[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego dłonie powędrowały do jej ramion, czoło dotknęło czoła, a ciepło jego oddechu
grzało jej twarz.
– Nie ruszaj się przez chwilę – powiedział szeptem.
Omal nie wybuchnęła śmiechem. Przecież nie mogła się ruszyć, nawet gdyby
chciała.
– Zrobiłaś to celowo? – spytał.
Nie wiedziała, o czym mówi, ale zadał pytanie tonem oskarżycielskim, co sprawi-
ło, że cała się spięła.
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – powiedziała.
Odetchnął.
– Tak, przypuszczam, że nie wiesz.
Jedna jego ręka powędrowała w dół po jej ramieniu tak powoli, że poczuła to jak
pieszczotę, od której przeszły ją dreszcze. Pomyślała, że jeszcze nie skończyli się ca-
łować. Ale on tylko wyjął z ręki Julii czepek i włożył jej dość niezdarnie na głowę.
– Masz piękne włosy, Jewels. Noś je upięte – powiedział, trochę zbyt szorstko.
181
Sapnęła, próbując się od niego odsunąć, lecz jego ręce znów objęły jej ramiona i
nie puszczały.
– Nie bądź naburmuszona, jeszcze nie skończyliśmy pokazu. Tyran obserwuje
nas z domu. Więc bądź spokojna i dotknij dłonią mojego policzka.
Zrobiła, o co ją prosił.
– Albo wcale nie obserwuje – dodała jednak z przekąsem.
– Przyprowadziłem cię za dom, gdyż więcej pokoi, w tym również jego sypialnia,
ma widok na ten trawnik niż na stronę przed frontem. On obserwuje. Prawie czuję
płynącą z tego domu wrogość.
– Pewnie czujesz to, co płynie ode mnie!
Popatrzył na nią z góry i zaczął się śmiać. Mogło to bardzo łatwo wyprowadzić ją
z równowagi. Ale pojęła, że on z niej nie drwi, tylko jest autentycznie rozbawiony, i
nietrudno było zgadnąć dlaczego. Oto on stara się jak może, żeby pomóc im obojgu
uwolnić się od kontraktu małżeńskiego, a ona robi trudności, sprzecza się i opiera. A
już tak dobrze im szło!
– Może powinniśmy znów porozmawiać o jeziorze – zaproponowała skruszona.
– Dobry Boże! Tak! Tak zróbmy.
Śmiejąc się, wziął ją za rękę i poprowadził w dół łagodnym stokiem na brzeg. Je-
zioro nie było na tyle duże, by zasługiwało na tę nazwę, był to raczej duży staw. Julia
wiedziała jednak, że jest głębokie nawet przy brzegach, i pewnie dlatego Allenowie
nazywali je jeziorem.
T LR
– Arystokracja była wtedy dość swawolna, jeżeli chodzi o ubiory, peruki, wy-
dawanie pieniędzy – mówił Richard. – Podobno pierwszy hrabia Manford zatrudnił
całą wieś, żeby wykopać ten dół. Kiedy zabrakło mu funduszy, przedsięwzięcie pozo-
stawało niedokończone przez wiele lat. Była to po prostu olbrzymia wyrwa w ziemi.
Niestety, nigdy się tu nie zbierał deszcz, zaraz wsiąkał w grunt. Czasem zimą dół wy-
pełniał się śniegiem, ale po stopnieniu na wiosnę zostawała z niego zaledwie błotni-
sta kałuża, żeby do lata całkiem wyschnąć.
– Więc kto dokończył jezioro?
– Następny hrabia ożenił się dobrze, ale jego żona nie była hojną osobą. Nawet
gdy wymieniała swoją garderobę, a robiła to oczywiście co roku, nie oddawała starej
biednym, tylko wyrzucała. Już w pierwszym roku pobytu w Willow Woods postano-
wiła, że ten wielki, brzydki dół za domem doskonale posłuży jako śmietnisko, w tym
również dla jej ubrań. Oczywiście ogrodnicy hrabiego nie mogli pozwolić, aby w po-
siadłości znalazło się wysypisko śmieci. Postanowiono więc zasypać powstałą hałdę
ziemią. Ale służący, którzy mają naturalny dar oszczędzania sobie czasu pracy, bo
im szybciej coś zrobią, tym więcej go mają dla siebie, rozrzucili tę wielką hałdę ubrań
182
tak, że tylko gdzieniegdzie wymagały przysypania kilkoma szuflami ziemi. Przyszła
wiosna i jak zwykle utworzyła się błotnista kałuża, ale tym razem nie wyschła i po
każdym deszczu była coraz głębsza.
Julia zaśmiała się.
– Więc bez specjalnego planu jezioro powstało samo, przez przypadek? – spyta-
ła.
– Otóż to. W następnym pokoleniu zostało zarybione i zbudowano małą przy-
stań.
Stali teraz na pomoście przystani.
– Byłam bardzo zazdrosna o twoją umiejętność łapania ryb – powiedziała pod
wpływem impulsu. – Moja matka nie uważała tego za odpowiednie zajęcie dla mnie,
a to oczywiście sprawiało, że jeszcze bardziej chciałam spróbować. W końcu ojciec
ustąpił i bez jej wiedzy zabrał mnie na ryby. Był to nasz mały sekret. Ale widok tam-
tych biednych dżdżownic nadzianych na haczyki całkiem mnie wyleczył z fascynacji
rybołówstwem.
Zaśmiał się znacząco.
– A nauczyłaś się pływać? – spytał.
Spojrzała na niego z wyrzutem. Jak to niemiło z jego strony przypominać o tam- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
jego dłonie powędrowały do jej ramion, czoło dotknęło czoła, a ciepło jego oddechu
grzało jej twarz.
– Nie ruszaj się przez chwilę – powiedział szeptem.
Omal nie wybuchnęła śmiechem. Przecież nie mogła się ruszyć, nawet gdyby
chciała.
– Zrobiłaś to celowo? – spytał.
Nie wiedziała, o czym mówi, ale zadał pytanie tonem oskarżycielskim, co sprawi-
ło, że cała się spięła.
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – powiedziała.
Odetchnął.
– Tak, przypuszczam, że nie wiesz.
Jedna jego ręka powędrowała w dół po jej ramieniu tak powoli, że poczuła to jak
pieszczotę, od której przeszły ją dreszcze. Pomyślała, że jeszcze nie skończyli się ca-
łować. Ale on tylko wyjął z ręki Julii czepek i włożył jej dość niezdarnie na głowę.
– Masz piękne włosy, Jewels. Noś je upięte – powiedział, trochę zbyt szorstko.
181
Sapnęła, próbując się od niego odsunąć, lecz jego ręce znów objęły jej ramiona i
nie puszczały.
– Nie bądź naburmuszona, jeszcze nie skończyliśmy pokazu. Tyran obserwuje
nas z domu. Więc bądź spokojna i dotknij dłonią mojego policzka.
Zrobiła, o co ją prosił.
– Albo wcale nie obserwuje – dodała jednak z przekąsem.
– Przyprowadziłem cię za dom, gdyż więcej pokoi, w tym również jego sypialnia,
ma widok na ten trawnik niż na stronę przed frontem. On obserwuje. Prawie czuję
płynącą z tego domu wrogość.
– Pewnie czujesz to, co płynie ode mnie!
Popatrzył na nią z góry i zaczął się śmiać. Mogło to bardzo łatwo wyprowadzić ją
z równowagi. Ale pojęła, że on z niej nie drwi, tylko jest autentycznie rozbawiony, i
nietrudno było zgadnąć dlaczego. Oto on stara się jak może, żeby pomóc im obojgu
uwolnić się od kontraktu małżeńskiego, a ona robi trudności, sprzecza się i opiera. A
już tak dobrze im szło!
– Może powinniśmy znów porozmawiać o jeziorze – zaproponowała skruszona.
– Dobry Boże! Tak! Tak zróbmy.
Śmiejąc się, wziął ją za rękę i poprowadził w dół łagodnym stokiem na brzeg. Je-
zioro nie było na tyle duże, by zasługiwało na tę nazwę, był to raczej duży staw. Julia
wiedziała jednak, że jest głębokie nawet przy brzegach, i pewnie dlatego Allenowie
nazywali je jeziorem.
T LR
– Arystokracja była wtedy dość swawolna, jeżeli chodzi o ubiory, peruki, wy-
dawanie pieniędzy – mówił Richard. – Podobno pierwszy hrabia Manford zatrudnił
całą wieś, żeby wykopać ten dół. Kiedy zabrakło mu funduszy, przedsięwzięcie pozo-
stawało niedokończone przez wiele lat. Była to po prostu olbrzymia wyrwa w ziemi.
Niestety, nigdy się tu nie zbierał deszcz, zaraz wsiąkał w grunt. Czasem zimą dół wy-
pełniał się śniegiem, ale po stopnieniu na wiosnę zostawała z niego zaledwie błotni-
sta kałuża, żeby do lata całkiem wyschnąć.
– Więc kto dokończył jezioro?
– Następny hrabia ożenił się dobrze, ale jego żona nie była hojną osobą. Nawet
gdy wymieniała swoją garderobę, a robiła to oczywiście co roku, nie oddawała starej
biednym, tylko wyrzucała. Już w pierwszym roku pobytu w Willow Woods postano-
wiła, że ten wielki, brzydki dół za domem doskonale posłuży jako śmietnisko, w tym
również dla jej ubrań. Oczywiście ogrodnicy hrabiego nie mogli pozwolić, aby w po-
siadłości znalazło się wysypisko śmieci. Postanowiono więc zasypać powstałą hałdę
ziemią. Ale służący, którzy mają naturalny dar oszczędzania sobie czasu pracy, bo
im szybciej coś zrobią, tym więcej go mają dla siebie, rozrzucili tę wielką hałdę ubrań
182
tak, że tylko gdzieniegdzie wymagały przysypania kilkoma szuflami ziemi. Przyszła
wiosna i jak zwykle utworzyła się błotnista kałuża, ale tym razem nie wyschła i po
każdym deszczu była coraz głębsza.
Julia zaśmiała się.
– Więc bez specjalnego planu jezioro powstało samo, przez przypadek? – spyta-
ła.
– Otóż to. W następnym pokoleniu zostało zarybione i zbudowano małą przy-
stań.
Stali teraz na pomoście przystani.
– Byłam bardzo zazdrosna o twoją umiejętność łapania ryb – powiedziała pod
wpływem impulsu. – Moja matka nie uważała tego za odpowiednie zajęcie dla mnie,
a to oczywiście sprawiało, że jeszcze bardziej chciałam spróbować. W końcu ojciec
ustąpił i bez jej wiedzy zabrał mnie na ryby. Był to nasz mały sekret. Ale widok tam-
tych biednych dżdżownic nadzianych na haczyki całkiem mnie wyleczył z fascynacji
rybołówstwem.
Zaśmiał się znacząco.
– A nauczyłaś się pływać? – spytał.
Spojrzała na niego z wyrzutem. Jak to niemiło z jego strony przypominać o tam- [ Pobierz całość w formacie PDF ]