[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystkie ciotki i kuzynki oglądają to z niekłamanym podziwem.
Tula pokazywała, tłumaczyła, wyjaśniała. Przeszli przez wiele innych, większych i
mniejszych sal, aż znalezli się z powrotem w hallu. Nigdzie jednak nie było widać
tajemniczych istot z ostatnich rzędów. Gabriel starał się zajrzeć do  audytorium , jak nazywał
salę zgromadzenia. Wewnątrz paliło się światło, widać było meble i dekoracje na ścianach,
ale nigdzie ani śladu ludzkiej istoty! Kompletna pustka.
Trzeba było opanować ciekawość.
Kiedy pospieszył, żeby dogonić towarzystwo, usłyszał jak Mari mówi do Ellen:
- Nazywasz Villemo swoją pomocnicą?
- Ech, to tylko takie zastępcze określenie. To oni powiedzieli przecież, że będą nam
pomagać we wszystkim, o co poprosimy.
- Ingrid ma pomagać mnie - rzekła Mari w zamyśleniu. - Czy sądzisz, że mogłabym ją
poprosić o pieniądze? Powodzi nam się dosyć marnie, jak wiesz.
Gabriel nie słuchał dłużej. Uważał, że mówienie o pieniądzach podczas takiego spotkania
jest małostkowe i świadczy o braku wychowania. Chociaż z drugiej strony, Mari musiało być
ciężko w życiu. Tak bardzo się różniła od innych Ludzi Lodu. Była sympatyczna, to prawda, i
bardzo się starała trzymać fason, ale zainteresowania miała naprawdę... ograniczone.
Tula prowadziła ich dalej, a oni patrzyli i podziwiali. Oglądali bibliotekę i mieli wrażenie, że
mieści się w niej cała literatura światowa. Pokój muzyczny, sala koncertowa...
Wszystko było doskonałe. Nic dziwnego, że Tula czuła się dobrze!
Jej sypialnia to po prostu marzenie! Gabriel doznał trudnej do opanowania chęci, żeby rzucić
się na wspaniałe łoże, okryte wykwintną jedwabną narzutą. Zauważył, że w oczach kilku pań
pojawiły się jakieś dziwne błyski, był jednak zbyt dziecinny, by pojąć, co te spojrzenia
znaczą. Mimo to uważał, że łoże niepotrzebnie jest takie szerokie.
Wydarzyło się to na oświetlonym korytarzu, prowadzącym do innej części górskiej groty.
Widzieli wielokrotnie ciemne przejścia kończące się zamkniętymi na cztery spusty drzwiami
do nieznanych i przez to jeszcze bardziej interesujących pomieszczeń, ale Gabriel dobrze
pamiętał słowa Tuli: Tam nie wolno!
Ktoś jednak chyba zlekceważył jej ostrzeżenie, bowiem nieoczekiwanie Jonathan zapytał
niepewnie:
- Gdzie się podziały te moje przeklęte łobuzy?
81
Wszyscy zaczęli się rozglądać. Rzeczywiście, Finn, Ole i Gro zniknęli.
- Czy oni nie mieli swoich opiekunów? - zapytała Mari z wyrzutem.
- Tutaj w grotach nie - odparł Vetle zdenerwowany. - Tutaj powinni być bezpieczni. Pod
warunkiem, że będą przestrzegać zasad.
Tula krzyknęła głośno i natychmiast pojawiły się jej cztery demony w towarzystwie trzech
duchów z zamierzchłej przeszłości. To właśnie owe duchy miały czuwać nad
bezpieczeństwem dzieci po wyjściu z grot. Okazało się, że będą już teraz musiały rozpocząć
służbę.
Niektórzy z żywych odskoczyli przestraszeni, widząc podchodzące tak blisko demony,
większość jednak zachowywała się tak, jakby się nic nie stało.
- Troje dzieci zniknęło - wyjaśniła Tula. - Odnajdzcie je! Szybko, dopóki nie będzie za pózno!
- Cóż za wstyd - jęczał Jonathan. - Jaka zgroza!
Było oczywiste, że inni podzielają jego przerażenie.
To Finn pierwszy dostrzegł budzące ekscytację i ciekawość wejście.
- Chyba zwariowałeś - powiedziała Gro. - Przecież nam nie wolno...
- Nie widzisz, że stamtąd płynie światło? To nie jest niebezpieczne!
Dzieci szły w pewnej odległości za resztą towarzystwa. Podążały posłusznie za dorosłymi
już tak długo, że absolutnie musiały porozglądać się na własną rękę. Zwiedzający
znajdowali się teraz na długim korytarzu, który oświetlały pochodnie trzymane przez
wystające ze ścian żywe ręce. Wielkie, pozbawione mięśni, sinoczarne ramiona...
Ole popatrzył na liczną grupę krewnych zmierzających do wspaniałej biblioteki. Dla niego nie
było to najbardziej zabawne miejsce.
Wszyscy troje bardzo szybko podjęli decyzję. Tamto wejście naprawdę nie wyglądało
niebezpiecznie.
Pierwsze kroki stawiali ostrożnie, pózniej zrobili się bardziej odważni. Delikatne światło
sączyło się tajemniczo zza narożnika. Sam korytarz tonął w mroku, lecz światło z bocznych
przejść wystarczało, by młodzi ciekawscy mogli zobaczyć, iż ściany wykonane są z surowej
skały. Ociosanej tylko na tyle, by utworzyć przejście.
Dzieci zniknęły za narożnikiem. Skądś z daleka sączyło się czerwone światło. Schodzili w
dół, grunt opadał tu dość stromo. Wkrótce w oddali zobaczyli drzwi, to właśnie stamtąd,
poprzez szpary płynęło ogniste światło.
82
- Zawracamy - rzekła Gro i przystanęła.
Finn, który jako czternastolatek był z rodzeństwa najstarszy, powiedział z obrzydzeniem, co
myśli o takim tchórzostwie.
- Ale to bardzo daleko! I tyle takich okropnych dziur wszędzie w ścianach!
Ole nie bardzo wiedział, które z rodzeństwa powinien poprzeć.
- Idziemy dalej - rzekł bez przekonania.
Ruszyli po omacku, trzymając się ścian, bowiem kamienna podłoga była nierówna.
W tej samej chwili góra zatrzęsła się z takim hukiem, jakby gdzieś wybuchł potężny wulkan.
Tylko że huk dochodził z bliska. Dzieci przystanęły na chwilę, niepewne, co robić, wkrótce
jednak ruszyły naprzód.
Teraz wszystko spowijały ciemności, rozjaśniane tylko tym dalekim światłem, dobywającym
się z trzech wąskich szczelin, jednej w podłodze i dwóch po każdej stronie drzwi.
Ole szedł trzymając się ściany, nagle jednak stracił oparcie, przewrócił się z krzykiem i
potoczył w dół po stromo opadającej podłodze korytarza.
A może po prostu wpadł do jakiejś dziury? Nim zdążył odzyskać równowagę, usłyszał
płynący z dołu dzwięk, który zmroził mu krew w żyłach.
Dochodzący z dziury w podłodze krzyk pełen nadziei i oczekiwania jakby dobywał się z
gardła jakiejś bestii, ukrytej w wiecznym mroku. Ole czołgał się na czworakach, chciał wrócić
do korytarza, i chyba nigdy nie posuwał się szybciej naprzód.
- Nie wiem, co to jest, ale nie chcę tu dłużej zostać - wyszeptał pobladłymi wargami.
Wszyscy troje pobiegli do drzwi, które wydawały się bezpieczne. Zwiatło w szczelinach było
takie ciepłe. Góra znowu zatrzęsła się jak od podziemnej eksplozji, na szczęście każde z
dzieci znalazło coś, czego mogło się przytrzymać. Ole uchwycił się jakiegoś wielkiego
skobla przy drzwiach, Gro znalazła podobny, tylko mniejszy skobel nieco dalej, Finn
natomiast złapał po prostu klamkę. Odniósł wrażenie, że jest przyjemnie ciepła.
Wstrząsy powtarzały się raz po raz.
- Drzwi są zamknięte na klucz - oświadczył Finn. - Ale klucza nigdzie tu nie ma.
Ole, który stał z boku i widział drzwi pod pewnym kątem, powiedział:
- Widzę na nich jakby wybrzuszenia. Może to jakiś wzór?
83
Finn pomacał ręką.
- Zdaje mi się, że to kod - powiedział szeptem, choć przecież byli tu sami. - A kod na ogół
zawiera informację, w jaki sposób drzwi się otwierają.
- Nie, chodzcie, wracamy - szepnęła Gro.
- Tchórz! - syknął Finn.
Chłopcy studiowali wzór na drzwiach. Obaj uwielbiali takie zagadki.
- Myślę, że to system - powiedział Ole cicho.
- Tak. A ja myślę, że wiem, jak go odczytać. Poczekaj... Nie. Nic z tego.
- Ale zobacz tutaj. To wygląda na labirynt.
- Fakt. Ale to by było za proste!
- No, ale przy naszych genialnych umysłach...
Chichotali przejęci. Gro nie uczestniczyła w zabawie. Chciała wracać, ale za nic nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl