[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skop, na wszystkie te lustrzane odbicia zahipnotyzowałeś sam siebie. Byłeś blisko utra-
ty zmysłów, a twoja uwaga nie podlegała już woli. A sam wiesz, do czego prowadzą ta-
kie rzeczy! Jak on się nazywał, co? Mike Mullen? Ten twój przyjaciel z Gracchus? Zgod-
nie z twoim dossier...
Moja wdzięczność za jego rozpowszechnienie Jim złożył ironiczny ukłon.
Tylko niezbędne szczegóły, Jim! Tylko niezbędne szczegóły. Jeśli sam tego nie ro-
zumiesz, to ci powiem: jesteśmy w kłopotliwej sytuacji. Najpierw morderstwo, a teraz
to. Jeśli ta fantazja rozniesie się... nie rozniesie się, prawda?
Jeśli wystawisz Weinbergera na pokaz publiczny...
Ależ musimy to zrobić... chociaż muszę zaprotestować przeciw określeniu pokaz
publiczny . Może sądzisz, że stawiasz nas w sytuacji bez wyjścia? Resnick tańczył jak
tokujący cietrzew.
Pozwól sobie zatem przypomnieć, że w wyjątkowej sytuacji przewodnik może
mieć nakazane przedwczesne odejście. Jeśli nadążasz za moim tokiem rozumowania...
Och, naturalnie, że nadążam Jim przeciągłym spojrzeniem omiótł twarze obu
towarzyszek Resnicka owej burzowej nocy w bungalowie nad jeziorem. Jego faworyty...
Na wspomnienie przedwczesnego odejścia, na twarzy Mary-Ann wykwitł lekki, bez-
wiedny uśmiech.
W porządku, więc Weinberger nie znalazł ukojenia w swojej maszynie ode-
zwał się gniewnie Jim. Ale, do cholery, zaczął się powoli oczyszczać ze swego wro-
giego stosunku do śmierci. Czyż nie dostrzegacie tego? Teraz może się tego trzymać. To
bardzo dobry znak.
A co z twoim wrogim stosunkiem do śmierci? ponownie wtrąciła się do roz-
mowy Alice. Też jesteś przekonany, że to widziałeś!
63
Wrogim? Cóż za nonsens! Dajcie mi trochę czasu. Weinberger to skomplikowany
przypadek... a swoją drogą, to już całkowicie nie twój interes, Alice.
W czyich jednak rękach zbiegały się nici wszystkich spraw i intryg w tym Domu?
Być może udało mi się nawiązać quasi-telepatyczną więz z Weinbergerem przy-
znał Jim. Tak jak przystało prawdziwemu przewodnikowi.
To zrozumiałe, skoro zapadłeś w otępienie odrzekł Resnick nieco łagodniej.
Gdy Weinberger przebudził się i toczył walkę z fantomami, ty zacząłeś przeżywać
halucynacje, fantastyczne wizje. W myśli wypełniłeś sobie puste ręce Weinbergera tym
czymś. Tyś powołał do życia fantoma, a Weinberger go pochwycił... Został wyrwany z
transu środkiem pobudzającym, krew tętniła mu w skroniach i gałkach ocznych... to, co
ujrzał, to wyłącznie personifikacja jego własnej krwi pulsującej mu pod powiekami.
Nie mógłbym przecież sam się zahipnotyzować, pomyślał Jim. Wiedziałem, że coś ta-
kiego może nastąpić, i od czasu do czasu odrywałem się od wziernika.
Zastanawia mnie, czemu tym właśnie Jim wypełnił pustą przestrzeń odezwała
się znów Alice. Tym nietoperzem, kogutem bojowym, czy co tam jeszcze było?
Czymkolwiek: nietoperzem, kogutem, ćmą. Oczywiście, niczym z tego, co wymieni-
ła Alice, a zarazem wszystkim tym. Obcą mieszaniną. Stworem nie pochodzącym z Zie-
mi.
Quasi-telepatia? powtórzył ostrożnie Jim.
Przychodzi mi do głowy, że zakładamy tylko, iż obaj widzieliście to samo ode-
zwała się milcząca dotąd Mary-Ann. Brzmiało to tak, jakby chciała pomóc Jimowi.
Zgoda, obaj doznaliście silnego przeżycia, obaj coś ujrzeliście. Ale czy obaj ujrze-
liście to samo? Czy wasze doświadczenia były identyczne? Pytałeś Weinbergera, co on
widział?
Jim uświadomił sobie, że nie spytał.
Wszystko to było tak niezwykle żywe, a wszelkie ruchy Weinbergera w klatce tak
zsynchronizowane i celowe, że Jim bez zastanowienia uznał, iż stwór, z którym walczył
Weinberger, był tym samym stworem, którego widział on sam!
Klął siebie w duchu, dokładając starań, by nikt nie mógł wyczytać z jego twarzy, co
czuł naprawdę.
Postanowił skłamać. Obaj musieli widzieć to samo. W przeciwnym bowiem wypad-
ku... Jego wyobrażenie śmierci istne szaleństwo i niedorzeczność! Okropnie dziecin-
ne.
Poza tym Mary-Ann wcale nie chciała mu pomóc. Przeciwnie, próbowała wpędzić
go w zasadzkę. Chciała, by przyznał się do przeoczenia, co oznaczałoby występowanie
u niego uczuć, których w rzeczywistości nie posiadał, emocji, które były absolutnie u
przewodnika niedopuszczalne. Gdyby nieopatrznie przyjął sugestie Mary-Ann, mógł
od razu prosić o dymisję jeśliby oczywiście Dom wyraził na nią zgodę bez jednocze-
64
snego żądania przedwczesnego odejścia. Mogli bowiem tego zażądać. Mogli.
Oczywiście, że pytałem odparł, mając nadzieję, że nikt w międzyczasie nie py-
tał o to samo Weinbergera. Obaj widzieliśmy to samo.
Przypadek silnej identyfikacji mruknął Resnick. Zgadzam się, że identyfi-
kacja z klientem jest rzeczą pożyteczną, ale w tym konkretnym przypadku nieco prze- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
skop, na wszystkie te lustrzane odbicia zahipnotyzowałeś sam siebie. Byłeś blisko utra-
ty zmysłów, a twoja uwaga nie podlegała już woli. A sam wiesz, do czego prowadzą ta-
kie rzeczy! Jak on się nazywał, co? Mike Mullen? Ten twój przyjaciel z Gracchus? Zgod-
nie z twoim dossier...
Moja wdzięczność za jego rozpowszechnienie Jim złożył ironiczny ukłon.
Tylko niezbędne szczegóły, Jim! Tylko niezbędne szczegóły. Jeśli sam tego nie ro-
zumiesz, to ci powiem: jesteśmy w kłopotliwej sytuacji. Najpierw morderstwo, a teraz
to. Jeśli ta fantazja rozniesie się... nie rozniesie się, prawda?
Jeśli wystawisz Weinbergera na pokaz publiczny...
Ależ musimy to zrobić... chociaż muszę zaprotestować przeciw określeniu pokaz
publiczny . Może sądzisz, że stawiasz nas w sytuacji bez wyjścia? Resnick tańczył jak
tokujący cietrzew.
Pozwól sobie zatem przypomnieć, że w wyjątkowej sytuacji przewodnik może
mieć nakazane przedwczesne odejście. Jeśli nadążasz za moim tokiem rozumowania...
Och, naturalnie, że nadążam Jim przeciągłym spojrzeniem omiótł twarze obu
towarzyszek Resnicka owej burzowej nocy w bungalowie nad jeziorem. Jego faworyty...
Na wspomnienie przedwczesnego odejścia, na twarzy Mary-Ann wykwitł lekki, bez-
wiedny uśmiech.
W porządku, więc Weinberger nie znalazł ukojenia w swojej maszynie ode-
zwał się gniewnie Jim. Ale, do cholery, zaczął się powoli oczyszczać ze swego wro-
giego stosunku do śmierci. Czyż nie dostrzegacie tego? Teraz może się tego trzymać. To
bardzo dobry znak.
A co z twoim wrogim stosunkiem do śmierci? ponownie wtrąciła się do roz-
mowy Alice. Też jesteś przekonany, że to widziałeś!
63
Wrogim? Cóż za nonsens! Dajcie mi trochę czasu. Weinberger to skomplikowany
przypadek... a swoją drogą, to już całkowicie nie twój interes, Alice.
W czyich jednak rękach zbiegały się nici wszystkich spraw i intryg w tym Domu?
Być może udało mi się nawiązać quasi-telepatyczną więz z Weinbergerem przy-
znał Jim. Tak jak przystało prawdziwemu przewodnikowi.
To zrozumiałe, skoro zapadłeś w otępienie odrzekł Resnick nieco łagodniej.
Gdy Weinberger przebudził się i toczył walkę z fantomami, ty zacząłeś przeżywać
halucynacje, fantastyczne wizje. W myśli wypełniłeś sobie puste ręce Weinbergera tym
czymś. Tyś powołał do życia fantoma, a Weinberger go pochwycił... Został wyrwany z
transu środkiem pobudzającym, krew tętniła mu w skroniach i gałkach ocznych... to, co
ujrzał, to wyłącznie personifikacja jego własnej krwi pulsującej mu pod powiekami.
Nie mógłbym przecież sam się zahipnotyzować, pomyślał Jim. Wiedziałem, że coś ta-
kiego może nastąpić, i od czasu do czasu odrywałem się od wziernika.
Zastanawia mnie, czemu tym właśnie Jim wypełnił pustą przestrzeń odezwała
się znów Alice. Tym nietoperzem, kogutem bojowym, czy co tam jeszcze było?
Czymkolwiek: nietoperzem, kogutem, ćmą. Oczywiście, niczym z tego, co wymieni-
ła Alice, a zarazem wszystkim tym. Obcą mieszaniną. Stworem nie pochodzącym z Zie-
mi.
Quasi-telepatia? powtórzył ostrożnie Jim.
Przychodzi mi do głowy, że zakładamy tylko, iż obaj widzieliście to samo ode-
zwała się milcząca dotąd Mary-Ann. Brzmiało to tak, jakby chciała pomóc Jimowi.
Zgoda, obaj doznaliście silnego przeżycia, obaj coś ujrzeliście. Ale czy obaj ujrze-
liście to samo? Czy wasze doświadczenia były identyczne? Pytałeś Weinbergera, co on
widział?
Jim uświadomił sobie, że nie spytał.
Wszystko to było tak niezwykle żywe, a wszelkie ruchy Weinbergera w klatce tak
zsynchronizowane i celowe, że Jim bez zastanowienia uznał, iż stwór, z którym walczył
Weinberger, był tym samym stworem, którego widział on sam!
Klął siebie w duchu, dokładając starań, by nikt nie mógł wyczytać z jego twarzy, co
czuł naprawdę.
Postanowił skłamać. Obaj musieli widzieć to samo. W przeciwnym bowiem wypad-
ku... Jego wyobrażenie śmierci istne szaleństwo i niedorzeczność! Okropnie dziecin-
ne.
Poza tym Mary-Ann wcale nie chciała mu pomóc. Przeciwnie, próbowała wpędzić
go w zasadzkę. Chciała, by przyznał się do przeoczenia, co oznaczałoby występowanie
u niego uczuć, których w rzeczywistości nie posiadał, emocji, które były absolutnie u
przewodnika niedopuszczalne. Gdyby nieopatrznie przyjął sugestie Mary-Ann, mógł
od razu prosić o dymisję jeśliby oczywiście Dom wyraził na nią zgodę bez jednocze-
64
snego żądania przedwczesnego odejścia. Mogli bowiem tego zażądać. Mogli.
Oczywiście, że pytałem odparł, mając nadzieję, że nikt w międzyczasie nie py-
tał o to samo Weinbergera. Obaj widzieliśmy to samo.
Przypadek silnej identyfikacji mruknął Resnick. Zgadzam się, że identyfi-
kacja z klientem jest rzeczą pożyteczną, ale w tym konkretnym przypadku nieco prze- [ Pobierz całość w formacie PDF ]