[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaszło ostatniego wieczoru, odgadła, że słowa Ludwika są tylko jeszcze jednym podłym wy-
krętem. Spojrzała poprzez szybę w drzwiach kabiny, a widząc, że szybują wysoko ponad
bezludnym, pustynnym, obszarem prerii, nie miała już wątpliwości, co do istotnych zamiarów
prześladowcy, który uwozi ją gdzieś w odległe nieznane okolice.
Pomimo obecnego położenia, dzielna dziewczyna nie poddawała się zwątpieniu, lecz prze-
ciwnie, poczęła wysilać umysł nad wyszukaniem sposobu wyrwania się z rąk zbrodniarza.
Zdając sobie jasno sprawę z tego, jaki ją czeka los w okrutnych szponach zwyrodnialca, po-
stanowiła, nie wybierając w środkach, skorzystać z każdej nadarzającej się okazji, byle tylko
odzyskać upragnioną wolność.
Przede wszystkim stwierdziła z zadowoleniem, że obydwoje zaopatrzeni są w spadochro-
ny. Widocznie Ludwik, licząc się z niebezpieczeństwem przelotu na wielkich, często nawie-
dzanych przez gwałtownie burze przestrzeniach, starannie przygotował się do podróży.
Anicie z zamiłowaniem oddającej się niemal od dzieciństwa wszelkiego rodzaju sportom,
nie była również obcą sztuka powietrznej żeglugi, tak zresztą rozpowszechniona dziś w Sta-
nach, gdyż często wraz z narzeczonym odbywała dalsze wycieczki samolotem, zaprawiając
się pod jego czujnym i wprawnym okiem we wszelkie arkana prowadzenia maszyny. Nic
więc dziwnego, że jedno spojrzenie na licznik zawartości benzyny przekonał ją, że paliwa
wystarczy jeszcze najwyżej na półtorej godziny, a zatem Blum prawdopodobnie zamierza
lądować na równym i gładkim stepie.
To przeświadczenie na nowo rozbudziło w dziewczynie wspomnienia strasznych chwil,
spędzonych z nim ostatniego wieczora, ostrzegając ją jednocześnie, że obecnie nic już nie
stanie zbrodniarzowi na przeszkodzie do urzeczywistnienia swoich zamierzeń.
Pod wpływem tych przerażających myśli w głowie Anity zrodził się nazbyt śmiały, bo po-
dyktowany ostatecznością, plan ratunku; wyskoczyć z samolotu i o ile się uda, wylądować
przy pomocy spadochronu. A należy to uczynić bezzwłocznie, póki jeszcze szybują na wyso-
kości dostatecznej do rozwinięcia się spadochronu. Gdyby jednak ten, nazbyt ryzykowny, jak
na niedoświadczoną dziewczynę zamiar nie miał się udać, to po stokroć wolała śmierć niż
hańbę, jaka nieuchronnie czekała ją ze stromy podłego Ludwika Bluma.
Przechodząc szybko od postanowień do czynu poczęła bez dłuższego namysłu wprowa-
dzać swój plan w życie. Delikatnie obserwując każdy, najmniejszy nawet, ruch Ludwika, jęła
odpinać główny szeroki pas, przytwierdzający ją do siedzenia.
Praca ta szła jej o tyle łatwo, że Blum, który dotychczas dość często odwracał się w jej
stronę, teraz, jakby zapominając o obecności dziewczyny w kabinie całą uwagę skierował na
54
pilne przeglądanie naprzemian mapy lub krajobrazu. Na jego bladej i dziwnie zmienionej twa-
rzy dość łatwo było wyczytać coraz wyrazniej występujący niepokój.
Jakoż wkrótce, kiedy raz jeszcze sprawdził działanie busoli, odnalazł dokładna długość i
szerokość geograficzną już niepokój, ale po prostu przerażenie zjeżyło mu włosy na głowie.
Przekonał się bowiem, że zmyliwszy kierunek, resztkami paliwa zbliża się w stronę Kansasu
które to miasto powinien był zostawić za sobą od kilku godzin.
To przeświadczenie, że miast oddalać się od najgęściej zamieszkałej części Stanów, zbliża
się tam na powrót od kilku godzin, z szybkością, 150 km na godzinę, było w swej nagiej
prawdzie tak straszne, że przedsiębiorczy i niezrażony dotąd przeciwnościami losu, Blum
ugiął się pod tym nowym ciężarem. Bezwolnie wypuścił drążek sterowy i zostawiwszy ma-
szynę samopas, popadł w stanu zupełnej apatii.
Trwało to jednak krótko. Rozbudzony pod wpływem grożącego niebezpieczeństwa in-
stynkt samozachowawczy podsunął mu nowa, myśl ratunku: wyskoczyć na spadochronie...
Ten, tak nagle zrodzony pomysł wydał mu się po prostu genialnym. Nie przypuszczając,
aby Anita umiała się obchodzić z maszyną, był niemal pewnym, że Bellanka , lecąc samo-
pas do ostatniej kropli benzyny w kierunku na Kansas runie wreszcie z wysokości tysiąca
metrów, grzebiąc pod swymi szczątkami jedynego świadka ostatnich wydarzeń.
Trudno... szepnął jeszcze do siebie, jakby tym słowem rozgrzeszając już z góry swój
podły nieludzki postępek i rezygnując jednocześnie z tego wszystkiego, co obiecywał sobie
przeżyć sam na sam z piękna, pożądaną kobietą.
Odpinając pas i przygotowując spadochron do skoku miał chęć jeszcze raz spojrzeć w
stronę Anity, nie mógł się jednak zdobyć na tego rodzaju wysiłek, jakby w obawie, że widok
tej biednej, udręczonej dziewczyny może rozbudzić w jego duszy jakieś szlachetniejsze uczu-
cia, a tym samym odwieść go od powziętego zamiaru. Trudno... powiedział jeszcze raz i...
nacisnąwszy szybkim, zdecydowanym ruchem klamkę drzwi czek kabiny, rzucił się przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
zaszło ostatniego wieczoru, odgadła, że słowa Ludwika są tylko jeszcze jednym podłym wy-
krętem. Spojrzała poprzez szybę w drzwiach kabiny, a widząc, że szybują wysoko ponad
bezludnym, pustynnym, obszarem prerii, nie miała już wątpliwości, co do istotnych zamiarów
prześladowcy, który uwozi ją gdzieś w odległe nieznane okolice.
Pomimo obecnego położenia, dzielna dziewczyna nie poddawała się zwątpieniu, lecz prze-
ciwnie, poczęła wysilać umysł nad wyszukaniem sposobu wyrwania się z rąk zbrodniarza.
Zdając sobie jasno sprawę z tego, jaki ją czeka los w okrutnych szponach zwyrodnialca, po-
stanowiła, nie wybierając w środkach, skorzystać z każdej nadarzającej się okazji, byle tylko
odzyskać upragnioną wolność.
Przede wszystkim stwierdziła z zadowoleniem, że obydwoje zaopatrzeni są w spadochro-
ny. Widocznie Ludwik, licząc się z niebezpieczeństwem przelotu na wielkich, często nawie-
dzanych przez gwałtownie burze przestrzeniach, starannie przygotował się do podróży.
Anicie z zamiłowaniem oddającej się niemal od dzieciństwa wszelkiego rodzaju sportom,
nie była również obcą sztuka powietrznej żeglugi, tak zresztą rozpowszechniona dziś w Sta-
nach, gdyż często wraz z narzeczonym odbywała dalsze wycieczki samolotem, zaprawiając
się pod jego czujnym i wprawnym okiem we wszelkie arkana prowadzenia maszyny. Nic
więc dziwnego, że jedno spojrzenie na licznik zawartości benzyny przekonał ją, że paliwa
wystarczy jeszcze najwyżej na półtorej godziny, a zatem Blum prawdopodobnie zamierza
lądować na równym i gładkim stepie.
To przeświadczenie na nowo rozbudziło w dziewczynie wspomnienia strasznych chwil,
spędzonych z nim ostatniego wieczora, ostrzegając ją jednocześnie, że obecnie nic już nie
stanie zbrodniarzowi na przeszkodzie do urzeczywistnienia swoich zamierzeń.
Pod wpływem tych przerażających myśli w głowie Anity zrodził się nazbyt śmiały, bo po-
dyktowany ostatecznością, plan ratunku; wyskoczyć z samolotu i o ile się uda, wylądować
przy pomocy spadochronu. A należy to uczynić bezzwłocznie, póki jeszcze szybują na wyso-
kości dostatecznej do rozwinięcia się spadochronu. Gdyby jednak ten, nazbyt ryzykowny, jak
na niedoświadczoną dziewczynę zamiar nie miał się udać, to po stokroć wolała śmierć niż
hańbę, jaka nieuchronnie czekała ją ze stromy podłego Ludwika Bluma.
Przechodząc szybko od postanowień do czynu poczęła bez dłuższego namysłu wprowa-
dzać swój plan w życie. Delikatnie obserwując każdy, najmniejszy nawet, ruch Ludwika, jęła
odpinać główny szeroki pas, przytwierdzający ją do siedzenia.
Praca ta szła jej o tyle łatwo, że Blum, który dotychczas dość często odwracał się w jej
stronę, teraz, jakby zapominając o obecności dziewczyny w kabinie całą uwagę skierował na
54
pilne przeglądanie naprzemian mapy lub krajobrazu. Na jego bladej i dziwnie zmienionej twa-
rzy dość łatwo było wyczytać coraz wyrazniej występujący niepokój.
Jakoż wkrótce, kiedy raz jeszcze sprawdził działanie busoli, odnalazł dokładna długość i
szerokość geograficzną już niepokój, ale po prostu przerażenie zjeżyło mu włosy na głowie.
Przekonał się bowiem, że zmyliwszy kierunek, resztkami paliwa zbliża się w stronę Kansasu
które to miasto powinien był zostawić za sobą od kilku godzin.
To przeświadczenie, że miast oddalać się od najgęściej zamieszkałej części Stanów, zbliża
się tam na powrót od kilku godzin, z szybkością, 150 km na godzinę, było w swej nagiej
prawdzie tak straszne, że przedsiębiorczy i niezrażony dotąd przeciwnościami losu, Blum
ugiął się pod tym nowym ciężarem. Bezwolnie wypuścił drążek sterowy i zostawiwszy ma-
szynę samopas, popadł w stanu zupełnej apatii.
Trwało to jednak krótko. Rozbudzony pod wpływem grożącego niebezpieczeństwa in-
stynkt samozachowawczy podsunął mu nowa, myśl ratunku: wyskoczyć na spadochronie...
Ten, tak nagle zrodzony pomysł wydał mu się po prostu genialnym. Nie przypuszczając,
aby Anita umiała się obchodzić z maszyną, był niemal pewnym, że Bellanka , lecąc samo-
pas do ostatniej kropli benzyny w kierunku na Kansas runie wreszcie z wysokości tysiąca
metrów, grzebiąc pod swymi szczątkami jedynego świadka ostatnich wydarzeń.
Trudno... szepnął jeszcze do siebie, jakby tym słowem rozgrzeszając już z góry swój
podły nieludzki postępek i rezygnując jednocześnie z tego wszystkiego, co obiecywał sobie
przeżyć sam na sam z piękna, pożądaną kobietą.
Odpinając pas i przygotowując spadochron do skoku miał chęć jeszcze raz spojrzeć w
stronę Anity, nie mógł się jednak zdobyć na tego rodzaju wysiłek, jakby w obawie, że widok
tej biednej, udręczonej dziewczyny może rozbudzić w jego duszy jakieś szlachetniejsze uczu-
cia, a tym samym odwieść go od powziętego zamiaru. Trudno... powiedział jeszcze raz i...
nacisnąwszy szybkim, zdecydowanym ruchem klamkę drzwi czek kabiny, rzucił się przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]