[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domu?
- O to się nie martw. Przydzieliłem ci stałą ochronę.
- Nikogo nie widziałam - zaprzeczyła. Machnął ręką.
- Gdyby nasi agenci byli widoczni, nie byliby skuteczni.
Coś szczególnego w poprzednim zdaniu Sama przykuło jej
uwagę.
- To ty przydzieliłeś mi ochronę?
Kiwnął głową.
139
RS
- Ach tak - mruknęła. - Nie wiedziałam, że jesteś taki ważny.
Powinnam czuć się zaszczycona, że osobiście się mną zająłeś.
- Mówiłem ci, że zaproponowano mi inną pracę-przypomniał jej.
- Pamiętam o tym. Zrobiłeś się tak ważny za biurkiem, że już
sam nie zajmujesz się takimi sprawami, prawda?
- Nie o to chodzi, Abby. Oboje wiemy, jak by się to skończyło,
gdybym się znowu do ciebie sprowadził. Przydzieliłem ci zresztą
naszych najlepszych agentów. Na pewno dobrze cię pilnują.
- Nie masz pojęcia, jak ta informacja podnosi moje poczucie
bezpieczeństwa.
- Zdaje mi się, że w zeszłym tygodniu twoje bezpieczeństwo
wcale cię nie obchodziło. O ile pamiętam, uważałaś wtedy, że Jordan i
ja mocno przesadzamy.
- To było w zeszłym tygodniu. Teraz wszystko się zmieniło.
- Co się zmieniło? - Pochylił się w jej stronę, a jego palce
kurczowo Zcisnęły krawędz biurka.
Abby wstała i dumnie uniosła głowę.
- Wszystko - oświadczyła. - Czy masz jeszcze jakieś pytania?
Jeżeli nie, pozwolisz, że cię pożegnam. Nie chciałabym spóznić się na
lunch.
Wyprowadzony z równowagi jej lodowatym tonem, zerwał się i
nagłym ruchem chwycił ją za ramiona.
- Chcę wiedzieć, co się zmieniło! Mam prawo to wiedzieć!...
- Ty się zmieniłeś! - krzyknęła. Wyrwała się z jego uścisku i
ruszyła w stronę drzwi.
Zastąpił jej drogę.
140
RS
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Jego uścisk miażdżył jej
ramię.
- Puść mnie...-usiłowała się wyswobodzić.
- Najpierw odpowiedz na moje pytanie! Potrząsnęła głową. Nie
miała zamiaru tłumaczyć mu, że pomyliła się, biorąc jego zawodowe
zainteresowanie za objaw uczucia.
- W gruncie rzeczy nie wiem, o co mi chodzi - mruknęła,
przygryzając wargi.
- Abby, jeżeli chodzi o tę noc... Gdyby były jakieś
konsekwencje, mam nadzieję, że dasz mi znać.
Spojrzała na niego ze zdumieniem. Konsekwencje?... Jak mógł
być taki ślepy? Oczywiście, są już konsekwencje. Zakochała się w
nim, ofiarowała mu siebie całą, a on ją odtrącił. Wycofał się, kiedy
sprawa została zamknięta. Gdyby nie te listy, nigdy by się już do niej
nie odezwał.
- Nie musisz się niczego obawiać - powiedziała chłodno,
wpatrując się w wiszący na ścianie portret prezydenta. - W razie czego
na pewno nie będę cię ścigać.
Jego palce spazmatycznie zacisnęły się na jej dłoni.
- Abby, nie traktuj mnie w ten sposób.
Zrozpaczona, zapragnęła powiedzieć coś, co by go zraniło.
- Popisujesz się swoimi rycerskimi manierami trochę nie w porę,
Sam. Trzeba było o tym pomyśleć, zanim poszedłeś ze mną do łóżka.
A teraz proszę cię, puść mnie. Chcę wyjść.
Uwolnił jej ręce, przeklinając się w duchu za to, że nie potrafił
jej zatrzymać.
141
RS
Sięgnął do kieszeni i podał jej wizytówkę.
- Noś to zawsze przy sobie - polecił jej szorstko. Wziął pióro i
napisał coś na odwrocie.
- To moje nowe telefony. Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała,
znajdziesz mnie pod jednym z tych numerów. Dzwoń bez względu na
porę.
Bez względu na porę, pomyślała. Może zadzwonić do niego,
kiedy tylko zechce, a on natychmiast zjawi się w podskokach. Tak, jak
ona to zrobiła dziś rano. Wystarczył jeden telefon, a przyleciała jak
głupia. Z jedną tylko drobną różnicą. Przyszła do niego z miłości, a on
przyjdzie do niej jedynie z obowiązku.
Zimnymi palcami wzięła z jego rąk wizytówkę. Spokojnie
przedarła ją na pół i jeszcze raz na pół. A potem rzuciła na podłogę.
Podniosła na niego oczy i wtedy spostrzegł, że są pełne furii.
- Niech cię diabli... - szepnęła. Odwróciła się i wyszła,
zostawiając go na środku jego eleganckiego gabinetu.
142
RS
Rozdział 10
Przez następny tydzień deszcz padał bez przerwy. Abby odnosiła
wrażenie, że pogoda chce zadać kłam słowom popularnej piosenki,
która zapewniała, że w Kalifornii nigdy nie pada". Prawdę mówiąc,
deszcz wcale jej nie przeszkadzał. Wręcz wydawał się być stosownym
tłem dla jej ponurego nastroju. Dotychczasowa energia nagle ją
opuściła, a pogoda dostarczyła wygodnego pretekstu, żeby nie
wychodzić z domu.
Całe dnie spędzała przy oknie, wpatrzona w ciemne chmury,
kłębiące się nad wzburzonym oceanem.
Parokrotnie próbowała zatelefonować do Sama, ale odkładała
słuchawkę, zanim się odezwał. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że
dzwoni tylko po to, żeby usłyszeć jego głos. W którymś momencie
zaczęła nawet modlić się o nowy list z pogróżkami. Przynajmniej
miałaby jakiś pretekst...
Jordan Winston przyjechał na weekend, ale Abby tłumacząc się
lekkim zaziębieniem wymówiła się od zaproszenia na kolację. Jordan [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
domu?
- O to się nie martw. Przydzieliłem ci stałą ochronę.
- Nikogo nie widziałam - zaprzeczyła. Machnął ręką.
- Gdyby nasi agenci byli widoczni, nie byliby skuteczni.
Coś szczególnego w poprzednim zdaniu Sama przykuło jej
uwagę.
- To ty przydzieliłeś mi ochronę?
Kiwnął głową.
139
RS
- Ach tak - mruknęła. - Nie wiedziałam, że jesteś taki ważny.
Powinnam czuć się zaszczycona, że osobiście się mną zająłeś.
- Mówiłem ci, że zaproponowano mi inną pracę-przypomniał jej.
- Pamiętam o tym. Zrobiłeś się tak ważny za biurkiem, że już
sam nie zajmujesz się takimi sprawami, prawda?
- Nie o to chodzi, Abby. Oboje wiemy, jak by się to skończyło,
gdybym się znowu do ciebie sprowadził. Przydzieliłem ci zresztą
naszych najlepszych agentów. Na pewno dobrze cię pilnują.
- Nie masz pojęcia, jak ta informacja podnosi moje poczucie
bezpieczeństwa.
- Zdaje mi się, że w zeszłym tygodniu twoje bezpieczeństwo
wcale cię nie obchodziło. O ile pamiętam, uważałaś wtedy, że Jordan i
ja mocno przesadzamy.
- To było w zeszłym tygodniu. Teraz wszystko się zmieniło.
- Co się zmieniło? - Pochylił się w jej stronę, a jego palce
kurczowo Zcisnęły krawędz biurka.
Abby wstała i dumnie uniosła głowę.
- Wszystko - oświadczyła. - Czy masz jeszcze jakieś pytania?
Jeżeli nie, pozwolisz, że cię pożegnam. Nie chciałabym spóznić się na
lunch.
Wyprowadzony z równowagi jej lodowatym tonem, zerwał się i
nagłym ruchem chwycił ją za ramiona.
- Chcę wiedzieć, co się zmieniło! Mam prawo to wiedzieć!...
- Ty się zmieniłeś! - krzyknęła. Wyrwała się z jego uścisku i
ruszyła w stronę drzwi.
Zastąpił jej drogę.
140
RS
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Jego uścisk miażdżył jej
ramię.
- Puść mnie...-usiłowała się wyswobodzić.
- Najpierw odpowiedz na moje pytanie! Potrząsnęła głową. Nie
miała zamiaru tłumaczyć mu, że pomyliła się, biorąc jego zawodowe
zainteresowanie za objaw uczucia.
- W gruncie rzeczy nie wiem, o co mi chodzi - mruknęła,
przygryzając wargi.
- Abby, jeżeli chodzi o tę noc... Gdyby były jakieś
konsekwencje, mam nadzieję, że dasz mi znać.
Spojrzała na niego ze zdumieniem. Konsekwencje?... Jak mógł
być taki ślepy? Oczywiście, są już konsekwencje. Zakochała się w
nim, ofiarowała mu siebie całą, a on ją odtrącił. Wycofał się, kiedy
sprawa została zamknięta. Gdyby nie te listy, nigdy by się już do niej
nie odezwał.
- Nie musisz się niczego obawiać - powiedziała chłodno,
wpatrując się w wiszący na ścianie portret prezydenta. - W razie czego
na pewno nie będę cię ścigać.
Jego palce spazmatycznie zacisnęły się na jej dłoni.
- Abby, nie traktuj mnie w ten sposób.
Zrozpaczona, zapragnęła powiedzieć coś, co by go zraniło.
- Popisujesz się swoimi rycerskimi manierami trochę nie w porę,
Sam. Trzeba było o tym pomyśleć, zanim poszedłeś ze mną do łóżka.
A teraz proszę cię, puść mnie. Chcę wyjść.
Uwolnił jej ręce, przeklinając się w duchu za to, że nie potrafił
jej zatrzymać.
141
RS
Sięgnął do kieszeni i podał jej wizytówkę.
- Noś to zawsze przy sobie - polecił jej szorstko. Wziął pióro i
napisał coś na odwrocie.
- To moje nowe telefony. Jeżeli będziesz czegoś potrzebowała,
znajdziesz mnie pod jednym z tych numerów. Dzwoń bez względu na
porę.
Bez względu na porę, pomyślała. Może zadzwonić do niego,
kiedy tylko zechce, a on natychmiast zjawi się w podskokach. Tak, jak
ona to zrobiła dziś rano. Wystarczył jeden telefon, a przyleciała jak
głupia. Z jedną tylko drobną różnicą. Przyszła do niego z miłości, a on
przyjdzie do niej jedynie z obowiązku.
Zimnymi palcami wzięła z jego rąk wizytówkę. Spokojnie
przedarła ją na pół i jeszcze raz na pół. A potem rzuciła na podłogę.
Podniosła na niego oczy i wtedy spostrzegł, że są pełne furii.
- Niech cię diabli... - szepnęła. Odwróciła się i wyszła,
zostawiając go na środku jego eleganckiego gabinetu.
142
RS
Rozdział 10
Przez następny tydzień deszcz padał bez przerwy. Abby odnosiła
wrażenie, że pogoda chce zadać kłam słowom popularnej piosenki,
która zapewniała, że w Kalifornii nigdy nie pada". Prawdę mówiąc,
deszcz wcale jej nie przeszkadzał. Wręcz wydawał się być stosownym
tłem dla jej ponurego nastroju. Dotychczasowa energia nagle ją
opuściła, a pogoda dostarczyła wygodnego pretekstu, żeby nie
wychodzić z domu.
Całe dnie spędzała przy oknie, wpatrzona w ciemne chmury,
kłębiące się nad wzburzonym oceanem.
Parokrotnie próbowała zatelefonować do Sama, ale odkładała
słuchawkę, zanim się odezwał. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że
dzwoni tylko po to, żeby usłyszeć jego głos. W którymś momencie
zaczęła nawet modlić się o nowy list z pogróżkami. Przynajmniej
miałaby jakiś pretekst...
Jordan Winston przyjechał na weekend, ale Abby tłumacząc się
lekkim zaziębieniem wymówiła się od zaproszenia na kolację. Jordan [ Pobierz całość w formacie PDF ]