[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miłości, a ona, przerzuciwszy kilka pudeł ze starymi rzeczami, znalazła mały tomik poezji.
Mak kalifornijski, który dostała od swojego pierwszego i - jak się okazało - ostatniego
ukochanego, stracił kolor i kruszył się, ale wcią\ był między kartkami ksią\ki.
Brianna długo kręciła głową, kiedy usłyszała historię miłości swoich pradziadków.
- Niesamowite - rzuciła. - Wydawało mi się, \e takie rzeczy zdarzają się tylko w
filmach, i to wyłącznie w tych starych.
- W \yciu wszystko się mo\e zdarzyć - powiedziała Lilly. - I dlatego jest takie piękne.
9
Przez kilka następnych dni Brianna znów nie miała okazji porozmawiać z mamą o
kłopotach z pa mięcia prababci. Wcale się tym jednak nie przejmowała, bo wszystko
wskazywało na to, \e były one tylko przejściowe. Lilly wprawdzie kilka razy pomyliła
imiona, raz czy dwa powtórzyła to samo pytanie, ale poza tym nie zdarzyło się nic, co
zaniepokoiłoby Briannę tak, jak incydent w pracowni, kiedy Lilly jej nie poznała. A drobne
pomyłki ludziom osiemdziesięcioośmioletnim mogą się przecie\ zdarzać.
Jednak pewnego dnia przeraziła się nie na \arty. Jadła z babcią śniadanie. Mama
odsypiała nocny dy\ur, a tata wyszedł ju\ do pracy.
- Pan Krokodyl chyba jest głodny - powiedziała Lilly.
- Krokodyl...?
- Tak. Skrobał dzisiaj w nocy pazurami w akwarium.
- Ach, mówisz o Panu śółwiu? - Brianna roześmiała się, sądząc, \e babcia \artowała.
- śółw...? - Lilly miała zupełnie powa\ną minę. - śółw...? - powtórzyła to słowo tak,
jakby wypowiadała je po raz pierwszy w \yciu.
- Babciu Lilly. - Brianna przyjrzała jej się uwa\nie. - Mówisz powa\nie czy \artujesz?
- Nie rozumiem...
Oczy Lilly były lekko zamglone i Brianna znów dostrzegła w nich lęk podobny do
tego, jaki widziała wtedy w pracowni.
- śółw... - powtórzyła Lilly.
- To zwierzę, które pływa w akwarium, to \ółw - powiedziała cicho Brianna. -
Krokodyl to...
- Tak, tak, oczywiście, \e \ółw.
- Babciu Lilly... - Dziewczyna zerwała się z krzesła, widząc coraz większy popłoch w
oczach staruszki - - Nic takiego się nie stało - powiedziała, kucając przy niej. - Pomyliłaś
\ółwia z krokodylem. To nawet zabawne. - Uśmiechnęła się, próbując obrócić wszystko w
\art.
- To chyba nie jest zabawne - odparła Lilly przygnębionym głosem. Pokręciła wolno
głową i dodała: - To wcale nie jest zabawne.
Brianna wiedziała, \e prababcia ma rację. Nie mogła dłu\ej zostać z nią w kuchni, bo
za sześć minut powinna być na przystanku. Nie miała pojęcia, co zrobić, \eby ją pocieszyć.
Pocałowała ją w policzek, pogłaskała po siwych włosach i poprosiła, \e by się tak nie
przejmowała.
Staruszka skinęła głową i zmusiła się do uśmiechu, ale Brianna widziała, jak jest jej
cię\ko.
Nie mogła ju\ dłu\ej odwlekać rozmowy z mamą, która spędzała z Lilly znacznie
mniej czasu ni\ ona i pewnie nie wiedziała o kłopotach swojej babci.
10
Po powrocie ze szkoły ucieszyła się, widząc przed domem samochód matki.
Wiedziała, \e po nocnym dy\urze mama nigdy nie pracuje, obawiała się jednak, \e mogła
wybrać się do miasta. Kiedy weszła do domu, ucieszyła się, słysząc jej głos dochodzący z
salonu. Po chwili jednak zmartwiła się. To, \e mama coś mówiła, oznaczało, \e nie jest sama,
a \e tata o tej porze nie mógł jeszcze wrócić z pracy, więc pewnie rozmawiała z Lilly.
Brianna zajrzała do salonu i odetchnęła z ulgą. Matka rozmawiała z kimś przez
telefon. Dziewczyna postanowiła poczekać, a\ mama odło\y słuchawkę. Stanęła w progu,
uśmiechnęła się do manty i pomachała jej ręką. Matka nie odpowiedziała jej uśmiechem,
dawała tylko jakieś znaki, których córka nie potrafiła zinterpretować. Domyśliła się jednak, \e
mama nie prowadzi pogawędki z jedną ze swoich przyjaciółek, lecz rozmawia z kimś na jakiś
bardzo powa\ny temat i nie chce, by jej przeszkadzano.
Postanowiła pójść na górę do swojego pokoju przebrać się i wrócić na dół, ale kiedy
ruszyła w stronę schodów, usłyszała coś, co zatrzymało ją w miejscu. Wytę\yła słuch, starając
się nie stracić nic z tego, co mówiła matka.
- Tak, Martho... Właśnie... Tak, często myli imiona, do mnie zwraca się Brianno, do [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
miłości, a ona, przerzuciwszy kilka pudeł ze starymi rzeczami, znalazła mały tomik poezji.
Mak kalifornijski, który dostała od swojego pierwszego i - jak się okazało - ostatniego
ukochanego, stracił kolor i kruszył się, ale wcią\ był między kartkami ksią\ki.
Brianna długo kręciła głową, kiedy usłyszała historię miłości swoich pradziadków.
- Niesamowite - rzuciła. - Wydawało mi się, \e takie rzeczy zdarzają się tylko w
filmach, i to wyłącznie w tych starych.
- W \yciu wszystko się mo\e zdarzyć - powiedziała Lilly. - I dlatego jest takie piękne.
9
Przez kilka następnych dni Brianna znów nie miała okazji porozmawiać z mamą o
kłopotach z pa mięcia prababci. Wcale się tym jednak nie przejmowała, bo wszystko
wskazywało na to, \e były one tylko przejściowe. Lilly wprawdzie kilka razy pomyliła
imiona, raz czy dwa powtórzyła to samo pytanie, ale poza tym nie zdarzyło się nic, co
zaniepokoiłoby Briannę tak, jak incydent w pracowni, kiedy Lilly jej nie poznała. A drobne
pomyłki ludziom osiemdziesięcioośmioletnim mogą się przecie\ zdarzać.
Jednak pewnego dnia przeraziła się nie na \arty. Jadła z babcią śniadanie. Mama
odsypiała nocny dy\ur, a tata wyszedł ju\ do pracy.
- Pan Krokodyl chyba jest głodny - powiedziała Lilly.
- Krokodyl...?
- Tak. Skrobał dzisiaj w nocy pazurami w akwarium.
- Ach, mówisz o Panu śółwiu? - Brianna roześmiała się, sądząc, \e babcia \artowała.
- śółw...? - Lilly miała zupełnie powa\ną minę. - śółw...? - powtórzyła to słowo tak,
jakby wypowiadała je po raz pierwszy w \yciu.
- Babciu Lilly. - Brianna przyjrzała jej się uwa\nie. - Mówisz powa\nie czy \artujesz?
- Nie rozumiem...
Oczy Lilly były lekko zamglone i Brianna znów dostrzegła w nich lęk podobny do
tego, jaki widziała wtedy w pracowni.
- śółw... - powtórzyła Lilly.
- To zwierzę, które pływa w akwarium, to \ółw - powiedziała cicho Brianna. -
Krokodyl to...
- Tak, tak, oczywiście, \e \ółw.
- Babciu Lilly... - Dziewczyna zerwała się z krzesła, widząc coraz większy popłoch w
oczach staruszki - - Nic takiego się nie stało - powiedziała, kucając przy niej. - Pomyliłaś
\ółwia z krokodylem. To nawet zabawne. - Uśmiechnęła się, próbując obrócić wszystko w
\art.
- To chyba nie jest zabawne - odparła Lilly przygnębionym głosem. Pokręciła wolno
głową i dodała: - To wcale nie jest zabawne.
Brianna wiedziała, \e prababcia ma rację. Nie mogła dłu\ej zostać z nią w kuchni, bo
za sześć minut powinna być na przystanku. Nie miała pojęcia, co zrobić, \eby ją pocieszyć.
Pocałowała ją w policzek, pogłaskała po siwych włosach i poprosiła, \e by się tak nie
przejmowała.
Staruszka skinęła głową i zmusiła się do uśmiechu, ale Brianna widziała, jak jest jej
cię\ko.
Nie mogła ju\ dłu\ej odwlekać rozmowy z mamą, która spędzała z Lilly znacznie
mniej czasu ni\ ona i pewnie nie wiedziała o kłopotach swojej babci.
10
Po powrocie ze szkoły ucieszyła się, widząc przed domem samochód matki.
Wiedziała, \e po nocnym dy\urze mama nigdy nie pracuje, obawiała się jednak, \e mogła
wybrać się do miasta. Kiedy weszła do domu, ucieszyła się, słysząc jej głos dochodzący z
salonu. Po chwili jednak zmartwiła się. To, \e mama coś mówiła, oznaczało, \e nie jest sama,
a \e tata o tej porze nie mógł jeszcze wrócić z pracy, więc pewnie rozmawiała z Lilly.
Brianna zajrzała do salonu i odetchnęła z ulgą. Matka rozmawiała z kimś przez
telefon. Dziewczyna postanowiła poczekać, a\ mama odło\y słuchawkę. Stanęła w progu,
uśmiechnęła się do manty i pomachała jej ręką. Matka nie odpowiedziała jej uśmiechem,
dawała tylko jakieś znaki, których córka nie potrafiła zinterpretować. Domyśliła się jednak, \e
mama nie prowadzi pogawędki z jedną ze swoich przyjaciółek, lecz rozmawia z kimś na jakiś
bardzo powa\ny temat i nie chce, by jej przeszkadzano.
Postanowiła pójść na górę do swojego pokoju przebrać się i wrócić na dół, ale kiedy
ruszyła w stronę schodów, usłyszała coś, co zatrzymało ją w miejscu. Wytę\yła słuch, starając
się nie stracić nic z tego, co mówiła matka.
- Tak, Martho... Właśnie... Tak, często myli imiona, do mnie zwraca się Brianno, do [ Pobierz całość w formacie PDF ]