[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stazyjko, wyszoruj głowę Jankowi, bo ma włosy zlepione żywicą, połataj jego spodnie i ma-
rynarkę, poprzyszywaj mu guziki, bym nie musiał się za niego wstydzić! Ja zaś wyczyszczę
popiołem jego hełm, w którym gotowałem kapustę z ziemniakami, i pójdę po jego zbroję,
która wisi na spróchniałej wierzbie. Z pewnością już się w niej zagniezdziły wrony lub kawki.
A gdy Janek będzie już podobny do królewicza, udamy się do matki... No, już! Chwytać się
roboty!
Stazyjka nalała do szaflika wody i jęła szorować głowę Janka. Drwal czyścił popiołem
złoty hełm. Potem poszedł i zdjął ze spróchniałej wierzby zbroję. Istotnie już zdołały się w
niej zagniezdzić wrony! Drwal rozpędził je i przyniósł zbroję do chałupy. Wyczyścił ją także
popiołem, a tymczasem Stazyjka już uczesała złociste włosy Janka, przyszyła guziki do
skórzanego kubraka, połatała spodnie, potem pomogła mu włożyć na siebie zbroję, pomogła
mu włożyć złoty hełm na głowę i ruszyli do matki. Rumak szedł za nimi i rżał cichutko z
ukontentowania, że Stazyjka została odczarowana.
Dotarli do chałupki, ukradkiem zaprowadzili Stazyjkę do komory i kazali jej tam
siedzieć tak długo, dopóki jej nie zawołają. Potem drwal z Jankiem wstąpili do izby. Matka
płakała, a Placyda dłubała palcem w nosie.
Dzień dobry, pani matko! Dzień dobry, nadobna córo, Placydo! rzekł dwornie
drwal.
Dzień dobry, pani matko! Dzień dobry, Placydo! rzekł Janek niemniej dwornie,
pouczony poprzednio przez drwala.
Mój złoty królewicz! zapiszczała Placyda, zerwała się z ławy i pobiegła do Janka.
Hola, mościa panno, bo co nagle, to po diable! wstrzymał ją drwal. Siędnij
grzecznie na ławie i słuchaj, co powiem. Otóż wiedzcie, pani matko i ty, nadobna dziewico
Placydo, że przychodzę tu jako swat!
Ojej! zapiszczała Placyda.
Cicho, bo jeszcze nie skończyłem! Jak więc powiedziałem, przychodzę tu jako swat,
a ten oto królewski młodzieniec pragnie wam się pokłonić, pani matko, i prosić, byście go
przyjęli jako przyszłego zięcia!
Ojej! zaskrzeczała znowu Placyda.
Cicho! huknął na nią drwal. Bo jeszcze nie skończyłem! Oto zanim, pani ma-
tko, wypowiesz swą zgodę, niechaj najpierw twa zacna córa, Placyda, zapiska na piszczałce!
Królewiczu, podaj Placydzie piszczałkę! zwrócił się do Janka.
Janek wydobył spoza zbroi piszczałkę i podał ją Placydzie. Placyda, jakby przeczuwała
coś złego, wzięła ją niechętnie i przypatrywała się jej nieufnie.
No, zapiskaj, Placydo! Bo w przeciwnym razie... i nie dokończył, gdyż Placyda
przyłożyła piszczałkę do ust i dmuchnęła ostrożnie. A w tej samej chwili piszczałka zaśpie-
wała Stazyjczynym głosem:
Graj, siostrzyczko, graj! Bóg cię ukaraj!
Tyś mnie prętem uderzyła
I w kalinę zamieniła,
Graj, siostrzyczko, graj! Bóg cię ukaraj!...
Gdy piszczałka wyśpiewała tamte słowa, Placyda cisnęła ją na podłogę i zaczęła
piszczeć, że to nieprawda, że Stazyjkę wilki pożarły, a może smok ją porwał, a może wieloryb
połknął, że to wierutne łgarstwo, co piszczałka śpiewa...
Zaraz, zaraz, moja panno! przerwał jej drwal. Janek! zwrócił się do króle-
wicza i mrugnął na niego.
Janek pobiegł do komory i przyprowadził Stazyjkę. Wtedy matka o mały włos, a byłaby
zemdlała z ogromnej radości. Placyda zaś wezbrała taką złością, że drwal miał zaledwie czas
krzyknąć:
Pani matko, Stazyjko i Janku! Uszy zatkać palcami!
I gdy to rzekł, Placyda z tej okrutnej złości pękła jak purchawka. I już nie było Placydy.
Była tylko Stazyjka z królewiczem i matka, i zadowolony drwal, i rżący rumak przed chałup-
ką, i rozśpiewany zgiełk, ptaków, i skrzeczenie sroki Srokuli, i szumiący wiatr.
Niedługo trwało, a wiatr i Srokula rozniosły po całym świecie radosną wieść, że czaro-
wnica Placyda pękła ze złości i że Stazyjka zaręczyła się z królewiczem Jankiem, i że dwie
dziurki w nosie skończyło się...
Nieprawda! Jeszcze się nie wszystko skończyło!
Bo oto do brzegu przypłynął brzuchaty wieloryb i tak rzekł:
Kochani ludeczkowie! Co tu się stało, że sroki wrzeszczą takie uradowane? Przypły-
nąłem, żeby się dowiedzieć, bo nie dosłyszałem, co krzyczą, gdyż morze szumi!
Janek wszystko opowiedział wielorybowi. I jeszcze nie skończył opowiadać, a tu leci
smok na ogromnych nietoperzowych skrzydłach, siada przed nimi podobny do straszydła i tak
pyta:
Kochani ludeczkowie! Co tu się stało, że sroki latają z jakąś radosną plotką? Bo nie
dosłyszałem, co wrzeszczą.
Janek zaczął opowiadać od początku, a smok słuchał i prał łuszczastym ogonem po
ziemi z wielkiego ukontentowania. I gdy Janek skończył, smok rzekł:
Poczekajcie, moi mili. Zrobię sztuczny ogień, żeby uczcić wasze wesele!
A wieloryb tak rzekł:
Poczekajcie, moi mili, zrobię wodotrysk, jakiego jeszcze nikt nie widział, żeby
uczcić wasze wesele!
I smok podniósł łeb, i wypuścił z pyska ogromny kłąb płonącej siarki, co było niesły-
chanie piękne. A wieloryb nadął się i wypuścił z nozdrzy wysoki słup wody, bardzo wysoki,
co było również niesłychanie piękne.
A gdy tak Stazyjka, jej matka, Janek i drwal patrzą na sztuczny ogień smoka i na
wodotrysk wieloryba i klaszczą, i cieszą się, skąd się wez, to się wez, drogą biegnie dwunastu
zakonników z przeorem na przedzie! Biegną i śpiewają coś po łacinie! Wszyscy w habitach,
przepasani powrozami, z wygolonymi kudłami na czubku głowy, obwieszeni różańcami,
tylko że gęby ich kostropate, nochale pijackie, a łacina bardzo koślawa.
Kto wy jesteście? zapytał zdumiony Janek.
To nas już nie poznajesz, królewiczu? wrzasnął przeor z fioletowym nosem.
To my jesteśmy, zbójnicy! Do klasztoru wstąpiliśmy, ja zostałem przeorem, a moi kamraci
braciszkami zakonnymi, a że dowiedzieliśmy się od srok-plotkarek, iż Placydę diabli wzięli, a
Stazyjka została odczarowana i zaręczyła się z tobą, więc przybiegliśmy, żeby się z wami
radować. No, kamraci! Zaśpiewajmy Stazyjce i królewiczowi Jankowi Sto lat!
Braciszkowie ustawili się, przeor dał znak i zaczęli śpiewać, żeby Stazyjka i Janek żyli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Stazyjko, wyszoruj głowę Jankowi, bo ma włosy zlepione żywicą, połataj jego spodnie i ma-
rynarkę, poprzyszywaj mu guziki, bym nie musiał się za niego wstydzić! Ja zaś wyczyszczę
popiołem jego hełm, w którym gotowałem kapustę z ziemniakami, i pójdę po jego zbroję,
która wisi na spróchniałej wierzbie. Z pewnością już się w niej zagniezdziły wrony lub kawki.
A gdy Janek będzie już podobny do królewicza, udamy się do matki... No, już! Chwytać się
roboty!
Stazyjka nalała do szaflika wody i jęła szorować głowę Janka. Drwal czyścił popiołem
złoty hełm. Potem poszedł i zdjął ze spróchniałej wierzby zbroję. Istotnie już zdołały się w
niej zagniezdzić wrony! Drwal rozpędził je i przyniósł zbroję do chałupy. Wyczyścił ją także
popiołem, a tymczasem Stazyjka już uczesała złociste włosy Janka, przyszyła guziki do
skórzanego kubraka, połatała spodnie, potem pomogła mu włożyć na siebie zbroję, pomogła
mu włożyć złoty hełm na głowę i ruszyli do matki. Rumak szedł za nimi i rżał cichutko z
ukontentowania, że Stazyjka została odczarowana.
Dotarli do chałupki, ukradkiem zaprowadzili Stazyjkę do komory i kazali jej tam
siedzieć tak długo, dopóki jej nie zawołają. Potem drwal z Jankiem wstąpili do izby. Matka
płakała, a Placyda dłubała palcem w nosie.
Dzień dobry, pani matko! Dzień dobry, nadobna córo, Placydo! rzekł dwornie
drwal.
Dzień dobry, pani matko! Dzień dobry, Placydo! rzekł Janek niemniej dwornie,
pouczony poprzednio przez drwala.
Mój złoty królewicz! zapiszczała Placyda, zerwała się z ławy i pobiegła do Janka.
Hola, mościa panno, bo co nagle, to po diable! wstrzymał ją drwal. Siędnij
grzecznie na ławie i słuchaj, co powiem. Otóż wiedzcie, pani matko i ty, nadobna dziewico
Placydo, że przychodzę tu jako swat!
Ojej! zapiszczała Placyda.
Cicho, bo jeszcze nie skończyłem! Jak więc powiedziałem, przychodzę tu jako swat,
a ten oto królewski młodzieniec pragnie wam się pokłonić, pani matko, i prosić, byście go
przyjęli jako przyszłego zięcia!
Ojej! zaskrzeczała znowu Placyda.
Cicho! huknął na nią drwal. Bo jeszcze nie skończyłem! Oto zanim, pani ma-
tko, wypowiesz swą zgodę, niechaj najpierw twa zacna córa, Placyda, zapiska na piszczałce!
Królewiczu, podaj Placydzie piszczałkę! zwrócił się do Janka.
Janek wydobył spoza zbroi piszczałkę i podał ją Placydzie. Placyda, jakby przeczuwała
coś złego, wzięła ją niechętnie i przypatrywała się jej nieufnie.
No, zapiskaj, Placydo! Bo w przeciwnym razie... i nie dokończył, gdyż Placyda
przyłożyła piszczałkę do ust i dmuchnęła ostrożnie. A w tej samej chwili piszczałka zaśpie-
wała Stazyjczynym głosem:
Graj, siostrzyczko, graj! Bóg cię ukaraj!
Tyś mnie prętem uderzyła
I w kalinę zamieniła,
Graj, siostrzyczko, graj! Bóg cię ukaraj!...
Gdy piszczałka wyśpiewała tamte słowa, Placyda cisnęła ją na podłogę i zaczęła
piszczeć, że to nieprawda, że Stazyjkę wilki pożarły, a może smok ją porwał, a może wieloryb
połknął, że to wierutne łgarstwo, co piszczałka śpiewa...
Zaraz, zaraz, moja panno! przerwał jej drwal. Janek! zwrócił się do króle-
wicza i mrugnął na niego.
Janek pobiegł do komory i przyprowadził Stazyjkę. Wtedy matka o mały włos, a byłaby
zemdlała z ogromnej radości. Placyda zaś wezbrała taką złością, że drwal miał zaledwie czas
krzyknąć:
Pani matko, Stazyjko i Janku! Uszy zatkać palcami!
I gdy to rzekł, Placyda z tej okrutnej złości pękła jak purchawka. I już nie było Placydy.
Była tylko Stazyjka z królewiczem i matka, i zadowolony drwal, i rżący rumak przed chałup-
ką, i rozśpiewany zgiełk, ptaków, i skrzeczenie sroki Srokuli, i szumiący wiatr.
Niedługo trwało, a wiatr i Srokula rozniosły po całym świecie radosną wieść, że czaro-
wnica Placyda pękła ze złości i że Stazyjka zaręczyła się z królewiczem Jankiem, i że dwie
dziurki w nosie skończyło się...
Nieprawda! Jeszcze się nie wszystko skończyło!
Bo oto do brzegu przypłynął brzuchaty wieloryb i tak rzekł:
Kochani ludeczkowie! Co tu się stało, że sroki wrzeszczą takie uradowane? Przypły-
nąłem, żeby się dowiedzieć, bo nie dosłyszałem, co krzyczą, gdyż morze szumi!
Janek wszystko opowiedział wielorybowi. I jeszcze nie skończył opowiadać, a tu leci
smok na ogromnych nietoperzowych skrzydłach, siada przed nimi podobny do straszydła i tak
pyta:
Kochani ludeczkowie! Co tu się stało, że sroki latają z jakąś radosną plotką? Bo nie
dosłyszałem, co wrzeszczą.
Janek zaczął opowiadać od początku, a smok słuchał i prał łuszczastym ogonem po
ziemi z wielkiego ukontentowania. I gdy Janek skończył, smok rzekł:
Poczekajcie, moi mili. Zrobię sztuczny ogień, żeby uczcić wasze wesele!
A wieloryb tak rzekł:
Poczekajcie, moi mili, zrobię wodotrysk, jakiego jeszcze nikt nie widział, żeby
uczcić wasze wesele!
I smok podniósł łeb, i wypuścił z pyska ogromny kłąb płonącej siarki, co było niesły-
chanie piękne. A wieloryb nadął się i wypuścił z nozdrzy wysoki słup wody, bardzo wysoki,
co było również niesłychanie piękne.
A gdy tak Stazyjka, jej matka, Janek i drwal patrzą na sztuczny ogień smoka i na
wodotrysk wieloryba i klaszczą, i cieszą się, skąd się wez, to się wez, drogą biegnie dwunastu
zakonników z przeorem na przedzie! Biegną i śpiewają coś po łacinie! Wszyscy w habitach,
przepasani powrozami, z wygolonymi kudłami na czubku głowy, obwieszeni różańcami,
tylko że gęby ich kostropate, nochale pijackie, a łacina bardzo koślawa.
Kto wy jesteście? zapytał zdumiony Janek.
To nas już nie poznajesz, królewiczu? wrzasnął przeor z fioletowym nosem.
To my jesteśmy, zbójnicy! Do klasztoru wstąpiliśmy, ja zostałem przeorem, a moi kamraci
braciszkami zakonnymi, a że dowiedzieliśmy się od srok-plotkarek, iż Placydę diabli wzięli, a
Stazyjka została odczarowana i zaręczyła się z tobą, więc przybiegliśmy, żeby się z wami
radować. No, kamraci! Zaśpiewajmy Stazyjce i królewiczowi Jankowi Sto lat!
Braciszkowie ustawili się, przeor dał znak i zaczęli śpiewać, żeby Stazyjka i Janek żyli [ Pobierz całość w formacie PDF ]