[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jordana, ani jego auta.
Nie zdą\yła wcześniej odebrać kluczy w agencji i umówiła się z panią Prestwood w
swoim nowym domu. Wje\d\ając na podjazd, zobaczyła, \e wewnątrz pali się
światło. Pracownica agencji czekała na nią w kuchni. Znajdujący się w piwnicy stary
olejowy piec mruczał pod podłogą, wypełniając przestronne pokoje przyjemnym
ciepłem.
Amanda nalała sobie kawę z ekspresu po\yczonego przez przewidującą panią
Prestwood. Z kubkiem w ręce i głową pełną marzeń chodziła po pustych
pomieszczeniach i snuła plany na przyszłość. Oczami duszy widziała ju\ zimowe
przyjęcia przy wielkim kominku we frontowym salonie. Zamierzała podawać na nich
grzane wino z korzeniami i keks z bitą śmietaną. W lecie goście będą mogli spać na
werandzie, usypiani łagodnym pluskiem fal przypływu i przesyconym solą powiewem
nocnej bryzy.
Na piętrze było siedem sypialni, lecz tylko jedna łazienka.
Powinny być jeszcze przynajmniej dwie. Amanda zanotowała w pamięci, \e jutro
rano musi wezwać hydraulika z firmy budowlanej, aby oszacował koszt przebudowy.
W końcu wróciła do swojego pokoiku. Przylegał do kuchni i po długim, męczącym
dniu wydał się Amandzie wyjątkowo przytulny. Zostawiła więc Gershwina, który
zwiedzał wszystkie zakątki domu, a sama poszła przynieść z samochodu po\yczone
od ojczyma składane łó\ko i śpiwór. Potem przygotowała sobie posłanie, wzięła
kąpiel i poło\yła się, zamierzając przed snem poczytać jeszcze dzieło doktora
Marshalla.
Właśnie kończyła pierwszą stronę czwartego rozdziału, gdy Gershwin z głośnym
miauknięciem wylądował na jej brzuchu.
Oparła otwartą ksią\kę o brodę i delikatnie pogłaskała jedwabistą sierść swojego
ukochanego kiciusia.
- Czy\by przestraszyła cię jakaś mysz? Nie martw się, kocurku. Na pewno spodoba
się nam \ycie na wyspie. - Słysząc swoje słowa, natychmiast przypomniała sobie,
jak zareagowała na widok Jordana z córkami, i zaczęło ją dławić w gardle. - Pewnie
sądzisz, \e do tej pory ju\ powinnam przeboleć rozstanie z Jordanem? - powiedziała
do kota, gdy ju\ zdołała wydobyć z siebie głos. Patrzyła na Gershwina i widziała go
podwójnie, bo w oczach miała łzy.
- Miau - odpowiedział jej pupilek, po czym schylił łebek i polizał łapkę.
- Miłość to przekleństwo - płaczliwie ciągnęła Amanda. - Ciesz się, \e jesteś
wykastrowany.
Gershwin nie skomentował tego faktu. Amanda osuszyła oczy i znów wsadziła nos w
ksiÄ…\kÄ™.
Nazajutrz od samego rana szalała burza, którą wiatr przyniósł znad Zatoki Puget.
Deszcz łomotał o szyby, a wicher wył wściekle przy naro\nikach domu. Przera\ony
Gershwin, który nie znał takich atrakcji, bo nigdy przedtem nie mieszkał na prowincji,
nie odstępował swojej pani. Musiała jednak zostawić go samego na godzinę,
poniewa\ miała pustą lodówkę i musiała zrobić w supermarkecie zakupy.
Jadąc tam, przygotowała się psychicznie na ewentualność spotkania Jordana. Kiedy
nigdzie go nie zauwa\yła, poczuła zarówno ulgę, jak i rozczarowanie. Napełniła
wózek artykułami spo\ywczymi, pamiętając te\ o kupnie kilku puszek ulubionej
karmy Gershwina. Chciała mu wynagrodzić tę krótką rozłąkę. Szybko wypisała przy
kasie czek i śliskimi ulicami wróciła do siebie.
Nawałnica sro\yła się przez całe przedpołudnie, lecz Amanda była bardziej
zafascynowana ni\ przestraszona tÄ… pogodÄ…. Gdy Gershwin uciÄ…Å‚ sobie drzemkÄ™,
wło\yła nieprzemakalny płaszcz z kapturem oraz znalezione w piwnicy kalosze i
poszła na pla\ę.
Błyskawice raz po raz przecinały niebo, które chwilami wyglądało jak upuszczone na
podłogę lustro. Ciemne fale ze spienionymi białymi grzywami gwałtownie uderzały o
skalisty brzeg. Amanda wepchnęła ręce do kieszeni i z nabo\nym podziwem chłonęła
wzrokiem ten spektakl w wykonaniu natury.
Gdy po upływie kwadransa przybiegła do domu, jej d\insy były do kolan całkiem
przemoczone, a z włosów kapała woda. Mimo to czuła się dziwnie ukojona. Radośnie
pomachała ręką w kierunku wje\d\ającego na podjazd i rozbryzgującego kału\e auta
Betty Prestwood.
Obie kobiety ze śmiechem wpadły na ganek. Betty była tylko kilka lat starsza od
Amandy i wszystko wskazywało na to, \e się zaprzyjaznią.
- W jednej z tutejszych posiadłości odbędzie się dzisiaj wyprzeda\ - oznajmiła
zadyszana Betty, gdy obie znalazły się w kuchni. Amanda nalała dwa kubki parującej
kawy i jeden wręczyła gościowi. - Mo\e miałabyś ochotę wybrać się na tę licytację?
Przecie\ potrzebujesz mebli. Ten dom jest po drugiej stronie wyspy. Pojechałybyśmy
razem najpierw na lunch, a potem na aukcjÄ™.
Amanda ucieszyła się, \e Betty o niej pomyślała. Co prawda nadal dysponowała sporą
gotówką - dzięki swoim oszczędnościom oraz po\yczce od Boba i Marion - ale
otwarcie hoteliku wymagało du\ych środków. Dlatego byłoby dobrze móc umeblować
go atrakcyjnie, lecz w miarÄ™ tanio.
- Wspaniały pomysł - przyznała entuzjastycznie i spojrzała na swoje mokre d\insy
oraz pogniecionÄ… flanelowÄ… koszulÄ™· Ten skromny strój prezentowaÅ‚ siÄ™ wyjÄ…tkowo
nędznie w porównaniu ze stylowym, ró\owym kostiumem Betty Prestwood. - Daj mi
parę minut, dobrze? Byłam na pla\y i strasznie zmokłam. Muszę się przebrać i trochę
odświe\yć.
Betty z uśmiechem kiwnęła głową.
- Nie ma sprawy - odparła. - Mogę skorzystać z telefonu? Lubię od czasu do czasu
sprawdzić, co dzieje się w biurze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Jordana, ani jego auta.
Nie zdą\yła wcześniej odebrać kluczy w agencji i umówiła się z panią Prestwood w
swoim nowym domu. Wje\d\ając na podjazd, zobaczyła, \e wewnątrz pali się
światło. Pracownica agencji czekała na nią w kuchni. Znajdujący się w piwnicy stary
olejowy piec mruczał pod podłogą, wypełniając przestronne pokoje przyjemnym
ciepłem.
Amanda nalała sobie kawę z ekspresu po\yczonego przez przewidującą panią
Prestwood. Z kubkiem w ręce i głową pełną marzeń chodziła po pustych
pomieszczeniach i snuła plany na przyszłość. Oczami duszy widziała ju\ zimowe
przyjęcia przy wielkim kominku we frontowym salonie. Zamierzała podawać na nich
grzane wino z korzeniami i keks z bitą śmietaną. W lecie goście będą mogli spać na
werandzie, usypiani łagodnym pluskiem fal przypływu i przesyconym solą powiewem
nocnej bryzy.
Na piętrze było siedem sypialni, lecz tylko jedna łazienka.
Powinny być jeszcze przynajmniej dwie. Amanda zanotowała w pamięci, \e jutro
rano musi wezwać hydraulika z firmy budowlanej, aby oszacował koszt przebudowy.
W końcu wróciła do swojego pokoiku. Przylegał do kuchni i po długim, męczącym
dniu wydał się Amandzie wyjątkowo przytulny. Zostawiła więc Gershwina, który
zwiedzał wszystkie zakątki domu, a sama poszła przynieść z samochodu po\yczone
od ojczyma składane łó\ko i śpiwór. Potem przygotowała sobie posłanie, wzięła
kąpiel i poło\yła się, zamierzając przed snem poczytać jeszcze dzieło doktora
Marshalla.
Właśnie kończyła pierwszą stronę czwartego rozdziału, gdy Gershwin z głośnym
miauknięciem wylądował na jej brzuchu.
Oparła otwartą ksią\kę o brodę i delikatnie pogłaskała jedwabistą sierść swojego
ukochanego kiciusia.
- Czy\by przestraszyła cię jakaś mysz? Nie martw się, kocurku. Na pewno spodoba
się nam \ycie na wyspie. - Słysząc swoje słowa, natychmiast przypomniała sobie,
jak zareagowała na widok Jordana z córkami, i zaczęło ją dławić w gardle. - Pewnie
sądzisz, \e do tej pory ju\ powinnam przeboleć rozstanie z Jordanem? - powiedziała
do kota, gdy ju\ zdołała wydobyć z siebie głos. Patrzyła na Gershwina i widziała go
podwójnie, bo w oczach miała łzy.
- Miau - odpowiedział jej pupilek, po czym schylił łebek i polizał łapkę.
- Miłość to przekleństwo - płaczliwie ciągnęła Amanda. - Ciesz się, \e jesteś
wykastrowany.
Gershwin nie skomentował tego faktu. Amanda osuszyła oczy i znów wsadziła nos w
ksiÄ…\kÄ™.
Nazajutrz od samego rana szalała burza, którą wiatr przyniósł znad Zatoki Puget.
Deszcz łomotał o szyby, a wicher wył wściekle przy naro\nikach domu. Przera\ony
Gershwin, który nie znał takich atrakcji, bo nigdy przedtem nie mieszkał na prowincji,
nie odstępował swojej pani. Musiała jednak zostawić go samego na godzinę,
poniewa\ miała pustą lodówkę i musiała zrobić w supermarkecie zakupy.
Jadąc tam, przygotowała się psychicznie na ewentualność spotkania Jordana. Kiedy
nigdzie go nie zauwa\yła, poczuła zarówno ulgę, jak i rozczarowanie. Napełniła
wózek artykułami spo\ywczymi, pamiętając te\ o kupnie kilku puszek ulubionej
karmy Gershwina. Chciała mu wynagrodzić tę krótką rozłąkę. Szybko wypisała przy
kasie czek i śliskimi ulicami wróciła do siebie.
Nawałnica sro\yła się przez całe przedpołudnie, lecz Amanda była bardziej
zafascynowana ni\ przestraszona tÄ… pogodÄ…. Gdy Gershwin uciÄ…Å‚ sobie drzemkÄ™,
wło\yła nieprzemakalny płaszcz z kapturem oraz znalezione w piwnicy kalosze i
poszła na pla\ę.
Błyskawice raz po raz przecinały niebo, które chwilami wyglądało jak upuszczone na
podłogę lustro. Ciemne fale ze spienionymi białymi grzywami gwałtownie uderzały o
skalisty brzeg. Amanda wepchnęła ręce do kieszeni i z nabo\nym podziwem chłonęła
wzrokiem ten spektakl w wykonaniu natury.
Gdy po upływie kwadransa przybiegła do domu, jej d\insy były do kolan całkiem
przemoczone, a z włosów kapała woda. Mimo to czuła się dziwnie ukojona. Radośnie
pomachała ręką w kierunku wje\d\ającego na podjazd i rozbryzgującego kału\e auta
Betty Prestwood.
Obie kobiety ze śmiechem wpadły na ganek. Betty była tylko kilka lat starsza od
Amandy i wszystko wskazywało na to, \e się zaprzyjaznią.
- W jednej z tutejszych posiadłości odbędzie się dzisiaj wyprzeda\ - oznajmiła
zadyszana Betty, gdy obie znalazły się w kuchni. Amanda nalała dwa kubki parującej
kawy i jeden wręczyła gościowi. - Mo\e miałabyś ochotę wybrać się na tę licytację?
Przecie\ potrzebujesz mebli. Ten dom jest po drugiej stronie wyspy. Pojechałybyśmy
razem najpierw na lunch, a potem na aukcjÄ™.
Amanda ucieszyła się, \e Betty o niej pomyślała. Co prawda nadal dysponowała sporą
gotówką - dzięki swoim oszczędnościom oraz po\yczce od Boba i Marion - ale
otwarcie hoteliku wymagało du\ych środków. Dlatego byłoby dobrze móc umeblować
go atrakcyjnie, lecz w miarÄ™ tanio.
- Wspaniały pomysł - przyznała entuzjastycznie i spojrzała na swoje mokre d\insy
oraz pogniecionÄ… flanelowÄ… koszulÄ™· Ten skromny strój prezentowaÅ‚ siÄ™ wyjÄ…tkowo
nędznie w porównaniu ze stylowym, ró\owym kostiumem Betty Prestwood. - Daj mi
parę minut, dobrze? Byłam na pla\y i strasznie zmokłam. Muszę się przebrać i trochę
odświe\yć.
Betty z uśmiechem kiwnęła głową.
- Nie ma sprawy - odparła. - Mogę skorzystać z telefonu? Lubię od czasu do czasu
sprawdzić, co dzieje się w biurze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]