[ Pobierz całość w formacie PDF ]
funkcjonariusze nie przekroczyli jej progu. Z głośników płynęła cicha, nastrojowa muzyka. Dało się
słyszeć pobrzękiwanie kostek lodu w szklankach z napojami, goście korzystający z poczęstunku mogli
czuć się swobodnie.
Pomieszczenie urządzono w stylu arabskim, lecz dla tych, który woleli siedzieć, nie zabrakło
wygodnych foteli. W kolorystyce dominowały brązy, złoto i biel. Sallie poznała gust Mariny w doborze
roślin doniczkowych i kwiatów. Ich zestawienie z umeblowaniem i tonacją ścian wpływało kojąco na
nerwy osób przebywających w sali. Szukała przyjaciółki wzrokiem, lecz nie sposób było wyłowić
konkretną postać z falującego tłumu.
- Czemu tak zaostrzono ochronę na zewnątrz? - spytała, nachylając się do ucha męża, by nikt ich
nie podsłuchał.
- Zain nie jest głupcem - odparł cicho Rhydon. - Mnóstwo ludzi chętnie zobaczyłoby go w
trumnie. Na przykład krewni króla, zazdrośni o wpływy Zaina, fanatycy religijni, którym nie podoba się
jego liberalizm, lewaccy terroryści, nie potrzebujący uzasadnienia do awantury, a nawet komuniści.
Sakarja przyciąga inwestorów.
- Słyszałam o złożach ropy naftowej - szepnęła Sallie. - Czy są naprawdę duże?
- Ogromne. Według wstępnych ocen większe zasoby ma tylko Arabia Saudyjska.
- Rozumiem. Ponieważ minister finansów ożenił się z Amerykanką, w oczywisty sposób ulokował
swe sympatie po stronie Zachodu. I, oczywiście, podwoił swoje notowania u króla. Na litość boską, czy
Marina jest bezpieczna w tym kraju?
- Na tyle, na ile Zain potrafi jej zapewnić bezpieczeństwo. A on to potrafi. Zresztą zamierza dożyć
póznej starości.
Sallie miała więcej pytań, ale kątem oka spostrzegła Marinę przedzierającą się przez tłum gości
w jej stronę. Wyglądała kwitnąco. W zielonych oczach błyskały wesołe iskierki.
- Sallie! - zawołała. Przyjaciółki padły sobie w objęcia. - Nie byłam pewna, czy uda ci się tu
dotrzeć! Nie do wiary! Ktoś uparł się, że przyśle inną, reporterkę. Odmówiłam współpracy!
Jakżeby inaczej ! - obwieściła triumfalnie.
- Oczywiście - przytaknęła Sallie. - A przy okazji, przedstawiam ci mojego szefa i wydawcę,
Rhydona Bainesa. To właśnie on nie chciał mnie puścić.
- %7łartujesz! - Uśmiechnięta Marina podała rękę Rhydonowi. - Wie pan, że Sallie i ja przyjaznimy
się od wieków?
- Trudno nie zauważyć - skwitował ironicznie. - Czy Zain przyszedł z panią na konferencję? Od lat
go nie widziałem.
- Pan jest tym słynnym Rhydonem Bainesem? - Marina nie kryła podziwu. - Tak, Zain kręci się
gdzieś w pobliżu. - Rozejrzała się po sali. - Idzie tutaj.
Zain ibn Rashid był szczupłym, niezwykle atrakcyjnym mężczyzną o kocich ruchach, śniadej,
pociągłej twarzy i zmysłowych ustach. Czarne oczy o migdałowym wykroju patrzyły przenikliwie. Sallie
doszła do wniosku, że spotkała w życiu tylko jednego mężczyznę otoczonego taką aurą erotyzmu:
Rhydona. Los chciał, że ona i Marina znalazły sobie mężczyzn o nieposkromionej naturze i wybujałym
poczuciu niezależności, a na domiar o podobnym typie urody.
- Rhydon! - Zain rozpromienił się na widok znajomego i podał mu rękę. - Krążyły pogłoski, że masz
przeprowadzić wywiad z królem. Potem zostały zdementowane. Mów szczerze, co z wywiadem?
- Zleciłem tę robotę. Przyjechałem tu z innego powodu - oświadczył Rhydon z przekąsem,
wskazując ruchem głowy żonę. - Występuję jako osobisty ochroniarz reporterki pisma World in
Review". Sallie, pozwól, że ci przedstawię Zaina Abdula ibn Rashida, ministra finansów...
- I mojego męża - wtrąciła Marina. - Zain, to moja przyjaciółka Sallie, o której ci opowiadałam.
Słuchajcie, proponuję, żebyśmy mówili sobie po imieniu. Kto jest przeciw? Nie widzę, nie słyszę. -
Zerknęła na Rhydona. - Grasz rolę bodyguarda? Ty, sławny dziennikarz i wydawca?
- Owszem - przyznał nie zmieszany. - A także mąż Sallie.
Marina pisnęła z zachwytu i rzuciła się przyjaciółce na szyję.
- Pobraliście się! Kiedy? Dlaczego nic nie napisałaś?
- Nie miałam czasu - odrzekła Sallie bez zastanowienia.
Spojrzała karcąco na Rhydona, który uśmiechnął się tylko, najwyrazniej z siebie zadowolony.
Zain odsłonił zęby w uśmiechu.
- Wreszcie wpadłeś, bracie! Musimy to uczcić. Na razie to niemożliwe. Marina, organizując bal
charytatywny, postawiła na nogi cały kraj. Z niecierpliwością czekam, kiedy skończy się całe to
zamieszanie. - Zain spojrzał na żonę z czułością, po czym niemal natychmiast jego twarz przybrała
charakterystyczny, lekko ironiczny wyraz.
- Nie mogę dłużej z wami zostać. Muszę, niestety, zająć się resztą zaproszonych osób - oznajmiła
Marina, kładąc dłoń na ramieniu męża. - Sallie, obiecuję, że po balu spotkamy się i nagadamy za
wszystkie czasy.
Sallie kiwnęła głową.
- A zatem do zobaczenia! - pożegnała przyjaciółkę, która pod czujną eskortą Zaina oddaliła się
do i nn ych gości.
- Piękna kobieta - orzekł Rhydon.
- Owszem. - Sallie popatrzyła na męża spod oka. Piękniejsza nawet niż Coral.
- Spodziewasz się, że podejmę polemikę z tą opinią? - spytał przeciągle.
Wzruszyła ramionami i zadała następne pytanie:
- Od dawna znasz Zaina?
- Parę lat - rzucił wymijająco.
- Jak się poznaliście?
- A co to, wywiad? - Rhydon ujął Sallie pod ramię i przywołał kelnera. Wziął z tacy dwa
kieliszki szampana. Jeden podał żonie.
- Czemu nie odpowiadasz? - nie dawała za wygraną.
- Z prostej przyczyny, kochanie. Ani ja, ani Zain nie życzymy sobie, aby ktoś podsłuchał, co
mam do powiedzenia. Bądz grzeczną dziewczynką i nie wtykaj nosa, gdzie nie trzeba.
Odwróciła się plecami i wolno sącząc szampana, wmieszała się w falujący tłum. Pomyślała, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
funkcjonariusze nie przekroczyli jej progu. Z głośników płynęła cicha, nastrojowa muzyka. Dało się
słyszeć pobrzękiwanie kostek lodu w szklankach z napojami, goście korzystający z poczęstunku mogli
czuć się swobodnie.
Pomieszczenie urządzono w stylu arabskim, lecz dla tych, który woleli siedzieć, nie zabrakło
wygodnych foteli. W kolorystyce dominowały brązy, złoto i biel. Sallie poznała gust Mariny w doborze
roślin doniczkowych i kwiatów. Ich zestawienie z umeblowaniem i tonacją ścian wpływało kojąco na
nerwy osób przebywających w sali. Szukała przyjaciółki wzrokiem, lecz nie sposób było wyłowić
konkretną postać z falującego tłumu.
- Czemu tak zaostrzono ochronę na zewnątrz? - spytała, nachylając się do ucha męża, by nikt ich
nie podsłuchał.
- Zain nie jest głupcem - odparł cicho Rhydon. - Mnóstwo ludzi chętnie zobaczyłoby go w
trumnie. Na przykład krewni króla, zazdrośni o wpływy Zaina, fanatycy religijni, którym nie podoba się
jego liberalizm, lewaccy terroryści, nie potrzebujący uzasadnienia do awantury, a nawet komuniści.
Sakarja przyciąga inwestorów.
- Słyszałam o złożach ropy naftowej - szepnęła Sallie. - Czy są naprawdę duże?
- Ogromne. Według wstępnych ocen większe zasoby ma tylko Arabia Saudyjska.
- Rozumiem. Ponieważ minister finansów ożenił się z Amerykanką, w oczywisty sposób ulokował
swe sympatie po stronie Zachodu. I, oczywiście, podwoił swoje notowania u króla. Na litość boską, czy
Marina jest bezpieczna w tym kraju?
- Na tyle, na ile Zain potrafi jej zapewnić bezpieczeństwo. A on to potrafi. Zresztą zamierza dożyć
póznej starości.
Sallie miała więcej pytań, ale kątem oka spostrzegła Marinę przedzierającą się przez tłum gości
w jej stronę. Wyglądała kwitnąco. W zielonych oczach błyskały wesołe iskierki.
- Sallie! - zawołała. Przyjaciółki padły sobie w objęcia. - Nie byłam pewna, czy uda ci się tu
dotrzeć! Nie do wiary! Ktoś uparł się, że przyśle inną, reporterkę. Odmówiłam współpracy!
Jakżeby inaczej ! - obwieściła triumfalnie.
- Oczywiście - przytaknęła Sallie. - A przy okazji, przedstawiam ci mojego szefa i wydawcę,
Rhydona Bainesa. To właśnie on nie chciał mnie puścić.
- %7łartujesz! - Uśmiechnięta Marina podała rękę Rhydonowi. - Wie pan, że Sallie i ja przyjaznimy
się od wieków?
- Trudno nie zauważyć - skwitował ironicznie. - Czy Zain przyszedł z panią na konferencję? Od lat
go nie widziałem.
- Pan jest tym słynnym Rhydonem Bainesem? - Marina nie kryła podziwu. - Tak, Zain kręci się
gdzieś w pobliżu. - Rozejrzała się po sali. - Idzie tutaj.
Zain ibn Rashid był szczupłym, niezwykle atrakcyjnym mężczyzną o kocich ruchach, śniadej,
pociągłej twarzy i zmysłowych ustach. Czarne oczy o migdałowym wykroju patrzyły przenikliwie. Sallie
doszła do wniosku, że spotkała w życiu tylko jednego mężczyznę otoczonego taką aurą erotyzmu:
Rhydona. Los chciał, że ona i Marina znalazły sobie mężczyzn o nieposkromionej naturze i wybujałym
poczuciu niezależności, a na domiar o podobnym typie urody.
- Rhydon! - Zain rozpromienił się na widok znajomego i podał mu rękę. - Krążyły pogłoski, że masz
przeprowadzić wywiad z królem. Potem zostały zdementowane. Mów szczerze, co z wywiadem?
- Zleciłem tę robotę. Przyjechałem tu z innego powodu - oświadczył Rhydon z przekąsem,
wskazując ruchem głowy żonę. - Występuję jako osobisty ochroniarz reporterki pisma World in
Review". Sallie, pozwól, że ci przedstawię Zaina Abdula ibn Rashida, ministra finansów...
- I mojego męża - wtrąciła Marina. - Zain, to moja przyjaciółka Sallie, o której ci opowiadałam.
Słuchajcie, proponuję, żebyśmy mówili sobie po imieniu. Kto jest przeciw? Nie widzę, nie słyszę. -
Zerknęła na Rhydona. - Grasz rolę bodyguarda? Ty, sławny dziennikarz i wydawca?
- Owszem - przyznał nie zmieszany. - A także mąż Sallie.
Marina pisnęła z zachwytu i rzuciła się przyjaciółce na szyję.
- Pobraliście się! Kiedy? Dlaczego nic nie napisałaś?
- Nie miałam czasu - odrzekła Sallie bez zastanowienia.
Spojrzała karcąco na Rhydona, który uśmiechnął się tylko, najwyrazniej z siebie zadowolony.
Zain odsłonił zęby w uśmiechu.
- Wreszcie wpadłeś, bracie! Musimy to uczcić. Na razie to niemożliwe. Marina, organizując bal
charytatywny, postawiła na nogi cały kraj. Z niecierpliwością czekam, kiedy skończy się całe to
zamieszanie. - Zain spojrzał na żonę z czułością, po czym niemal natychmiast jego twarz przybrała
charakterystyczny, lekko ironiczny wyraz.
- Nie mogę dłużej z wami zostać. Muszę, niestety, zająć się resztą zaproszonych osób - oznajmiła
Marina, kładąc dłoń na ramieniu męża. - Sallie, obiecuję, że po balu spotkamy się i nagadamy za
wszystkie czasy.
Sallie kiwnęła głową.
- A zatem do zobaczenia! - pożegnała przyjaciółkę, która pod czujną eskortą Zaina oddaliła się
do i nn ych gości.
- Piękna kobieta - orzekł Rhydon.
- Owszem. - Sallie popatrzyła na męża spod oka. Piękniejsza nawet niż Coral.
- Spodziewasz się, że podejmę polemikę z tą opinią? - spytał przeciągle.
Wzruszyła ramionami i zadała następne pytanie:
- Od dawna znasz Zaina?
- Parę lat - rzucił wymijająco.
- Jak się poznaliście?
- A co to, wywiad? - Rhydon ujął Sallie pod ramię i przywołał kelnera. Wziął z tacy dwa
kieliszki szampana. Jeden podał żonie.
- Czemu nie odpowiadasz? - nie dawała za wygraną.
- Z prostej przyczyny, kochanie. Ani ja, ani Zain nie życzymy sobie, aby ktoś podsłuchał, co
mam do powiedzenia. Bądz grzeczną dziewczynką i nie wtykaj nosa, gdzie nie trzeba.
Odwróciła się plecami i wolno sącząc szampana, wmieszała się w falujący tłum. Pomyślała, [ Pobierz całość w formacie PDF ]