[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kamerdynera. Templeton wziął od niej pelisę i ruszył do gabinetu Angelforda.
- Och, pójdę z tobą. Trochę mi się spieszy. Calliope odniosła wrażenie, że w kącikach
ust służącego pojawił się uśmiech.
- Nie sądzę, by lord miał coś przeciwko temu. Jednak jest z nim pan Chalmers, więc
najpierw panią zaanonsuję.
Calliope przytaknęła i podążyła za nim, przyciskając rysunki do piersi. Obecność
Stephena dodała jej odwagi.
Drzwi do gabinetu były przymknięte, dochodziły stamtąd podniesione głosy.
- Po co ktokolwiek miałby się z nią żenić? Nie musisz się więcej martwić o jej
pozycję. Już ją sobie wyrobiła. Teraz może nawet naprawdę zostać twoją kochanką.
Calliope stała jak sparaliżowana.
Templeton, który właśnie miał otworzyć drzwi, też się zatrzymał i odwrócił do niej
przestraszony.
Calliope nie wierzyła własnym uszom. Jak mogła popełnić ten sam błąd co matka?
Jak do tego dopuściła?
Rysunki wysunęły się z jej dłoni.
-Ja... ja...
Odwróciła się i uciekła.
James sięgnął po karafkę. Skoro spotkało go to samo nieszczęście co ojca, może
równie dobrze skończyć tak jak on.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- O co chodzi?
Do środka wszedł Templeton i odchrząknął. Na twarzy miał nietypowy dla siebie
wyraz dezaprobaty.
- Panna Minton była tu, gdy rozmawiał pan z panem Chalmersem.
- Czego chciała?
- Porozmawiać Z panem.
- Więc dlaczego jej nie zaanonsowałeś?
- Cóż, nie chciałem jej bardziej upokarzać. James zmarszczył brwi.
- Mów konkretniej.
- Niestety usłyszała fragment panów rozmowy. James zesztywniał.
- Który?
- Ten o  pozycji" i  małżeństwie".
James zaklął siarczyście. Templeton podszedł do niego i wręczył mu plik rysunków.
- Zostawiła to i pelisę.
- Dziękuję, Templeton. Kamerdyner ukłonił się i wyszedł.
Gideon przeciągnął się, gdy James usiadł obok niego na sofie przed kominkiem.
Rozłożył przed sobą rysunki i spojrzał na kieliszek. Zignorował go i wziął do ręki
pierwszy rysunek.
Stephen w operze. Potem uśmiechnięty od ucha do ucha Stephen na przechadzce w
parku. Na wszystkich rysunkach Chalmers był przedstawiony z ogromną czułością.
Były też szkice Roberta i Deirdre i całej czwórki. Wszystkie cechowała sympatia i
braterska miłość.
James zacisnął usta, żeby nie widzieć nic szczególnego w emocjach autorki. Podniósł
kolejny rysunek. Przedstawiał jego. Leżał na ławce w parku wpatrzony w niebo i
obserwował, jak Herkules walczy z Hydrą.
Długo przyglądał się temu szkicowi. Tak jak poprzednie wyrażał silne emocje, ale
zupełnie inne. Na rysunku miał zamyślony wyraz twarzy, jakby wyciągał wnioski z
walki, którą toczył Herkules.
W końcu dopuścił do siebie myśl, że przedstawiające go rysunki Calliope zawsze
były bardzo osobiste.
Gdy trzymał ją w ramionach przed płonącym domem, czuł się spełniony. Pogładziła
go po policzku i w oczach miała obietnicę. Jak się wtedy czuł? Silny.
A teraz? Pokonany. Samotny. Słaby. Tak, czuł się słaby. Dlaczego sądził, że miłość
sprawia, iż mężczyzna staje się słaby?
Było dokładnie odwrotnie. Niepotrzebnie pozwolił, by problemy ojca wpłynęły na
jego własne życie.
- Przepraszam, Calliope - szepnął.
18.
Calliope wyglądała przez okno. Od kilku godzin siedziała bez ruchu przy parapecie.
Gdy Robert i Deirdre przyszli po jej rzeczy do rezydencji Stephena, zachowywała się
jak maszyna. Nie widziała się ze Stephenem, odkąd przekazał jej listy, które oddała
Pamela Salisbury, i wcale nie chciała się z nim spotkać. Nie wiedziała, co mogłaby
mu powiedzieć.
Robert i Deirdre próbowali ją rozweselić, ale Calliope zauważyła zmartwione
spojrzenia, które wymieniali między sobą. A kiedy wróciła do Dalych, u pozostałych
krewnych widziała ten sam zatroskany wzrok. Od wspólnej kolacji wymówiła się
zmęczeniem. Rodzina zrozumiała i zostawiła ją samą w nadziei, że sen przywróci jej
dobry humor.
Gdyby Calliope mogła zasnąć, może rzeczywiście fizycznie poczułaby się lepiej, ale
trudno było spodziewać się, by wrócił jej radosny nastrój. Dla niej życie straciło
urok.
Nastał świt i ludzie wstawali do swoich codziennych zajęć. Handlarze rozkładali
kramy, służący zaczynali krzątać się po domu. W oddali zauważyła znajomą postać
kroczącego szybko mężczyzny. Najprawdopodobniej przyszedł wbić ostatni gwózdz
do trumny.
Po krótkim zamieszaniu na dole drzwi do jej sypialni uchyliły się.
- Calliope? - rozległ się cichy i dziwnie niepewny głos.
Calliope nie poruszyła się i nie odpowiedziała.
- Proszę się odwrócić - poprosił.
Calliope potrząsnęła smutno głową. Poczuła w sercu ukłucie zazdrości na widok
stojącej na chodniku kobiety, która poprawiała córce czapeczkę.
- Proszę odejść.
- Przyszedłem panią przeprosić. Wiem, że była pani u mnie wczoraj.
- Nie powiedział pan nic, co byłoby nieprawdą.
- Oczywiście, że to była nieprawda. Byłem zły i obrażony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl