[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mogła mu powiedzieć, nawet gdy leżał w szpitalu. Jego dziecko umarło w
czasie, kiedy on o mały włos nie rozstał się z tym światem. Jeszcze jeden
bolesny zbieg okoliczności, niezależny od jego woli.
Wzbierał w nim gniew. A czy to w ogóle było jego dziecko? Trzeba to
sprawdzić, nie można ślepo wierzyć temu, co podaje prasa. A zródło
informacji i całego zamieszania siedzi tuż obok. I drży na całym ciele.
O nie, nie pozwoli jej odejść, dopóki wszystko nie zostanie wyjaśnione.
Nie da jej szansy na upowszechnianie kolejnych kłamstw na swój temat.
Jak na ironię to właśnie on miał chronić dobre imię rodziny, zagrożone
wyskokami brata. Bo to on był synem, który spełniał oczekiwania ojca.
Theros nie mógł im sprostać. Z jego winy.
I to właśnie on, Stefano, do spółki z siedzącą z tyłu kobietą splamił
honor rodziny. Teraz musi być silny. Nie dać się, ignorować zaczepki
mediów, zyskać na czasie, dojść do prawdy i nie dopuścić do zniszczenia
opinii rodziny.
Kiki czuła w powietrzu złą energię. Siedzący przed nią mężczyzna
promieniował napięciem. Można się było domyślać, że jest kompletnie
100
R
L
T
zdruzgotany. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Do niej zwracał się
oficjalnie, chłodnym tonem, jakiego zazwyczaj używa się w stosunku do
niezbyt bliskich i niezbyt lubianych znajomych. Przez to Kiki czuła się
jeszcze bardziej samotna.
 Wydaje mi się, że teraz powinnaś mimo wszystko pojechać na
Aspelicus. Tam będziesz bezpieczna i przeczekasz to wszystko. O reszcie
porozmawiamy pózniej, kiedy dowiem się więcej. Nie chcę zrobić niczego,
czego bym potem żałował.
Kiki usiadła sztywno. Aha, więc on może żałować. Jej cierpienie można
publicznie roztrząsać, a on nawet nie dzielił z nią żałoby!
 Tak. Oczywiście. Chodzi tylko o ciebie. To typowe.
Rzucił jej niechętne spojrzenie.
 Nie byłaś łaskawa mnie poinformować. Wolałaś się zwierzać
gazetom.
A więc on tak myśli? Znów typowe.
 Wierzysz, że mogłam upublicznić swój ból? Widać, że mnie w ogóle
nie znasz.
Odwróciła się do okna i w milczeniu obserwowała mijane ulice. Jak
mógł coś takiego pomyśleć! Ale niby dlaczego nie? To takie do niego
podobne.
Teraz pojadą na Aspelicus. Nie miała sił się przed tym bronić. Jeszcze
dwanaście godzin temu uważała to za kompletnie niemożliwe, ale teraz była
w takim stanie, że nie protestowałaby, nawet gdyby ktoś chciał ją wysłać na
Księżyc. Normalna kobieta w jej wieku szuka ciekawej pracy, oczekuje na
narodziny dziecka, a jej przypadła rola podżegaczki, zdrajczyni, dręczycielki
niewinnego księcia.
Skuliła się, miała ochotę płakać. Ale nie, nie da mu tej satysfakcji.
101
R
L
T
Niewidzącym wzrokiem gapiła się w okno. Właśnie dotarli na lotnisko i
zatrzymali się obok pasa startowego.
 Jeszcze jedno  powiedział, zanim wysiedli.  Ta twoja ciąża. To
było naprawdę moje dziecko?
Kiki odwróciła się i spojrzała na niego z takim obrzydzeniem, że aż się
wzdrygnął. Na szczęście starczyło mu poczucia przyzwoitości, by szepnąć:
 Przepraszam.
Niestety, za pózno. Jak w ogóle mogła myśleć, że go kocha? Człowieka,
który był w stanie podejrzewać ją o coś takiego?
 Trudno, nie cofniesz tych słów.
 To kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć, że będziemy mieli dziecko? 
zapytał z nieprzeniknioną miną.
Okej, ona potrafi zachować spokój. Potrafi, bo jej serce zastygło. Jest
zamarznięte jak zimą te jeziora w Szwajcarii, które zawsze chciała zobaczyć.
I teraz też by chciała. Byle być jak najdalej stąd.
 Wtedy, kiedy miałeś wrócić. Ale nie wróciłeś, więc telefonowałam.
Ale jakoś nie dane mi było się dodzwonić.
Przez otwarte drzwi samochodu dostrzegła znajomy helikopter.
Zabawne, jak rzeczy potrafią się zmieniać w tak krótkim czasie. Była
zadowolona, gdy Stefano siadł za sterami i sam wskazał jej siedzenie z tyłu.
Przynajmniej przez godzinę nie będzie musiała wdychać wydalanych przez
niego oparów nienawiści.
Wszystko docierało do niej jak przez mgłę. Była dosłownie
sparaliżowana. Wydawało się jej, że zaledwie po kilku sekundach zeszli do
lądowania na podjezdzie pałacu. Apatycznie spojrzała na zgromadzony
tłumek.
Stefano otworzył drzwi od jej strony.
102
R
L
T
 Póki co, na użytek mojej rodziny będziemy uchodzić za zaręczonych.
Muszę ratować twarz. Oczywiście skończymy z tym we właściwym czasie.
Odczuła to jak cios w samo serce. Ten dzień z godziny na godzinę staje
się coraz gorszy!
 Nie, ja nie będę niczego udawać.
Nie zgodzi się na rolę piątego koła u wozu. Poznała ją dobrze w
dzieciństwie. Teraz chce żyć pełnią życia. Być kochaną, nie ledwie
tolerowaną. Być dla kogoś pępkiem świata, a nie odległą planetą, którą można
w dowolnej chwili usunąć z orbity.
 Tu nie chodzi o udawanie. To tylko tak, na jakiś czas.
Wyjął z kieszeni pudełko i nagle na jej palcu pojawił się pierścień z
ciężkim diamentem. Jak kajdany. Dowód jej nowego statusu.
 Jeśli tak, to zgoda.  Zaśmiała się histerycznie.  Ja zawsze byłam
dla ciebie  na jakiś czas .
Zcisnął jej dłoń.
 Przestań. Czy nie widzisz, że dość już szkód narobiłaś?
Poczuła się zmęczona. A co ze szkodami, które jej wyrządzono? Gdy
teraz wziął ją za rękę, nic nie zaiskrzyło. Nieszczęście oddaliło ich od siebie.
Właściwie powinna się z tego cieszyć. Czego się spodziewała? %7łe chwyci ją
w ramiona i szlochając przeprosi za to, że go nie było przy niej, gdy go
potrzebowała? Broń Boże. Chociaż... byłoby miło...
Z nieprzeniknionym wyrazem twarzy zaczął ją przedstawiać
zgromadzonym. Nic z tego nie rozumiała.
W jaki sposób fałszywe tymczasowe zaręczyny miałyby poprawić
sytuację? Przecież kiedyś i tak prawda wyjdzie na jaw. Próbowała się jednak
uśmiechać, witając się z kolejnymi osobami. Po prezentacji w gronie rodziny
przyszła kolej na ustawioną w szeregu służbę.
103
R
L
T
Dla każdego obserwatora musiało być oczywiste, że tych dwoje dzieli
mur niechęci. Ale może lojalność sługi pozwala widzieć wszystko w innych
barwach? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl