[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nikt go nie słuchał. Dziewczyny ze wszystkich stron wyciągały do niego pisaki i
restauracyjne menu. Soprany były najgorsze. Karen Sue Walters chciała, żeby Luke jej się
podpisał na biuście, chyba dlatego, że nie mogła znalezć kawałka papieru.
Ale alty wcale nie. zachowywały się lepiej. Zobaczyłam nawet, jak Znudzona Liz -
tylko że wcale już nie miała tej swojej znudzonej miny - wdrapuje się na maskę samochodu i
chwyta Luke'a za nogi. O mało nie stracił równowagi, ale Liz zupełnie się tym nie przejęła.
Szlochała mu w nogawki spodni:
- Luke! Och, Luke! Kocham cię!
Doprawdy żałosne. Muszę przyznać, że byłam totalnie zażenowana zachowaniem
przedstawicielek własnej płci.
Ale do dziewczyn to się nie ograniczało. Nawet kilku facetów robiło z siebie
kompletnych idiotów. Słyszałam, jak facet w farmerskiej czapce z daszkiem mówił do
drugiego:
- Wezmę se od niego autograf i opylę na giełdzie internetowej!
A pan Hall? Nauczyciel, który powinien świecić przykładem? Był najgorszy ze
wszystkich! Wrzeszczał do Luke'a:
- Panie Striker, panie Striker, czy ja mógłbym panu dać scenariusz, nad którym
pracuję? To smutna komedia o młodym mężczyznie, który dojrzewa wewnętrznie, pracując w
chórze broadwayowskiego musicalu. Moim zdaniem to rola stworzona dla pana!
Tylko kilka osób nie brało udziału w tym szaleństwie. Jedną z nich był Scott. Opierał
się o swój samochód, tylko obserwując - filar zdrowego rozumu w morzu totalnych
przypałów.
Pośpieszyłam do niego. Zupełnie już zapomniałam o sprawie z Geri Lynn.
Myślałam wyłącznie o tym, że jeśli ktoś natychmiast nie zareaguje, to Luke'a rozedrą
na kawałki, zupełnie jak Mela Gibsona w Braveheart, tyle że tym razem zrobią to fani, a nie
Brytyjczycy.
- Uważasz, że trzeba wezwać policję? - spytałam Scotta z troską. - Wiesz, nie
chciałabym nasyłać glin na swoich przyjaciół, ale...
Ale jedyna alternatywa, jaka mi się rysowała, to samodzielna próba pomocy Luke'owi
- tylko co zrobić? Tłum wokół samochodu, na którym stał, był tak gęsty, że nie mogłabym się
dostać bliżej Luke'a.
- Nie martw się - powiedział Scott. - Już załatwione. Zrobiłam na niego wielkie oczy.
- Dzwoniłeś na policję?
Podniósł swoją komórkę i mrugnął do mnie. Jeszcze w tej samej chwili usłyszałam z
oddali syreny nadjeżdżającego radiowozu.
- Och, dzięki. - Czułam, jak ogarnia mnie wielka fala ulgi.
- Czyli tak naprawdę nie został przyjęty do szkoły - powiedział Scott, chowając
komórkę do kieszeni.
- Co? - Patrzyłam, jak kelnerka z restauracji rzuca się na autograf wręczony jej
właśnie przez Luke'a. - Och, nie. On tylko przygotowuje się do roli.
- Czy Lewis i cała reszta wiedzą?
- Tak. To był ich pomysł. Scott pokręcił głową.
- Prawdopodobnie odmówią nam komentarza. Szkoda. Ale i tak będzie z tego świetny
artykuł.
Fakt, że Scott zdolny był w takiej chwili przejmować się  Gazetą , kazał mi się
domyślać, że nie bardzo przejmował się Lukiem.
Ani też zbytnio nie martwił się tą sytuacją z Geri.
- Scott, jest mi...
Przykro z powodu twojego rozstania z Geri Lynn. To właśnie zamierzałam
powiedzieć.
Tyle że dokładnie wtedy wydarzyły się trzy różne rzeczy naraz. Po pierwsze, wóz
policji wjechał na parking z rykiem syreny. Po drugie, duża czarna limuzyna - chyba ta sama,
która zabierała Luke'a codziennie po szkole - wyłoniła się zza budynku restauracji, zupełnie
jakby cały czas tam stała.
A po trzecie, Geri Lynn podbiegła do nas z roziskrzonym wzrokiem.
- Widzieliście kiedyś coś takiego? - spytała. - Szlag mnie trafia, bo nikt nie ma
kamery. Coś się wreszcie zaczyna dziać w tej pipidówie, a my nie mamy jak tego uwiecznić!
Nie zdołałam się zorientować, czy udało jej się zaprosić Luke'a na Wiosenne
Szaleństwo, czy nie. Podejrzewałam, że nie, bo tłum wokół gwiazdora nadal był dość gęsty.
Wiele osób cofnęło się na widok wozu patrolowego, a kolejne zaczęły się odsuwać, kiedy
policjant, naprawdę potężny facet, pewnym krokiem wszedł w sam środek zamieszania.
Mimo to Luke wciąż jeszcze nie schodził z dachu samochodu.
- Jaka szkoda, że tu nie ma Kwanga! - żałowała Geri. - On ma cyfrową kamerę w
komórce!
Policjant przedarł się przez kordon wielbicieli gwiazdora. Powiedział coś do Luke'a, a
ten uśmiechnął się z wdzięcznością, potem zszedł z dachu samochód u, kiedy policjant
powstrzymywał naprawdę upartych fanów. Z przykrością muszę przyznać, że należała do
nich spora grupa sopranów, z Triną na czele.
- Dobra, proszę państwa - huknął policjant, kiedy limuzyna zatrzymała się przy
Luke'u, a on zręcznie wślizgnął się do środka. - Proszę się rozejść. Proszę się rozjechać... - Bo
oczywiście, wszystkie samochody na Clayton Mall Road maksymalnie zwolniły, żeby
siedzący z nich mogli przyjrzeć się tym dziwnym scenom, które się rozgrywały w myjni
samochodowej Bardów.
Trina podbiegła do nas pędem. Była zarumieniona i zmartwiona.
- Widzieliście? - spytała. - Wsiadł do limuzyny i słowem się do nikogo nie odezwał!
Nawet nie dostałam od niego autografu! I to po tym, jak wspierałam go przez te wszystkie
lata...
- Też mi wsparcie - burknęłam. - Mało go nie rozdeptałyście!
- To nie ja - zaprotestowała Trina. - To Karen Sue Walters. Usiłowała go namówić,
żeby się jej podpisał na biuście. Dzięki Bogu, że nie było tutaj jej matki...
Zauważyłam, że stojący za nami Scott i Geri pogrążyli się w kolejnej ewidentnie
poważnej rozmowie. Wzięłam Trinę za ramię i odciągnęłam ją na bok, żeby zapewnić tamtym
trochę prywatności. No cóż, w każdym razie, względnej prywatności.
- Słuchaj, jeśli napiszę list do Luke'a, przekażesz mu go? - spytała mnie Trina. - No bo
musicie być dość blisko, skoro dopuścił cię do tego całego sekretu.
Trina... - Pokręciłam głową. Limuzyna właśnie ruszała. I dobrze, bo niektóre
dziewczyny już poprzyklejały się do zaciemnionych szyb, usiłując rzucić ostatnie spojrzenie
na swojego bohatera. - Ja go prawie nie znam. On tu przyjechał tylko po to, żeby
obserwować...
W tym momencie szyberdach limuzyny się otworzył, a ze środka wyjrzał Luke.
Dziewczyny wokół auta zaczęły piszczeć i rzuciły się w stronę swojego idola, jakby chciały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl