[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Angelo znieruchomiał na widok obronnego gestu.
- Dzień dobry. Jak się czujesz? - zagadnął na powitanie.
- Całkiem nieźle, aż do tej chwili. Poinformowano mnie, że kupiłeś Casa Biancę.
Jeżeli dla Silvii, to niepotrzebnie traciłeś pieniądze. Od dziecka nie lubiła Porto Vecchio.
Woli modne kurorty.
- Kupiłem ją dla siebie. Chcesz wiedzieć dlaczego?
- To już nieistotne. Niedługo stąd wyjadę. Jak mnie tu znalazłeś? Czy zawiadomiła
cię matka Felicitas?
- Nie. Ani ona, ani nikt inny. Zobaczyłem na biurku w agencji nieruchomości list
zaadresowany do zgromadzenia. Przypomniałem sobie, że na ostatnim przyjęciu rozma-
wiałaś z przełożoną. Pojąłem, że po całych tygodniach bezowocnych poszukiwań wresz-
cie wpadłem na właściwy trop.
- Po co mnie szukałeś? Przecież wszystko zostało powiedziane.
- W liście, który dla ciebie zostawiłem? Napisałem go pod wpływem rozżalenia.
Zaraz tego pożałowałem. Próbowałem powstrzymać jego wysyłkę, ale było za późno. A
kiedy już mogłem wrócić do Porto Vecchio, znikłaś bez śladu.
- Czym cię niby zraniłam? Chyba nie zaprzeczysz, że wróciłeś do Rzymu z powo-
du Silvii?
- Wezwała mnie babcia Cosima. Silvia przyszła do niej roztrzęsiona. Płakała i
wrzeszczała, że zrujnowałem jej małżeństwo, więc honor wymaga, żebym dał nazwisko
mojemu potomkowi, którego oczekuje. Chyba teraz rozumiesz, dlaczego musiałem nagle
wyjechać - dodał z uśmiechem rozbawienia.
- Co cię tak śmieszy?
- Absurdalne sytuacje zwykle są komiczne.
- I rozpacz biednego Ernesta też?
- Ernesto bynajmniej nie cierpi. Porzucił Silvię dla swojej sekretarki, Renaty Car-
lone. Od pewnego czasu byli kochankami. Pewnie się pobiorą, gdy odzyska wolność.
- Ale był przecież taki zazdrosny o Silvię - zaprotestowała Ellie.
- Kiedyś tak. Obecnie zarówno jego wielka miłość, jak i dziecko, którego rzekomo
oczekuje, istnieją tylko w wyobraźni Silvii.
- Czy chcesz przez to powiedzieć, że nie zaszła w ciążę?
- Nie ze mną i chyba z nikim innym też nie. Kiedy zażądałem testów DNA, naj-
pierw udała oburzenie, a później zaczęła się wykręcać, że jeszcze nie jest pewna swego
stanu. Oczywiście kłamała.
- Ale przyjechała do mnie. Twierdziła, że nadal jesteście kochankami i że bardzo
cię cieszy wiadomość, że urodzi ci spadkobiercę. Dodała, że pragniesz jak najszybciej
uzyskać rozwód lub unieważnienie małżeństwa, żeby ją poślubić. Utrzymywała, że
przyjechałeś tu za jej radą, nakłonić mnie wszelkimi możliwymi sposobami do zwrócenia
ci wolności.
- A ty jej uwierzyłaś po tych wszystkich krętactwach i po tym, co razem przeżyli-
śmy? - zapytał z niedowierzaniem. - Santa Madonna! Jak to możliwe?
- Ponieważ wiedziała o tym, co między nami zaszło. Skąd, jeżeli nie od ciebie?
- Od pani detektyw, którą wynajęła z prywatnej agencji, żeby mnie śledziła. Za-
cząłem coś podejrzewać już w Porto Vecchio. Spostrzegłem, że pewna pani, która za-
mieszkała w moim hotelu, podejrzanie często bywa w tych samych miejscach co my,
począwszy od tawerny, a skończywszy na plaży. Porozmawiałem na ten temat z Ernes-
tem. Odkrył, że przesyłała pieniądze z karty kredytowej na rachunek prywatnej agencji
detektywistycznej, ale myślał, że zbiera dowody przeciwko niemu. Tymczasem szukała
potwierdzenia mojej niewierności. Zamiast tego odkryła, że nawiązałem romans z własną
żoną.
- Udawany. Nadal ci na niej zależy. Widziałam, jak się do niej uśmiechałeś na
ostatnim przyjęciu - dodała, umykając wzrokiem w bok.
- Nie sądź po pozorach. Szkoda, że nie słyszałaś słów. Tłumaczyłem, że niepo-
trzebnie traci czas, bo nigdy do niej nie wrócę.
- Och! - westchnęła Ellie. Nadal miała zamęt w głowie. - Co teraz robi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Angelo znieruchomiał na widok obronnego gestu.
- Dzień dobry. Jak się czujesz? - zagadnął na powitanie.
- Całkiem nieźle, aż do tej chwili. Poinformowano mnie, że kupiłeś Casa Biancę.
Jeżeli dla Silvii, to niepotrzebnie traciłeś pieniądze. Od dziecka nie lubiła Porto Vecchio.
Woli modne kurorty.
- Kupiłem ją dla siebie. Chcesz wiedzieć dlaczego?
- To już nieistotne. Niedługo stąd wyjadę. Jak mnie tu znalazłeś? Czy zawiadomiła
cię matka Felicitas?
- Nie. Ani ona, ani nikt inny. Zobaczyłem na biurku w agencji nieruchomości list
zaadresowany do zgromadzenia. Przypomniałem sobie, że na ostatnim przyjęciu rozma-
wiałaś z przełożoną. Pojąłem, że po całych tygodniach bezowocnych poszukiwań wresz-
cie wpadłem na właściwy trop.
- Po co mnie szukałeś? Przecież wszystko zostało powiedziane.
- W liście, który dla ciebie zostawiłem? Napisałem go pod wpływem rozżalenia.
Zaraz tego pożałowałem. Próbowałem powstrzymać jego wysyłkę, ale było za późno. A
kiedy już mogłem wrócić do Porto Vecchio, znikłaś bez śladu.
- Czym cię niby zraniłam? Chyba nie zaprzeczysz, że wróciłeś do Rzymu z powo-
du Silvii?
- Wezwała mnie babcia Cosima. Silvia przyszła do niej roztrzęsiona. Płakała i
wrzeszczała, że zrujnowałem jej małżeństwo, więc honor wymaga, żebym dał nazwisko
mojemu potomkowi, którego oczekuje. Chyba teraz rozumiesz, dlaczego musiałem nagle
wyjechać - dodał z uśmiechem rozbawienia.
- Co cię tak śmieszy?
- Absurdalne sytuacje zwykle są komiczne.
- I rozpacz biednego Ernesta też?
- Ernesto bynajmniej nie cierpi. Porzucił Silvię dla swojej sekretarki, Renaty Car-
lone. Od pewnego czasu byli kochankami. Pewnie się pobiorą, gdy odzyska wolność.
- Ale był przecież taki zazdrosny o Silvię - zaprotestowała Ellie.
- Kiedyś tak. Obecnie zarówno jego wielka miłość, jak i dziecko, którego rzekomo
oczekuje, istnieją tylko w wyobraźni Silvii.
- Czy chcesz przez to powiedzieć, że nie zaszła w ciążę?
- Nie ze mną i chyba z nikim innym też nie. Kiedy zażądałem testów DNA, naj-
pierw udała oburzenie, a później zaczęła się wykręcać, że jeszcze nie jest pewna swego
stanu. Oczywiście kłamała.
- Ale przyjechała do mnie. Twierdziła, że nadal jesteście kochankami i że bardzo
cię cieszy wiadomość, że urodzi ci spadkobiercę. Dodała, że pragniesz jak najszybciej
uzyskać rozwód lub unieważnienie małżeństwa, żeby ją poślubić. Utrzymywała, że
przyjechałeś tu za jej radą, nakłonić mnie wszelkimi możliwymi sposobami do zwrócenia
ci wolności.
- A ty jej uwierzyłaś po tych wszystkich krętactwach i po tym, co razem przeżyli-
śmy? - zapytał z niedowierzaniem. - Santa Madonna! Jak to możliwe?
- Ponieważ wiedziała o tym, co między nami zaszło. Skąd, jeżeli nie od ciebie?
- Od pani detektyw, którą wynajęła z prywatnej agencji, żeby mnie śledziła. Za-
cząłem coś podejrzewać już w Porto Vecchio. Spostrzegłem, że pewna pani, która za-
mieszkała w moim hotelu, podejrzanie często bywa w tych samych miejscach co my,
począwszy od tawerny, a skończywszy na plaży. Porozmawiałem na ten temat z Ernes-
tem. Odkrył, że przesyłała pieniądze z karty kredytowej na rachunek prywatnej agencji
detektywistycznej, ale myślał, że zbiera dowody przeciwko niemu. Tymczasem szukała
potwierdzenia mojej niewierności. Zamiast tego odkryła, że nawiązałem romans z własną
żoną.
- Udawany. Nadal ci na niej zależy. Widziałam, jak się do niej uśmiechałeś na
ostatnim przyjęciu - dodała, umykając wzrokiem w bok.
- Nie sądź po pozorach. Szkoda, że nie słyszałaś słów. Tłumaczyłem, że niepo-
trzebnie traci czas, bo nigdy do niej nie wrócę.
- Och! - westchnęła Ellie. Nadal miała zamęt w głowie. - Co teraz robi? [ Pobierz całość w formacie PDF ]