podaruju.
Wraz z ostatnim wyrazem śpiewki poduszeczkę na Jasiuka Dziurdzię rzuciła i wpół go
objąwszy chciała się z nim wedle prawideł tańca tego kilka razy okręcić. Ale on za wstyd to
sobie poczytał, że go tak niepowabna tancerka faworami swymi obdarzała, pięścią babę ode-
pchnął i z gapiowatą miną a rozgniewanymi oczami jak słup na środku izby pozostał. Kilka
poważnych gospodyń na ławie pod ścianą gwarzących aż kładło się ze śmiechu; gospodarze
nawet rozmowę o interesie przerwali i z uśmiechem na twarzach szumnej zabawie młodzieży
przypatrywać się zaczęli.
Koło taneczne utworzyło się znowu, tylko że w jego środku stanęła tym razem gwałtem
przez inne dziewki tam popchnięta Nastka Budrakówna. Skrzypce wciąż przygrywały, a wy-
smukła dziewczyna z grubą kosą na plecach i piersią zawieszoną szklannymi paciorkami po-
duszeczkę do góry wzniosła i nie skacząc tak, jak tanecznica uprzednia, lecz okręcając się
powoli i z wdziękiem, śród tętentu stóp, donośnym głosem zaśpiewała:
Paduszeczki, paduszeczki,
A wsie puchowyje;
Mołodzieńki, mołodzieńki,
Sawsiem mołodyje...
72
Tu całe taneczne koło piosenkę podjęło i wzbijającemu się nad inne głosowi dziewczyny
chórem wtórzyć zaczęło:
Koho lublu, koho lublu,
Toho pacełuju;
Paduszeczku puchawuju
Tomu podaruju.
Rzucona ręką dziewczyny poduszeczka w kraciastej nawleczce z taką siłą Klemensa
Dziurdzię w twarz uderzyła, że aż spąsowiał cały, a złotawe i gęste włosy rozwiały mu się
nad głową. Zarazem obu rękami Nastka zwiesiła mu się na ramionach, on wpół ją objął i krę-
cili się potem w kółko tak długo, że już i prawidła tańca takiego długiego kręcenia się by-
najmniej nie wymagały. Ale parobkowi rozognionemu zabawą i u piersi jego dyszącą piersią
Nastki i tego było za mało. Krzyknął na muzykanta, aby do k r u c i e l a przygrywać zaczął,
co gdy on uczynił, puścił się z dziewczyną swoją w ten taniec szybki i zawrotny, prawie na
jednym miejscu odbywany, a przerywany przechadzką we dwoje dokoła izby. Złote włosy
parobka rozwiewały się nad jego głową, kosa dziewczyny z czerwoną wstążeczką u końca
latała w powietrzu, na szyi jej brzęczały szklanne paciorki i przeświecające zza nich pozłaca-
ne krzyżyki i medaliki. A gdy umęczeni zawrotnym okręcaniem się na jednym miejscu ob-
chodzili dokoła izbę, on podnosił wysoko twarz rozpaloną i z błękitnych oczu rzucał snopy
wesołych blasków; ona ramię mu za plecami trzymając, w jednej ręce ściskała siną jego ka-
potę, drugą fartuszkiem pot z twarzy ocierała. W ten sposób dwa, trzy lub więcej razy okrą-
żali izbę powoli, miarowym krokiem, od czasu do czasu nogami przytupując, on do młodego
dębu, ona do białokorej brzozy podobna. Wszyscy gospodarze zwrócili się już teraz twarzami
ku izbie i na tańczącą parę spoglądali. Piotr Dziurdzia pół czarki wódki jeszcze do ust niosąc
śmiał się swym cichym, piersiowym, poważnym śmiechem; Maksym Budrak, niedbale niby
na córkę patrząc, radośnie oczami błyskał. Mimo woli pewno dwaj sąsiedzi na siebie spojrze-
li, porozumieli się wzrokiem i kiwnęli do siebie głowami.
K a b tylko wola boska była... mówił Piotr.
Czemu nie ma być woli boskiej? odpowiedział Budrak.
Budrakowa, która pomiędzy gospodyniami pod ścianą siedziała i wprzódy już wychyliła
była czarkę wódki, łzawiła się i z rozczuleniem do sąsiadek mówiła:
Już ja tego Klemensa, jak Boga kocham, na równi z synami rodzonieńkimi lubię...
W tej właśnie chwili weszli do karczmy Jakub Szyszko i Szymon Dziurdzia. Nikt na nich
uwagi żadnej nie zwrócił. Już z samej odzieży, którą na sobie mieli, poznać było można, że w
gromadce ludzkiej, śród której żyli, najpośledniejsze zajmowali miejsce. Kożuchy ich były
stare, bez kołnierzów, aż lśniące od brudu i zniszczenia, obuwie podarte i od wielu znać już
lat do zimowych tylko wycieczek w mrozy i śniegi używane, czapki nawet spłaszczone i z
podartym w strzępy baranim oszyciem. A cóż dopiero postawy ich i twarze! Stary Jakub
trzymał się wprawdzie prosto i zawsze uroczystą jakby przybierał postawę, ale niski był, chu-
dy a małymi, błyszczącymi oczami patrzący na świat spod brwi jakoś przebiegle i razem nie-
ufnie, z przebiegłym, nieszczerym śmiechem na starych, zwiędłych ustach. Co do Szymona,
tego krok ociężały był i jakby nieśmiały, cera wyżółkła, oczy zaczerwienione i wiecznie mo-
kre, a na całej twarzy miał wyraz zbiedzenia, gdy był trzezwym, a zuchwałej przekory, gdy
tylko wódka zaszumiała mu w głowie. Teraz trochę tylko był podpitym, więc nikogo nie za- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
rza małą poduszeczką w rękach. Przy piskliwej, lecz skocznej muzyce skrzypiec koło tance-
rzy z wielkim tupotem nóg okręcało się dokoła tej baby, która jedną ręką na kłębie opierając
się, a w drugiej poduszeczkę wysoko podnosząc, a w kółko też skacząc z pociesznymi mina-
mi śpiewała:
Paduszeczki, paduszeczki, a wsie puchowyje;
Mołodzieńki, mołodzieńki, sawsiem mołodyje...
Tu wybuchnęły ogromne śmiechy, tak słowa piosenki zle stosowały się do przysadzistej,
pomarszczonej, choć silnej jeszcze i uciesznej baby. Ona śpiewała dalej:
Koho lublu, koho lublu,
Toho pacełuju;
Paduszeczku puchawuju
Tomu podaruju.
Wraz z ostatnim wyrazem śpiewki poduszeczkę na Jasiuka Dziurdzię rzuciła i wpół go
objąwszy chciała się z nim wedle prawideł tańca tego kilka razy okręcić. Ale on za wstyd to
sobie poczytał, że go tak niepowabna tancerka faworami swymi obdarzała, pięścią babę ode-
pchnął i z gapiowatą miną a rozgniewanymi oczami jak słup na środku izby pozostał. Kilka
poważnych gospodyń na ławie pod ścianą gwarzących aż kładło się ze śmiechu; gospodarze
nawet rozmowę o interesie przerwali i z uśmiechem na twarzach szumnej zabawie młodzieży
przypatrywać się zaczęli.
Koło taneczne utworzyło się znowu, tylko że w jego środku stanęła tym razem gwałtem
przez inne dziewki tam popchnięta Nastka Budrakówna. Skrzypce wciąż przygrywały, a wy-
smukła dziewczyna z grubą kosą na plecach i piersią zawieszoną szklannymi paciorkami po-
duszeczkę do góry wzniosła i nie skacząc tak, jak tanecznica uprzednia, lecz okręcając się
powoli i z wdziękiem, śród tętentu stóp, donośnym głosem zaśpiewała:
Paduszeczki, paduszeczki,
A wsie puchowyje;
Mołodzieńki, mołodzieńki,
Sawsiem mołodyje...
72
Tu całe taneczne koło piosenkę podjęło i wzbijającemu się nad inne głosowi dziewczyny
chórem wtórzyć zaczęło:
Koho lublu, koho lublu,
Toho pacełuju;
Paduszeczku puchawuju
Tomu podaruju.
Rzucona ręką dziewczyny poduszeczka w kraciastej nawleczce z taką siłą Klemensa
Dziurdzię w twarz uderzyła, że aż spąsowiał cały, a złotawe i gęste włosy rozwiały mu się
nad głową. Zarazem obu rękami Nastka zwiesiła mu się na ramionach, on wpół ją objął i krę-
cili się potem w kółko tak długo, że już i prawidła tańca takiego długiego kręcenia się by-
najmniej nie wymagały. Ale parobkowi rozognionemu zabawą i u piersi jego dyszącą piersią
Nastki i tego było za mało. Krzyknął na muzykanta, aby do k r u c i e l a przygrywać zaczął,
co gdy on uczynił, puścił się z dziewczyną swoją w ten taniec szybki i zawrotny, prawie na
jednym miejscu odbywany, a przerywany przechadzką we dwoje dokoła izby. Złote włosy
parobka rozwiewały się nad jego głową, kosa dziewczyny z czerwoną wstążeczką u końca
latała w powietrzu, na szyi jej brzęczały szklanne paciorki i przeświecające zza nich pozłaca-
ne krzyżyki i medaliki. A gdy umęczeni zawrotnym okręcaniem się na jednym miejscu ob-
chodzili dokoła izbę, on podnosił wysoko twarz rozpaloną i z błękitnych oczu rzucał snopy
wesołych blasków; ona ramię mu za plecami trzymając, w jednej ręce ściskała siną jego ka-
potę, drugą fartuszkiem pot z twarzy ocierała. W ten sposób dwa, trzy lub więcej razy okrą-
żali izbę powoli, miarowym krokiem, od czasu do czasu nogami przytupując, on do młodego
dębu, ona do białokorej brzozy podobna. Wszyscy gospodarze zwrócili się już teraz twarzami
ku izbie i na tańczącą parę spoglądali. Piotr Dziurdzia pół czarki wódki jeszcze do ust niosąc
śmiał się swym cichym, piersiowym, poważnym śmiechem; Maksym Budrak, niedbale niby
na córkę patrząc, radośnie oczami błyskał. Mimo woli pewno dwaj sąsiedzi na siebie spojrze-
li, porozumieli się wzrokiem i kiwnęli do siebie głowami.
K a b tylko wola boska była... mówił Piotr.
Czemu nie ma być woli boskiej? odpowiedział Budrak.
Budrakowa, która pomiędzy gospodyniami pod ścianą siedziała i wprzódy już wychyliła
była czarkę wódki, łzawiła się i z rozczuleniem do sąsiadek mówiła:
Już ja tego Klemensa, jak Boga kocham, na równi z synami rodzonieńkimi lubię...
W tej właśnie chwili weszli do karczmy Jakub Szyszko i Szymon Dziurdzia. Nikt na nich
uwagi żadnej nie zwrócił. Już z samej odzieży, którą na sobie mieli, poznać było można, że w
gromadce ludzkiej, śród której żyli, najpośledniejsze zajmowali miejsce. Kożuchy ich były
stare, bez kołnierzów, aż lśniące od brudu i zniszczenia, obuwie podarte i od wielu znać już
lat do zimowych tylko wycieczek w mrozy i śniegi używane, czapki nawet spłaszczone i z
podartym w strzępy baranim oszyciem. A cóż dopiero postawy ich i twarze! Stary Jakub
trzymał się wprawdzie prosto i zawsze uroczystą jakby przybierał postawę, ale niski był, chu-
dy a małymi, błyszczącymi oczami patrzący na świat spod brwi jakoś przebiegle i razem nie-
ufnie, z przebiegłym, nieszczerym śmiechem na starych, zwiędłych ustach. Co do Szymona,
tego krok ociężały był i jakby nieśmiały, cera wyżółkła, oczy zaczerwienione i wiecznie mo-
kre, a na całej twarzy miał wyraz zbiedzenia, gdy był trzezwym, a zuchwałej przekory, gdy
tylko wódka zaszumiała mu w głowie. Teraz trochę tylko był podpitym, więc nikogo nie za- [ Pobierz całość w formacie PDF ]