[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się.
- Zapytałam kiedyś mamę o ciebie - zwróciła się do bratowej -skąd w
tobie tyle niesamowitej mądrości i... intuicji. Powiedziała, że sama
musisz o tym opowiedzieć.
Erika zamyśliła się.
- Może zrobię to samo, co ona, napiszę list. Widzisz, to długa
historia.
- Nie chcę już żadnych listów, bo opacznie je odczytuję. Chciałabym
patrzeć ci w oczy i zadawać pytania, jeśli czegoś nie zrozumiem.
Chyba możesz mi poświęcić jeden dzień.
- Owszem, po Bożym Narodzeniu.
- Tak, Boże Narodzenie. Nie mogło wypaść gorzej w tym roku.
Mama i ja musimy zdążyć z przeprowadzką.
23
KATARIN OBUDZIAO słońce, iskrzące się światło świetnie
harmonizowało z jej nastrojem. Była radosna, pełna nadziei. Wzięła
dzień wolny, za kilka godzin odbierze mamę z lotniska, z Arlandy, a
stamtąd pojadą obejrzeć dom.
Wiem, że się jej spodoba, pomyślała Katarina, położyła dłonie na
brzuchu i zaśpiewała maleństwu piosenkę.
Do drzwi zapukał Olof i powiedział, że są dwadzieścia dwa stopnie
poniżej zera.
- Włóż na siebie wszystko, co masz wełnianego. Jemy śniadanie
przed piecem kaflowym.
- Już idę.
Nawet w domu było chłodno, Erika dała każdemu po grubym
swetrze. Katarina martwiła się o samochód, ale Olof obiecał, że go
uruchomi. I zdąży rozgrzać.
Zjadła trzy kanapki z żółtym serem, wypiła gorącą kawę i po-
wiedziała chłopcom, że dzisiaj nie będzie bajki.
Próbowali ją przebłagać, przekrzywiając głowy.
- Nic z tego - odparła Katarina. - Chyba nie chcecie, żeby Arno
marzła na lotnisku.
Już na E4 w samochodzie było ciepło. Mój milutki Japończyk,
pomyślała, patrząc na olśniewająco biały pejzaż znaczony długimi
niebieskimi cieniami.
Miała dużo czasu, zdążyła wypić drugą kawę. Nie było to najlepsze
dla dziecka, ale dotknąwszy brzucha, obiecała mu, że już wkrótce
skończy z kofeiną.
Ogłoszono przylot samolotu z Malmó, Elisabeth wyszła na końcu.
Uśmiechnęły się do siebie.
- Dostałaś wiersz?
- Tak.
- Aadny?
- Tak.
Stały na ruchomych schodach.
- Przepraszam cię za tę ślepą kurę.
- Byłaś zdenerwowana.
- Mamo, dlaczego mi nie powiedziałaś, że chodziłaś na psycho-
terapię w Goteborgu?
Czekały na bagaż.
- Jak powiedzieć siedmioletniej dziewczynce - odparła Elisabeth - że
mama musi chodzić codziennie do doktora, który leczy wariatów.
Dziecku, które jest wrażliwe, które zdążyło zbyt wiele przeżyć... i zbyt
dużo widziało.
Jechały windą na parking. Milczały. W samochodzie Elisabeth
kontynuowała:
- Jasne, że mogłam ci o tym powiedzieć pózniej. Ale... tego nie
zrobiłam i z ciszy powstał mur między nami. Dopiero tego lata
zrozumiałam, że zapełniłaś tę pustkę fantazjami. I, rzecz jasna,
przykrymi wspomnieniami. Pamiętasz tę naszą wspólną poranną kąpiel
w mojej chacie? To tam, kiedy patrzyłyśmy na siebie w starym lustrze,
w końcu dostrzegłam w twoich oczach wszystkie pytania: Jak mogłaś,
mamo? Dlaczego to znosiłaś? I wtedy postanowiłam do ciebie napisać.
Zamilkła, zapięła pas, a kiedy Katarina wyjeżdżała z miejsca
parkingowego, powiedziała:
- Byłam idiotką, ale chciałam ci to jakoś wynagrodzić. Chciałam,
żebyś miała pogodną i czułą mamę.
- I miałam - potwierdziła Katarina, wycierając nos, i już za
szlabanem dodała: - Postanowiłam, że dzisiaj spędzimy bardzo miły
dzień.
Elisabeth roześmiała się.
- Sama lepiej bym tego nie ujęła.
- No wiesz, kura i jajko.
- Ale cię ostatnio wzięły te kury.
Katarina parsknęła śmiechem, ledwie mogła utrzymać kierownicę.
Zjechały z E4, minęły tysiącletni kościół i jezioro.
- Pięknie tutaj - powiedziała Elisabeth.
- Zaraz zobaczysz. - Oczy Katariny roziskrzyły się jak śnieg w
słońcu. - Zaraz zobaczysz.
- Bardzo mało mi powiedziałaś o domu i okolicy.
- Chyba rozumiesz, że to ma być niespodzianka.
I była.
- Katarina, to przecież nie jest domek szeregowy, tylko willa.
- Nie, szeregowy, bo stoi w jednym szeregu z garażem.
Katarina wyjęła klucze i otworzyła drzwi. W dużym hallu było
ciepło i pachniało farbą. Zwieżo pomalowane, białe ściany, po lewej
dobrze wyposażona kuchnia, po prawej duży salon z kominkiem. I
duże okna wychodzące na otwartą przestrzeń.
- A teraz, mamusiu, zobaczysz coś wspaniałego.
Ze wzruszenia głos uwiązł jej w gardle, kiedy wchodziła z mamą na
górę.
Na piętrze był skośny sufit, dłuższa ściana dużego pokoju miała
mansardowe okna. Elisabeth natychmiast tam podeszła i patrzyła na
łąki i zagajniki rosnące na łagodnym zboczu schodzącym nad jezioro.
- Czy to jezioro?
- Tak, skute lodem, ale już niedługo, mamusiu. Hanssonowie mówili, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl