[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobrze! Dobrze! - powiedział Drzewiec. - Ale mówiłem trochę zbyt pochopnie. Trzeba
działać rozważnie. zanadto się rozgrzałem. Muszę najpierw ochłonąć i pomyśleć. Bo
łatwiej krzyknąć "hop!" niż przeskoczyć.
Podszedł do wylotu groty i stał długą chwilę pod rzęsistym deszczem potoku.
Zaśmiał się i otrząsnął, a krople rozpryskując się po ziemi migotały czerwonymi i
zielonymi skrami. Olbrzym wrócił na łoże i pogrążył się w milczącej zadumie.
Po jakimś czasie hobbici znów usłyszeli jego szept. Zdało im się, że Drzewiec
liczy coś na palcach. - Fangorn, Finglas, Fladrif, tak, tak - mruczał. - Cała bieda, że
niewielu nas zostało - westchnął zwracając się do hobbitów. - Trzech ledwie spośród
starych entów, którzy chadzali po lasach, nim nadciągnęły Ciemności: ja, czyli Fangorn,
a poza mną Finglas i Fladrif - jak brzmią nasze imiona w mowie elfów. Możecie tych
moich współbraci nazywać Liścieniem i Okorcem, jeśli wolicie. Trzech nas jest, ale
Liścień i Okorzec nie bardzo nadają się do tej roboty. Liścień rozespał się, można by
rzec, zdrzewiał. Stoi na pół uśpiony i samotny przez całe lato w wysokiej trawie po
kolana. Cały obrósł liścianym włosem. Dawniej budził się na zimę, ale ostatnio tak go
sen zmorzył, że nawet zimą daleko nie zajdzie. Okorzec mieszkał na stokach gór, na
zachód od Isengardu. Tam właśnie najwięcej było zniszczenia. On sam doznał ciężkich
ran z ręki orków, a wielu jego poddanych i pasterzy drzew zamordowano i wytępiono.
Okorzec schronił się wyżej, między brzozy, które szczególnie kocha, i nie chce stamtąd
zejść. Mimo to uzbiera się pewnie drużyna jak się patrzy z młodszych krewniaków, jeśli
będę umiał wytłumaczyć im, jaka to pilna i wspólna potrzeba. Jeśli zdołam ich poruszyć,
bo niezbyt pochopny jest nasz ród. Szkoda, szkoda, że tak nas mało.
- Dlaczego tak was mało, skoro od bardzo dawna zamieszkujecie ten kraj? - spytał
Pippin. - Czy tylu pomarło?
- Ej, nie! - odparł Drzewiec. - %7ładen nie umarł od środka, że się tak wyrażę. Niektórzy
zginęli w ciągu tylu wieków od złych przygód, to prawda. Ale jeszcze więcej po prostu
zdrzewiało. Nigdy jednak nie było nas wielu i ród się nie rozplenia. Nie ma potomstwa,
nie ma entowych dzieci, jak byście wy to powiedzieli, nie rodzą się już od bardzo dawna.
Trzeba wam wiedzieć: straciliśmy żony.
- To strasznie smutne! - powiedział Pippin. - Wszystkie wymarły?
- Wymrzeć nie wymarły - odparł Drzewiec. - Nie mówiłem przecież, że umarły.
Powiedziałem: straciliśmy żony. Zginęły nam i nie możemy ich odnalezć. - Westchnął. -
Myślałem, że wszystkie inne plemiona wiedzą o tym. Wśród elfów i ludzi w Mrocznej
Puszczy i Gondorze śpiewano pieśni o entach, którzy szukają swoich zagubionych żon.
Niemożliwe, żeby już wszystkie te pieśni poszły w zapomnienie.
- Niestety, nie dotarły widać zza gór na zachód, do Shire'u - rzekł Merry. - czy nie
zechciałbyś nam opowiedzieć o tym albo zaśpiewać którejś z tych pieśni?
- Chętnie, chętnie - odparł Drzewiec, najwyrazniej uradowany prośbą hobbita. - Ale nie
będę mógł opowiedzieć wszystkiego dokładnie, tylko pokrótce, z grubsza. A potem
trzeba będzie zakończyć pogawędkę, bo jutro muszę zwołać naradę i czeka mnie moc
roboty, a kto wie, czy nie przyjdzie od razu wyruszyć w drogę.
- Dziwna to historia i bardzo smutna - zaczął po chwili namysłu. - W dawnych czasach,
kiedy świat był młody, a puszcza rozległa i dzika, entowie wędrowali po niej i mieszkali
razem ze swoimi kobietami, a były wśród nich także śliczne młódki... pamiętam
Fimbrethil, Gałęzinkę, jak lekko stąpała po lesie za tych dni młodości! Ale nasze serca
oddalały się od siebie coraz bardziej, bo entowie co innego kochali niż ich żony. Entowie
kochali wielkie drzewa, dziką puszczę, stoki wysokich gór; pili wodę z górskich potoków,
a jedli tylko te owoce, które drzewa rzucały im pod nogi na ścieżkę, a gdy nauczyli się od
elfów mowy, rozmawiali z drzewami. Lecz żony entów upodobały sobie rzadkie zagajniki
i słoneczne łąki na skrajach lasu, wypatrywały ostrężyn w gąszczu, wiosną - kwitnących
dzikich jabłoni i wisien, latem - ziół pachnących nad wodą, a jesienią - kłosów wśród
trawy. Nie chciały z tymi wszystkimi stworzeniami rozmawiać, żądały tylko, żeby ich
słuchały i spełniały ich wolę. %7łony entów kazały wszystkiemu rosnąć wedle swoich
życzeń, dostarczać sobie liści i owoców; lubiły bowiem porządek, dostatek i spokój, a to
wedle ich rozumienia znaczyło, że każda rzecz ma zostawać tam, gdzie one ją umieściły.
W ten sposób żony entów założyły ogrody i zamieszkały w nich. Entowie jednak dalej
wędrowali po lasach i tylko od czasu do czasu wracali do ogrodów i do swoich żon.
Potem, kiedy Ciemności ogarnęły kraje północy, żony entów przeprawiły się za Wielką
Rzekę i założyły na drugim jej brzegu nowe ogrody, uprawiły nowe pola. Już wówczas
rzadziej je widywaliśmy. Gdy Ciemności odparto, kraina entowych żon rozkwitła bujnie,
pola ich szumiały łanami zbóż. Ludzie nauczyli się od naszych żon niejednej
umiejętności i bardzo je szanowali, lecz o nas, ich mężach, nic prawie nie wiedzieli;
byliśmy tylko legendą, tajemnicą ukrytą w głębi puszczy. A przecież my żyjemy po dziś
dzień, gdy ogrody naszych żon, z dawna już spustoszone, zmieniły się w ugory. Ludzie
zwą je teraz Brunatnymi Polami.
Pamiętam, przed laty - w czasach wojny między Sauronem a ludzmi zza Morza -
zatęskniłem za moją Fimbrethil. Kiedy ją widziałem ostatni raz, wydała mi się bardzo
piękna, chociaż już niepodobna do entowych żon z dawnych czasów. Bo te nasze żony
od ciężkiej pracy przygarbiły się, skóra im ściemniała, włosy spłowiały na słońcu i
nabrały odcienia dojrzałego zboża, a policzki pokraśniały jak jabłka. Tylko oczy zostały
takie, jakie zawsze w naszym plemieniu bywały. Przeprawiliśmy się przez Anduinę i
zawędrowaliśmy aż do kraju naszych żon. Ale ujrzeliśmy tam pustynię, pogorzeliska i
nagą ziemię. Wojna bowiem przeszła tamtędy. Po naszych żonach nie znalezliśmy nawet
śladu. Długo nawoływaliśmy, długo szukaliśmy. Każdego napotkanego stworzenia
pytaliśmy, czy nie wie, dokąd wywędrowały entowe żony. Jedni powiadali, że widzieli,
jak szły na zachód, inni - że na wschód, a jeszcze inni - że na południe. Lecz szukaliśmy
wszędzie na próżno. Wielki był nasz żal, lecz puszcza wzywała i wróciliśmy do niej.
Przez wiele lat wychodziliśmy z lasów, wciąż na nowo podejmowaliśmy poszukiwania, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl