[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tymczasem noc pokryła świat swych szaro - czarnym płaszczem.
Kleg zaś wcią\ biegł, mając za jedynych sojuszników tylko swą siłę i szybkość.
Odpocznie, gdy będzie w domu. Jeśli zatrzyma się teraz, zatrzyma się na zawsze.
Kiedy okazało się ponad wszelką wątpliwość, \e zarówno Conan jak i chłopiec opuścili
jaskinie, Thayla zebrała wszystkich samców, jakich miała do dyspozycji. A było ich równo tuzin.
- Musimy odszukać tego człowieka i chłopca ! - powiedziała - To jest niezwykle istotne.
Niektórzy parsknęli cichym śmiechem, ale następne słowa Thayli zmroziły wszelką wesołość.
- Jeśli nie zostaną pochwyceni, powiem królowi, \e pozwoliliście im uciec.
Teraz wszyscy spowa\nieli. I wiedziała, \e tak właśnie będzie. Była bądz co bądz królową i
trzymała króla mocno w garści i to za tą część ciała, która dla mę\czyzny była najwa\niejsza. Jeśli
dojdzie co do czego, nie mieli wątpliwości komu król uwierzy. A to czyniło sprawę znacznie
powa\niejszą.
- Osobiście poprowadzę pościg ! - Thayla zawiesiła na moment głos, czekając jak zareagują
na dowództwo kobiety, ale nawet jeśli ktoś miał jakieś wątpliwości, nie wyraził ich na głos.
Nie mogła im wierzyć na słowo, jeśli doniosą jej \e Conan został pochwycony i zabity,
musiała być tego świadkiem.
- A więc w drogę ! - powiedziała królowa Pilich
Jej rozkaz został wykonany.
Dimma, wcią\ przebywający w najpilniej strze\onym pomieszczeniu zamku, nagle został
tknięty gwałtownym przeczuciem - jego Pierwszy Sługa był w niebezpieczeństwie.
Popłynął w kierunku drzwi. Niestety poruszał się powoli, a nawet najl\ejszy podmuch wiatru
76
77
mógł skierować go w niewłaściwym kierunku.
Wiedział, \e gdyby Kleg był martwy poczułby to z całą pewnością, ale to było inne odczucie.
Jeśli Kleg zdobył to, po co był posłany, musi jeszcze wrócić. I Dimma mógł posłać innych na jego
spotkanie, aby być pewnym \e Kleg zakończy swą podro\ ... a przynajmniej, \e podro\ zakończy
Nasienie. Tak, \ycie jednego selkie nie miało \adnego znaczenia, nawet jeśli był to Pierwszy.
Zawsze mo\na było podnieść do tej godności innego.
Ka\dy ze sług Dimmy znał cenę pora\ki, a on nie pozwalał im o tym zapomnieć nawet na
moment. I starał się zawsze przypominać na przykładach.
Jeśli Kleg zawiedzie, jego ciało lub cokolwiek, co z niego pozostanie, będzie wisieć w tej
komnacie ku przestrodze innym. Jeśli zaś wypełni misje, będzie mógł zanurzyć się w głębinach, z
całym nale\nym mu honorem.
Czegó\ więcej mógłby pragnąc, ni\ wdzięczności swego boga ?
77
78
11.
Conan i Hok nie odbiegli daleko, gdy dostrzegli pościg. Conan zatrzymał się gwałtownie,
dobywając miecza.
- Zaczekaj - powstrzymał swego towarzysza.
Zbli\ała się ku nim grupa około dziesięciu postaci, ale gdy podbiegli bli\ej twarz Hoka
rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
- Cheen !
W rzeczy samej Conan tak\e dostrzegł, \e byli to Leśni Ludzie.
Wkrótce te\ spotkali się, a Cheen pochwyciła w objęcia swego odzyskanego brata. Zresztą
wszyscy wokół byli radośnie roześmiani.
Wreszcie tak\e Conan doczekał się jej serdecznego i ciepłego uścisku.
- Dziękuję, \e ocaliłeś mego brata - usłyszał jej głos.
Mimo ostatnich przygód z królową Pilich, Conan poczuł wyraznie, \e jego ciało reaguje na
bliskość trzymanej w objęciach Cheen. Ona jednak zdawała się nie zauwa\ać tego. Uwolniła się
wreszcie z jego ramion i spojrzała mu wprost w oczy.
- Właśnie staraliśmy się obmyślić jakiś sposób wejścia do jaskiń, gdy zobaczyliśmy, \e ty i
Hok stamtąd uciekacie. Jak tego dokonałeś ?
- Królowa go zabrała - zaczął chłopiec zanim Conan zdołał otworzyć usta - Nie chciał mi
powiedzieć co tam zaszło, ale nie było ich długo i ...
- Potem wszystko wyjaśnię - przerwał dość gwałtownie Conan - Teraz lepiej będzie, jeśli się
stąd zabierzemy.
Cheen spojrzała na niego z wahaniem, ale w końcu skinęła głową.
- Niech tak będzie. Tair i pozostali są na tropie selkich. Będą potrzebować naszej pomocy.
- Ludzie-Jaszczury mogą nas ścigać - dodał Conan
- Wypełniliśmy połowę naszego zadania - Cheen pogłaskała Hoka po czuprynie. - Cieszę się,
\e znów cię widzę braciszku.
Ruszyli w dalszą drogę.
78
79
Kleg kontynuował więc ucieczkę w nocy i było to zresztą jedyne wyjście, bowiem nigdy nie
miał nad prześladowcami więcej, ni\ pół godziny przewagi. Nie chodziło im zresztą o niego. Mogli
nawet nie wiedzieć, \e istnieje. Zcigali talizman, którego nie znalezli przy ciałach martwych selkie.
Wraz z nadejściem pierwszego brzasku, Kleg zwolnił nieco. Mimo swej olbrzymiej siły, był
wyczerpany. Ale cel był ju\ tak blisko. Drewniana palisada wioski Kharatas widniała przed nim w
pierwszym blasku poranka.
Na wschód od osady znajdowało się coś, co z daleka wyglądało na wzgórze. W rzeczywistości
był to olbrzymi odłam skalny i promienie słońca właśnie oświetlały jego czarną jak smoła
powierzchnię. Na tle zieleni drzew i trawy, czarny głaz odcinał się wyraznie jak kropla czarnej farby
na śnie\nobiałej powierzchni. Wioska - jak wiedział Kleg - zawdzięczała swą nazwę właśnie temu
geologicznemu cudowi, jako \e Kharatas oznaczało właśnie czarną skałę w języku tych, którzy
osiedlili się tu pierwsi.
Kleg pośpieszył ku wznoszącej się przed nim drewnianej palisadzie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl