[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dycznie pochowała swoje rzeczy do szafy, po czym
wzięła prysznic i wróciła do sypialni. Jej spojrzenie
padło na coś, o czym usilnie starała się nie pamiętać -
torbę podró\ną. Przyglądała jej się przez parę minut,
po czym powoli poło\yła torbę na łó\ku i otworzyła.
Corrine ogarnęły wspomnienia. Na widok ciemno-
niebieskiej sukni wróciły wszystkie myśli i uczucia,
które skrzętnie zepchnęła do najdalszych zakamarków
pamięci. Usiadła obok torby, oszołomiona i bezsilna.
Trzy i pół dnia. Naprawdę tylko tyle? Miała uczu-
cie, \e od chwili gdy wyleciała z Baltimore do Połu-
dniowej Karoliny, minęły wieki, choć czas na Hilton
Head wcale jej się nie dłu\ył. Przeciwnie, pracy miała
mnóstwo, i to ogromnie satysfakcjonującej.
Nie chodziło jednak o pracę. Elizabeth powiedziała
jej, \e w niczym nie jest podobna do swoich rodziców,
ale Corinne doszła właśnie do wniosku, \e to nie-
prawda.
_________ PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... f& 107
Wróciła do chwil spędzonych z Coreyem, przypo-
minała sobie, jak ją tulił, całował i pieścił. Pamiętała,
jak odwzajemniła mu pocałunek, jak pozwoliła się
dotknąć i błagała, by zrobił to jeszcze raz.
Zacisnąwszy powieki, potrząsnęła gniewnie głową,
ale nic to jej nie pomogło. Musiała przyznać, \e wbrew
wszelkim przyrzeczeniom, które sobie zło\yła, pod-
lała się namiętności Coreya, co więcej, rozkoszowała
się nią. Jeszcze teraz ciało mrowiło ją na samo
wspomnienie doznanej przyjemności. Nawet w marze-
niach nie wyobra\ała sobie, \e dotyk mę\czyzny mo\e
lać a\ tyle.
Teraz ju\ wiedziała i przera\ało ją to. Nie chciała
polubić Coreya, ale jej się to nie udało. Nie chciała,
\eby ją pociągał - na pró\no. Nie chciała myśleć o
tym, co by się stało, gdyby nie przerwał pieszczot -
bezskutecznie.
Kochaliby się, czym udowodniłaby, \e jest nie-
odrodną córką swojej matki. W samym uprawianiu
miłości nie byłoby zresztą niczego zdro\nego. Gdyby
aa miejscu Coreya znajdował się Tom lub Richard,
wszystko byłoby w porządku.
Ale nie z Kardynałem. W jego ramionach prze-
stawała być sobą, miał nad nią mistyczną władzę. Był
niebezpieczny.
Ciągnęła ją do niego jakaś ślepa siła, zagłuszająca
głos rozsądku, tak jak kiedyś matkę do ojca. A zdrowy
rozsądek był jak osobisty katechizm dla Corinne.
Nigdy nie rzucała się w nic na oślep. Zawsze analizo-
wała sytuację przed podjęciem decyzji. Stosowała w
\yciu zasadę panowania nad sobą, tym razem jednak
dała się ponieść emocjom.
Szkoda, \e pojechała na Hilton Head. Wszystkie
kłopoty zaczęły się właśnie tam. Jej wzrok padł na
108 f& PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ...
komódkę. Podeszła do niej i otworzywszy drugą
szufladę, wyjęła spośród porządnie uło\onych nowych
rajstop banknot dolarowy, który kiedyś podarła, potem
zaś podkleiła starannie taśmą. Trzymała go przez
chwilę w dłoni, przesuwając opuszkami palców po
podklejonej powierzchni, następnie szarpnęła mocno,
próbując go rozerwać.
Taśma trzymała.
Zacisnęła dłonie na blacie komódki i zwiesiwszy
głowę na piersi, zamknęła oczy, zagubiona i prze-
ra\ona.
Do środowego poranka nic się nie zmieniło, Co-
rinne nie odzyskała swego zwykłego spokoju. Nie
miała wiadomości od Coreya. Z jednej strony była z
tego powodu zadowolona, z drugiej - zła. Myślała, \e
po tym, co stało się na łodzi i co jej powiedział, będzie
szukał z nią kontaktu. Teraz miała dowód, co warte
były jego słowa. Ogarniał ją gniew na myśl, \e uległa
jego urokowi choć na krótką chwilę, \e mu zaufała.
Wcią\ jednak łączył ich projekt, który, ośmielona
przez Alana, podjęła się dla niego zrealizować i miała
zamiar udowodnić obu mę\czyznom, \e potrafi dobrze
wykonać swoją pracę. Po namyśle postanowiła przy-
stąpić do ataku i w czwartek rano zadzwoniła do
Coreya.
Nie było go w biurze. Sekretarka powiedziała, \e
wyjechał z miasta i wróci na początku przyszłego
tygodnia. Corinne nie chciała zostawiać wiadomości i
powiedziała, \e zadzwoni jeszcze raz.
Poniedziałek. To nie fair, \e musi czekać tak długo,
skoro nastawiła się psychicznie, i\ skontaktuje się z
nim dzisiaj. Przecie\ ma coś lepszego do roboty, ni\
___________ PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ-
siedzieć i rozmyślać o Coreyu Haradenie. Zajęła sie
więc pracą z gorliwością, która niewątpliwie zrobiłaby
wra\enie na Alanie, gdyby był w firmie. Ale on równic
wyjechał z miasta.
Popchnęła do przodu ankiety dla towarzystwa kart
kredytowych, pracowała z programistami nad
kolejnym kwestionariuszem, spędziła sporo czasu z
Jonathanem Alterem, udzielając mu wskazówek
dotyczacych właściwego programowania
komputerowego odpowiedziała na telefony dwóch
szczególnie nie cierpliwych klientów.
Gdzieś w połowie dnia, rozmawiając właśnie z jed-
nym z nich, podniosła wzrok znad biurka i spostrzeg-
ła stojącego w drzwiach Coreya. Tak często
wyobra\ała sobie tę chwilę, \e nie była pewna, czy to
jawa czy sen.
- Tak, panie Cimino, ju\ to zrobiliśmy - powie
działa, opuszczając wzrok na rozło\ony na biurku
skoroszyt. - Programiści pracują nad ostatnią ankie-
tą.
Jeszcze raz spojrzała na drzwi. Corey wcią\ tam był-
- Uhm - mówiła dalej, koncentrując się na skoro
szycie. - Rozumiem, ale mamy do czynienia z tysią
cami formularzy...
Zamrugała niespokojnie i znów popatrzyła w górę,
tym razem napotykając spojrzenie Coreya.
- Wprowadzanie danych do komputera zajmie
nam około dwóch tygodni, analiza około tygodnia..-
- Umilkła, słuchając rozmówcy. - Połowa czerwca-
Tak. Zadzwonię, gdy będę mogła ustalić konkretną
datę naszego spotkania. Do widzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
dycznie pochowała swoje rzeczy do szafy, po czym
wzięła prysznic i wróciła do sypialni. Jej spojrzenie
padło na coś, o czym usilnie starała się nie pamiętać -
torbę podró\ną. Przyglądała jej się przez parę minut,
po czym powoli poło\yła torbę na łó\ku i otworzyła.
Corrine ogarnęły wspomnienia. Na widok ciemno-
niebieskiej sukni wróciły wszystkie myśli i uczucia,
które skrzętnie zepchnęła do najdalszych zakamarków
pamięci. Usiadła obok torby, oszołomiona i bezsilna.
Trzy i pół dnia. Naprawdę tylko tyle? Miała uczu-
cie, \e od chwili gdy wyleciała z Baltimore do Połu-
dniowej Karoliny, minęły wieki, choć czas na Hilton
Head wcale jej się nie dłu\ył. Przeciwnie, pracy miała
mnóstwo, i to ogromnie satysfakcjonującej.
Nie chodziło jednak o pracę. Elizabeth powiedziała
jej, \e w niczym nie jest podobna do swoich rodziców,
ale Corinne doszła właśnie do wniosku, \e to nie-
prawda.
_________ PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... f& 107
Wróciła do chwil spędzonych z Coreyem, przypo-
minała sobie, jak ją tulił, całował i pieścił. Pamiętała,
jak odwzajemniła mu pocałunek, jak pozwoliła się
dotknąć i błagała, by zrobił to jeszcze raz.
Zacisnąwszy powieki, potrząsnęła gniewnie głową,
ale nic to jej nie pomogło. Musiała przyznać, \e wbrew
wszelkim przyrzeczeniom, które sobie zło\yła, pod-
lała się namiętności Coreya, co więcej, rozkoszowała
się nią. Jeszcze teraz ciało mrowiło ją na samo
wspomnienie doznanej przyjemności. Nawet w marze-
niach nie wyobra\ała sobie, \e dotyk mę\czyzny mo\e
lać a\ tyle.
Teraz ju\ wiedziała i przera\ało ją to. Nie chciała
polubić Coreya, ale jej się to nie udało. Nie chciała,
\eby ją pociągał - na pró\no. Nie chciała myśleć o
tym, co by się stało, gdyby nie przerwał pieszczot -
bezskutecznie.
Kochaliby się, czym udowodniłaby, \e jest nie-
odrodną córką swojej matki. W samym uprawianiu
miłości nie byłoby zresztą niczego zdro\nego. Gdyby
aa miejscu Coreya znajdował się Tom lub Richard,
wszystko byłoby w porządku.
Ale nie z Kardynałem. W jego ramionach prze-
stawała być sobą, miał nad nią mistyczną władzę. Był
niebezpieczny.
Ciągnęła ją do niego jakaś ślepa siła, zagłuszająca
głos rozsądku, tak jak kiedyś matkę do ojca. A zdrowy
rozsądek był jak osobisty katechizm dla Corinne.
Nigdy nie rzucała się w nic na oślep. Zawsze analizo-
wała sytuację przed podjęciem decyzji. Stosowała w
\yciu zasadę panowania nad sobą, tym razem jednak
dała się ponieść emocjom.
Szkoda, \e pojechała na Hilton Head. Wszystkie
kłopoty zaczęły się właśnie tam. Jej wzrok padł na
108 f& PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ...
komódkę. Podeszła do niej i otworzywszy drugą
szufladę, wyjęła spośród porządnie uło\onych nowych
rajstop banknot dolarowy, który kiedyś podarła, potem
zaś podkleiła starannie taśmą. Trzymała go przez
chwilę w dłoni, przesuwając opuszkami palców po
podklejonej powierzchni, następnie szarpnęła mocno,
próbując go rozerwać.
Taśma trzymała.
Zacisnęła dłonie na blacie komódki i zwiesiwszy
głowę na piersi, zamknęła oczy, zagubiona i prze-
ra\ona.
Do środowego poranka nic się nie zmieniło, Co-
rinne nie odzyskała swego zwykłego spokoju. Nie
miała wiadomości od Coreya. Z jednej strony była z
tego powodu zadowolona, z drugiej - zła. Myślała, \e
po tym, co stało się na łodzi i co jej powiedział, będzie
szukał z nią kontaktu. Teraz miała dowód, co warte
były jego słowa. Ogarniał ją gniew na myśl, \e uległa
jego urokowi choć na krótką chwilę, \e mu zaufała.
Wcią\ jednak łączył ich projekt, który, ośmielona
przez Alana, podjęła się dla niego zrealizować i miała
zamiar udowodnić obu mę\czyznom, \e potrafi dobrze
wykonać swoją pracę. Po namyśle postanowiła przy-
stąpić do ataku i w czwartek rano zadzwoniła do
Coreya.
Nie było go w biurze. Sekretarka powiedziała, \e
wyjechał z miasta i wróci na początku przyszłego
tygodnia. Corinne nie chciała zostawiać wiadomości i
powiedziała, \e zadzwoni jeszcze raz.
Poniedziałek. To nie fair, \e musi czekać tak długo,
skoro nastawiła się psychicznie, i\ skontaktuje się z
nim dzisiaj. Przecie\ ma coś lepszego do roboty, ni\
___________ PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ-
siedzieć i rozmyślać o Coreyu Haradenie. Zajęła sie
więc pracą z gorliwością, która niewątpliwie zrobiłaby
wra\enie na Alanie, gdyby był w firmie. Ale on równic
wyjechał z miasta.
Popchnęła do przodu ankiety dla towarzystwa kart
kredytowych, pracowała z programistami nad
kolejnym kwestionariuszem, spędziła sporo czasu z
Jonathanem Alterem, udzielając mu wskazówek
dotyczacych właściwego programowania
komputerowego odpowiedziała na telefony dwóch
szczególnie nie cierpliwych klientów.
Gdzieś w połowie dnia, rozmawiając właśnie z jed-
nym z nich, podniosła wzrok znad biurka i spostrzeg-
ła stojącego w drzwiach Coreya. Tak często
wyobra\ała sobie tę chwilę, \e nie była pewna, czy to
jawa czy sen.
- Tak, panie Cimino, ju\ to zrobiliśmy - powie
działa, opuszczając wzrok na rozło\ony na biurku
skoroszyt. - Programiści pracują nad ostatnią ankie-
tą.
Jeszcze raz spojrzała na drzwi. Corey wcią\ tam był-
- Uhm - mówiła dalej, koncentrując się na skoro
szycie. - Rozumiem, ale mamy do czynienia z tysią
cami formularzy...
Zamrugała niespokojnie i znów popatrzyła w górę,
tym razem napotykając spojrzenie Coreya.
- Wprowadzanie danych do komputera zajmie
nam około dwóch tygodni, analiza około tygodnia..-
- Umilkła, słuchając rozmówcy. - Połowa czerwca-
Tak. Zadzwonię, gdy będę mogła ustalić konkretną
datę naszego spotkania. Do widzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]