[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Teraz Bel ubrana była w lekką sukienkę na ramiączkach,
która sięgała jej zaledwie do połowy ud. Gdy się pochylała,
widać było białe majtki. Na jej ramionach pięknie grały
mięśnie. Zapewne ćwiczyła w sali gimnastycznej, podobnie
jak Jake w studenckich czasach. A może Brad podarował jej
dożywotni abonament do swoich klubów sportowych.
Niewykluczone również, że po prostu lubiła dobry, zdrowy
seks pięć razy dziennie. Jake zastanawiał się, kim może być
ten szczęściarz i jak wiele zachodu trzeba by było, żeby go
przepędzić...
Jedno z cienkich ramiączek osunęło się po gładkim
ramieniu. Bel obróciła się do okna i przez ułamek sekundy
Jake widział jej piersi kołyszące się pod cienką bawełną.
Pochwyciła młotek i pochyliła się nad...
- A niech cię!!!
Przenikliwemu okrzykowi towarzyszył świst młotka, który
Jake usłyszał tuż obok własnego ucha. Zdążył się uchylić i
młotek chybił celu.
- Co ty tu robisz, ty przebrzydły zboczeńcu?!
Jake zastygł w miejscu, niezdolny wypowiedzieć nawet
słowa. Bel podbiegła do okna i na jej twarzy odmalowało się
zdumienie pomieszane z grozą.
- Jake! Skąd się tu wziąłeś?
Udało mu się w końcu odzyskać mowę. Bezradnie uniósł
dłonie do góry.
- Ja... Ach... Przepraszam cię, Bel, ja tylko... Tylko na
ciebie patrzyłem - dokończył z głupawym uśmiechem.
Bel z przerażeniem przyłożyła dłonie do policzków.
- Boże, myślałam, że to jakiś podglądacz! Okropnie mnie
przestraszyłeś.
- Ty mnie też - odparł. - Ależ ty potrafisz wrzeszczeć!
Całe szczęście, że nie dostałem zawału. - Pochylił się i
podniósł młotek. - Chciałabyś go odzyskać? Przykro mi, że
nie możesz wyryć na nim mojego nazwiska, ale odskoczyłem
odruchowo.
Bel wzięła od niego młotek i wybuchnęła śmiechem. To
była jedna z rzeczy, które mu się w niej podobały - ten
nieskrępowany, zarazliwy śmiech. Po chwili przyłączył się do
niej i obydwoje zgięli się wpół. Bel zwisała z parapetu
otwartego okna, a Jake stał obok, oparty o ścianę.
Po kilku minutach Bel podniosła głowę i otarła łzy z
policzków.
- Och, nie mogę! - wykrztusiła. - Twoja twarz! Kobiety
nieczęsto śmiały się z Jake' a. Sytuacja była nieco
denerwująca.
- Czy ty się śmiejesz ze mnie? - zapytał zdumiony. Bel
tylko potrząsnęła głową.
- Swoją drogą, co robiłeś pod tym oknem?
- Po prostu zobaczyłem, że tu jesteś, i zatrzymałem się,
żeby popatrzeć. Jesteś atrakcyjną kobietą.
- Czy zawsze podglądasz atrakcyjne kobiety przez okno,
gdy nadarzy ci się okazja? - zapytała z szerokim uśmiechem.
Wyglądała w tej chwili niezmiernie pociągająco. Jake pochylił
się ku oknu i zapominając zupełnie o swoich dobrych
chęciach, pocałował ją w usta. Przez jego ciało natychmiast
przebiegł prąd, jakby dotknął nie zabezpieczonego przewodu
elektrycznego. Miał to być zwykły, przyjacielski pocałunek.
Chodziło mu tylko o to, by zamknąć Bel usta, ale
nieświadomie przyciągnął jej głowę do siebie i całował ją
coraz zachłanniej. Była tak zaskoczona, że nie potrafiła
zapanować nad swoimi reakcjami. Zadrżała, a jej ramiona
odruchowo splotły się na karku Jake'a.
Rozmowa z Russem dała jej wiele do myślenia. W
pierwszej chwili oczywiście bardzo pragnęła uwierzyć, że jej
brat odgadł prawdę i Jake jedynie nie zdaje sobie sprawy z
własnych uczuć. Ale w miarę upływu czasu, gdy Jake dzwonił
wyłącznie po to, by uzgodnić kwestie finansowe dotyczące
domu Brada i Tallii, musiała się pogodzić z myślą, że Russ
jednak się mylił. Gdyby Jake w jakikolwiek sposób okazał, że
jego zainteresowanie nie minęło... ale on tego nie zrobił. Jego
glos przez telefon, podczas tych kilku krótkich rozmów,
brzmiał przyjaznie lecz całkiem bezosobowo. Odkładał
słuchawkę przy pierwszej sposobności, Bel nie była wiec
przygotowana na to, że będzie musiała odpierać jego ataki, i
teraz w jednej chwili zmieniła się w plastelinę, w bezwładnie
oplecioną wokół niego lianę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Teraz Bel ubrana była w lekką sukienkę na ramiączkach,
która sięgała jej zaledwie do połowy ud. Gdy się pochylała,
widać było białe majtki. Na jej ramionach pięknie grały
mięśnie. Zapewne ćwiczyła w sali gimnastycznej, podobnie
jak Jake w studenckich czasach. A może Brad podarował jej
dożywotni abonament do swoich klubów sportowych.
Niewykluczone również, że po prostu lubiła dobry, zdrowy
seks pięć razy dziennie. Jake zastanawiał się, kim może być
ten szczęściarz i jak wiele zachodu trzeba by było, żeby go
przepędzić...
Jedno z cienkich ramiączek osunęło się po gładkim
ramieniu. Bel obróciła się do okna i przez ułamek sekundy
Jake widział jej piersi kołyszące się pod cienką bawełną.
Pochwyciła młotek i pochyliła się nad...
- A niech cię!!!
Przenikliwemu okrzykowi towarzyszył świst młotka, który
Jake usłyszał tuż obok własnego ucha. Zdążył się uchylić i
młotek chybił celu.
- Co ty tu robisz, ty przebrzydły zboczeńcu?!
Jake zastygł w miejscu, niezdolny wypowiedzieć nawet
słowa. Bel podbiegła do okna i na jej twarzy odmalowało się
zdumienie pomieszane z grozą.
- Jake! Skąd się tu wziąłeś?
Udało mu się w końcu odzyskać mowę. Bezradnie uniósł
dłonie do góry.
- Ja... Ach... Przepraszam cię, Bel, ja tylko... Tylko na
ciebie patrzyłem - dokończył z głupawym uśmiechem.
Bel z przerażeniem przyłożyła dłonie do policzków.
- Boże, myślałam, że to jakiś podglądacz! Okropnie mnie
przestraszyłeś.
- Ty mnie też - odparł. - Ależ ty potrafisz wrzeszczeć!
Całe szczęście, że nie dostałem zawału. - Pochylił się i
podniósł młotek. - Chciałabyś go odzyskać? Przykro mi, że
nie możesz wyryć na nim mojego nazwiska, ale odskoczyłem
odruchowo.
Bel wzięła od niego młotek i wybuchnęła śmiechem. To
była jedna z rzeczy, które mu się w niej podobały - ten
nieskrępowany, zarazliwy śmiech. Po chwili przyłączył się do
niej i obydwoje zgięli się wpół. Bel zwisała z parapetu
otwartego okna, a Jake stał obok, oparty o ścianę.
Po kilku minutach Bel podniosła głowę i otarła łzy z
policzków.
- Och, nie mogę! - wykrztusiła. - Twoja twarz! Kobiety
nieczęsto śmiały się z Jake' a. Sytuacja była nieco
denerwująca.
- Czy ty się śmiejesz ze mnie? - zapytał zdumiony. Bel
tylko potrząsnęła głową.
- Swoją drogą, co robiłeś pod tym oknem?
- Po prostu zobaczyłem, że tu jesteś, i zatrzymałem się,
żeby popatrzeć. Jesteś atrakcyjną kobietą.
- Czy zawsze podglądasz atrakcyjne kobiety przez okno,
gdy nadarzy ci się okazja? - zapytała z szerokim uśmiechem.
Wyglądała w tej chwili niezmiernie pociągająco. Jake pochylił
się ku oknu i zapominając zupełnie o swoich dobrych
chęciach, pocałował ją w usta. Przez jego ciało natychmiast
przebiegł prąd, jakby dotknął nie zabezpieczonego przewodu
elektrycznego. Miał to być zwykły, przyjacielski pocałunek.
Chodziło mu tylko o to, by zamknąć Bel usta, ale
nieświadomie przyciągnął jej głowę do siebie i całował ją
coraz zachłanniej. Była tak zaskoczona, że nie potrafiła
zapanować nad swoimi reakcjami. Zadrżała, a jej ramiona
odruchowo splotły się na karku Jake'a.
Rozmowa z Russem dała jej wiele do myślenia. W
pierwszej chwili oczywiście bardzo pragnęła uwierzyć, że jej
brat odgadł prawdę i Jake jedynie nie zdaje sobie sprawy z
własnych uczuć. Ale w miarę upływu czasu, gdy Jake dzwonił
wyłącznie po to, by uzgodnić kwestie finansowe dotyczące
domu Brada i Tallii, musiała się pogodzić z myślą, że Russ
jednak się mylił. Gdyby Jake w jakikolwiek sposób okazał, że
jego zainteresowanie nie minęło... ale on tego nie zrobił. Jego
glos przez telefon, podczas tych kilku krótkich rozmów,
brzmiał przyjaznie lecz całkiem bezosobowo. Odkładał
słuchawkę przy pierwszej sposobności, Bel nie była wiec
przygotowana na to, że będzie musiała odpierać jego ataki, i
teraz w jednej chwili zmieniła się w plastelinę, w bezwładnie
oplecioną wokół niego lianę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]