[ Pobierz całość w formacie PDF ]
proteście. W drugim pokoju z jednym małym okienkiem było nawet ciemniej niż w
pierwszym. Zciany zastawione półkami sugerowały, że pomieszczenie pełniło funkcje sklepu.
I tak nie jestem pewna, czy to jakaś różnica, czy go znajdziemy, czy nie znajdziemy.
Sheila była wyraznie zniechęcona. Potrąciła nogą jakiś śmieć na podłodze. Miałam
nadzieję, że skoro dostarcza nam ciekawych informacji, to ma dostęp do laboratorium czy
czegoś takiego. Chyba nie ma potrzeby mówić, że w takim miejscu nie wykonamy
niezbędnych prac. Moim zdaniem lepiej będzie, jak stąd odjedziemy.
Poczekajmy jeszcze chwilę upierał się Jonathan. Jestem pewny, że ten facet jest
okay.
Powiedział, że będzie tu, kiedy przyjedziemy przypomniała Sheila. Albo nas
okłamał, albo...
Albo co? przerwał Pitt.
Albo go dostali. Do tej pory może już być jednym z nich.
A to dopiero pocieszające skomentował Pitt.
Musimy spojrzeć prawdzie w oczy stwierdziła Sheila.
Zaraz powiedział Pitt. Słyszeliście to?
Co? Drzwi wejściowe? spytała Sheila.
Nie, to było coś innego. Jakieś drapanie.
Jonathan podniósł rękę do głowy.
Coś na mnie spadło. Jakiś pył, czyja wiem. Popatrzył w górę. Uff, tam coś jest.
Wszyscy natychmiast podnieśli wzrok. Dopiero teraz zorientowali się, że nie ma tu sufitu.
Ponad krokwiami było ciemniej niż w samym pomieszczeniu. Ale gdy ich oczy przywykły do
mroku, zdołali rozpoznać mężczyznę stojącego na jednej z belek.
Pitt schylił się i podniósł łyżkę do opon, która leżała na podłodze między innymi
przedmiotami.
Rzuć to usłyszeli chrapliwy głos. Z zaskakującą szybkością mężczyzna zeskoczył na
ziemię, spuszczając się na jednej ręce. W drugiej trzymał imponującego colta.45. Twardym
wzrokiem zlustrował trójkę przyjaciół. Był sześćdziesięcioletnim, rumianym, żylastym
mężczyzną z kręconymi, siwymi włosami.
Rzuć brechę powtórzył polecenie.
Pitt upuścił żelazne narzędzie z hałasem i pokazał pustą dłoń.
Jestem Jumpin Jack Flash powiedział podnieconym głosem Jonathan, wskazując
jednocześnie kilka razy palcem na siebie. To moje imię z Internetu. Pan jest Doktor M?
Mogę być odparł mężczyzna.
Naprawdę nazywam się Jonathan, Jonathan Sellers.
Ja jestem doktor Sheila Miller.
A ja Pitt Henderson.
Obserwował nas pan? Dlatego skrył się pan pod dachem? zapytał Jonathan.
Może odpowiedział mężczyzna. Gestem nakazał trójce cofnąć się w głąb sklepu.
Pitt zawahał się.
Jesteśmy przyjaciółmi. Jesteśmy normalnymi ludzmi.
Dalej! powiedział mężczyzna i podniósł rewolwer na wysokość twarzy Pitta.
Chłopak nigdy nie widział czterdziestki piątki, szczególnie z perspektywy, z której mógł
zajrzeć w głąb ciemnej lufy.
Idę, idę powiedział pospiesznie.
Wszyscy ponaglił mężczyzna.
Niechętnie ruszyli w głąb sklepu.
Odwróćcie się do mnie twarzami nakazał mężczyzna.
Przestraszeni, bojąc się tego, co może się za chwilę zdarzyć, wykonali polecenie. Z
kompletnie wyschniętymi gardłami wpatrywali się w żylastego mężczyznę, który dosłownie
na nich wpadł. Ten odwzajemnił się uważnym spojrzeniem. Zapadła chwila ciszy.
Rozumiem już, co pan robi odezwał się nagle Pitt. Sprawdza pan nasze oczy. Patrzy
pan, czy nie świecą!
Mężczyzna w końcu skinął głową.
Zgadza się. I z zadowoleniem stwierdzam, że w ogóle nie świecą. Dobrze! Schował
rewolwer do kabury. Nazywam się McCay. Doktor Harlan McCay. Domyślam się, że
będziemy pracować razem. Bardzo się cieszę, że was widzę, wierzcie mi.
Z wielką ulgą Pitt i Jonathan wyszli z mężczyzną na zewnątrz i rozradowani uścisnęli mu
rękę. Sheila poszła za nimi, ale była wyraznie poirytowana przywitaniem. Poskarżyła się
nawet, że gospodarz ją przestraszył.
Przepraszam. Nie zamierzałem was straszyć, ale ostrożność to produkt naszych czasów.
No, ale mamy to już za sobą. Chodzcie tam, gdzie będziemy pracować. Obawiam się, że
jeżeli szybko nie dojdziemy do jakichś wyników, niewiele zostanie nam czasu.
Ma pan laboratorium albo jakieś miejsce przygotowane do pracy? spytała Sheila.
Nastrój nieco jej się poprawił.
Tak. Mam małe laboratorium. Ale musimy podjechać. To jakieś dwadzieścia minut
stąd.
Poszli do samochodu. Pitt usiadł za kierownicą, Sheila obok niego, a Jonathan z
Harlanem z tyłu. Pitt włączył silnik.
Dokąd? zapytał.
Prosto. Powiem, kiedy skręcić.
Praktykował pan, zanim doszło do tych kłopotów? zapytała Sheila, gdy wyjechali na
drogę.
Tak i nie odpowiedział Harlan. Pierwszą część mego zawodowego życia spędziłem
w UCLA jako pracownik akademicki. Specjalizowałem się w internie ze szczególnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
proteście. W drugim pokoju z jednym małym okienkiem było nawet ciemniej niż w
pierwszym. Zciany zastawione półkami sugerowały, że pomieszczenie pełniło funkcje sklepu.
I tak nie jestem pewna, czy to jakaś różnica, czy go znajdziemy, czy nie znajdziemy.
Sheila była wyraznie zniechęcona. Potrąciła nogą jakiś śmieć na podłodze. Miałam
nadzieję, że skoro dostarcza nam ciekawych informacji, to ma dostęp do laboratorium czy
czegoś takiego. Chyba nie ma potrzeby mówić, że w takim miejscu nie wykonamy
niezbędnych prac. Moim zdaniem lepiej będzie, jak stąd odjedziemy.
Poczekajmy jeszcze chwilę upierał się Jonathan. Jestem pewny, że ten facet jest
okay.
Powiedział, że będzie tu, kiedy przyjedziemy przypomniała Sheila. Albo nas
okłamał, albo...
Albo co? przerwał Pitt.
Albo go dostali. Do tej pory może już być jednym z nich.
A to dopiero pocieszające skomentował Pitt.
Musimy spojrzeć prawdzie w oczy stwierdziła Sheila.
Zaraz powiedział Pitt. Słyszeliście to?
Co? Drzwi wejściowe? spytała Sheila.
Nie, to było coś innego. Jakieś drapanie.
Jonathan podniósł rękę do głowy.
Coś na mnie spadło. Jakiś pył, czyja wiem. Popatrzył w górę. Uff, tam coś jest.
Wszyscy natychmiast podnieśli wzrok. Dopiero teraz zorientowali się, że nie ma tu sufitu.
Ponad krokwiami było ciemniej niż w samym pomieszczeniu. Ale gdy ich oczy przywykły do
mroku, zdołali rozpoznać mężczyznę stojącego na jednej z belek.
Pitt schylił się i podniósł łyżkę do opon, która leżała na podłodze między innymi
przedmiotami.
Rzuć to usłyszeli chrapliwy głos. Z zaskakującą szybkością mężczyzna zeskoczył na
ziemię, spuszczając się na jednej ręce. W drugiej trzymał imponującego colta.45. Twardym
wzrokiem zlustrował trójkę przyjaciół. Był sześćdziesięcioletnim, rumianym, żylastym
mężczyzną z kręconymi, siwymi włosami.
Rzuć brechę powtórzył polecenie.
Pitt upuścił żelazne narzędzie z hałasem i pokazał pustą dłoń.
Jestem Jumpin Jack Flash powiedział podnieconym głosem Jonathan, wskazując
jednocześnie kilka razy palcem na siebie. To moje imię z Internetu. Pan jest Doktor M?
Mogę być odparł mężczyzna.
Naprawdę nazywam się Jonathan, Jonathan Sellers.
Ja jestem doktor Sheila Miller.
A ja Pitt Henderson.
Obserwował nas pan? Dlatego skrył się pan pod dachem? zapytał Jonathan.
Może odpowiedział mężczyzna. Gestem nakazał trójce cofnąć się w głąb sklepu.
Pitt zawahał się.
Jesteśmy przyjaciółmi. Jesteśmy normalnymi ludzmi.
Dalej! powiedział mężczyzna i podniósł rewolwer na wysokość twarzy Pitta.
Chłopak nigdy nie widział czterdziestki piątki, szczególnie z perspektywy, z której mógł
zajrzeć w głąb ciemnej lufy.
Idę, idę powiedział pospiesznie.
Wszyscy ponaglił mężczyzna.
Niechętnie ruszyli w głąb sklepu.
Odwróćcie się do mnie twarzami nakazał mężczyzna.
Przestraszeni, bojąc się tego, co może się za chwilę zdarzyć, wykonali polecenie. Z
kompletnie wyschniętymi gardłami wpatrywali się w żylastego mężczyznę, który dosłownie
na nich wpadł. Ten odwzajemnił się uważnym spojrzeniem. Zapadła chwila ciszy.
Rozumiem już, co pan robi odezwał się nagle Pitt. Sprawdza pan nasze oczy. Patrzy
pan, czy nie świecą!
Mężczyzna w końcu skinął głową.
Zgadza się. I z zadowoleniem stwierdzam, że w ogóle nie świecą. Dobrze! Schował
rewolwer do kabury. Nazywam się McCay. Doktor Harlan McCay. Domyślam się, że
będziemy pracować razem. Bardzo się cieszę, że was widzę, wierzcie mi.
Z wielką ulgą Pitt i Jonathan wyszli z mężczyzną na zewnątrz i rozradowani uścisnęli mu
rękę. Sheila poszła za nimi, ale była wyraznie poirytowana przywitaniem. Poskarżyła się
nawet, że gospodarz ją przestraszył.
Przepraszam. Nie zamierzałem was straszyć, ale ostrożność to produkt naszych czasów.
No, ale mamy to już za sobą. Chodzcie tam, gdzie będziemy pracować. Obawiam się, że
jeżeli szybko nie dojdziemy do jakichś wyników, niewiele zostanie nam czasu.
Ma pan laboratorium albo jakieś miejsce przygotowane do pracy? spytała Sheila.
Nastrój nieco jej się poprawił.
Tak. Mam małe laboratorium. Ale musimy podjechać. To jakieś dwadzieścia minut
stąd.
Poszli do samochodu. Pitt usiadł za kierownicą, Sheila obok niego, a Jonathan z
Harlanem z tyłu. Pitt włączył silnik.
Dokąd? zapytał.
Prosto. Powiem, kiedy skręcić.
Praktykował pan, zanim doszło do tych kłopotów? zapytała Sheila, gdy wyjechali na
drogę.
Tak i nie odpowiedział Harlan. Pierwszą część mego zawodowego życia spędziłem
w UCLA jako pracownik akademicki. Specjalizowałem się w internie ze szczególnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]