[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podporucznik Mazur. Jego młodzieńcza twarz płonęła z niecierpliwości. W ręku miał teczkę z
jakimiś papierami.
- No i jak, szefie? Powiedziała coś ciekawego?
- Iii, w zasadzie nic - skrzywił się Wróbel. - Nie lubi tej I małej i jest przekonana, że to
przez nią okradli jej mieszkanie.
- Podała jakieś fakty?
- Domysły, same domysły. To, że dziewczyna urządziła sobie Sylwestra w czasie ich
nieobecności, uważa za największe przestępstwo. No nic, zobaczymy, co ta mała nam powie,
powinna zaraz być.
- O jedenastej - przypomniał Mazur - a teraz jest dopiero wpół.
- Dobrze, mamy trochę czasu, wal, co tam masz - zażądał Wróbel.
- Mam tu trochę danych, może się przydadzą szefowi do rozmowy z tą Zosią -
powiedział podporucznik ze skromną miną.
- Dawaj, dawaj, nie kryguj się jak dziewica - popędził porucznik.
Mazur podał mu sztywne arkusze z ponaklejanymi odbitkami!
- To zdjęcia miejsca przestępstwa - wyjaśnił. - A tu linie papilarne. Te i te należą do
domowników - pokazywał palcem! - A te są obce. Nie pasują do nikogo z Walatków ani do
Zosi.
- Nie ma co się podniecać - ostudził go Wróbel. - Mogą należeć do kogoś ze
znajomych Walatków. Skąd je zdjęto?
- Z froterki - niemal z triumfem zawołał Mazur. - Wątpię, żeby ktoś ze znajomych
froterował Walatkom podłogi.
- To już lepiej - przyznał porucznik. - Ale schowaj to, Kaziu. Przydadzą się dopiero,
jak będziemy mieli tego, do kogo należą. Na razie niech sobie polezą w teczce. Co masz
jeszcze?!
- Meldunki z terenu. W Trójmieście nie znają nikogo, kto by odpowiadał rysopisom.
Taksówkarze z Gdyni nikogo takiego nie wiezli. Była w tym dniu w Gdyni taksówka z
Sopotu, która woziła dwóch gości, rysopisy są trochę niewyrazne, bo taksiarz słał bo im się
przyjrzał. Chcę z nim przejechać tą samą trasą, co wtedy jezdził, może coś z tego wyjdzie, ale
wątpię.
- Dobra, jakby się okazało, że zatrzymywał się na dłużej koło Walatków, to musisz się
do tego zabrać solidniej. Co jeszcze?
- Mamy już albumy z Sopotu, Gdańska i Wejherowa. Pokażemy tej pannie?
- Pokażemy, ale najpierw z nią pogadam.
- To niech szef przed tą rozmową przeczyta sobie to - Mazur niemal z triumfem
podsunął porucznikowi gęsto zapisany arkusz papieru. Był to meldunek wywiadowcy z dnia
wczorajszego.
 O godzinie 7.05 wyszła ze swego mieszkania i udała się do sklepu przy ulicy
Zwiętojańskiej, gdzie nabyła pieczywo. Potem poszła do mieszkania Walatków przy ulicy
Władysława IV. Przebywała tam do godziny czwartej. Następnie opuściła dom i wyszła na
ulicę. Zatrzymała się na skrzyżowaniu Zwiętojańskiej z 10 Lutego, gdzie spotkała koleżankę,
do której odzywała się per Stefka, ubraną w szary płaszcz z futrzanym kołnierzem. Wiek
koleżanki siedemnaście-osiemnaście lat. Razem poszły Zwiętojańską, oglądały wystawy i
przymierzały obuwie w sklepach. O piątej podejrzana pożegnała koleżankę i udała się pod
kino Warszawa, gdzie spotkała kolegę. Kiedy się witali, powiedziała do niego: Sławek.
Wzrost metr siedemdziesiąt centymetrów, na głowie oprychówka z ceraty, krótki jesienny
płaszcz. Twarz pociągła, bez zarostu, wiek około siedemnastu-osiemnastu lat. Wspólnie
pojechali trolejbusem, wysiedli koło Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, następnie udali
się na Polankę Redłowską i około godziny przebywali tam w lesie. Kiedy się żegnali, Sławek
oświadczył, że się spieszy, bo musi przed siódmą być w internacie. Następnie Sławek
pojechał trolejbusem, dokąd, nie stwierdzono, a podejrzana udała się do swego domu, już tego
dnia nie wychodziła .
Porucznik gwizdnął i powtórnie przeczytał końcową partię raportu.
- Niezle - powiedział. - Sławek z internatu. W tym może coś być. Aadnie się spisał ten
Pilarek, ma niezłe oczy i uszy.
- Ale zmarzł jak diabli - podporucznik roześmiał się. - Szef sobie wyobraża, jak
przeklinał ich za te amory w lesie?
- Dobrze, Kaziu, nie ma się z czego śmiać. Trzeba coś z tym Sławkiem zrobić.
- To nie będzie takie trudne, szefie. - Mazur wyciągnął z kieszeni kopertę i z
triumfującą miną podał porucznikowi. - Tu jest ten Sławek.
Wróbel otworzył kopertą. Wyleciały z niej trzy zdjęcia. Były trochę ciemne, ale
widniał na nich całkiem wyraznie młody, człowiek w oprychówce i kusym płaszczyku. Jedno
ze zdjęć; przedstawiało go w towarzystwie Zosi na tle wystawy z cukierkami i czekoladkami.
- Dostaniesz naganę, Kaziu - oświadczył porucznik.
- Ja? Za co? - zdumiał się podporucznik.
- Za ukrywanie przed przełożonym najciekawszych materiałów - roześmiał się Wróbel
i widać było, że jest bardzo zadowolony. - Ten Pilarek zarobił na premię, zdolny chłopak,
powiedz mu to!
- Zrobi się, a premię mu obiecać?
- Nie spiesz się, poczekaj, aż złapiemy tych ptaszków. No, jak tam, jest już nasza
panna? - pytanie było skierowane do sierżanta, który cierpliwie, w milczeniu czekał, aż znów
będzie musiał protokołować. Teraz podniósł się i wyszedł z pokoju. Już poprzednio
zadzwonił do biura przepustek, żeby wpuścili Zosię, kiedy się zjawi. Sekretarka miała ją
zatrzymać, dopóki porucznik nie wezwie jej na przesłuchanie.
Mazur począł zbierać dokumenty, ale Wróbel go powstrzymał: - Zostaw mi ten
protokół i zdjęcia - zażądał - resztę wez do akt.
Sierżant wrócił i oznajmił, że Zosia już czeka w sekretariacie.
- Proś ją! - rozkazał porucznik. Mazur wyszedł, a sierżant wykonał polecenie szefa.
4
Zosia weszła do pokoju i rozejrzała się nieco wystraszona Kiedy jednak dostrzegła
porucznika, uśmiechnęła się z ulgą. Widok znajomej twarzy dodał jej widocznie otuchy.
- Proszę, proszę, chodz bliżej, siadaj - zapraszał Wróbel starając się pogodnym
uśmiechem i wesołym niemal tonem ośmielić dziewczynę.
Podeszła do jego biurka, usiadła na brzeżku krzesła i patrzyła mu w oczy, czekając na
pytania.
- Jak tam głowa? - zapytał Wróbel. - Boli?
- Trochę, a właściwie już nie - odpowiedziała, odruchowo sięgając palcami do skroni.
- Lekarz to oglądał? - troskliwie dociekał porucznik.
- Nie, skądże? Takie głupstwo! Porucznik jednak wyraził niezadowolenie.
- To niedobrze. Trzeba ranę pokazać lekarzowi. Z takimi historiami nie ma żartów.
Może być pęknięcie i potem zaczną się komplikacje.
- Naprawdę? - przestraszyła się Zosia.
- Oczywiście, takie rzeczy mogą się ujawnić dopiero po pewnym czasie. Ale się nie
martw. Mamy tu lekarza na miejscu. Jak sobie porozmawiamy, to sierżant cię zaprowadzi.
Lekarz zbada głowę, a jak będzie trzeba, to zrobi porządny opatrunek.
- Ale nie trzeba, przecież już się prawie zagoiło - próbowała oponować, lecz Wróbel
nie ustępował:
- Będę spokojny, jak lekarz wyda swoją opinię.
Zosia była przyjemnie zaskoczona, że tak się o nią tutaj troszczą. Nie domyślała się,
że porucznik, tak jak i ona, był przekonany, iż rana jest niegrozna. Musiał jednak mieć wyniki
badań lekarskich. Chodziło o stwierdzenie, jakim narzędziem została zadana rana i czy jest
głęboka. Można było przypuszczać, że jeśli dziewczyna jest zamieszana w napad, to mogła
sobie sama skaleczyć głowę, aby w ten sposób uzyskać alibi. Badanie lekarskie mogło
potwierdzić lub wykluczyć taką ewentualność.
- Jak pan porucznik uważa - zgodziła się Zosia wreszcie i siedząc skromnie czekała na
dalsze pytania. A Wróbel patrzył na nią długo i zastanawiał się od czego zacząć. Próbował
sobie wyobrazić, jakie pomysły mogły się narodzić w jej głowie, ale im dłużej tak patrzył, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl