[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gera. Za ich plecami polarny pak tworzył po tej gigantycznej kolizji jeden wielki,
ciągle ruchomy chaos.
Słaby lód odsłaniał pod naporem ciągle nowe rysy i szczeliny. Ciemna blizna
powstała tuż za saniami Beaumonta, a druga przed nimi. Zboczył, by ją ominąć,
potem skręcił znowu, unikając następnej. Zmieniając kształt pole lodowe grzmiało
i dudniło, powodowało przerażający hałas, porównywalny chyba tylko z bombar-
dowaniem. Mknęli naprzód popędzając psy i biegnąc, by uratować swoje życie.
Byle dalej od miażdżącego piekła za plecami. Wreszcie, gdy przebyli prawie pół
mili i znalezli się już w pobliżu wału mgły, Beaumont zarządził postój. Aapiąc
oddech, zmęczeni na równi z psami, w ubraniach mokrych od potu, popatrzyli
za siebie. W dali lód ciągle jeszcze poruszał się i skręcał. Miną całe godziny, za-
nim ten zgiełk się uspokoi, zanim lodowa płaszczyzna zamknie się raz jeszcze
zasłaniając morze, zanim nadejdzie arktyczna cisza, którą można słyszeć.
* * *
Kto to jest, do diabła?
Dym przesłonił na chwilę podrygujący obraz trzech mężczyzn w futrzanych
ubraniach, widzianych z powietrza. Kiedy zniknął, ukazała się mgła, a potem jesz-
cze więcej dymu. Ekran zainstalowany w głównym baraku wybielał. Papanin po-
prawił się na krześle obok Kramera, operator rzutnika zdjął szpulę z filmem, ktoś
inny zapalił światło. Dym pochodził z małej, zakręconej fajki, którą pykał bezu-
stannie Sybirak. Wypełniał przegrzane pomieszczenie i przesłaniał napis palenie
wzbronione zawieszony na ścianie. Atmosfera była gorąca, pełna żarliwego za-
pału.
To bardzo interesujące odważył się zabrać głos Kramer.
Ten film nie mówi mi dokładnie nic skwitował Papanin. Wiem tylko,
że trzech mężczyzn i dwa psie zaprzęgi znalazły się na granicy mgły. A gdzie
jest oddział Beaumonta? Szukamy większej liczby ludzi, ekspedycji. Ten pilot
z ptasim móżdżkiem szukał w złym miejscu.
Zciskając ustnik między zębami, obrócił się na krześle i przyjrzał rozpostartej
na stole mapie Arktyki. Zaznaczono na niej aktualne pozycje wszystkich statków
będących w tej okolicy: sześć okrętów floty trawlerów k49, śmigłowcowiec Gor-
83
ki , ogromny statek badawczy Rewolucja i amerykański lodołamacz Elroy ,
który wytrwale sunął w kierunku pola lodowego.
Obok mapy leżało zdjęcie stacji Target-5 wykonane z powietrza. Zostało zro-
bione kilka tygodni temu, w ramach rutynowych działań mających na celu kom-
pletowanie danych o wszystkich amerykańskich stacjach arktycznych. Rampa
na Target-5 powiedział Papanin miejsce, gdzie spuszczają Znieżne Koty na
pole lodowe. Oddział sabotażowy powinien już tam być.
Kramer spojrzał na zegarek. 22.30. Nie wiedział, że właśnie w tym momen-
cie, dwadzieścia pięć mil na zachód, kanał zamykał się na krze, na której tkwił
uwięziony Beaumont. Nasi ludzie dotarli tam godzinę temu. Odparł Litwin.
Przy pomocy radaru powinni nawet we mgle odnalezć amerykańską bazę.
I pas startowy. To musi być dobrze zrobione.
Ten sam zespól wykona oba zadania, zajmie się rampą i pasem. Zrobią to
tak, jak pan sobie życzył. . .
Pamiętaj, żadnych incydentów międzynarodowych ostrzegł Papanin.
Cokolwiek się zdarzy, będzie to wyglądało na wypadek. Albo. . . serię wy-
padków. W ciągu trzydziestu minut Target-5 zostanie odcięta od świata.
Jeśli będą mieli sprawną radiostację, nic z tego!
Nasz oddział sabotażowy zajmie się także tą sprawą. Papanin prawie nie
słuchał, osunąwszy się i założywszy ręce za głowę na oparciu fotela. Beaumont
wymamrotał. Beaumont powtórzył. To słowo coś mi mówi. Chcę
wysłać pilną depeszę do Pietrowa w Rejestrach w Leningradzie.
* * *
Jestem pewien, że się mylisz. . .
Idziemy na wschód oznajmił Graysonowi Beaumont po raz trzeci.
I prędzej czy pózniej znajdziemy tam Target-5. Zapalił papierosa wilgotnego
od mgły, która wciskała się wszędzie, w ich płuca również. Sprzeczka trwała już
dobre dziesięć minut, a dotyczyła kierunku marszu.
Dryfowaliśmy na tej krze bardzo daleko na południe naciskał Grayson.
Od kiedy jestem nawigatorem, chyba mam coś do powiedzenia. . .
Już powiedziałeś swoje. A ja się z tobą nie zgadzam. Wszystko dryfuje na
południe i to, jak na mój gust, trochę zbyt szybko. Pole lodowe, Target-5, baza
radziecka, kra, na której mało się nie potopiliśmy. Wszystko to dryfuje na
południe z tą samą szybkością. Nie bierzesz pod uwagę pływu samej kry.
W pewnym sensie masz rację. . .
Mam całkowitą rację. A poza tym, tu nie jest Izba Gmin, gdzie panowie
84
dyskutują, żeby uniknąć prawdziwej roboty. Ruszamy.
Na wschód?
A gdzieżby indziej?
Ruszyli w rzednącą mgłę. Przez pokruszony lód. Raz jeszcze musieli mocno
i pewnie chwycić rączki sań w wiecznej walce, by nie pozwolić im się przewrócić.
W niedługim czasie natrafili na wyniesiony olbrzymim ciśnieniem toros, którego
nie byli w stanie ominąć. Musieli użyć siekier do rozbijania lodu i wyrąbać w ścia-
nie bramę. Była to katorżnicza praca, opózniająca marsz i wyczerpująca ich siły.
Jedynym optymistycznym akcentem w tej sytuacji był fakt, że od dłuższego już
czasu nie słyszeli nad sobą śmigłowców.
Wygląda na to, że Rosjanie zrezygnowali z nadzieją w głosie powiedział
Langer, kiedy pokonali lodową ścianę. Albo zabrakło im paliwa.
Może burknął Beaumont myśląc o czym innym. Zastanawiał się, czy
powinni już rozbić obóz na noc. Było pół do dwunastej i wszyscy, nawet psy, po-
ruszali się jak w letargu. Napięcie minionych kilku godzin, a przede wszystkim
przejmujące zimno wyczerpały ich całkowicie. Spojrzał na idącego obok Gray-
sona. Początkowo szli chroniąc oczy pod goglami, ale mgła oblepiła szkła tak
szczelnie, że ledwie widzieli dokąd idą. Dlatego teraz każdy miał je zsunięte na
czoło pod kapturem. Gogle Graysona pokryte były soczewkami lodu. Jego oddech
zamarzał na szkle.
Jak tylko znajdziemy odpowiednie miejsce, rozłożymy się na noc po-
wiedział Beaumont.
Dzięki Bogu! Amerykanin natychmiast uznał, że nieco zbyt gorliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
gera. Za ich plecami polarny pak tworzył po tej gigantycznej kolizji jeden wielki,
ciągle ruchomy chaos.
Słaby lód odsłaniał pod naporem ciągle nowe rysy i szczeliny. Ciemna blizna
powstała tuż za saniami Beaumonta, a druga przed nimi. Zboczył, by ją ominąć,
potem skręcił znowu, unikając następnej. Zmieniając kształt pole lodowe grzmiało
i dudniło, powodowało przerażający hałas, porównywalny chyba tylko z bombar-
dowaniem. Mknęli naprzód popędzając psy i biegnąc, by uratować swoje życie.
Byle dalej od miażdżącego piekła za plecami. Wreszcie, gdy przebyli prawie pół
mili i znalezli się już w pobliżu wału mgły, Beaumont zarządził postój. Aapiąc
oddech, zmęczeni na równi z psami, w ubraniach mokrych od potu, popatrzyli
za siebie. W dali lód ciągle jeszcze poruszał się i skręcał. Miną całe godziny, za-
nim ten zgiełk się uspokoi, zanim lodowa płaszczyzna zamknie się raz jeszcze
zasłaniając morze, zanim nadejdzie arktyczna cisza, którą można słyszeć.
* * *
Kto to jest, do diabła?
Dym przesłonił na chwilę podrygujący obraz trzech mężczyzn w futrzanych
ubraniach, widzianych z powietrza. Kiedy zniknął, ukazała się mgła, a potem jesz-
cze więcej dymu. Ekran zainstalowany w głównym baraku wybielał. Papanin po-
prawił się na krześle obok Kramera, operator rzutnika zdjął szpulę z filmem, ktoś
inny zapalił światło. Dym pochodził z małej, zakręconej fajki, którą pykał bezu-
stannie Sybirak. Wypełniał przegrzane pomieszczenie i przesłaniał napis palenie
wzbronione zawieszony na ścianie. Atmosfera była gorąca, pełna żarliwego za-
pału.
To bardzo interesujące odważył się zabrać głos Kramer.
Ten film nie mówi mi dokładnie nic skwitował Papanin. Wiem tylko,
że trzech mężczyzn i dwa psie zaprzęgi znalazły się na granicy mgły. A gdzie
jest oddział Beaumonta? Szukamy większej liczby ludzi, ekspedycji. Ten pilot
z ptasim móżdżkiem szukał w złym miejscu.
Zciskając ustnik między zębami, obrócił się na krześle i przyjrzał rozpostartej
na stole mapie Arktyki. Zaznaczono na niej aktualne pozycje wszystkich statków
będących w tej okolicy: sześć okrętów floty trawlerów k49, śmigłowcowiec Gor-
83
ki , ogromny statek badawczy Rewolucja i amerykański lodołamacz Elroy ,
który wytrwale sunął w kierunku pola lodowego.
Obok mapy leżało zdjęcie stacji Target-5 wykonane z powietrza. Zostało zro-
bione kilka tygodni temu, w ramach rutynowych działań mających na celu kom-
pletowanie danych o wszystkich amerykańskich stacjach arktycznych. Rampa
na Target-5 powiedział Papanin miejsce, gdzie spuszczają Znieżne Koty na
pole lodowe. Oddział sabotażowy powinien już tam być.
Kramer spojrzał na zegarek. 22.30. Nie wiedział, że właśnie w tym momen-
cie, dwadzieścia pięć mil na zachód, kanał zamykał się na krze, na której tkwił
uwięziony Beaumont. Nasi ludzie dotarli tam godzinę temu. Odparł Litwin.
Przy pomocy radaru powinni nawet we mgle odnalezć amerykańską bazę.
I pas startowy. To musi być dobrze zrobione.
Ten sam zespól wykona oba zadania, zajmie się rampą i pasem. Zrobią to
tak, jak pan sobie życzył. . .
Pamiętaj, żadnych incydentów międzynarodowych ostrzegł Papanin.
Cokolwiek się zdarzy, będzie to wyglądało na wypadek. Albo. . . serię wy-
padków. W ciągu trzydziestu minut Target-5 zostanie odcięta od świata.
Jeśli będą mieli sprawną radiostację, nic z tego!
Nasz oddział sabotażowy zajmie się także tą sprawą. Papanin prawie nie
słuchał, osunąwszy się i założywszy ręce za głowę na oparciu fotela. Beaumont
wymamrotał. Beaumont powtórzył. To słowo coś mi mówi. Chcę
wysłać pilną depeszę do Pietrowa w Rejestrach w Leningradzie.
* * *
Jestem pewien, że się mylisz. . .
Idziemy na wschód oznajmił Graysonowi Beaumont po raz trzeci.
I prędzej czy pózniej znajdziemy tam Target-5. Zapalił papierosa wilgotnego
od mgły, która wciskała się wszędzie, w ich płuca również. Sprzeczka trwała już
dobre dziesięć minut, a dotyczyła kierunku marszu.
Dryfowaliśmy na tej krze bardzo daleko na południe naciskał Grayson.
Od kiedy jestem nawigatorem, chyba mam coś do powiedzenia. . .
Już powiedziałeś swoje. A ja się z tobą nie zgadzam. Wszystko dryfuje na
południe i to, jak na mój gust, trochę zbyt szybko. Pole lodowe, Target-5, baza
radziecka, kra, na której mało się nie potopiliśmy. Wszystko to dryfuje na
południe z tą samą szybkością. Nie bierzesz pod uwagę pływu samej kry.
W pewnym sensie masz rację. . .
Mam całkowitą rację. A poza tym, tu nie jest Izba Gmin, gdzie panowie
84
dyskutują, żeby uniknąć prawdziwej roboty. Ruszamy.
Na wschód?
A gdzieżby indziej?
Ruszyli w rzednącą mgłę. Przez pokruszony lód. Raz jeszcze musieli mocno
i pewnie chwycić rączki sań w wiecznej walce, by nie pozwolić im się przewrócić.
W niedługim czasie natrafili na wyniesiony olbrzymim ciśnieniem toros, którego
nie byli w stanie ominąć. Musieli użyć siekier do rozbijania lodu i wyrąbać w ścia-
nie bramę. Była to katorżnicza praca, opózniająca marsz i wyczerpująca ich siły.
Jedynym optymistycznym akcentem w tej sytuacji był fakt, że od dłuższego już
czasu nie słyszeli nad sobą śmigłowców.
Wygląda na to, że Rosjanie zrezygnowali z nadzieją w głosie powiedział
Langer, kiedy pokonali lodową ścianę. Albo zabrakło im paliwa.
Może burknął Beaumont myśląc o czym innym. Zastanawiał się, czy
powinni już rozbić obóz na noc. Było pół do dwunastej i wszyscy, nawet psy, po-
ruszali się jak w letargu. Napięcie minionych kilku godzin, a przede wszystkim
przejmujące zimno wyczerpały ich całkowicie. Spojrzał na idącego obok Gray-
sona. Początkowo szli chroniąc oczy pod goglami, ale mgła oblepiła szkła tak
szczelnie, że ledwie widzieli dokąd idą. Dlatego teraz każdy miał je zsunięte na
czoło pod kapturem. Gogle Graysona pokryte były soczewkami lodu. Jego oddech
zamarzał na szkle.
Jak tylko znajdziemy odpowiednie miejsce, rozłożymy się na noc po-
wiedział Beaumont.
Dzięki Bogu! Amerykanin natychmiast uznał, że nieco zbyt gorliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]