[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Niekoniecznie. - Luca wstał, odniósł małą do łóżeczka i tkliwie otulił ją kołderką.
- Nie chcę jej obudzić. Mogłaby się przestraszyć obcego. - Odetchnął głęboko i w końcu
oderwał wzrok od córki. - Musimy porozmawiać.
Skinęła głową z rezygnacją i pierwsza wyszła z pokoju.
Połączony z kuchnią pokój dzienny był mały, ale obecność Luki sprawiła, że skur-
czył się do rozmiarów domku dla lalek. Wydawał się naprawdę ciasny. Bronte poczuła
R
L
T
się niezręcznie, bo miała wrażenie, że Luca zrobi tylko jeden krok i chwyci ją w ramiona.
Nie miałaby się gdzie odsunąć, a co gorsza, wcale nie była pewna, czy by tego chciała...
Obserwując go z Ellą w ramionach, czuła wielkie wzruszenie. Malująca się na jego
twarzy bezgraniczna miłość upewniła ją, że będzie walczył o dziecko. Będzie chciał być
aktywnym ojcem. Pochodził z bogatego rodu, a Ella miała prawo do części ogromnego
majątku. Pozostawało pytanie, jak Bronte mieści się w jego planach na przyszłość?
- Napijesz się herbaty? - zagadnęła, żeby przerwać ciężkie milczenie.
Podziękował, więc gestem zaprosiła go, by usiadł na jedynej sofie. Odmówił i po-
radził, żeby Bronte sama usiadła. Zabrzmiało to dość złowieszczo.
- Błagam cię, Luca, nie odbieraj mi jej - zaczęła drżącym głosem, wyłamując sobie
dłonie. - Tak bardzo ją kocham. Wiem, że popełniłam błąd, nie starając się zrobić
wszystkiego, żeby cię zawiadomić o ciąży. Postaram się wynagrodzić ci to. Ale nie
zniosę, jeżeli... - urwała, tłumiąc szloch.
- Azy na mnie nie działają, Bronte - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Straciłem
ponad rok z życia mojego dziecka. Czy masz pojęcie, co czuję?
Spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami.
- Wiem, że ci przykro...
- Nie, nie wiesz - warknął. - Patrzę na Ellę, a każdy dzień, który został mi odebra-
ny, jest jak cios nożem prosto w serce.
- Mam zdjęcia i kilka filmów, mogę ci pokazać...
- Bronte, nie bredz, życie dziecka to nie film, który przepuściłem w miejscowym
kinie! Nigdy nie odzyskam tego czasu. Kiedy będzie starsza, nie będę mógł jej powie-
dzieć, jak to było, kiedy się rodziła. Nie byłem przy tym, gdy stawiała pierwsze kroki,
gdy się po raz pierwszy uśmiechnęła.
- Jest jeszcze malutka - bąknęła Bronte. - Nie będzie pamiętała, że nie byłeś z nią
od początku. Dopiero od trzeciego roku życia dzieci zaczynają mieć wspomnienia. Masz
jeszcze szansę nadrobić stracony czas.
- Ciekaw jestem twoich propozycji - zauważył kąśliwie. - Bo chyba o czymś za-
pomniałaś?
Bronte zacisnęła wargi. Wiedziała, co teraz nastąpi, i starała się na to przygotować.
R
L
T
- Ty mieszkasz w Australii - powiedział. - Ja dzielę czas między Londyn a Włochy.
- Wiem... - szepnęła ledwo dosłyszalnie.
- Co oznacza, że jedno z nas musiałoby się przeprowadzić.
Oczy rozszerzyły jej się ze zdumienia.
- Zrobiłbyś to? Przeniósłbyś się tutaj, żeby być bliżej Elli?
- Nie ja, Bronte - odparował. - Ty.
- Ja? - Jej głos przypominał skrzek.
- Oczywiście. Nie mogę zarządzać firmą tej wielkości co moja z antypodów. Ty
natomiast możesz uczyć baletu wszędzie na świecie.
Bronte zerwała się z oburzeniem z kanapy.
- Oszalałeś? Jak mogę się przeprowadzić, skoro właśnie rozpoczęłam karierę?
Mogę teraz rozwinąć firmę, zatrudnić więcej nauczycieli... Tu mam matkę i przyjaciół.
Ich wsparcie jest dla mnie bardzo ważne.
- Albo się przeprowadzisz, albo stracisz Ellę. Taki masz wybór - oświadczył tonem
nieznoszącym sprzeciwu. - Chcę w pełni uczestniczyć w jej życiu. Nie zamierzam jej
przywozić z okazjonalnymi wizytami do Włoch. To nie podlega dyskusji.
Bronte niemo poruszała wargami, gorączkowo poszukując argumentów. Czy Luca
naprawdę sądził, że można ją wykorzenić z dnia na dzień z jej normalnego życia? Ot tak,
pstryknąwszy palcami? I jaką rolę miałaby zacząć odgrywać? Matki jego dziecka czy
może...?
- Chcę, żeby moja rodzina niezwłocznie poznała Ellę - oznajmił. - A my pobierze-
my się najszybciej, jak to możliwe.
Bronte gapiła się na niego z osłupieniem.
- Zwariowałeś?
- Nie zamierzam o tym dyskutować - odparł. - Ella należy do rodu Sabbatinich.
Jako wnuczka i dziedziczka fortuny ma liczne prawa i przywileje. Nikt nie ośmieli się
uważać jej za nieślubne dziecko. Chcę, żeby nosiła moje nazwisko.
- Ależ w tym celu nie musisz się wcale ze mną żenić - sprzeciwiła się. - Każę je
wpisać do aktu urodzenia.
R
L
T
- Pozwól, że coś ci wyjaśnię - odrzekł sucho. - Dziecko potrzebuje obojga rodzi-
ców. Jedynym sposobem zapewnienia mu tego jest nasze małżeństwo.
- Ale ja już cię nie kocham. - Bronte powiedziała to, nie mając pewności, że na-
prawdę tak jest.
Sama nie wiedziała, co właściwie czuje. Luca wdarł się niespodziewanie w jej ży-
cie, stawiając wszystko na głowie. Rana powstała po tym, jak ją porzucił, przedtem zale-
czona, teraz znów była otwarta. Lęk przed kolejnym zawodem był nie do zniesienia.
- Nie potrzebuję twojej miłości - odparł. - Wiele małżeństw opiera się na szacunku
i wspólnocie interesów. Od tego zaczniemy i zobaczymy, do czego nas to doprowadzi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • karpacz24.htw.pl