[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie powinna tak stać nad łóżkiem i przyglądać mu się w czasie snu. Jeszcze gotów się
obudzić. Co mu powie, jeśli nagle otworzy oczy i zapyta, co ona tutaj robi?
Nie otwieraj oczu. Udawaj, że śpisz.
Może, jak otworzę oczy, przyjdzie mi do głowy coś dowcipnego.
Nie otwieraj oczu.
Lizzie nie była pewna, czy to, co teraz robi, należy jeszcze do obowiązków lekarza. Nie
miała do czynienia z chorymi, tylko z uczniami szkoły podstawowej w Birrini. Niemniej
czuła się potrzebna. Była potrzebna małej Amy, której dokuczali koledzy, i była potrzebna
Lillian, której należało wpoić poczucie własnej wartości.
 Możesz mi jeszcze raz powiedzieć, co mam robić?  zapytała Lillian.
Stały we trzy  Lizzie, Lillian i Phoebe  za kulisami szkolnej sali widowiskowej,
podczas gdy na widowni siedziało pięćdziesięcioro uczniów, oczekujących z przejęciem na
ogłoszenie wyników konkursu. Była wśród nich mała Amy, która musiała się przemóc, by
przyjść dziś do szkoły i której rodzice, podobnie jak koledzy, odbierali do tej pory całą radość
życia.
A obok stała roztrzęsiona Lillian. Czy podoła nałożonemu na jej słabe barki zadaniu?
Jednakże to ona sama ułożyła całą intrygę, i to z takim entuzjazmem, że niepodobna było jej
odmówić. Pomysł, by dwie pokrzywdzone przez los dziewczynki pomogły sobie nawzajem
odzyskać pewność siebie, wydawał się znakomity. Jeśli się powiedzie.
 Pamiętaj, że jesteś najbardziej uzdolnioną artystycznie uczennicą w całym Birrini. Rok
temu zdobyłaś główną nagrodę w ogólnokrajowym konkursie rysunkowym. Słyszałam od
May, że wszystkie dzieci pozieleniały wtedy z zazdrości  mówiła Lizzie stanowczym
głosem, odsuwając na bok swe obawy.
 Dzieci nie mają mi czego zazdrościć.
 To nieprawda, i dobrze o tym wiesz. Jesteś bardzo ładną, mądrą i utalentowaną
dziewczynką.
 A gdzie tam!
 Tak ci się tylko wydaje, bo własny ojciec nie potrafi cię docenić  odparła Lizzie, nie
owijając rzeczy w bawełnę.  Nie widzi tego, co dla innych jest oczywiste. Twoje starsze
rodzeństwo ma inne uzdolnienia: brat studiuje medycynę, siostra jest prawniczką, a twoją
dziedziną jest sztuka.
 Ale ze sztuki nie ma żadnego pożytku.  Na myśl o tym, że ma wystąpić publicznie
przed całą szkołą, Lillian z chwili na chwilę traciła pewność siebie, która zaczęła się w niej
rodzić podczas pobytu w szpitalu.
Lizzie zastanowiła się. Może zwolnić dziewczynkę z ciężkiego dla niej obowiązku i
samej ogłosić wyniki konkursu?
Nie, jednak nie. To by jeszcze bardziej utwierdziło Lillian w przekonaniu, że do niczego
się nie nadaje.
 Chcesz powiedzieć Amy, że ze sztuki nie ma pożytku?  zapytała ją Lizzie.  Wiesz,
jaki jest jej stan ducha. Przekonałaś mnie, bo była to w głównej mierze twoja inicjatywa, że
zdobycie nagrody w konkursie pomoże jej wyzwolić się z paraliżującego poczucia niewiary w
siebie. Z którym ty też starasz się uporać. Myślałam, że zgodziłaś się to zrobić.
 To prawda.
 Na pewno dasz sobie radę. Potrafisz.
 Jest mi niedobrze.
 Jeżeli teraz się wycofasz, bo zrobiło ci się niedobrze, koledzy będą nadal dokuczać
Amy. Chcesz, żeby tak było?
 Nie.
 Wobec tego zrób to, co uważasz za słuszne!
Harry odnalazł May na oddziale położniczym i odwołał ją na bok. Do szału doprowadzało
go poczucie, że jest niepotrzebny. Przeleżał w łóżku cały ranek, ale wreszcie nie wytrzymał.
W końcu to jego szpital i jego pacjenci. Jakim prawem Lizzie zachowuje się, jakby wszystko
zależało od niej?
 Gdzie ona jest?
 Kto?  May udała, że nie rozumie.
 Lizzie.  Widząc uśmiech pielęgniarki, poprawił się:  To znaczy doktor Darling.
 Poszła z Lillian i Phoebe do szkoły.
 Z Lillian i Phoebe?
 Tak. Zabrała Lillian i psa i poszła do szkoły.
Mimo zmęczenia po dodatkowym całonocnym dyżurze May nie miała ochoty wracać do
domu. W szpitalu, gdzie nieustannie działo się coś interesującego, łatwiej zapominała o
zmartwieniach. Ciekawiło ją, na przykład, dlaczego doktor McKay jest taki zirytowany.
Pacjentka, stara pani Mavis, też była zaintrygowana jego miną.
 Po co tam poszły?
 Na ogłoszenie wyników konkursu.
 Czyli na ogłoszenie nagrody dla Amy.
 To dopiero się okaże.
 Chcesz mi wmówić, że wynik nie został ustalony z góry?
 Mówię tylko, że nagrodę dostanie autor najlepszego rysunku.
 Lizzie ogłosi wynik, a Lillian ma przy tym asystować?
 Nie, Lillian sama ogłosi wynik i wręczy zwycięzcy nagrodę.
 Lillian? Chyba żartujesz.
 Ani trochę.  Popatrzyła na niego.  A czy pan, panie doktorze, nie powinien być na
wózku?
 Nie. A w ogóle to powinienem być gdzie indziej. Bądz łaskawa wezwać Jima. Musi
mnie zaraz zawiezć do szkoły. Lillian ma wręczać nagrodę. To dopiero! Szkoda, że nie
wiedziałem wcześniej. Pośpiesz się, mam mało czasu.
 Już się robi, panie doktorze  odparła May, wybiegając do telefonu. Ciekawe, myślała,
uśmiechając się pod nosem, bardzo ciekawe...
Phoebe zachowała się jak wytrawna gwiazda filmowa. Ozdobiona większą od jej uszu
purpurową kokardą podreptała na przód sceny, dumnie wymachując ogonem.
Na widowni siedziało ponad pięćdziesięcioro dzieciaków w wieku od sześciu do
dwunastu lat. Wyprowadzając psa na scenę, Lizzie zadała sobie pytanie, co właściwie ona,
lekarka, tutaj robi. W dodatku nie była pewna, co z tego wyniknie.
Popatrzyła na stojącą obok Lillian i trochę się uspokoiła. Dziewczynka była stremowana,
ale wyglądała prześlicznie. Po drodze do szkoły zajechały do niej do domu, gdzie wspólnie
wybrały dla niej strój. Lillian miała na sobie obcisłe dżinsy i twarzową bluzeczkę, a jej jasne
loki związane były kolorową wstążką, która nadawała dziewczynce  artystyczny wygląd.
Lizzie była ze swego dzieła bardzo zadowolona i nie wątpiła, że zebrane na widowni dzieci
podzielają jej zachwyt wyglądem nastolatki. Czy to wystarczy?
Tymczasem kierowniczka skończyła słowo wstępne i poprosiła Lizzie o zabranie głosu.
 Chcę podziękować wszystkim dzieciom za wspaniałe rysunki  zaczęła. O dziwo, ona
też z trudem opanowywała zdenerwowanie.  Wszystkie są takie piękne, że gdybym to ja
miała je oceniać, każdy dostałby nagrodę. Niestety, Phoebe zgodziła się sprezentować
zwycięzcy tylko jedno ze swoich szczeniąt.  Tu Phoebe jeszcze mocniej pomachała ogonem,
jakby rozumiała, że stanowi główną atrakcję całego wydarzenia.  Wobec tego oddaję głos
Lillian, waszej czołowej artystce, którą niechybnie czeka wielka kariera, aby ogłosiła
zwycięzcę konkursu.
Na sali wybuchły oklaski, a Phoebe podreptała na sam skraj sceny, kwitując aplauz
energicznym machaniem ogona i dając Lillian czas na przygotowanie się do wystąpienia.
 Skoro ja nie zemdlałam ze strachu, to i ty potrafisz utrzymać się na nogach  szepnęła
Lizzie do Lillian, popychając ją do przodu.
 Miałaś tremę?  zdziwiła się dziewczynka.
 Okropną.
Jej wyznanie dodało Lillian odwagi. Odchrząknąwszy lekko, zaczęła omawiać rysunki
swoich kolegów. Lizzie patrzyła na nią z podziwem. Dziewczynka mówiła z pasją i
zrozumieniem. Była w swoim żywiole. Jak jej ojciec mógł nie doceniać tak oczywistego daru
swojego dziecka?
Lizzie mogła się teraz spokojnie rozejrzeć po widowni. Jej uwagę przykuły osoby
zgromadzone w głębi sali. Ku swemu zdziwieniu dostrzegła tam Harry ego, a także rodziców
Lillian i Amy. Obok Harry ego stało kilku starszych chłopców w gimnazjalnych mundurkach, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl