[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pyskiem w niebie wydziwia, jakby służył do mszy.
Tuż obok, jak to bywa między błękitami,
Przelatuje siedząco Pan Bóg z aniołami.
A ten wrzeszczy od rzeczy i na koniu pstroku
To skoczy, to zje malwę, to ginie w obłoku!
AKTEON
Powieść o Akteonie: wiosna szumi w borze.
Podpatrzył w blask boginię, skąpaną w jeziorze.
Za karę go w jelenia przedzierzgnęła mściwie.
Pokrwawiła się wieczność o leśne igliwie!...
Psy go własne opadły, szarpiąc, jak zwierzynę!
Wpośród godzin istnienia miał taką godzinę!...
Próżno bronił obcego, które boli, ciała!
Zmierć go, psami poszczuwszy, z jeleniem zrównała...
Próżno wzywał na pomoc dawnych towarzyszy,
Nasłuchując ich kroków na pobrzeżach ciszy!
Nikt nie poznał po głosie i po znoju rany,
%7łe to człowiek - nie jeleń! Duch - upolowany!
Nikt nie zgadł tajemnicy narzuconych wcieleń!
Musiał być tym, czym nie był! I zginął, jak jeleń!
I jam niegdyś był inny. Dziś jeszcze się złocę.
A złociłem się bardziej... Zwiadkami - złe noce!
69
Pamiętam dawnych braci rozbłyskane twarze.
Wówczas o czymś marzyłem... Dziś blednę, gdy marzę!
Nikt nie umiał tak istnieć, jak ja, w tej godzinie,
Gdym cię, Boże, podpatrzył! - Duch mój odtąd ginie!
Przemieniony w człowieka za nędzę mej zbrodni,
Dzwigam obce mi ciało w blask Bożej pochodni!
I ginę śmiercią; obcą, co mym kościom przeczy...
Inna mi się należy !... Nie chcę tej - człowieczej !...
Ginę, w ludzką powłokę wsnuty, jak w płaszcz zgrzebny.
Kto mnie pozna po płaszczu? Precz z nim!
Niepotrzebny ! Kto mnie pozna po głosie, że to ja tak śpiewam?
Milcz, glosie! Nie mój jesteś! Swego już nie miewam...
Majacząc cudzych kształtów zgubną niepodobą,
Nawet w śmierci godzinie nie mogę być sobą!
Krwawą zmorę jelenia unosząc śród powiek,
Próżno wołam o pomoc! - I ginę, jak człowiek!
ALCABON
Był na świecie Alcabon. Był, na pewno był!
O brzóz przyszłość wiódł z mgłami walki nieustanne.
Próżnię życia na karku dzwigał z całych sił!
 Tere - fere! - tak śpiewał,
Gdy się śmierci spodziewał,
Aż pokochał osiadłą na strychu Kuriannę.
Dur go pchał wzwyż po schodach. Dur, na pewno dur!
We łbie miał złote mroczki i srebrne zamiecie,
70
Gdy wspinając się ku niej, dawał baczny zór
Na czar, co się po cichu
Tak utrwala na strychu,
Jakby miejsca zabrakło gdzie indziej na świecie.
W drzwi uderzył oburącz. W drzwi, na pewno w drzwi!
Ktokolwiek w drzwi kołacze - niech wejdzie i kocha!
Kurianna, jak Kurianna... Zni raczej, niż drwi...
Na barłogu - od środka
Patrzy duża i słodka -
Lgnie do niej ufna ciału koszula - ciasnocha.
Znój mu wargi przynaglił! Znój, na pewno znój!
Szedł do niej po ciemnościach, jak wicher po łanie!
Kto ma oczy - niech widzi! Był ich cały trój:
On i barłóg, i ona,
I wyrychlił ramiona,
By ją porwać na trwałe wbrew światu kochanie!
Biel jej ciała przywłaszczał. Biel, na pewno biel!
A chłonęła go w siebie ciszkiem, jak mogiła,
Poznał, czym jest czar nocy, szept i chętna ściel,
I tak skochał dziewczynę,
%7łe wołała w mrok:  Ginę! -
Bo się pierwszej miłości niechcący broniła.
Gil jej w uszach zadzwonił. Gil, na pewno gil!
Tak tętniła krwią śpiewną, tak drżała w głąb chcenia...
Zdzierż szczęście!... Nie zdzierżyła!... Ledwo kilka chwil!...
71
Nienawykła do czary,
Zmarła z westchnień nadmiaru,
Umierając, nie miała nic do powiedzenia!
Strych zawinił wszystkiemu! Strych, na pewno strych!
Z jego wyżyn dał w nicość nura bezpowrotnie -
Zaśmiał się w samo niebo, a przy ziemi ścichł,
Pilnej śmierci cios tępy
Duszę rozpruł na strzępy,
Aż się z niej wysypały skarby dożywotnie!
Piach się z duszy wysypał! Piach, na pewno piach!
Ten, co w podróż się złoci do zorzy, gdy kona -
Bochen chleba w gwiazd wieńcu - skrót pałacu w mgłach -
Rzęsa Boża - dwie pszczoły -
I trzy z wosku anioły.
Czego tylko nie było w duszy Alcabona!
POETA
Zaroiło się w sadach od tęcz i zawieruch;
Z drogi! - Idzie poeta - niebieski wycieruch!
Zbój obłoczny, co z światem jest - wspak i na noże!
Baczność! - Nic się przed takim uchronić nie może!
Słońce - w cebrze, dal - w szybie, świt - w studni, a zwłaszcza
Wszelkie dziwy zza jarów - prawem snu przywłaszcza.
Rad Boga między żuki wmodlić - do zielnika,
Gdzie się z listem miłosnym sam jelonek styka!...
72
Zwietniejąc łachmanami - tym żwawszy, im golszy -
Nie bez wróżb się uśmiecha do grabu i olszy -
I widziano w dzień biały tego obłąkańca,
Jak wierzbę sponad rzeki porywał do tańca!
A tak zgubnie porywać, mimo drwin i zniewag -
Zdoła tylko z otchłanią sprzysiężony śpiewak.
%7łona jego, żegnając swój los znakiem krzyża,
Na palcach - pełna lęku do niego się zbliża.
Stoi... Nie śmie przeszkadzać... On słowa nawleka
Na sznur rytmu, a ona płochliwie narzeka
 Giniemy... Córki nasze - w nędzy i rozpaczy...
A wiadomo, że jutro nie będzie inaczej...
Wleczesz nas w nieokreślność... Spójrz - my tu pod płotem
Mrzemy z głodu bez jutra, a ty nie wiesz o tem! -
Wie i wiedział zawczasu!... I ze łzami w gardle
Wiersz układa pokutnie - złociście - umarle -
Za pan brat ze zmorami... Treść, gdy w rytm się stacza,
Póty w nim się kołysze, aż się przeinacza.
Chętnie łowi treść, w której łzy prawdziwe płoną -
Ale kocha naprawdę tę - przeinaczoną...
I z zachłanną radością mąci mu się głowa,
Gdy ujmie niepochwytność w dwa przyległe słowa!
A słowa się po niebie włóczą i łajdaczą -
I udają, że znaczą coś więcej, niż znaczą!...
I po tym samym niebie - z tamtej ułud strony -
Znawca słowa - Bóg płynie - w poetę wpatrzony.
Widzi jego niezdolność do zarobkowania
I to, że się za snami tak pilnie ugania !
73
Stwierdza z zgrozą, że w chacie - nędza i zagłada -
A on w szale występnym wiersz śpiewny układa ! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl