[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie wydaje mi się, żeby był konieczny odparł szef CIA. Na tym etapie uściślił.
- Wyjaśnij mi to.
- Nawet, jeśli terroryści rozpoznali Harvatha na nagraniach z lotniska w Meksyku, wciąż
możemy się wszystkiego wyprzeć. Powiemy, że zerwał się ze smyczy i robimy wszystko, co w naszej
mocy, żeby go dopaść. Ostatecznie, to przecież oni go sprowokowali.
- A my nie mogliśmy nad nim zapanować stwierdził prezydent, zakładając na nadgarstek
elektroniczny pulsometr. Szczerze mówiąc, nie widzę wad tego rozwiązania. Po cichu wyślemy notę
alarmująca do wszystkich stanowych oraz lokalnych służb porządkowych i poprosimy, żeby policjanci
mieli oczy otwarte. Nie musimy mówić, że dysponujemy konkretnymi danymi wywiadowczymi o
zagrożeniu atakiem terrorystycznym, bo to nieprawda. Nie wprowadzimy stanu wyjątkowego w całym
kraju, tylko zatrzymamy się na poziomie lokalnym.
Szef wywiadu milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Z tyloma gliniarzami i policją stanową w pogotowiu może nam się poszczęścić i
zapobiegniemy potencjalnemu atakowi dodał Rutledge.
- Możliwe - przyznał Vaile. Ale może się też pojawić mnóstwo pytań, a gwarantuję panu, że
ktoś w końcu skojarzy nasze działania z tym, co stało się w Charlestonie.
- Nie ma takiej pewności.
- Panie prezydencie, gliniarze rozmawiają między sobą i świetnie kojarzą fakty. Wielu z nich
dojdzie do tego samego wniosku. Prasa w końcu podejmie ten trop. Kiedy tylko wiadomości o stanie
alarmowym zaczną krążyć, nie uda nam się zamieść tego bałaganu pod dywan.
- Więc twój plan sprowadza się do tego, żeby nic nie robić?
- Właśnie. Terroryści, dowiadując się o alarmie, potraktowaliby to jako dowód naszej winy.
Gdyby stwierdzili, że usiłujemy zabezpieczyć się przed takim atakiem, jakim nam grozili, uznają, że
my stoimy za śmiercią Palmery.
Tego aspektu Rutledge nie brał pod uwagę.
- A co będzie, jeśli nie uczynimy nic, aby zapobiec atakowi, a oni go dokonają? Byłbyś w
stanie żyć z konsekwencjami, zwłaszcza w tym przypadku? Bo ja nie.
- Ja chyba też nie - odparł szef CIA. Ale nie uprzedzajmy faktów. Na razie chodzi o jednego
człowieka z pięciu. O człowieka, dodajmy, który miał licznych wrogów i prawdopodobnie, raczej
wcześniej niż pózniej, zginąłby gwałtowną śmiercią.
Rozumowanie Vaile a brzmiało sensownie. Choć w głębi duszy prezydent nie zgadzał się z
planem dyrektora CIA, postanowił zaufać jego intelektowi.
- Ale co z Harvathem? Jego rola w tej rozgrywce jest wielką niewiadomą, swoim działaniem
może wywołać totalny chaos.
- I tu przynajmniej mamy dobrą wiadomość zapewnił Vaile. Udało nam się faceta
namierzyć. Jeśli nie odda się do pańskiej dyspozycji w wyznaczonym terminie, zgarniemy go bardzo
szybko.
- Dobrze powiedział Rutledge, gotowy do joggingu. Mam tylko nadzieję, że wcześniej nie
narazi narodu na większe niebezpieczeństwo.
57
Amman, Jordania
Przez następne półtorej godziny Harvath przesłuchiwał Tammama Al-Tala, pozwalając mu od
czasu do czasu na małą dawkę morfiny.
Choć Scot znał się na rzeczy, nie potrafił go w pełni rozgryzć. Syryjczyk miał bogate
doświadczenie zarówno w prowadzeniu przesłuchań, jak i w zwodzeniu przesłuchującego, a to
sprawiało, że Harvath nie mógł do końca wierzyć w nic, co z niego wydobył.
Powracał więc do już omówionych wątków, próbując przyłapać Al-Tala na kłamstwie, lecz
nigdy mu się to nie udało. Syryjczyk zdawał się mówić prawdę. Nie miał rzekomo pojęcia, kto stoi za
atakami na matkę Scota, na Tracy i na reprezentację narciarską.
Harvath przygotowywał się właśnie do następnej serii podchwytliwych pytań, gdy ciało,
osłabione wysiłkiem i bólem, którego nie uśmierzała nawet morfina, odmówiło posłuszeństwa i
Syryjczyk stracił przytomność.
Al-Tal nie mógł mu się już do niczego przydać.
Nadeszła pora, by skupić się na Nadżibie.
Odległość między Damaszkiem a Ammanem w linii prostej wynosiła sto siedemdziesiąt
kilometrów. Przy założeniu małego ruchu na drogach i szybkiej przeprawy granicznej z Syrii do
Jordanii, Harvath miał co najmniej jeszcze godzinę, zanim Nadżib zjawi się w mieszkaniu. Aż nadto
czasu, by się przygotować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
- Nie wydaje mi się, żeby był konieczny odparł szef CIA. Na tym etapie uściślił.
- Wyjaśnij mi to.
- Nawet, jeśli terroryści rozpoznali Harvatha na nagraniach z lotniska w Meksyku, wciąż
możemy się wszystkiego wyprzeć. Powiemy, że zerwał się ze smyczy i robimy wszystko, co w naszej
mocy, żeby go dopaść. Ostatecznie, to przecież oni go sprowokowali.
- A my nie mogliśmy nad nim zapanować stwierdził prezydent, zakładając na nadgarstek
elektroniczny pulsometr. Szczerze mówiąc, nie widzę wad tego rozwiązania. Po cichu wyślemy notę
alarmująca do wszystkich stanowych oraz lokalnych służb porządkowych i poprosimy, żeby policjanci
mieli oczy otwarte. Nie musimy mówić, że dysponujemy konkretnymi danymi wywiadowczymi o
zagrożeniu atakiem terrorystycznym, bo to nieprawda. Nie wprowadzimy stanu wyjątkowego w całym
kraju, tylko zatrzymamy się na poziomie lokalnym.
Szef wywiadu milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Z tyloma gliniarzami i policją stanową w pogotowiu może nam się poszczęścić i
zapobiegniemy potencjalnemu atakowi dodał Rutledge.
- Możliwe - przyznał Vaile. Ale może się też pojawić mnóstwo pytań, a gwarantuję panu, że
ktoś w końcu skojarzy nasze działania z tym, co stało się w Charlestonie.
- Nie ma takiej pewności.
- Panie prezydencie, gliniarze rozmawiają między sobą i świetnie kojarzą fakty. Wielu z nich
dojdzie do tego samego wniosku. Prasa w końcu podejmie ten trop. Kiedy tylko wiadomości o stanie
alarmowym zaczną krążyć, nie uda nam się zamieść tego bałaganu pod dywan.
- Więc twój plan sprowadza się do tego, żeby nic nie robić?
- Właśnie. Terroryści, dowiadując się o alarmie, potraktowaliby to jako dowód naszej winy.
Gdyby stwierdzili, że usiłujemy zabezpieczyć się przed takim atakiem, jakim nam grozili, uznają, że
my stoimy za śmiercią Palmery.
Tego aspektu Rutledge nie brał pod uwagę.
- A co będzie, jeśli nie uczynimy nic, aby zapobiec atakowi, a oni go dokonają? Byłbyś w
stanie żyć z konsekwencjami, zwłaszcza w tym przypadku? Bo ja nie.
- Ja chyba też nie - odparł szef CIA. Ale nie uprzedzajmy faktów. Na razie chodzi o jednego
człowieka z pięciu. O człowieka, dodajmy, który miał licznych wrogów i prawdopodobnie, raczej
wcześniej niż pózniej, zginąłby gwałtowną śmiercią.
Rozumowanie Vaile a brzmiało sensownie. Choć w głębi duszy prezydent nie zgadzał się z
planem dyrektora CIA, postanowił zaufać jego intelektowi.
- Ale co z Harvathem? Jego rola w tej rozgrywce jest wielką niewiadomą, swoim działaniem
może wywołać totalny chaos.
- I tu przynajmniej mamy dobrą wiadomość zapewnił Vaile. Udało nam się faceta
namierzyć. Jeśli nie odda się do pańskiej dyspozycji w wyznaczonym terminie, zgarniemy go bardzo
szybko.
- Dobrze powiedział Rutledge, gotowy do joggingu. Mam tylko nadzieję, że wcześniej nie
narazi narodu na większe niebezpieczeństwo.
57
Amman, Jordania
Przez następne półtorej godziny Harvath przesłuchiwał Tammama Al-Tala, pozwalając mu od
czasu do czasu na małą dawkę morfiny.
Choć Scot znał się na rzeczy, nie potrafił go w pełni rozgryzć. Syryjczyk miał bogate
doświadczenie zarówno w prowadzeniu przesłuchań, jak i w zwodzeniu przesłuchującego, a to
sprawiało, że Harvath nie mógł do końca wierzyć w nic, co z niego wydobył.
Powracał więc do już omówionych wątków, próbując przyłapać Al-Tala na kłamstwie, lecz
nigdy mu się to nie udało. Syryjczyk zdawał się mówić prawdę. Nie miał rzekomo pojęcia, kto stoi za
atakami na matkę Scota, na Tracy i na reprezentację narciarską.
Harvath przygotowywał się właśnie do następnej serii podchwytliwych pytań, gdy ciało,
osłabione wysiłkiem i bólem, którego nie uśmierzała nawet morfina, odmówiło posłuszeństwa i
Syryjczyk stracił przytomność.
Al-Tal nie mógł mu się już do niczego przydać.
Nadeszła pora, by skupić się na Nadżibie.
Odległość między Damaszkiem a Ammanem w linii prostej wynosiła sto siedemdziesiąt
kilometrów. Przy założeniu małego ruchu na drogach i szybkiej przeprawy granicznej z Syrii do
Jordanii, Harvath miał co najmniej jeszcze godzinę, zanim Nadżib zjawi się w mieszkaniu. Aż nadto
czasu, by się przygotować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]