[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nik i ściągnął go z głowy Miśki.
Myślała, że złapią go jakieś konwulsyjne drgawki, że leg
nie w progu, zarykując się ze śmiechu, ale nie. Stał z ręczni
kiem i wpatrywał się w nią z prawdziwą fascynacją.
- No, nie. Czegoś takiego z Asią nie przerabialiśmy -
rzekł, dotykając strzechy.
- Możesz mi pomóc? - spytała Miśka niemal ze łzami
w oczach.
- Wożę cię w bagażniku, kupuję ci kosmetyki, rozma
wiam z tobą, śpimy w jednym łóżku, chronię przed zbira
mi. Dlaczego miałbym cię nie ostrzyc? To nic trudnego.
- I jak? - spytał Marcin Grdybek godzinę pózniej.
Stali przed wielkim lustrem w łazience. Miśka przyglą
dała się odbiciu, kręcąc głową na wszystkie strony i doty
kając kosmyków. Włosy były dość krótkie, gęste i spręży
ste. Wyglądały świetnie. Marcin pomyślał, że zamienił cza
rownicę w całkiem przyjemną dziewczynę. Był z siebie
zadowolony i mógł oczekiwać uznania. Powinna przyznać,
że dokonał czegoś wielkiego. Ale nie Miśka. Ona nie roz
dawała komplementów bez pokrycia, a nawet komplemen
ty z pokryciem z trudem przechodziły jej przez gardło.
- No, jak? - powtórzył.
Odwróciła się do niego z uśmiechem.
- Jak mała owca, co? - spytała, dotykając czupryny.
- Jagnię - westchnął z rezygnacją.
- No, właśnie.
W każdym razie wyglądała na zadowoloną.
Cała garderoba Miśki, sfatygowana podczas pobytu w Kręt-
kach, nadawała się wyłącznie do tego, żeby żebrać w niej
180
na Dworcu Centralnym. Pozostało przekonać Grdybka, że
by udał się, gdzie trzeba, i zrobił stosowne zakupy z już
przygotowanej listy. Niestety, Grdybek wykazywał się w tej
sprawie niechęcią i uporem godnym lepszej sprawy. Twier
dził, że łachy Miśki gwarantują, iż nie będzie wychodzić
z domu i włóczyć po okolicy, narażając swoje, a co za tym
idzie - jego bezpieczeństwo.
Widząc, że w ten sposób nic nie wskóra, Miśka zrozu
miała, że musi powiedzieć prawdę. Wyjaśniła Grdybkowi,
że ma spotkać się z kimś od Celiny Krętek. Nie zna zbyt
dobrze tej osoby. Tu nie musiała nawet kłamać - Celina
w czapce to przecież ktoś zupełnie obcy. Nic więcej mu nie
powie. Czasami po prostu niedobrze za dużo wiedzieć.
A jeśli nadal będzie odmawiał współpracy, zaprosi tę osobę
do jego domu. Co on na to?
- Nienawidzę cię - odparł. - Czy już ci to mówiłem?
Nienawidzę cię. Nie umrzesz śmiercią naturalną.
Następnego dnia Miśka spokojnie oczekiwała rozwoju
wydarzeń, to znaczy powrotu Marcina z zakupów. Tym
czasem od samego rana siedziała przed komputerem, pró
bując sklecić artykuł do Ale dobrze". Problem obuwniczy
starczał zaledwie na 924 znaki i nie chciał rozlać się na
2000. Może kolejne 1076 poświęci na opisanie problemów
wynikających z problemów opisywania problemów mło
dzieży?
Rozważała tę propozycję bardzo poważnie, kiedy ktoś
nerwowo nacisnął dzwonek, a potem niecierpliwie zaczął
kopać w drzwi. Miśka szybko wyłączyła komputer, na pal
cach podbiegła do drzwi i czujnie nasłuchiwała.
- Hej, to ja, otwieraj! - usłyszała przytłumiony głos Mar
cina Grdybka.
Wyjrzała przez wizjer i zobaczyła, że głos nie kłamał.
Pod drzwiami stał Grdybek obładowany jak wielbłąd i z ja
kiegoś powodu szalenie zdenerwowany. Kiedy otworzyła,
wpadł do mieszkania jak burza, zatrzasnął drzwi nogą, po
czym zaczął ładować torby do szafy.
181
- Co ci jest? - spytała ze szczerym zainteresowaniem.
- Za chwilę będzie tu Tamara - powiedział. - Musimy
pomyśleć, jak jej wytłumaczyć, że się tu ukrywasz.
- Jak to? - zdenerwowała się Miśka. - Nic nie będziemy
tłumaczyć! Musisz mnie schować! Rany, rany, gdzie, do
diabła!... Wiem, zamknę się w łazience! Powiesz, że zamek
się zaciął...
Nim Miśka zrobiła krok w stronę łazienki, Grdybek
złapał ją za rękę i usadził w miejscu.
- Zwariowałaś? Nie będziesz się chować! Usiądziesz tu
i opowiesz jej wszystko od początku: że ten cały Krętek cię
porwał, przetrzymywał, szantażował, że chce zabić swoją
żonę...
- Ona jest z nim w zmowie! - wydyszała Miśka, pró
bując się uwolnić. - Nie możemy jej o niczym powiedzieć!
- Co ty? W jakiej zmowie? - zdumiał się Grdybek. -
Chyba naprawdę oszalałaś!
- Nie oszalałam! Słyszałam, jak z nim rozmawiała! Ona
wie, że Krętek chce zabić Celinę, i nie ma nic przeciwko
temu! Nie wiem, jak się zachowa, kiedy mnie tu zobaczy,
i nie chcę ryzykować! Zależy jej cholernie na tym małżeń
stwie i w ogóle nie jest taka kryształowa, jak ci się zdaje!
Misce udało się wreszcie wyrwać z uścisku osłupiałego
Grdybka. Zamknęła się w łazience, ale po chwili przyszło
jej do głowy, że to chyba nie najlepsza kryjówka. Szafa - to
klasyczny i optymalny sposób ukrycia ciała. To znaczy -
własnego ciała.
Na wszelki wypadek zgarnęła kosmetyki i upchnęła je
w koszu na brudną bieliznę. Kiedy wypadła z łazienki,
Grdybek stał ciągle w tej samej pozycji.
- Powiedz, że kłamałaś - powiedział.
- Wiesz, jak na cynicznego łobuza jesteś zdumiewająco
naiwny - zdenerwowała się Miśka, przeskakując po dwa
stopnie w drodze na antresolę. - Człowieku, żyjesz w sta
dzie wilków, trochę więcej przezorności!
To rzekłszy, wepchnęła się do szafy i przycupnęła pod
koszulami. Niemal zaraz zadzwonił domofon. Uporczywy
182 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
nik i ściągnął go z głowy Miśki.
Myślała, że złapią go jakieś konwulsyjne drgawki, że leg
nie w progu, zarykując się ze śmiechu, ale nie. Stał z ręczni
kiem i wpatrywał się w nią z prawdziwą fascynacją.
- No, nie. Czegoś takiego z Asią nie przerabialiśmy -
rzekł, dotykając strzechy.
- Możesz mi pomóc? - spytała Miśka niemal ze łzami
w oczach.
- Wożę cię w bagażniku, kupuję ci kosmetyki, rozma
wiam z tobą, śpimy w jednym łóżku, chronię przed zbira
mi. Dlaczego miałbym cię nie ostrzyc? To nic trudnego.
- I jak? - spytał Marcin Grdybek godzinę pózniej.
Stali przed wielkim lustrem w łazience. Miśka przyglą
dała się odbiciu, kręcąc głową na wszystkie strony i doty
kając kosmyków. Włosy były dość krótkie, gęste i spręży
ste. Wyglądały świetnie. Marcin pomyślał, że zamienił cza
rownicę w całkiem przyjemną dziewczynę. Był z siebie
zadowolony i mógł oczekiwać uznania. Powinna przyznać,
że dokonał czegoś wielkiego. Ale nie Miśka. Ona nie roz
dawała komplementów bez pokrycia, a nawet komplemen
ty z pokryciem z trudem przechodziły jej przez gardło.
- No, jak? - powtórzył.
Odwróciła się do niego z uśmiechem.
- Jak mała owca, co? - spytała, dotykając czupryny.
- Jagnię - westchnął z rezygnacją.
- No, właśnie.
W każdym razie wyglądała na zadowoloną.
Cała garderoba Miśki, sfatygowana podczas pobytu w Kręt-
kach, nadawała się wyłącznie do tego, żeby żebrać w niej
180
na Dworcu Centralnym. Pozostało przekonać Grdybka, że
by udał się, gdzie trzeba, i zrobił stosowne zakupy z już
przygotowanej listy. Niestety, Grdybek wykazywał się w tej
sprawie niechęcią i uporem godnym lepszej sprawy. Twier
dził, że łachy Miśki gwarantują, iż nie będzie wychodzić
z domu i włóczyć po okolicy, narażając swoje, a co za tym
idzie - jego bezpieczeństwo.
Widząc, że w ten sposób nic nie wskóra, Miśka zrozu
miała, że musi powiedzieć prawdę. Wyjaśniła Grdybkowi,
że ma spotkać się z kimś od Celiny Krętek. Nie zna zbyt
dobrze tej osoby. Tu nie musiała nawet kłamać - Celina
w czapce to przecież ktoś zupełnie obcy. Nic więcej mu nie
powie. Czasami po prostu niedobrze za dużo wiedzieć.
A jeśli nadal będzie odmawiał współpracy, zaprosi tę osobę
do jego domu. Co on na to?
- Nienawidzę cię - odparł. - Czy już ci to mówiłem?
Nienawidzę cię. Nie umrzesz śmiercią naturalną.
Następnego dnia Miśka spokojnie oczekiwała rozwoju
wydarzeń, to znaczy powrotu Marcina z zakupów. Tym
czasem od samego rana siedziała przed komputerem, pró
bując sklecić artykuł do Ale dobrze". Problem obuwniczy
starczał zaledwie na 924 znaki i nie chciał rozlać się na
2000. Może kolejne 1076 poświęci na opisanie problemów
wynikających z problemów opisywania problemów mło
dzieży?
Rozważała tę propozycję bardzo poważnie, kiedy ktoś
nerwowo nacisnął dzwonek, a potem niecierpliwie zaczął
kopać w drzwi. Miśka szybko wyłączyła komputer, na pal
cach podbiegła do drzwi i czujnie nasłuchiwała.
- Hej, to ja, otwieraj! - usłyszała przytłumiony głos Mar
cina Grdybka.
Wyjrzała przez wizjer i zobaczyła, że głos nie kłamał.
Pod drzwiami stał Grdybek obładowany jak wielbłąd i z ja
kiegoś powodu szalenie zdenerwowany. Kiedy otworzyła,
wpadł do mieszkania jak burza, zatrzasnął drzwi nogą, po
czym zaczął ładować torby do szafy.
181
- Co ci jest? - spytała ze szczerym zainteresowaniem.
- Za chwilę będzie tu Tamara - powiedział. - Musimy
pomyśleć, jak jej wytłumaczyć, że się tu ukrywasz.
- Jak to? - zdenerwowała się Miśka. - Nic nie będziemy
tłumaczyć! Musisz mnie schować! Rany, rany, gdzie, do
diabła!... Wiem, zamknę się w łazience! Powiesz, że zamek
się zaciął...
Nim Miśka zrobiła krok w stronę łazienki, Grdybek
złapał ją za rękę i usadził w miejscu.
- Zwariowałaś? Nie będziesz się chować! Usiądziesz tu
i opowiesz jej wszystko od początku: że ten cały Krętek cię
porwał, przetrzymywał, szantażował, że chce zabić swoją
żonę...
- Ona jest z nim w zmowie! - wydyszała Miśka, pró
bując się uwolnić. - Nie możemy jej o niczym powiedzieć!
- Co ty? W jakiej zmowie? - zdumiał się Grdybek. -
Chyba naprawdę oszalałaś!
- Nie oszalałam! Słyszałam, jak z nim rozmawiała! Ona
wie, że Krętek chce zabić Celinę, i nie ma nic przeciwko
temu! Nie wiem, jak się zachowa, kiedy mnie tu zobaczy,
i nie chcę ryzykować! Zależy jej cholernie na tym małżeń
stwie i w ogóle nie jest taka kryształowa, jak ci się zdaje!
Misce udało się wreszcie wyrwać z uścisku osłupiałego
Grdybka. Zamknęła się w łazience, ale po chwili przyszło
jej do głowy, że to chyba nie najlepsza kryjówka. Szafa - to
klasyczny i optymalny sposób ukrycia ciała. To znaczy -
własnego ciała.
Na wszelki wypadek zgarnęła kosmetyki i upchnęła je
w koszu na brudną bieliznę. Kiedy wypadła z łazienki,
Grdybek stał ciągle w tej samej pozycji.
- Powiedz, że kłamałaś - powiedział.
- Wiesz, jak na cynicznego łobuza jesteś zdumiewająco
naiwny - zdenerwowała się Miśka, przeskakując po dwa
stopnie w drodze na antresolę. - Człowieku, żyjesz w sta
dzie wilków, trochę więcej przezorności!
To rzekłszy, wepchnęła się do szafy i przycupnęła pod
koszulami. Niemal zaraz zadzwonił domofon. Uporczywy
182 [ Pobierz całość w formacie PDF ]