[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dowiedzieć się wszystkiego przed śmiercią. Lecz nie dokończył pracy.
A może by tak w kazaniu poddać analizie moje poglądy na nieśmiertelność? Już widzę
reakcję Garda!
Bumie kichnął. Poczułem słaby podmuch, niosący charakterystyczną woń cmentarza. Mimo
masowości rzezi wojny, od chorób umarło tyle samo ludzi, ile od miecza. Podczas zarazy
masowe groby napełniano aż do przesady i to tak bezceremonialnie, że zbroje zostawały na
zwłokach. Do dziś odór śmierci niósł się ku miastu z zachodnim wiatrem. Był wyczuwalny
przez sześć warstw gleby. Jeszcze jeden powód radości z zakończenia Wojny i z Układu, i
mało kto patrzył na jego warunki.
Ruszyliśmy cmentarną aleją.
Niebo, które o trzeciej było ostropurpurowe, o szóstej stało się ciemnoczerwone.
Między tymi kolorami była olbrzymia różnica jak w kalejdoskopie Gila. Wspaniały, żywy
obraz złożony z monochromatycznych warstw. Majestatyczna procesja czerwieni. W
powietrzu była domieszka kurzu. Zdałem sobie sprawę, że to co widzę, to rozproszenie
światła i selektywna absorpcja.
Wiedziałem, że tego wieczoru nie spotkam nikogo więcej, kto wbijałby spojrzenie w niebo.
Z góry niosło się uporczywe brzęczenie. To napędzany parą balon z Dervil kierował się na
krótki postój na lotnisku w Damaskis. Pilot musiał się pospieszyć, jeśli zamierzał znalezć się
na ziemi przed zapadnięciem ciemności.
Kolory nieba znów się zmieniły. Wraz ze zbliżającą się nocą na domy i ulicę legła czerwień i
czerń. Było coś smutnego i pełnego zadumy w tych ostatnich kolorach dnia, zupełnie jak w
opadających liściach. Minęło jeszcze pół godziny i zmierzch zaczął przechodzić w mrok.
Następne parę stadiów zaprowadziło nas przez Berry, dzielnicę mieszkalną, która zaledwie
tuzin lat temu wyrosła na miejscu falujących zbóż i wiejskich dróg. Ciasna zabudowa wkrótce
się skończyła. Dotarliśmy do końca miasta i światła domów zostały za nami.
Burnie nie robił już wypadów na bok. Zdyszany trzymał się blisko moich nóg, wytrwale
kłusując.
Niebiosa zaczęły rozświetlać się gwiazdami. Spojrzałem znów w górę i zastanowiłem się.
Uczeni twierdzili, że te błyszczące punkty to słońca takie, jak nasze. A czy krążą wkoło tych
słońc inne światy? Czy istnieją tam inne formy życia? Gil zadawał te pytania. Nigdy nie
poznamy odpowiedzi, bo wszechświat jest zbyt daleko. Jasna Gwiazda, ten lśniący klejnot
wiszący cicho na wschodnim nieboskłonie, jak boja na fosforyzującym morzu, najśliczniejsza
ze wszystkich, pozostanie na zawsze niedostępna.
Wkroczyłem w ten wszechświat nocy i gwiazd. Był bezmierny i, nie licząc Burniego, trwałem
w nim sam. Płynąłem, szybowałem w myślach, spokojny, oderwany od świata. Opadałem w
przestrzeni.
Skręciliśmy w ulicę świętego Filliana ku mostowi.
Rozdział jedenasty
MOST
Od tego miejsca tory biegnące z Dervil ciągnęły się już prosto do miasta. Ostatnie kilka mil
ukończono dokładnie na pierwszą rocznicę Układu i pierwszy zaprzęg z trzema wagonami
miał dzielnie i z łoskotem wjechać na peron zupełnie nowej stacji w Damaskis w południe
tego właśnie dnia i uświetnić wielką galę owej uroczystości.
Jednakże punktualnie w południe członkowie komitetu wpatrzyli się w tory i nie ujrzeli
niczego, nawet ręcznej drezyny. Przewodniczący ukląkł niezdarnie i przyłożył ucho do szyny
- utwardzonej aluminiowej listwy, przybitej gwozdziami do drewnianych podkładów. Nic nie
usłyszał, poszedł zatem do budynku stacji i kazał operatorowi semafora optycznego zasięgnąć
informacji, czy pociąg opuścił już metropolię. Odpowiedz brzmiała: OOC (odszedł o czasie).
O drugiej po południu (dzień był ciepły) komitet, łącznie z przewodniczącym, dołączył do
reszty mieszkańców Damaskis, którzy spędzali czas w karczmach. Przewodniczący od czasu
do czasu wysyłał chłopaka, by ten osłuchał szyny. W porze kolacji dał sobie i z tym spokój i
wszyscy, którzy świętowali, poszli spać.
Krótko po północy zaprzęg tuzina wołców wpadł z hurkotem na stację, ciągnąc trzy
sponiewierane wagony. Opóznienie zostało od razu wytłumaczone i natychmiast wybaczone.
Maszynistą pociągu był Lenery Rork (kapitan armii uczonych, tyle że dymisjonowany), ojciec
mojej matki. Promował go sam Pilter i to w Vosstown. Jego skromną farmę spalił trzy lata
wcześniej pułk żołnierzy-kapłanów. Rork uważał Układ za ostateczne i oburzające
zwycięstwo kleru i czułby się przeklęty, gdyby pomógł w uczczeniu tego wydarzenia. Wieść
o jego błazeńskim wyłganiu się szybko dotarła do każdego zakątka i aż trzy miasta związały
swe nazwy z jego imieniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl