[ Pobierz całość w formacie PDF ]
samochodu marki Syrena. Wyszła z mrocznego kina na podwórze przy ulicy
Traugutta, mrużąc oczy w odbitych od śniegu promieniach lutowego słońca.
Przyciskała do piersi oburącz czarną torebkę, jakby miała tam diamenty.
Przy bramie zauważyła w gołębim kolorze syrenkę, z której jakiś mężczyzna
zmiatał szczotką świeży śnieg. Obeszła ją ze wszystkich stron, zanim
ośmieliła się zapytać: - Ile toto kosztuje? - Siedemdziesiąt cztery tysiące
- zmierzył ją rozbawionym spojrzeniem. - Chce pani kupić? - Nie. Sprzedać.
Kiedy znalazła się na podwórzu na Złotej, podeszła do Popiołka
zamiatającego śnieg. - Panie Rysiu - zagadnęła z pewnym wahaniem. - Ile tak
może kosztować pomnik? Dla męża chciałam. Pan niedawno dla żony zamawiał.
Popiołek popatrzył na Talarową z wyraznym uznaniem i z godnością
podkreślił, że on tam na pomniku dla swojej Józi bynajmniej nie oszczędzał,
bo drugiej takiej ze świecą mógłby całe życie szukać i by nie znalazł. - I
ja nie myślę skąpić. - Szarpnąłem się na szwedzki marmur. Marszałków takim
kryją. Pół tony ważył, błyszczący, jakby masłem pastowany, a na wierzchu
anioł z takimi skrzydłami - poderwał obie ręce do góry, żeby przed oczyma
Talarowej stworzyć wizję anielskich skrzydeł na nagrobku Józi, a wówczas
szufla z brzękiem spadła na chodnik. Schylili się po nią równocześnie i
omal nie zderzyli się głowami. Talarowa była szybsza i teraz ona trzymała
stylisko szufli. - Spory grosz pan Rysio wydał. - Dwanaście tysięcy
osiemset. - Zabierz mnie pan kiedyś z sobą na Powązki, bo chciałabym dla
Kajetana taki samiuteńki zamówić. - Z pani to wierna kobieta - Popiołek
pokiwał głową z aprobatą i sięgnął po trzymaną przez Talarową szuflę. - My
za swoimi to aż po grób - głos mu nagle zadrżał ze wzruszenia i z trudem
dokończył: - Koniec świata! Kto tak potrafi kochać, jak my? Teraz już
wiedziała na pewno, co zrobi z pieniędzmi za wylosowany samochód: uczci
pamięć Kajetana. Wymagało to tylko jednego: żeby nikt nie dowiedział się o
tym jej szczęściu. Tej zimy grypa urządziła wielkie polowanie na
mieszkańców Warszawy. Halina Wrotkowa złapała tę grypę na lotnisku, w
czasie odprawy celnej na nocnym dyżurze; zawsze dołem sunęły przeciągi, nie
pomagały rajstopy ani nawet ciepłe botki, połowa zmiany zachorowała. Leżała
w łóżku już trzeci dzień. Grypa przeszła w zapalenie oskrzeli. A Rajmund w
tym czasie był w Paryżu. Haliną opiekowała się rodzina Talarów. Ewa wpadała
z zakupami, robiła jej śniadanie, przysyłała Kajtka z gazetami, ale
najwięcej czasu poświęcała chorej stara Talarowa, codziennie przynosząc
obiad. Tego dnia jakoś nie kwapiła się z odejściem. Stała oparta o framugę,
westchnęła kilka razy, patrząc, jak Halina bez apetytu je przyniesiony
przez nią budyń. Widać było, że cośją gnębi. Halina postanowiła pomóc
starej kobiecie. - Ma pani jakieś kłopoty? - spytała. Talarowa przestąpiła
z nogi na nogę, westchnęła dwa razy i pokiwała głową potakująco. - Nie
wiem, jak z tego wybrnąć - wyznała - bo taksówkę wygrałam na PKO. Halinie
łyżeczka wypadła z palców i stoczyła się po obfitym biuście prosto na
zmienioną rano pościel. Gestem dłoni przywołała Talarową do siebie,
chwyciła ją za rękę i zmusiła do zajęcia miejsca na tapczanie. W ustach
wciąż trzymała kluchę czekoladowego budyniu, tylko oczy szeroko rozwarte
wskazywały, jak bardzo przeżywa tę wiadomość. - No i co z tym robić? -
Talarowa patrzyła z nadzieją na sąsiadkę, jakby tylko ona mogła ją wybawić
z takiego kłopotu, jakim był wygrany samochód. - Każde szczęście ma drugą
stronę - widać dla Talarowej ten szczęśliwy traf stał się uwierającym jak
kolec kłopotem. - Na pomnik męża chciałam obrócić. Póki on żył, nie
musiałam nikomu na zawadzie stać... - Pani Mario - Halina przełknęła
wreszcie budyń. - Po co się całe życie do tyłu oglądać? - odstawiła
salaterkę i przyciągnąwszy starą ku sobie, ucałowała ją w policzek. - Pani
nie musi być wieczna wdowa! Widzi pani? To ja panią namawiałam na to
szczęście i teraz mówię pani, że za młoda jest pani na wieczną żałobę. %7łyć
trzeba do przodu. Kobietą się jest do samego końca. - Co też pani, pani
Halinko - Talarowa aż wstała z miejsca, jakby bojąc się być za blisko
kogoś, kto ośmiela się głosić takie herezje. Ale Halina upierała się przy
swoim. - U nas się mówiło, że wdowa bez chłopa to jak ogród bez płota!
Zaraz pani udowodnię, ilu mężczyzn szuka towarzyszki życia, tylko niech mi
pani poda tę gazetę - otworzyła "Kurier Polski" na stronie ogłoszeń
matrymonialnych i zaczęła czytać umieszczone tam anonse. - Proszę, nie
trzeba dużo szukać, mamy ptaszka: ustabilizowany, w sile wieku, poszukuje
równolatki o łagodnym usposobieniu, rozwódki wykluczone... Czyli wdówka w
sam raz! - patrzyła triumfująco, jakby załatwiła dobry interes. Ale
Talarowa, kręcąc przecząco głową, uśmiechała się niepewnie jak ktoś, kto
chce dać do zrozumienia, że nie da się nabrać na głupie żarty. - Co też
pani, pani Halinko - sięgnęła po salaterkę z resztą budyniu. - Pustej
stodoły strzechą nie poszywają... Wtedy Wrotkowa złożyła gazetę i z
uroczystym wyrazem twarzy oświadczyła, że jeśli pani Marii oferty nie
odpowiadają, to sama powinna dać ogłoszenie następującej treści: "Postawna,
gospodarna, ustabilizowana wdowa z samochodem oczekuje propozycji". - Co?
Co? - Talarowa cofnęła się ku drzwiom. - Ja z samochodem? - To jest atut,
pani Mario! Lepszy niż wyższe wykształcenie. Jeśli przyszły narzeczony
przeczyta "wdowa z autem", to naturalnie z mety jest zakochany! - wytarła
nos i rzeczowo uzupełniła poprzednie wizje: - Bo między nami-kobietami,
wiadomo przecież, że oni kochają za coś! - Ja już umarłam do kochania, pani
Halinko - westchnęła Talarowa. - Bzdura! Kobieta póki żyje, musi kochać i
robić wszystko, żeby być kochaną - wyskoczyła z łóżka, objęła Talarową w
pół jak w walcu i zakręciła nią kółko po dywanie. - Nie musi być pani odtąd
na niczyjej łasce. Pani Talarowa wyjdzie za mąż od nowa! Pani Talarowa
wyjdzie za mąż od nowa! Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Nie był to
zwykły dzwonek, ale taki, który oznajmiał jakieś nadzwyczajne wydarzenie:
telegram, pożar, wybuch wojny... Halina zamknęła się w łazience w obawie,
że może to wraca Rajmund i ujrzy ją rozczochraną i w barchanowej koszuli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
samochodu marki Syrena. Wyszła z mrocznego kina na podwórze przy ulicy
Traugutta, mrużąc oczy w odbitych od śniegu promieniach lutowego słońca.
Przyciskała do piersi oburącz czarną torebkę, jakby miała tam diamenty.
Przy bramie zauważyła w gołębim kolorze syrenkę, z której jakiś mężczyzna
zmiatał szczotką świeży śnieg. Obeszła ją ze wszystkich stron, zanim
ośmieliła się zapytać: - Ile toto kosztuje? - Siedemdziesiąt cztery tysiące
- zmierzył ją rozbawionym spojrzeniem. - Chce pani kupić? - Nie. Sprzedać.
Kiedy znalazła się na podwórzu na Złotej, podeszła do Popiołka
zamiatającego śnieg. - Panie Rysiu - zagadnęła z pewnym wahaniem. - Ile tak
może kosztować pomnik? Dla męża chciałam. Pan niedawno dla żony zamawiał.
Popiołek popatrzył na Talarową z wyraznym uznaniem i z godnością
podkreślił, że on tam na pomniku dla swojej Józi bynajmniej nie oszczędzał,
bo drugiej takiej ze świecą mógłby całe życie szukać i by nie znalazł. - I
ja nie myślę skąpić. - Szarpnąłem się na szwedzki marmur. Marszałków takim
kryją. Pół tony ważył, błyszczący, jakby masłem pastowany, a na wierzchu
anioł z takimi skrzydłami - poderwał obie ręce do góry, żeby przed oczyma
Talarowej stworzyć wizję anielskich skrzydeł na nagrobku Józi, a wówczas
szufla z brzękiem spadła na chodnik. Schylili się po nią równocześnie i
omal nie zderzyli się głowami. Talarowa była szybsza i teraz ona trzymała
stylisko szufli. - Spory grosz pan Rysio wydał. - Dwanaście tysięcy
osiemset. - Zabierz mnie pan kiedyś z sobą na Powązki, bo chciałabym dla
Kajetana taki samiuteńki zamówić. - Z pani to wierna kobieta - Popiołek
pokiwał głową z aprobatą i sięgnął po trzymaną przez Talarową szuflę. - My
za swoimi to aż po grób - głos mu nagle zadrżał ze wzruszenia i z trudem
dokończył: - Koniec świata! Kto tak potrafi kochać, jak my? Teraz już
wiedziała na pewno, co zrobi z pieniędzmi za wylosowany samochód: uczci
pamięć Kajetana. Wymagało to tylko jednego: żeby nikt nie dowiedział się o
tym jej szczęściu. Tej zimy grypa urządziła wielkie polowanie na
mieszkańców Warszawy. Halina Wrotkowa złapała tę grypę na lotnisku, w
czasie odprawy celnej na nocnym dyżurze; zawsze dołem sunęły przeciągi, nie
pomagały rajstopy ani nawet ciepłe botki, połowa zmiany zachorowała. Leżała
w łóżku już trzeci dzień. Grypa przeszła w zapalenie oskrzeli. A Rajmund w
tym czasie był w Paryżu. Haliną opiekowała się rodzina Talarów. Ewa wpadała
z zakupami, robiła jej śniadanie, przysyłała Kajtka z gazetami, ale
najwięcej czasu poświęcała chorej stara Talarowa, codziennie przynosząc
obiad. Tego dnia jakoś nie kwapiła się z odejściem. Stała oparta o framugę,
westchnęła kilka razy, patrząc, jak Halina bez apetytu je przyniesiony
przez nią budyń. Widać było, że cośją gnębi. Halina postanowiła pomóc
starej kobiecie. - Ma pani jakieś kłopoty? - spytała. Talarowa przestąpiła
z nogi na nogę, westchnęła dwa razy i pokiwała głową potakująco. - Nie
wiem, jak z tego wybrnąć - wyznała - bo taksówkę wygrałam na PKO. Halinie
łyżeczka wypadła z palców i stoczyła się po obfitym biuście prosto na
zmienioną rano pościel. Gestem dłoni przywołała Talarową do siebie,
chwyciła ją za rękę i zmusiła do zajęcia miejsca na tapczanie. W ustach
wciąż trzymała kluchę czekoladowego budyniu, tylko oczy szeroko rozwarte
wskazywały, jak bardzo przeżywa tę wiadomość. - No i co z tym robić? -
Talarowa patrzyła z nadzieją na sąsiadkę, jakby tylko ona mogła ją wybawić
z takiego kłopotu, jakim był wygrany samochód. - Każde szczęście ma drugą
stronę - widać dla Talarowej ten szczęśliwy traf stał się uwierającym jak
kolec kłopotem. - Na pomnik męża chciałam obrócić. Póki on żył, nie
musiałam nikomu na zawadzie stać... - Pani Mario - Halina przełknęła
wreszcie budyń. - Po co się całe życie do tyłu oglądać? - odstawiła
salaterkę i przyciągnąwszy starą ku sobie, ucałowała ją w policzek. - Pani
nie musi być wieczna wdowa! Widzi pani? To ja panią namawiałam na to
szczęście i teraz mówię pani, że za młoda jest pani na wieczną żałobę. %7łyć
trzeba do przodu. Kobietą się jest do samego końca. - Co też pani, pani
Halinko - Talarowa aż wstała z miejsca, jakby bojąc się być za blisko
kogoś, kto ośmiela się głosić takie herezje. Ale Halina upierała się przy
swoim. - U nas się mówiło, że wdowa bez chłopa to jak ogród bez płota!
Zaraz pani udowodnię, ilu mężczyzn szuka towarzyszki życia, tylko niech mi
pani poda tę gazetę - otworzyła "Kurier Polski" na stronie ogłoszeń
matrymonialnych i zaczęła czytać umieszczone tam anonse. - Proszę, nie
trzeba dużo szukać, mamy ptaszka: ustabilizowany, w sile wieku, poszukuje
równolatki o łagodnym usposobieniu, rozwódki wykluczone... Czyli wdówka w
sam raz! - patrzyła triumfująco, jakby załatwiła dobry interes. Ale
Talarowa, kręcąc przecząco głową, uśmiechała się niepewnie jak ktoś, kto
chce dać do zrozumienia, że nie da się nabrać na głupie żarty. - Co też
pani, pani Halinko - sięgnęła po salaterkę z resztą budyniu. - Pustej
stodoły strzechą nie poszywają... Wtedy Wrotkowa złożyła gazetę i z
uroczystym wyrazem twarzy oświadczyła, że jeśli pani Marii oferty nie
odpowiadają, to sama powinna dać ogłoszenie następującej treści: "Postawna,
gospodarna, ustabilizowana wdowa z samochodem oczekuje propozycji". - Co?
Co? - Talarowa cofnęła się ku drzwiom. - Ja z samochodem? - To jest atut,
pani Mario! Lepszy niż wyższe wykształcenie. Jeśli przyszły narzeczony
przeczyta "wdowa z autem", to naturalnie z mety jest zakochany! - wytarła
nos i rzeczowo uzupełniła poprzednie wizje: - Bo między nami-kobietami,
wiadomo przecież, że oni kochają za coś! - Ja już umarłam do kochania, pani
Halinko - westchnęła Talarowa. - Bzdura! Kobieta póki żyje, musi kochać i
robić wszystko, żeby być kochaną - wyskoczyła z łóżka, objęła Talarową w
pół jak w walcu i zakręciła nią kółko po dywanie. - Nie musi być pani odtąd
na niczyjej łasce. Pani Talarowa wyjdzie za mąż od nowa! Pani Talarowa
wyjdzie za mąż od nowa! Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Nie był to
zwykły dzwonek, ale taki, który oznajmiał jakieś nadzwyczajne wydarzenie:
telegram, pożar, wybuch wojny... Halina zamknęła się w łazience w obawie,
że może to wraca Rajmund i ujrzy ją rozczochraną i w barchanowej koszuli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]