[ Pobierz całość w formacie PDF ]
komplikować tej niezręcznej sytuacji. Po prostu spakuję rzeczy i za moment zniknę ci z
oczu.
- Zatem jesteś zdecydowana mnie porzucić. - Starannie dobierał słowa, choć wy-
dawał się rozbawiony. - Nie wiem, czy powinienem żałować, że nie pozwolę ci odejść.
Znieruchomiała z zastygłą twarzą, ale jej oczy płonęły.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała prawie szeptem.
- A jak myślisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Przez moment tylko wpatrywała się w niego z uwagą.
- Nie dołączę do twojego haremu - mruknęła z oburzeniem. - Jak możesz sugero-
wać mi coś podobnego?
- Nie mam zamiaru sprawiać sobie haremu. - Kąciki jego ust lekko się uniosły. -
Pod warunkiem, rzecz jasna, że będziesz się zachowywała jak należy.
- Nie rozumiem - wyszeptała, choć jej głos zabrzmiał jak chlipnięcie.
- Przeciwnie, rozumiesz doskonale. - Przysunął się bliżej i położył dłonie na jej
szczupłych ramionach. - Po prostu uznałaś, że to niemożliwe. Nie wiem, dlaczego tak
uważasz.
Jessa poruszyła wargami, a na jej policzkach wykwitły rumieńce.
- Potrzebujesz królowej, która jest ciebie warta - zauważyła po chwili. - Kobiety,
która będzie ci równa pod każdym względem.
- Muszę mieć ciebie - odparł krótko i pochylił się, żeby ją pocałować.
Ich wargi zetknęły się na długą chwilę. Nagle jednak Jessa zmarszczyła brwi.
- Nie - oznajmiła stanowczo.
- Nie?
- Nie wyjdę za ciebie - podkreśliła i cofnęła się o krok.
Przez moment rozcierała ręce, wpatrzona w posadzkę. Tarik postanowił zachować
cierpliwość.
- Czemu nie? - spytał pozornie swobodnym tonem, by nie zdradzić, jak zaborczy
jest jego stosunek do niej.
Jessa zacisnęła pięści.
- Kocham cię - wyrzuciła z siebie i cicho westchnęła, a Tarik miał ochotę krzyknąć
z radości. Jej oczy rozbłysły. - Ale nie mogłabym wyjść za mężczyznę, który mnie nie
kocha - dodała odważnie. - Nawet za ciebie.
Tarik przysunął się do niej.
- Nie rób tego! - wyszeptała, ale nie poruszyła się i w żaden inny sposób nie dała
mu do zrozumienia, że go nie chce. - Tarik, i tak jest mi trudno. Proszę cię...
Przycisnął wargi do jej ust. Całował ją tak długo, aż wtuliła się w niego i otoczyła
go ramionami.
- Ja też cię kocham - wyznał, gdy po długiej chwili odsunęli się od siebie. - Nigdy
dotąd nie kochałem kobiety i nigdy nie pokocham żadnej innej. Jak możesz w to wątpić?
Pragnąłem cię od pięciu długich lat. Byłem gotów odszukać cię choćby na końcu świata.
- York nie leży na końcu świata - zauważyła niepotrzebnie.
- To zależy, gdzie się rozpocznie poszukiwania. - Westchnął. - Czego się obawiasz,
Jesso? Przecież powiedziałem ci, co się stanie, kiedy tutaj przyjedziesz.
Pamiętała, że był zły i pamiętała też, co powiedział. Oświadczył, że zatrzyma każ-
dą kobietę, którą sprowadzi do swojego pałacu. Nie wierzyła mu jednak.
- To było dawno temu - wyszeptała.
- Ożenię się z tobą - zapowiedział tak, jakby inne rozwiązanie nie wchodziło w grę.
- Nie możesz! - krzyknęła, nagle ogarnięta strachem. - Nie zasługuję na to. Nie po
tym, co zrobiłam... - Jej oczy zaszkliły się od łez. - Zrezygnowałam z ciebie, Tarik, i z
niego... Z własnego syna...
- Będzie nam go brakowało - przyznał spokojnie. - Razem będziemy za nim tęskni-
li. - Pocałował ją w czoło.
Jessa odetchnęła, a w jej sercu ożyła nadzieja.
- Będziemy mieli następne dziecko, Jesso - ciągnął. - Nie zamiast poprzedniego, w
żadnym wypadku. Chcę mieć z tobą dziecko na początek nowego, wspólnego życia.
Obiecuję ci, że odtąd już zawsze będziesz przy mnie.
Po jej policzkach spłynęły łzy. Wiedziała, że Tarik wreszcie pojął, jak wielkie było
jej poświęcenie i dlaczego zdecydowała się na tak bolesny krok. Nie ulegało wątpliwo-
ści, że oboje będą cierpieli z powodu Jeremy'ego, każdego dnia, przez resztę życia. Po
raz pierwszy jednak ośmieliła się mieć nadzieję na to, że będą dźwigać ten ciężar wspól-
nie, ramię w ramię. A któregoś dnia, jeśli razem tak postanowią, opowiedzą Jeremy'emu
całą historię i zapewnią go o swojej miłości.
- Tak - westchnęła. - Będziemy rodziną.
- Zgadza się - przytaknął chrapliwie.
- Ale przecież nie zgodziłam się na żadne małżeństwo - zauważyła nieoczekiwanie
i uśmiechnęła się lekko.
- Lepiej przywyknij do tej myśli - zasugerował Tarik. Jessa słyszała rozbawienie w
jego głosie. - Jesteś w moim kraju, nie potrzebuję twojej zgody. - Pocałował ją raz jesz-
cze. - Choć chętnie ją uzyskam.
- Tak - zadecydowała cichym głosem. Była gotowa spędzić życie z Tarikiem. -
Tak, wyjdę za ciebie.
- Będziesz przy mnie szczęśliwa, Jesso. - Rozradowany zerwał się z miejsca, nie
wypuszczając jej z objęć. Jessa przywarła do jego ramienia. - Będziesz szczęśliwa - po-
wtórzył, lekko marszcząc brwi.
- Czy to twój królewski rozkaz? - spytała roześmiana, kiedy oboje zawirowali i
miękko upadli na szerokie łoże, nadal splątani w uścisku.
- Jestem królem - zauważył i pochylił się nad nią. - To ja tworzę prawo.
- A ja będę królową. - Udała, że się zastanawia. - Skoro tak, to i ja będę tworzyła
prawo, prawda?
- Jeśli sobie tego zażyczysz.
Jessa pocałowała go z uśmiechem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
komplikować tej niezręcznej sytuacji. Po prostu spakuję rzeczy i za moment zniknę ci z
oczu.
- Zatem jesteś zdecydowana mnie porzucić. - Starannie dobierał słowa, choć wy-
dawał się rozbawiony. - Nie wiem, czy powinienem żałować, że nie pozwolę ci odejść.
Znieruchomiała z zastygłą twarzą, ale jej oczy płonęły.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała prawie szeptem.
- A jak myślisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Przez moment tylko wpatrywała się w niego z uwagą.
- Nie dołączę do twojego haremu - mruknęła z oburzeniem. - Jak możesz sugero-
wać mi coś podobnego?
- Nie mam zamiaru sprawiać sobie haremu. - Kąciki jego ust lekko się uniosły. -
Pod warunkiem, rzecz jasna, że będziesz się zachowywała jak należy.
- Nie rozumiem - wyszeptała, choć jej głos zabrzmiał jak chlipnięcie.
- Przeciwnie, rozumiesz doskonale. - Przysunął się bliżej i położył dłonie na jej
szczupłych ramionach. - Po prostu uznałaś, że to niemożliwe. Nie wiem, dlaczego tak
uważasz.
Jessa poruszyła wargami, a na jej policzkach wykwitły rumieńce.
- Potrzebujesz królowej, która jest ciebie warta - zauważyła po chwili. - Kobiety,
która będzie ci równa pod każdym względem.
- Muszę mieć ciebie - odparł krótko i pochylił się, żeby ją pocałować.
Ich wargi zetknęły się na długą chwilę. Nagle jednak Jessa zmarszczyła brwi.
- Nie - oznajmiła stanowczo.
- Nie?
- Nie wyjdę za ciebie - podkreśliła i cofnęła się o krok.
Przez moment rozcierała ręce, wpatrzona w posadzkę. Tarik postanowił zachować
cierpliwość.
- Czemu nie? - spytał pozornie swobodnym tonem, by nie zdradzić, jak zaborczy
jest jego stosunek do niej.
Jessa zacisnęła pięści.
- Kocham cię - wyrzuciła z siebie i cicho westchnęła, a Tarik miał ochotę krzyknąć
z radości. Jej oczy rozbłysły. - Ale nie mogłabym wyjść za mężczyznę, który mnie nie
kocha - dodała odważnie. - Nawet za ciebie.
Tarik przysunął się do niej.
- Nie rób tego! - wyszeptała, ale nie poruszyła się i w żaden inny sposób nie dała
mu do zrozumienia, że go nie chce. - Tarik, i tak jest mi trudno. Proszę cię...
Przycisnął wargi do jej ust. Całował ją tak długo, aż wtuliła się w niego i otoczyła
go ramionami.
- Ja też cię kocham - wyznał, gdy po długiej chwili odsunęli się od siebie. - Nigdy
dotąd nie kochałem kobiety i nigdy nie pokocham żadnej innej. Jak możesz w to wątpić?
Pragnąłem cię od pięciu długich lat. Byłem gotów odszukać cię choćby na końcu świata.
- York nie leży na końcu świata - zauważyła niepotrzebnie.
- To zależy, gdzie się rozpocznie poszukiwania. - Westchnął. - Czego się obawiasz,
Jesso? Przecież powiedziałem ci, co się stanie, kiedy tutaj przyjedziesz.
Pamiętała, że był zły i pamiętała też, co powiedział. Oświadczył, że zatrzyma każ-
dą kobietę, którą sprowadzi do swojego pałacu. Nie wierzyła mu jednak.
- To było dawno temu - wyszeptała.
- Ożenię się z tobą - zapowiedział tak, jakby inne rozwiązanie nie wchodziło w grę.
- Nie możesz! - krzyknęła, nagle ogarnięta strachem. - Nie zasługuję na to. Nie po
tym, co zrobiłam... - Jej oczy zaszkliły się od łez. - Zrezygnowałam z ciebie, Tarik, i z
niego... Z własnego syna...
- Będzie nam go brakowało - przyznał spokojnie. - Razem będziemy za nim tęskni-
li. - Pocałował ją w czoło.
Jessa odetchnęła, a w jej sercu ożyła nadzieja.
- Będziemy mieli następne dziecko, Jesso - ciągnął. - Nie zamiast poprzedniego, w
żadnym wypadku. Chcę mieć z tobą dziecko na początek nowego, wspólnego życia.
Obiecuję ci, że odtąd już zawsze będziesz przy mnie.
Po jej policzkach spłynęły łzy. Wiedziała, że Tarik wreszcie pojął, jak wielkie było
jej poświęcenie i dlaczego zdecydowała się na tak bolesny krok. Nie ulegało wątpliwo-
ści, że oboje będą cierpieli z powodu Jeremy'ego, każdego dnia, przez resztę życia. Po
raz pierwszy jednak ośmieliła się mieć nadzieję na to, że będą dźwigać ten ciężar wspól-
nie, ramię w ramię. A któregoś dnia, jeśli razem tak postanowią, opowiedzą Jeremy'emu
całą historię i zapewnią go o swojej miłości.
- Tak - westchnęła. - Będziemy rodziną.
- Zgadza się - przytaknął chrapliwie.
- Ale przecież nie zgodziłam się na żadne małżeństwo - zauważyła nieoczekiwanie
i uśmiechnęła się lekko.
- Lepiej przywyknij do tej myśli - zasugerował Tarik. Jessa słyszała rozbawienie w
jego głosie. - Jesteś w moim kraju, nie potrzebuję twojej zgody. - Pocałował ją raz jesz-
cze. - Choć chętnie ją uzyskam.
- Tak - zadecydowała cichym głosem. Była gotowa spędzić życie z Tarikiem. -
Tak, wyjdę za ciebie.
- Będziesz przy mnie szczęśliwa, Jesso. - Rozradowany zerwał się z miejsca, nie
wypuszczając jej z objęć. Jessa przywarła do jego ramienia. - Będziesz szczęśliwa - po-
wtórzył, lekko marszcząc brwi.
- Czy to twój królewski rozkaz? - spytała roześmiana, kiedy oboje zawirowali i
miękko upadli na szerokie łoże, nadal splątani w uścisku.
- Jestem królem - zauważył i pochylił się nad nią. - To ja tworzę prawo.
- A ja będę królową. - Udała, że się zastanawia. - Skoro tak, to i ja będę tworzyła
prawo, prawda?
- Jeśli sobie tego zażyczysz.
Jessa pocałowała go z uśmiechem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]