[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jej umysł nadal był jasny i rozbudzony, a ciało spięte i czujne, jak gdyby na
coś czekało& jak gdyby chciało się bronić przed czającym się gdzieś w kącie
niebezpieczeństwem.
Muszę się zrelaksować, myślała, muszę się zrelaksować.
Już kiedyś tak się czułam. Ale kiedy i gdzie? Poszperała w pamięci i& tak, to
było właściwe porównanie: czuła się tak jak w poczekalni u dentysty.
To uczucie, że masz przed sobą coś nieskończenie nieprzyjemnego, to
nakazywanie sobie spokoju, to odwracanie myśli i jednocześnie ta zbijająca z nóg
świadomość, że tak czy inaczej trzeba będzie przejść przez ciężkie
doświadczenie&
Ale teraz? Przez jakie doświadczenie miałabym przejść właśnie teraz?
Co miało się zdarzyć?
Jaszczurki, pomyślała, pochowały się w swoich norkach& to dlatego, że zbliża
się burza& spokój przed burzą& oczekiwanie& oczekiwanie&
O Boże, oto na powrót popadam w jakiś dziwny chaos.
Panna Gilbey& dyscyplina& duchowe rekolekcje&
Rekolekcje! Powinnam oddać się rozważaniom. Mantra& odśpiewywanie mantry&
Teozofia? Buddyzm?
Nie, nie, powinnam trwać przy własnej religii. Rozważania o Bogu. O miłości
do Boga. Bóg& Ojcze nasz, który jesteś w niebie&
Jej własny ojciec, jego prosto przycięta, ruda marynarska broda, jego
głębokie, przenikliwe, niebieskie oczy, jego zamiłowanie do utrzymywania domu we
wzorowym porządku. Dobrotliwy pedant, oto kim był jej ojciec, emerytowany
admirał. I jej matka, wysoka, szczupła kobieta, wiecznie roztrzepana i
nieporządna, beztroska i pełna słodyczy. Na jej matkę nikt się nigdy nie
gniewał. Dla jej matki zawsze znalazło się jakieś usprawiedliwienie, choć
niejednego potrafiła doprowadzić do białej gorączki.
Jej matka wychodziła na przyjęcia w rękawiczkach nie od pary i w
przekrzywionej spódnicy, albo w kapeluszu krzywo przyszpilonym do koka
60
stalowosiwych włosów, a przy tym absolutnie szczęśliwa i pogodna i absolutnie
nieświadoma jakichkolwiek uchybień w swoim wyglądzie. Admirał się złościł, ale
nigdy na żonę. Jego złość spadała na córki.
 Dlaczego wy, dziewczęta, nie miałybyście zadbać o waszą matkę? Jak możecie
pozwolić, by wyglądała tak, jak wygląda! Nie życzę sobie podobnego niedbalstwa!
 ryczał.
One, jego trzy córki, mówiły posłusznie:
 Masz rację, ojcze.  A potem jedna do drugiej:  Wszystko to bardzo piękne,
lecz doprawdy mama jest niemożliwa!
Oczywiście Joan bardzo kochała matkę, lecz ta miłość nie czyniła jej ślepą na
fakt, że matka, mówiąc bez ogródek, była wyjątkowo nieznośną kobietą. Jej wesołe
usposobienie i serdeczność raczej nie równoważyły braku systematyczności i
logiki w postępowaniu.
Po śmierci matki przeżyła coś w rodzaju szoku. Porządkując papiery, natknęła
się na list od ojca, pisany z okazji dwudziestej rocznicy ślubu.
%7łałuję niezmiernie, że w takim dniu nie mogę być z Tobą, moje kochanie.
Chciałbym umieć powiedzieć Ci w tym liście, czym jest dla mnie twoja miłość,
czym była przez wszystkie nasze wspólne lata i o ile droższa jesteś memu sercu
dzisiaj niż kiedykolwiek przedtem. Twoja miłość jest dla mnie błogosławieństwem,
ukoronowaniem mego życia i dziękuję za nią Bogu, dziękuję Bogu za Ciebie&
Jakoś nigdy nie zdawała sobie sprawy, że jej ojciec żywił wobec jej matki aż
tyle uczucia&
Rodney i ja, pomyślała, w pazdzierniku będziemy obchodzić nasze
dwudziestopięciolecie. Nasze srebrne gody. Jakie by to było miłe, gdyby napisał
do mnie taki list&
Zaczęła ten list sama układać w myślach.
Najdroższa Joan, sądzę, że powinienem napisać, ile Ci zawdzięczam& i ile dla
mnie znaczysz& Nie masz pojęcia, to pewne, jak wielkim błogosławieństwem jest
dla mnie Twoja miłość&
Taki list, pomyślała, przerywając ćwiczenia z wyobrazni, raczej nie wydaje mi
się realny. Niemożliwe, by Rodney coś takiego napisał& chociaż, oczywiście,
Rodney bardzo mnie kocha& tak, on mnie bardzo kocha&
Dlaczego powtarzam to sobie z takim wyzwaniem? Dlaczego czuję na skórze taki
dziwny zimny dreszczyk& ? Więc o czym to myślałam przedtem?
No proszę! Znów to samo. Miałam oddać się duchowym medytacjom, a zamiast tego
wdaję się w rozmyślania o zwykłej codzienności  o ojcu i matce, od dawna już
nieżyjących.
Zmarli oboje, zostawiając mnie samą sobie.
Samą na pustyni. Uwięzioną w tym bardzo nieprzyjemnym pokoju.
Nawet nie mam o czym myśleć, poza sobą&
Poderwała się. %7ładnego pożytku z leżenia, kiedy nie można zasnąć&
Ach, jakże nienawidzę tych wysokich pokoi z ich małymi oknami zasłoniętymi
drucianą siatką. Te pokoje człowieka osaczają. Człowiek czuje się w nich zerem.
Potrzebuję powietrza, dużego salonu, przyjemnych kretonowych zasłon,
trzaskającego w kominku ognia i ludzi  mnóstwa ludzi, ludzi, do których
mogłabym pójść z wizytą, ludzi, którzy mogliby przyjść z wizytą do mnie&
Doprawdy, pociąg musi wkrótce nadejść. Pociąg powinien wkrótce nadejść. Albo
samochód& albo w ogóle coś&
 Ja nie mogę tutaj zostać  powiedziała na głos.  Nie mogę tutaj zostać!
Przyszło jej na myśl, że mówienie do samej siebie, to bardzo zła oznaka.
Poprosiła o herbatę, a potem wyszła z zajazdu. Czuła, że nie wytrzymałaby
dłużej w zamknięciu, sam na sam z myślami.
Postanowiła przejść się i nie myśleć.
Myślenie, oto, co wyprowadzało ją z równowagi. Popatrz na ludzi, którzy tu
mieszkają na stałe, podpowiadał jej wewnętrzny głos, na Hindusa, na arabskiego
chłopca, na kucharza. Ci nigdy nie myślą, to pewne.
 Czasami ja siedzieć i myśleć, a czasami tylko siedzieć& 
61
Kto to powiedział? I jakiż to cudowny sposób na życie!
Nie powinna myśleć. Wystarczy, jak będzie spacerować. Na wszelki wypadek nie
za daleko od zajazdu. Tak, na wszelki wypadek&
Zatoczyła wielkie koło. Raz, i jeszcze raz, i jeszcze. Jak jakieś zwierzę. To
przecież upokarzające. Tak, to upokarzające, ale niech tam. Przecież musi na
siebie uważać, bardzo uważać. Bo inaczej&
Inaczej co? Nie wiedziała. Nie miała pojęcia.
Nie wolno mi myśleć o Rodneyu, powtarzała sobie w duchu, nie wolno mi myśleć
o Averil, nie wolno mi myśleć o Tonym, nie wolno mi myśleć o Barbarze. Nie wolno
mi myśleć o Blanche Haggard. Nie wolno mi myśleć o szkarłatnych kwiatach
rododendronu. (Zwłaszcza nie wolno mi myśleć o szkarłatnych kwiatach
rododendronu!) Nie wolno mi myśleć o poezji& Nie wolno mi myśleć o Joan
Scudamore. Ale przecież to jestem ja! Nie, to nie jestem ja. Tak, jestem& Jeśli
nie miałabyś o czym myśleć, tylko o sobie, to czy przypadkiem nie dowiedziałabyś
się czegoś na swój temat?
 Nie chcę się niczego dowiadywać  powiedziała głośno.
Zdziwił ją dzwięk własnego głosu. A właściwie dlaczego nie miałaby się czegoś
dowiedzieć?
To jest niby bitwa, pomyślała, walczę w przegranej bitwie.
Lecz przeciw komu? Przeciwko czemu?
Nieważne, pomyślała. Nie chcę tego wiedzieć&
Do diabła z tym. Tak, do diabła.
Jakie dziwne uczucie& jakby ktoś szedł obok mnie. Ktoś, kogo znam całkiem
niezle. Jeśli odwrócę głowę& Odwróciła. I co? I nikogo obok nie ma. Nikogo nie
ma ani obok, ani trochę dalej. W ogóle nikogo tu nie ma.
Mimo to nie mogła pozbyć się uczucia, że ktoś obok niej idzie. Zaczęła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl