[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gospodarstwo. Tam żwirowa droga urywała się. Dalej była tylko ledwie wyjeżdżona, stara
wyboista droga gruntowa. Sprawdzili na mapie, że miejsce nazywa się Stralbergsetra. Z
prawej strony otwierała się przed nimi szeroka dolina, daleko w dole połyskiwała woda,
jezioro za jeziorem, niby sznur pereł.
Rodalen.
Wjechali na drogę gruntową. Jeep podskakiwał na wybojach, a ich ogarniał coraz większy
zachwyt. Przyroda nad jeziorem Savalen zrobiła na nich ogromne wrażenie, jednak to było
nic w porównaniu z widokami, które teraz roztaczały się przed ich oczami. Dolina była jak
objawienie. Rozległa, zielona, o łagodnych zboczach porośniętych brzozami. Nie
przypuszczali, że na takiej wysokości można znalezć równie rozbuchaną, obfitą roślinność.
Jedynym śladem cywilizacji było to opuszczone gospodarstwo, które minęli. Pusto i dziko.
Prawdziwy górski raj, oaza spokoju. I te niezliczone jeziora i oczka wodne w dole, nanizane
na sznurki górskich rzeczek i strumieni.
Zatrzymali się i wysiedli z samochodu.
* Ta dolina to prawdziwa żyła złota. Jakiś spryciarz z branży turystycznej mógłby zbić na
niej niezły majątek * stwierdził Stephen, osłaniając dłonią oczy i rozglądając się dokoła.
Fredric zamordował komara i skinął głową.
* Na razie korzystają owce * powiedział, pokazując na pasące się na pobliskiej łące stadko.
Stali, zasłuchani. Dzwonki owiec pobrzękiwały, wesoło szemrał potok. W brzezinie kukała
kukułka, w stronę małego oczka wodnego dreptała para pliszek. I bzyczały komary.
Stephen wyjął płyn na komary i porządnie się nasmarował.
* To najpiękniejszy kraj na świecie * stwierdził, podając butelkę Fredricowi. Potem usiedli
na kamieniu, by uraczyć się herbatą z termosu.
Fredric rozłożył mapę. Miejsce, gdzie dokonano znaleziska, oznaczył wcześniej krzyżykiem.
Leżało kawałek dalej, w głębi doliny. Nie zamierzali dziś go zwiedzać. Nigdzie im się nie
spieszyło. Postanowili rozkoszować się pięknem okolicy. Poza tym i tak nie mieli tam nic do
roboty, teren był zamknięty, nikt nie mógł wejść, musieli poczekać na pozostałych.
Stephen wpatrywał się jak zahipnotyzowany w leżące poniżej niewielkie jeziorko. Od czasu
do czasu kiwał głową z zadowoleniem. Gładką taflę wody co i rusz marszczyła jakaś drobna
fala * tuż pod powierzchnią żerowały ryby. Jeziorko było chyba pełne ryb. Od czasu do czasu
dało się słyszeć słabe plum", kiedy jakaś większa sztuka podpływała, by się posilić.
Kubek Stephena jakoś dziwnie szybko zrobił się pusty. Anglik nigdy nie pił herbaty w takim
tempie. Zazwyczaj powoli smakował każdy łyk, jakby pił szlachetne wino. Jednak tym razem
wypił wszystko duszkiem. Fredric zaśmiał się w duchu, chyba wiedział, skąd ten pośpiech.
Przygotowali sprzęt. Fredric dostał ostatnie wskazówki: ma znalezć takie miejsce, żeby za
jego plecami nie rosły żadne krzaki, stanąć blisko linii wody, ale jeśli zauważy rybę niedaleko
od brzegu, cofnąć się nieco i zarzucić wędkę z pewnej odległości. I bardzo ważne: kiedy
wyczuje branie, musi odrobinę
poderwać wędzisko, czyli zaciąć rybę, aby porządnie nadziała się na hak. Potem trzeba już
tylko powoli ściągnąć rybę do siebie i zgarnąć do podbieraka.
Uścisnęli sobie dłonie, mrugnęli okiem na pożegnanie i każdy poszedł w swoją stronę.
Stephen zszedł niżej. Fredric pomyślał, że nie będzie mu przeszkadzał, zaledwie kilkaset
metrów dalej leży następne jeziorko. Porośnięty świeżą trawą brzeg wyglądał szczególnie
zachęcająco, zwłaszcza dla debiutanta. Zobaczył oczka na gładkiej powierzchni wody i
poczuł, że skacze mu ciśnienie. Prawdziwe sportowe emocje.
Otworzył pudełko. Może wypróbować Super Norkę"? Czy pstrągi lubią norki ? Fredric
doszedł do wniosku, że nie jest to wykluczone.
Zszedł niżej. Ryby żerowały zaledwie dwa metry od brzegu. Pierwsza próba zakończyła się
oczywiście porażką. Linka wylądowała tuż koło jego stóp. Plątaninę wieńczyła Super
Norka". Nowa próba. Trochę lepiej. Linka była napięta, mucha wylądowała pięć metrów od
brzegu. Fredric obserwował, jak unosi się na wodzie. Co teraz?
Stał tak, bez ruchu, nie spuszczając z muchy wzroku, minutę, dwie, pięć... Dziwne. Kiedy
przyszedł, dokładnie w tym miejscu widział żerujące ryby. A może tutejsze pstrągi nigdy
wcześniej nie widziały Super Norki" i wolały zachować ostrożność? Postanowił zarzucić
wędkę nieco dalej. Zwinął linkę i zmienił muchę.
Minęła godzina i nic się nie wydarzyło. Najwyrazniej rybom nie podobały się jego przynęty.
Opracował bardzo nowatorską technikę, która miała zapewnić mu naprawdę dalekie rzuty.
Wypuścił linkę z kołowrotka i rozciągnął ją na porośniętym trawą brzegu, ostrożnie, by
przypadkiem nie zaplątała się w jakieś zdzbła czy gałązki. Potem zawrócił, wziął wędzisko do
ręki i wykonał mocny wyrzut. Rezultat był całkiem zadowalający. Miał jednak pewne
wątpliwości, czy Stephen zaakceptowałby tę metodę.
Poza tym okazało się, że ona i tak nic nie daje. Wprawdzie udawało mu się zarzucać wędkę
nieco dalej, jednak za każdym razem okazywało się, że ryby pluskają sobie beztrosko dwa,
trzy metry od muchy. A niech to.
W końcu położył wędkę na ziemi. Usiadł na kamieniu i zapatrzył się na własne odbicie w
wodzie. Ku ku, ku ku, ku ku", drażniła się z nim kukułka.
Dolina miała bardzo ciekawy kształt. Jeden stok, ten od strony szczytu Rodalshoa, był
znacznie bardziej stromy. Jednak to nie kształt czynił dolinę tak wyjątkową, a soczysta bujna
roślinność porastająca jej dno. Nie zdziwiłby się, gdyby znalezione przedmioty okazały się
bardzo stare. Całkiem prawdopodobne, że dawno, dawno temu jacyś ludzie postanowili tu się
osiedlić. Po drodze widział sterczące gdzieniegdzie z mokradeł ogromne pnie sosen. Zapewne
w okresach ocieplenia klimatycznego rósł tutaj gęsty las sosnowy, a dolina była jeszcze
bardziej żyzna. Te pnie mogły liczyć sobie nawet kilka tysięcy lat. Zachowały się doskonale
dzięki temu, że leżały w trzęsawisku. Ciekawe, kto wtedy zamieszkiwał te tereny? Jakaś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
gospodarstwo. Tam żwirowa droga urywała się. Dalej była tylko ledwie wyjeżdżona, stara
wyboista droga gruntowa. Sprawdzili na mapie, że miejsce nazywa się Stralbergsetra. Z
prawej strony otwierała się przed nimi szeroka dolina, daleko w dole połyskiwała woda,
jezioro za jeziorem, niby sznur pereł.
Rodalen.
Wjechali na drogę gruntową. Jeep podskakiwał na wybojach, a ich ogarniał coraz większy
zachwyt. Przyroda nad jeziorem Savalen zrobiła na nich ogromne wrażenie, jednak to było
nic w porównaniu z widokami, które teraz roztaczały się przed ich oczami. Dolina była jak
objawienie. Rozległa, zielona, o łagodnych zboczach porośniętych brzozami. Nie
przypuszczali, że na takiej wysokości można znalezć równie rozbuchaną, obfitą roślinność.
Jedynym śladem cywilizacji było to opuszczone gospodarstwo, które minęli. Pusto i dziko.
Prawdziwy górski raj, oaza spokoju. I te niezliczone jeziora i oczka wodne w dole, nanizane
na sznurki górskich rzeczek i strumieni.
Zatrzymali się i wysiedli z samochodu.
* Ta dolina to prawdziwa żyła złota. Jakiś spryciarz z branży turystycznej mógłby zbić na
niej niezły majątek * stwierdził Stephen, osłaniając dłonią oczy i rozglądając się dokoła.
Fredric zamordował komara i skinął głową.
* Na razie korzystają owce * powiedział, pokazując na pasące się na pobliskiej łące stadko.
Stali, zasłuchani. Dzwonki owiec pobrzękiwały, wesoło szemrał potok. W brzezinie kukała
kukułka, w stronę małego oczka wodnego dreptała para pliszek. I bzyczały komary.
Stephen wyjął płyn na komary i porządnie się nasmarował.
* To najpiękniejszy kraj na świecie * stwierdził, podając butelkę Fredricowi. Potem usiedli
na kamieniu, by uraczyć się herbatą z termosu.
Fredric rozłożył mapę. Miejsce, gdzie dokonano znaleziska, oznaczył wcześniej krzyżykiem.
Leżało kawałek dalej, w głębi doliny. Nie zamierzali dziś go zwiedzać. Nigdzie im się nie
spieszyło. Postanowili rozkoszować się pięknem okolicy. Poza tym i tak nie mieli tam nic do
roboty, teren był zamknięty, nikt nie mógł wejść, musieli poczekać na pozostałych.
Stephen wpatrywał się jak zahipnotyzowany w leżące poniżej niewielkie jeziorko. Od czasu
do czasu kiwał głową z zadowoleniem. Gładką taflę wody co i rusz marszczyła jakaś drobna
fala * tuż pod powierzchnią żerowały ryby. Jeziorko było chyba pełne ryb. Od czasu do czasu
dało się słyszeć słabe plum", kiedy jakaś większa sztuka podpływała, by się posilić.
Kubek Stephena jakoś dziwnie szybko zrobił się pusty. Anglik nigdy nie pił herbaty w takim
tempie. Zazwyczaj powoli smakował każdy łyk, jakby pił szlachetne wino. Jednak tym razem
wypił wszystko duszkiem. Fredric zaśmiał się w duchu, chyba wiedział, skąd ten pośpiech.
Przygotowali sprzęt. Fredric dostał ostatnie wskazówki: ma znalezć takie miejsce, żeby za
jego plecami nie rosły żadne krzaki, stanąć blisko linii wody, ale jeśli zauważy rybę niedaleko
od brzegu, cofnąć się nieco i zarzucić wędkę z pewnej odległości. I bardzo ważne: kiedy
wyczuje branie, musi odrobinę
poderwać wędzisko, czyli zaciąć rybę, aby porządnie nadziała się na hak. Potem trzeba już
tylko powoli ściągnąć rybę do siebie i zgarnąć do podbieraka.
Uścisnęli sobie dłonie, mrugnęli okiem na pożegnanie i każdy poszedł w swoją stronę.
Stephen zszedł niżej. Fredric pomyślał, że nie będzie mu przeszkadzał, zaledwie kilkaset
metrów dalej leży następne jeziorko. Porośnięty świeżą trawą brzeg wyglądał szczególnie
zachęcająco, zwłaszcza dla debiutanta. Zobaczył oczka na gładkiej powierzchni wody i
poczuł, że skacze mu ciśnienie. Prawdziwe sportowe emocje.
Otworzył pudełko. Może wypróbować Super Norkę"? Czy pstrągi lubią norki ? Fredric
doszedł do wniosku, że nie jest to wykluczone.
Zszedł niżej. Ryby żerowały zaledwie dwa metry od brzegu. Pierwsza próba zakończyła się
oczywiście porażką. Linka wylądowała tuż koło jego stóp. Plątaninę wieńczyła Super
Norka". Nowa próba. Trochę lepiej. Linka była napięta, mucha wylądowała pięć metrów od
brzegu. Fredric obserwował, jak unosi się na wodzie. Co teraz?
Stał tak, bez ruchu, nie spuszczając z muchy wzroku, minutę, dwie, pięć... Dziwne. Kiedy
przyszedł, dokładnie w tym miejscu widział żerujące ryby. A może tutejsze pstrągi nigdy
wcześniej nie widziały Super Norki" i wolały zachować ostrożność? Postanowił zarzucić
wędkę nieco dalej. Zwinął linkę i zmienił muchę.
Minęła godzina i nic się nie wydarzyło. Najwyrazniej rybom nie podobały się jego przynęty.
Opracował bardzo nowatorską technikę, która miała zapewnić mu naprawdę dalekie rzuty.
Wypuścił linkę z kołowrotka i rozciągnął ją na porośniętym trawą brzegu, ostrożnie, by
przypadkiem nie zaplątała się w jakieś zdzbła czy gałązki. Potem zawrócił, wziął wędzisko do
ręki i wykonał mocny wyrzut. Rezultat był całkiem zadowalający. Miał jednak pewne
wątpliwości, czy Stephen zaakceptowałby tę metodę.
Poza tym okazało się, że ona i tak nic nie daje. Wprawdzie udawało mu się zarzucać wędkę
nieco dalej, jednak za każdym razem okazywało się, że ryby pluskają sobie beztrosko dwa,
trzy metry od muchy. A niech to.
W końcu położył wędkę na ziemi. Usiadł na kamieniu i zapatrzył się na własne odbicie w
wodzie. Ku ku, ku ku, ku ku", drażniła się z nim kukułka.
Dolina miała bardzo ciekawy kształt. Jeden stok, ten od strony szczytu Rodalshoa, był
znacznie bardziej stromy. Jednak to nie kształt czynił dolinę tak wyjątkową, a soczysta bujna
roślinność porastająca jej dno. Nie zdziwiłby się, gdyby znalezione przedmioty okazały się
bardzo stare. Całkiem prawdopodobne, że dawno, dawno temu jacyś ludzie postanowili tu się
osiedlić. Po drodze widział sterczące gdzieniegdzie z mokradeł ogromne pnie sosen. Zapewne
w okresach ocieplenia klimatycznego rósł tutaj gęsty las sosnowy, a dolina była jeszcze
bardziej żyzna. Te pnie mogły liczyć sobie nawet kilka tysięcy lat. Zachowały się doskonale
dzięki temu, że leżały w trzęsawisku. Ciekawe, kto wtedy zamieszkiwał te tereny? Jakaś [ Pobierz całość w formacie PDF ]