[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To obietnica?
- Propozycja nie do odrzucenia.
Spojrzała na niego zalotnie spod długich rzęs i uśmiechnęła się ciepło. Rozumiała
jednak, że nie powinna dłużej zostać. Podniosła torebkę, pomachała Luke'owi ręką i opu-
ściła gabinet.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Emily wystawiła twarz na orzezwiający powiew wieczornego wiatru. Zadowolona
pomyślała, że wszystko układało się idealnie. Kupiła perfekcyjną suknię i śliczne buty.
Fryzjerka przeszła samą siebie i uczesała ją doskonale. Emily przeobraziła się w gwiazdę
sceny lat czterdziestych, a zachwyt w oczach Luke'a mówił jej, że efekt jest rewelacyjny.
Stali teraz na pokładzie, wśród innych elegancko ubranych gości, a łódz leniwie
sunęła przez wody Tamizy. Budynki na obu brzegach skąpane były w pomarańczowym
świetle zachodzącego słońca.
Luke wpatrywał się w dal. Dłonie oparł o barierkę, ale wzrok miał nieprzeniknio-
ny. Emily przyglądała się mu i żałowała, że nie potrafi czytać w myślach.
- Z jakiej okazji urządzono dzisiejszą galę? - spytała, przerywając ciszę.
Wyrwany z zamyślenia, wzdrygnął się.
- Dzieci - mruknÄ…Å‚ niezrozumiale.
- Jak to? Wszystkich?
Uśmiechnął się przepraszająco.
- Niezupełnie. Ale istnieje dziś wiele różnych organizacji charytatywnych. Raz w
roku urzÄ…dzajÄ… galÄ™.
Pół godziny pózniej zeszli po trapie i wmieszali się w kolorowy tłum. Zewsząd do-
biegała muzyka i śmiechy. Akrobaci, żonglerzy i inni cyrkowcy zabawiali gości. U wej-
ścia do okazałego budynku wesołe melodie grał kwartet smyczkowy.
- Luke!
Zatrzymał ich donośny głos. Mężczyzna o szerokim uśmiechu podszedł do nich.
Luke nie wyglądał na zadowolonego ze spotkania.
- Tak mi się wydawało, że to ty. Co tu, u licha, robisz?
- Jack - chłodno przywitał się Luke. - Mógłbym spytać o to samo.
- Poszerzam horyzonty - odparł Jack wesoło.
- A ty jak się wytłumaczysz? - spytał i w tej samej chwili dostrzegł Emily. - Ach,
teraz rozumiem - dodał powoli i zlustrował ją uważnie od stóp do głowy.
- ProszÄ™, proszÄ™ - mruknÄ…Å‚. - Panna Zielone Bikini.
R
L
T
W pierwszej chwili Emily miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciec jak najdalej,
by w samotności doczekać chwili, gdy łódz zabierze ich z powrotem. Jednak zaintrygo-
wała ją reakcja Luke'a.
- Zgaduję, że ty jesteś zrobię-ci-dobrze"? - rzuciła mu harde spojrzenie.
- We własnej osobie. Równie skromny, utalentowany i niebywale przystojny - za-
śmiał się Jack.
- Przedstawisz nas sobie? - zwrócił się do Luke'a.
- Nie.
- Tak myślałem - powiedział mężczyzna, po czym wyciągnął rękę w stronę Emily.
- Jack Taylor.
- Emily Marchmont. - Odwzajemniła uścisk.
- Cieszę się, że mogę cię poznać. - Jack nie przestawał się uśmiechać. - Aż żałuję,
że podczas aukcji nie byłem bardziej uparty. Luke, może przyniesiesz nam drinki, a ja
zaopiekuję się piękną Emily?
Spojrzała na Luke'a. Mężczyzna stał nieruchomo, usta miał zaciśnięte i spod zmru-
żonych oczu przyglądał się Jackowi.
- Wybacz, Jack, ale właśnie z Luke'em omawialiśmy plany na wieczór i mamy
jeszcze kilka szczegółów do ustalenia - powiedziała pospiesznie i raz jeszcze spojrzała na
Luke'a, szukajÄ…c u niego wsparcia.
- Dokładnie - mruknął niewyraznie.
Jack patrzył na nich przez chwilę, po czym uśmiechnął się szeroko.
- W porządku. Ustalajcie... szczegóły. Spotkamy się na kolacji.
- Z przyjemnością - podchwyciła Emily.
- Do zobaczenia.
Patrzyli za Jackiem, który zniknął w tłumie.
- Kto to był? - spytała.
- Stary przyjaciel.
- Wyglądał raczej na odwiecznego wroga w walce o samicę.
- Cieszy mnie twój dobry humor - rzucił cierpko.
R
L
T
- Och, nie dąsaj się. Cieszy mnie moja odkrywana na nowo kobiecość. Jeśli to cię
drażni, mogę swoje umiejętności szlifować na Jacku.
Rzucił jej ostre spojrzenie.
- DziÅ› jesteÅ› moja.
UjÄ…Å‚ jÄ… pod ramiÄ™ i ruszyli przed siebie w milczeniu.
Kiedy weszli do budynku, Emily aż zmrużyła oczy z wrażenia. Tłum pięknie wy-
glądających kobiet i mężczyzn przechadzał się między gablotami ociekającymi złotem,
srebrem i drogimi kamieniami. Emily jak zahipnotyzowana dołączyła do gości podziwia-
jÄ…cych wystawione przedmioty.
- Wpadło ci coś w oko? - spytał po chwili Luke.
- Jak każda kobieta uwielbiam błyskotki - przyznała zachwycona.
- Co powiesz na to? - wskazał na ogromne, diamentowe kolczyki. - A może ten
szafirowy naszyjnik? Pasowałyby do twojej sukni.
- To fakt - zgodziła się ze śmiechem, kiedy jednak sprzedawca podszedł otworzyć
gablotę, uśmiech zniknął z jej twarzy. - Luke, ja tylko żartowałam.
Przełknęła głośno ślinę, widząc, jak Luke gładzi palcami delikatne kamienie.
- Nie martw się. Tylko go pożyczamy. Idea polega na tym, że nosisz ten naszyjnik,
dopóki jakiś gamoń z grubszym od swojego mózgu portfelem nie postanowi go kupić.
- Ale to jest warte fortunę - zauważyła.
- Ten konkretnie naszyjnik kosztuje dwieście tysięcy funtów - wtrącił sprzedawca.
Emily powstrzymała okrzyk zaskoczenia.
- Nie mogę go nosić - powiedziała drżącym głosem. - Co zrobię, jeśli na przykład
pęknie zapięcie?
- Nasze zapięcia nie pękają - zapewnił sprzedawca.
- A gdybym zapomniała go oddać i poszła do domu?
- Proszę uwierzyć, że tak się nie stanie - uspokoił ją ekspedient i dyskretnie wska-
zał głową potężnych ochroniarzy, pilnujących budynku.
- Czuję się jak oszustka - wyznała skruszona, gdy Luke pomógł jej zapiąć naszyj-
nik.
- WyglÄ…dasz jak bogini.
R
L
T
- Chyba raczej jak Kopciuszek.
- No cóż, wybiegniesz przed północą?
- Z przystojnym księciem?
- Nie chcę cię rozczarować, ale tylko ze mną.
Emily westchnęła ciężko.
- Mam nadzieję, że jakoś to przeżyję - zachichotała, ale po chwili zmarszczyła
brwi.
- A skąd goście mają wiedzieć, że naszyjnik jest na sprzedaż? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
- To obietnica?
- Propozycja nie do odrzucenia.
Spojrzała na niego zalotnie spod długich rzęs i uśmiechnęła się ciepło. Rozumiała
jednak, że nie powinna dłużej zostać. Podniosła torebkę, pomachała Luke'owi ręką i opu-
ściła gabinet.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Emily wystawiła twarz na orzezwiający powiew wieczornego wiatru. Zadowolona
pomyślała, że wszystko układało się idealnie. Kupiła perfekcyjną suknię i śliczne buty.
Fryzjerka przeszła samą siebie i uczesała ją doskonale. Emily przeobraziła się w gwiazdę
sceny lat czterdziestych, a zachwyt w oczach Luke'a mówił jej, że efekt jest rewelacyjny.
Stali teraz na pokładzie, wśród innych elegancko ubranych gości, a łódz leniwie
sunęła przez wody Tamizy. Budynki na obu brzegach skąpane były w pomarańczowym
świetle zachodzącego słońca.
Luke wpatrywał się w dal. Dłonie oparł o barierkę, ale wzrok miał nieprzeniknio-
ny. Emily przyglądała się mu i żałowała, że nie potrafi czytać w myślach.
- Z jakiej okazji urządzono dzisiejszą galę? - spytała, przerywając ciszę.
Wyrwany z zamyślenia, wzdrygnął się.
- Dzieci - mruknÄ…Å‚ niezrozumiale.
- Jak to? Wszystkich?
Uśmiechnął się przepraszająco.
- Niezupełnie. Ale istnieje dziś wiele różnych organizacji charytatywnych. Raz w
roku urzÄ…dzajÄ… galÄ™.
Pół godziny pózniej zeszli po trapie i wmieszali się w kolorowy tłum. Zewsząd do-
biegała muzyka i śmiechy. Akrobaci, żonglerzy i inni cyrkowcy zabawiali gości. U wej-
ścia do okazałego budynku wesołe melodie grał kwartet smyczkowy.
- Luke!
Zatrzymał ich donośny głos. Mężczyzna o szerokim uśmiechu podszedł do nich.
Luke nie wyglądał na zadowolonego ze spotkania.
- Tak mi się wydawało, że to ty. Co tu, u licha, robisz?
- Jack - chłodno przywitał się Luke. - Mógłbym spytać o to samo.
- Poszerzam horyzonty - odparł Jack wesoło.
- A ty jak się wytłumaczysz? - spytał i w tej samej chwili dostrzegł Emily. - Ach,
teraz rozumiem - dodał powoli i zlustrował ją uważnie od stóp do głowy.
- ProszÄ™, proszÄ™ - mruknÄ…Å‚. - Panna Zielone Bikini.
R
L
T
W pierwszej chwili Emily miała ochotę odwrócić się na pięcie i uciec jak najdalej,
by w samotności doczekać chwili, gdy łódz zabierze ich z powrotem. Jednak zaintrygo-
wała ją reakcja Luke'a.
- Zgaduję, że ty jesteś zrobię-ci-dobrze"? - rzuciła mu harde spojrzenie.
- We własnej osobie. Równie skromny, utalentowany i niebywale przystojny - za-
śmiał się Jack.
- Przedstawisz nas sobie? - zwrócił się do Luke'a.
- Nie.
- Tak myślałem - powiedział mężczyzna, po czym wyciągnął rękę w stronę Emily.
- Jack Taylor.
- Emily Marchmont. - Odwzajemniła uścisk.
- Cieszę się, że mogę cię poznać. - Jack nie przestawał się uśmiechać. - Aż żałuję,
że podczas aukcji nie byłem bardziej uparty. Luke, może przyniesiesz nam drinki, a ja
zaopiekuję się piękną Emily?
Spojrzała na Luke'a. Mężczyzna stał nieruchomo, usta miał zaciśnięte i spod zmru-
żonych oczu przyglądał się Jackowi.
- Wybacz, Jack, ale właśnie z Luke'em omawialiśmy plany na wieczór i mamy
jeszcze kilka szczegółów do ustalenia - powiedziała pospiesznie i raz jeszcze spojrzała na
Luke'a, szukajÄ…c u niego wsparcia.
- Dokładnie - mruknął niewyraznie.
Jack patrzył na nich przez chwilę, po czym uśmiechnął się szeroko.
- W porządku. Ustalajcie... szczegóły. Spotkamy się na kolacji.
- Z przyjemnością - podchwyciła Emily.
- Do zobaczenia.
Patrzyli za Jackiem, który zniknął w tłumie.
- Kto to był? - spytała.
- Stary przyjaciel.
- Wyglądał raczej na odwiecznego wroga w walce o samicę.
- Cieszy mnie twój dobry humor - rzucił cierpko.
R
L
T
- Och, nie dąsaj się. Cieszy mnie moja odkrywana na nowo kobiecość. Jeśli to cię
drażni, mogę swoje umiejętności szlifować na Jacku.
Rzucił jej ostre spojrzenie.
- DziÅ› jesteÅ› moja.
UjÄ…Å‚ jÄ… pod ramiÄ™ i ruszyli przed siebie w milczeniu.
Kiedy weszli do budynku, Emily aż zmrużyła oczy z wrażenia. Tłum pięknie wy-
glądających kobiet i mężczyzn przechadzał się między gablotami ociekającymi złotem,
srebrem i drogimi kamieniami. Emily jak zahipnotyzowana dołączyła do gości podziwia-
jÄ…cych wystawione przedmioty.
- Wpadło ci coś w oko? - spytał po chwili Luke.
- Jak każda kobieta uwielbiam błyskotki - przyznała zachwycona.
- Co powiesz na to? - wskazał na ogromne, diamentowe kolczyki. - A może ten
szafirowy naszyjnik? Pasowałyby do twojej sukni.
- To fakt - zgodziła się ze śmiechem, kiedy jednak sprzedawca podszedł otworzyć
gablotę, uśmiech zniknął z jej twarzy. - Luke, ja tylko żartowałam.
Przełknęła głośno ślinę, widząc, jak Luke gładzi palcami delikatne kamienie.
- Nie martw się. Tylko go pożyczamy. Idea polega na tym, że nosisz ten naszyjnik,
dopóki jakiś gamoń z grubszym od swojego mózgu portfelem nie postanowi go kupić.
- Ale to jest warte fortunę - zauważyła.
- Ten konkretnie naszyjnik kosztuje dwieście tysięcy funtów - wtrącił sprzedawca.
Emily powstrzymała okrzyk zaskoczenia.
- Nie mogę go nosić - powiedziała drżącym głosem. - Co zrobię, jeśli na przykład
pęknie zapięcie?
- Nasze zapięcia nie pękają - zapewnił sprzedawca.
- A gdybym zapomniała go oddać i poszła do domu?
- Proszę uwierzyć, że tak się nie stanie - uspokoił ją ekspedient i dyskretnie wska-
zał głową potężnych ochroniarzy, pilnujących budynku.
- Czuję się jak oszustka - wyznała skruszona, gdy Luke pomógł jej zapiąć naszyj-
nik.
- WyglÄ…dasz jak bogini.
R
L
T
- Chyba raczej jak Kopciuszek.
- No cóż, wybiegniesz przed północą?
- Z przystojnym księciem?
- Nie chcę cię rozczarować, ale tylko ze mną.
Emily westchnęła ciężko.
- Mam nadzieję, że jakoś to przeżyję - zachichotała, ale po chwili zmarszczyła
brwi.
- A skąd goście mają wiedzieć, że naszyjnik jest na sprzedaż? [ Pobierz całość w formacie PDF ]