[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zgodnie z obietnicą matka przysłała mu zaproszenie. Miał
zająć miejsce obok niej przy głównym stole. Nie chciał iść na
aukcję, ale zobaczył dołączony do zaproszenia
S
R
folder z programem, w który włożona była kartka z wiado-
mością o zmianach, jakie zaszły w ostatniej chwili. Zamiast
wycofanego z aukcji obrazu Phipps-Stoverów, który stanowił
kość niezgody między małżonkami, widniała nowa pozycja, na
widok której Brad ruszył po drugi znienawidzony garnitur od
Brooks Brothers.
- Bradford! Przyszedłeś! - Matka klasnęła z radości w dłonie.
Ucałował ją w policzek, czując zapach Chanel 5, i usiadł obok
niej.
Naprawdę przysłałaś mi bilet.
Będziesz reprezentować interesy rodziny, kochanie. Dopiszę
cię do...
Uniósł rękę, żeby zaprotestować, zanim usadzi go w gabinecie
przeznaczonym dla członka zarządu.
Mamo; przyszedłem tutaj, bo po pierwsze jestem twoim sy-
nem, a po drugie biologiem morskim. Popieram budowę akwa-
rium, bo dzięki niemu ludzie poznają morską faunę.
Och! - Matka spojrzała na stół, przy którym siedzieli męż-
czyzni w garniturach. Wszyscy mieli siwe włosy, jakby lata
pracy przy biurku odcisnęły na nich piętno. - Naprawdę nie
chcesz poznać członków zarządu Smith Company? Specjalnie
przylecieli na moją uroczystość. Jest tu John Becker, prezes...
Nie, mamo, nie chcę. - Uścisnął lekko jej dłoń. - Przyszedłem
przede wszystkim po to, żeby się z tobą zobaczyć i wziąć
udział w licytacji.
Wezmiesz udział w licytacji? - Uniosła brwi. - Masz pienią-
dze?
Tak. - Resztki ostatniego grantu plus wszystkie wyskrobane
zaskórniaki jego i Jerry'ego.
S
R
Skąd? - Roześmiała się. - Nie zarabia się wiele, łapiąc martwe
ryby.
Moja praca polega na czymś innym, mamo. Gdybyś kiedyś...
Ciii, już zaczyna się aukcja - odparła, kierując wzrok na scenę.
Prowadzący aukcję pulchny mężczyzna o tubalnym głosie
ubrany w smoking uniósł obraz Jacksona Pollocka, lecz Brad
nie widział mieszaniny barw i linii, z których znany był arty-
sta, i nie słyszał oszalałych krzyków, które wybuchły z chwilą,
gdy licytator podał cenę wywoławczą.
Miał przed oczami tylko kobietę, która stała po drugiej stronie
pokoju pod Figowcem w długiej różowej błyszczącej sukni z
włosami upiętymi w luzny koczek i lokami opadającymi na
policzki.
Parris.
Odsunął talerz i znów spojrzał przed siebie.
Panna Hammond płynnym ruchem przesuwała się po sali,
rozmawiając z gośćmi i wymieniając uwagi z pomocnikiem
kelnera. Poprawiła bukiet kwiatów, wsadzając sobie za ucho
gałązkę hibiskusa.
O Boże! Wyglądała tak pięknie jak najcudowniejszy kwiat na
wyspie, delikatniej niż egzotyczne owoce, które roznosili kel-
nerzy. Chciał zerwać się z miejsca i podbiec wprost do niej,
wyjąć kwiat z jej włosów i pieścić nim jej ciało, aż blade płatki
stopią się z pastelową suknią, a on poczuje jej zapach i gład-
kość skóry.
Do diabła! - przeklinał w myślach niewczesne zapały.
Licytator wziął do ręki gitarę z autografem słynnej gwiazdy,
ale Brad wciąż nie spuszczał oczu z Parris. Teraz śmiała się z
czegoś, co powiedział do niej jeden z gości.
S
R
- Jest piękna, prawda? - szepnęła mu do ucha matka.
-Kto?
- Parris Hammond. Wspaniale się z nią pracowało, z nią i jej
siostrą.
To dlatego, że jest inteligentna i zorganizowana. Victoria zer-
knęła na niego z półuśmiechem.
Lubisz ją, prawda?
Brad niechętnie oderwał wzrok od Parris.
O co ci chodzi?
O nic...
Rozmawiałaś z nią o moim powrocie do firmy?
Może o tym wspomniałam.
Naciskałaś na nią tak jak na wszystkich innych? Obiecałaś jej
pomóc w interesach, jeśli zrobi to, o co ją prosisz?
Powiedziałam, że znam wielu wpływowych ludzi, którzy or-
ganizują różne imprezy, korzystając z usług konsultantów. To
wszystko. Zwykłe nawiązywanie kontaktów w biznesie, ko-
chanie. Wszyscy to robią.
- Ale nie tak. - Nachmurzył się, odwracając głowę. Choć
wścibstwo matki złościło go, spojrzał na Parris innymi oczami.
A niech to! Miała okazję zrobić świetny interes, wystarczyło
tylko namówić go, żeby włączył się w rodzinny biznes. Jednak
nie skorzystała z tego. Wręcz przeciwnie, robiła wszystko,
żeby do tego nie doszło. Odmówiła mu pomocy w kreowaniu
wizerunku biznesmena i musiał sam się męczyć, wiążąc ten
przeklęty krawat.
Mógłby się założyć, że postąpiła tak, ponieważ go lubi. I dla-
tego, że jest uczciwa. Nie chciała wpędzać go w niechcianą
sytuację. Jackie miała rację. Parris jest nie tylko uczciwa, ale i
delikatna.
S
R
Dlaczego się uśmiechasz? - spytała Victorią.
Nie zrobiła tego, o co ją prosiłaś, mamo.
I to jest powód do radości?
Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłem. - Rzucił serwetkę na stół i
wstał. - Postanowiłem właśnie podnieść proponowaną przeze
mnie stawkę.
Siedem tysięcy dolarów po raz pierwszy, siedem tysięcy dola-
rów po raz drugi. Sprzedano numerowi dwadzieścia osiem za
siedem tysięcy dolarów. - Licytator wskazał na Mortona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Zgodnie z obietnicą matka przysłała mu zaproszenie. Miał
zająć miejsce obok niej przy głównym stole. Nie chciał iść na
aukcję, ale zobaczył dołączony do zaproszenia
S
R
folder z programem, w który włożona była kartka z wiado-
mością o zmianach, jakie zaszły w ostatniej chwili. Zamiast
wycofanego z aukcji obrazu Phipps-Stoverów, który stanowił
kość niezgody między małżonkami, widniała nowa pozycja, na
widok której Brad ruszył po drugi znienawidzony garnitur od
Brooks Brothers.
- Bradford! Przyszedłeś! - Matka klasnęła z radości w dłonie.
Ucałował ją w policzek, czując zapach Chanel 5, i usiadł obok
niej.
Naprawdę przysłałaś mi bilet.
Będziesz reprezentować interesy rodziny, kochanie. Dopiszę
cię do...
Uniósł rękę, żeby zaprotestować, zanim usadzi go w gabinecie
przeznaczonym dla członka zarządu.
Mamo; przyszedłem tutaj, bo po pierwsze jestem twoim sy-
nem, a po drugie biologiem morskim. Popieram budowę akwa-
rium, bo dzięki niemu ludzie poznają morską faunę.
Och! - Matka spojrzała na stół, przy którym siedzieli męż-
czyzni w garniturach. Wszyscy mieli siwe włosy, jakby lata
pracy przy biurku odcisnęły na nich piętno. - Naprawdę nie
chcesz poznać członków zarządu Smith Company? Specjalnie
przylecieli na moją uroczystość. Jest tu John Becker, prezes...
Nie, mamo, nie chcę. - Uścisnął lekko jej dłoń. - Przyszedłem
przede wszystkim po to, żeby się z tobą zobaczyć i wziąć
udział w licytacji.
Wezmiesz udział w licytacji? - Uniosła brwi. - Masz pienią-
dze?
Tak. - Resztki ostatniego grantu plus wszystkie wyskrobane
zaskórniaki jego i Jerry'ego.
S
R
Skąd? - Roześmiała się. - Nie zarabia się wiele, łapiąc martwe
ryby.
Moja praca polega na czymś innym, mamo. Gdybyś kiedyś...
Ciii, już zaczyna się aukcja - odparła, kierując wzrok na scenę.
Prowadzący aukcję pulchny mężczyzna o tubalnym głosie
ubrany w smoking uniósł obraz Jacksona Pollocka, lecz Brad
nie widział mieszaniny barw i linii, z których znany był arty-
sta, i nie słyszał oszalałych krzyków, które wybuchły z chwilą,
gdy licytator podał cenę wywoławczą.
Miał przed oczami tylko kobietę, która stała po drugiej stronie
pokoju pod Figowcem w długiej różowej błyszczącej sukni z
włosami upiętymi w luzny koczek i lokami opadającymi na
policzki.
Parris.
Odsunął talerz i znów spojrzał przed siebie.
Panna Hammond płynnym ruchem przesuwała się po sali,
rozmawiając z gośćmi i wymieniając uwagi z pomocnikiem
kelnera. Poprawiła bukiet kwiatów, wsadzając sobie za ucho
gałązkę hibiskusa.
O Boże! Wyglądała tak pięknie jak najcudowniejszy kwiat na
wyspie, delikatniej niż egzotyczne owoce, które roznosili kel-
nerzy. Chciał zerwać się z miejsca i podbiec wprost do niej,
wyjąć kwiat z jej włosów i pieścić nim jej ciało, aż blade płatki
stopią się z pastelową suknią, a on poczuje jej zapach i gład-
kość skóry.
Do diabła! - przeklinał w myślach niewczesne zapały.
Licytator wziął do ręki gitarę z autografem słynnej gwiazdy,
ale Brad wciąż nie spuszczał oczu z Parris. Teraz śmiała się z
czegoś, co powiedział do niej jeden z gości.
S
R
- Jest piękna, prawda? - szepnęła mu do ucha matka.
-Kto?
- Parris Hammond. Wspaniale się z nią pracowało, z nią i jej
siostrą.
To dlatego, że jest inteligentna i zorganizowana. Victoria zer-
knęła na niego z półuśmiechem.
Lubisz ją, prawda?
Brad niechętnie oderwał wzrok od Parris.
O co ci chodzi?
O nic...
Rozmawiałaś z nią o moim powrocie do firmy?
Może o tym wspomniałam.
Naciskałaś na nią tak jak na wszystkich innych? Obiecałaś jej
pomóc w interesach, jeśli zrobi to, o co ją prosisz?
Powiedziałam, że znam wielu wpływowych ludzi, którzy or-
ganizują różne imprezy, korzystając z usług konsultantów. To
wszystko. Zwykłe nawiązywanie kontaktów w biznesie, ko-
chanie. Wszyscy to robią.
- Ale nie tak. - Nachmurzył się, odwracając głowę. Choć
wścibstwo matki złościło go, spojrzał na Parris innymi oczami.
A niech to! Miała okazję zrobić świetny interes, wystarczyło
tylko namówić go, żeby włączył się w rodzinny biznes. Jednak
nie skorzystała z tego. Wręcz przeciwnie, robiła wszystko,
żeby do tego nie doszło. Odmówiła mu pomocy w kreowaniu
wizerunku biznesmena i musiał sam się męczyć, wiążąc ten
przeklęty krawat.
Mógłby się założyć, że postąpiła tak, ponieważ go lubi. I dla-
tego, że jest uczciwa. Nie chciała wpędzać go w niechcianą
sytuację. Jackie miała rację. Parris jest nie tylko uczciwa, ale i
delikatna.
S
R
Dlaczego się uśmiechasz? - spytała Victorią.
Nie zrobiła tego, o co ją prosiłaś, mamo.
I to jest powód do radości?
Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłem. - Rzucił serwetkę na stół i
wstał. - Postanowiłem właśnie podnieść proponowaną przeze
mnie stawkę.
Siedem tysięcy dolarów po raz pierwszy, siedem tysięcy dola-
rów po raz drugi. Sprzedano numerowi dwadzieścia osiem za
siedem tysięcy dolarów. - Licytator wskazał na Mortona [ Pobierz całość w formacie PDF ]