[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niepewnie.
- Cmentarz?
- Nie cmentarz, tylko coś, co na nim jest. Chodzmy.
- Odpiął pas i otworzył drzwi.
Erin niepewnie podążyła za nim. Weszli przez bramę
i ruszyli alejką między grobami.
Choć był pazdziernik, wieczór był niezwykle ciepły.
Wiał lekki wiatr, a ostatnie blaski zachodzącego słońca
S
R
malowniczo oświetlały wędrujące po niebie chmury. Wy-
marzona pogoda na spacer dla dwojga zakochanych ludzi.
Ludzi, którzy chcą ze sobą spędzić życie.
Erin czuła narastający smutek. Wiedziała, że bez Ja-
reda nigdy nie będzie szczęśliwa. Jej życie bez niego
będzie puste.
Niespodziewanie Jared wziął ją za rękę. Instynktownie
ścisnęła mocno jego dłoń, pozwalając sobie na chwilę
zapomnienia. Cóż z tego, że zaraz wróci do rzeczywi-
stości, skoro teraz czuje się tak wspaniale?
Weszli na wzgórze. Ulubione miejsce Jareda. Nigdy
nikomu tego nie pokazywał. Z niecierpliwością oczeki-
wał na reakcję Erin.
Uśmiechnął się i lekko ścisnął jej rękę. Był podekscy-
towany i trochę niespokojny, choć w głębi duszy wie-
dział, że postępuje słusznie.
- Co o tym myślisz? - spytał, wskazując ręką roz-
taczający się przed ich oczami widok.
Erin nie mogła wydobyć z siebie słowa.
- Jest... pięknie.
Z miejsca, w którym stali, widać było całe Portłand
i ciągnące się za nim lasy. Jednak największe wrażenie
robiło zachodzące słońce.
Ileż razy przychodził tu w przeszłości, aby uciec przed
tyradami ojca?
Stare żale odezwały się z nową siłą, sprawiając ból.
Bezwiednie puścił rękę Erin i objął ją ramieniem. Wciąg-
nął w nozdrza znajomy zapach.
- Kiedy byłem nastolatkiem, wjeżdżałem na to wzgó-
rze rowerem i czekałem na zachód słońca.
- Uciekałeś tu?
S
R
- Chyba tak. - Uniósł brew, zaskoczony jej przenik-
liwością. - Skąd wiesz?
- Ja też miałam takie miejsce, w którym chowałam
się przed matką.
Oboje mieli trudne dzieciństwo. Erin rozumiała ból
Jareda i sprzeczne uczucia, jakie nim targały.
Niespodziewanie zsunął rękę z jej ramienia i ponow-
nie ujął jej dłoń.
- Musimy porozmawiać.
Erin odsunęła się.
- Chyba tak.
- Naprawdę myślisz, że chciałem cię kupić?
- Dałeś mi te kolczyki, bo myślałeś, że poprawią mi
samopoczucie, prawda?
- Wydawało mi się, że tak powinienem postąpić.
- Dlaczego? Ponieważ twój ojciec tak właśnie robił?
Jared zmarszczył brwi, choć w głębi duszy wiedział,
że powiedziała prawdę, do której nie chciał się przyznać
nawet przed sobą. Postępował jak ojciec, ofiarując jej
wszystko... z wyjątkiem serca.
Objęła się ramionami, a potem spojrzała mu w oczy.
- Mój były mąż dawał mi dużo biżuterii, tylko po
to, bym się nie domyśliła, jakim jest draniem. Nie miał
mi nic innego do zaoferowania.
- Nic innego - powtórzył Jared. Zaczynał rozumieć
nie tylko Erin, ale swoje uczucia do niej. Pragnął jej,
marzył o niej, a jednocześnie starał się nią manipulować,
kontrolować jej działania. Nie dostrzegł tylko jednego.
%7łe ją kochał.
Miłość napełniała go strachem przed ceną, jaką bez
wątpienia będzie musiał za nią zapłacić. Jednak kiedy
patrzył na Erin, jej płomiennorude włosy, oświetlone
S
R
ostatnimi promieniami zachodzącego słońca, nic innego
nie miało znaczenia.
Przepełniony nowymi uczuciami, wziął ją za rękę
i przyciągnął do siebie.
- Erin, popatrz na mnie.
Wolno odwróciła głowę i spojrzała na niego.
- Kocham cię, Erin. Kocham cię całym sercem.
Jej oczy otworzyły się szeroko ze zdumienia.
- Nie! Nie mów tego, jeżeli rzeczywiście tak nie my-
ślisz. - Po jej policzkach popłynęły ogromne łzy, a jej
palce odruchowo powędrowały do łańcuszka.
Jared był załamany jej reakcją. Miał nadzieję, że jego
miłość przebije mur, jaki zbudowała wokół siebie, ona
jednak nie chciała nikogo wpuścić do środka.
- Nie mógłbym cię okłamać. Nie ufasz mi?
- Brent mnie zdradził i złamał mi serce. Jeszcze kilka
dni temu myślałeś o mnie wszystko, co najgorsze. Samo
stwierdzenie, że mnie kochasz, nie zmieni tego faktu.
Jared nie dawał za wygraną.
- Nie odsuwaj mnie od siebie, kochana. Zaufaj mi.
Popatrzyła na niego oczami pełnymi łez.
- Nie mogę tego zrobić - powiedziała miękko. -
Nigdy już nie zaufam mężczyznie. Ojciec odę mnie od-
szedł, Brent również. A ty i ta blondynka...
- Blondynka?
- Widziałam cię z wysoką, przystojną blondynką
w twojej kawiarni.
Jared zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć,
o kim mówi.
- Ach, masz na myśli Nancy Swopes, żonę Dana. Dan
zachorował i przyszła po jego pensję. Znam ją od wie-
ków, naprawdę.
S
R
- Więc to nie jest twoja... dziewczyna?
- Ależ skąd! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
niepewnie.
- Cmentarz?
- Nie cmentarz, tylko coś, co na nim jest. Chodzmy.
- Odpiął pas i otworzył drzwi.
Erin niepewnie podążyła za nim. Weszli przez bramę
i ruszyli alejką między grobami.
Choć był pazdziernik, wieczór był niezwykle ciepły.
Wiał lekki wiatr, a ostatnie blaski zachodzącego słońca
S
R
malowniczo oświetlały wędrujące po niebie chmury. Wy-
marzona pogoda na spacer dla dwojga zakochanych ludzi.
Ludzi, którzy chcą ze sobą spędzić życie.
Erin czuła narastający smutek. Wiedziała, że bez Ja-
reda nigdy nie będzie szczęśliwa. Jej życie bez niego
będzie puste.
Niespodziewanie Jared wziął ją za rękę. Instynktownie
ścisnęła mocno jego dłoń, pozwalając sobie na chwilę
zapomnienia. Cóż z tego, że zaraz wróci do rzeczywi-
stości, skoro teraz czuje się tak wspaniale?
Weszli na wzgórze. Ulubione miejsce Jareda. Nigdy
nikomu tego nie pokazywał. Z niecierpliwością oczeki-
wał na reakcję Erin.
Uśmiechnął się i lekko ścisnął jej rękę. Był podekscy-
towany i trochę niespokojny, choć w głębi duszy wie-
dział, że postępuje słusznie.
- Co o tym myślisz? - spytał, wskazując ręką roz-
taczający się przed ich oczami widok.
Erin nie mogła wydobyć z siebie słowa.
- Jest... pięknie.
Z miejsca, w którym stali, widać było całe Portłand
i ciągnące się za nim lasy. Jednak największe wrażenie
robiło zachodzące słońce.
Ileż razy przychodził tu w przeszłości, aby uciec przed
tyradami ojca?
Stare żale odezwały się z nową siłą, sprawiając ból.
Bezwiednie puścił rękę Erin i objął ją ramieniem. Wciąg-
nął w nozdrza znajomy zapach.
- Kiedy byłem nastolatkiem, wjeżdżałem na to wzgó-
rze rowerem i czekałem na zachód słońca.
- Uciekałeś tu?
S
R
- Chyba tak. - Uniósł brew, zaskoczony jej przenik-
liwością. - Skąd wiesz?
- Ja też miałam takie miejsce, w którym chowałam
się przed matką.
Oboje mieli trudne dzieciństwo. Erin rozumiała ból
Jareda i sprzeczne uczucia, jakie nim targały.
Niespodziewanie zsunął rękę z jej ramienia i ponow-
nie ujął jej dłoń.
- Musimy porozmawiać.
Erin odsunęła się.
- Chyba tak.
- Naprawdę myślisz, że chciałem cię kupić?
- Dałeś mi te kolczyki, bo myślałeś, że poprawią mi
samopoczucie, prawda?
- Wydawało mi się, że tak powinienem postąpić.
- Dlaczego? Ponieważ twój ojciec tak właśnie robił?
Jared zmarszczył brwi, choć w głębi duszy wiedział,
że powiedziała prawdę, do której nie chciał się przyznać
nawet przed sobą. Postępował jak ojciec, ofiarując jej
wszystko... z wyjątkiem serca.
Objęła się ramionami, a potem spojrzała mu w oczy.
- Mój były mąż dawał mi dużo biżuterii, tylko po
to, bym się nie domyśliła, jakim jest draniem. Nie miał
mi nic innego do zaoferowania.
- Nic innego - powtórzył Jared. Zaczynał rozumieć
nie tylko Erin, ale swoje uczucia do niej. Pragnął jej,
marzył o niej, a jednocześnie starał się nią manipulować,
kontrolować jej działania. Nie dostrzegł tylko jednego.
%7łe ją kochał.
Miłość napełniała go strachem przed ceną, jaką bez
wątpienia będzie musiał za nią zapłacić. Jednak kiedy
patrzył na Erin, jej płomiennorude włosy, oświetlone
S
R
ostatnimi promieniami zachodzącego słońca, nic innego
nie miało znaczenia.
Przepełniony nowymi uczuciami, wziął ją za rękę
i przyciągnął do siebie.
- Erin, popatrz na mnie.
Wolno odwróciła głowę i spojrzała na niego.
- Kocham cię, Erin. Kocham cię całym sercem.
Jej oczy otworzyły się szeroko ze zdumienia.
- Nie! Nie mów tego, jeżeli rzeczywiście tak nie my-
ślisz. - Po jej policzkach popłynęły ogromne łzy, a jej
palce odruchowo powędrowały do łańcuszka.
Jared był załamany jej reakcją. Miał nadzieję, że jego
miłość przebije mur, jaki zbudowała wokół siebie, ona
jednak nie chciała nikogo wpuścić do środka.
- Nie mógłbym cię okłamać. Nie ufasz mi?
- Brent mnie zdradził i złamał mi serce. Jeszcze kilka
dni temu myślałeś o mnie wszystko, co najgorsze. Samo
stwierdzenie, że mnie kochasz, nie zmieni tego faktu.
Jared nie dawał za wygraną.
- Nie odsuwaj mnie od siebie, kochana. Zaufaj mi.
Popatrzyła na niego oczami pełnymi łez.
- Nie mogę tego zrobić - powiedziała miękko. -
Nigdy już nie zaufam mężczyznie. Ojciec odę mnie od-
szedł, Brent również. A ty i ta blondynka...
- Blondynka?
- Widziałam cię z wysoką, przystojną blondynką
w twojej kawiarni.
Jared zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć,
o kim mówi.
- Ach, masz na myśli Nancy Swopes, żonę Dana. Dan
zachorował i przyszła po jego pensję. Znam ją od wie-
ków, naprawdę.
S
R
- Więc to nie jest twoja... dziewczyna?
- Ależ skąd! [ Pobierz całość w formacie PDF ]