[ Pobierz całość w formacie PDF ]
53
Fargo z coraz większym trudem kontrolował ogarniającą go złość. Ja ci dam kochanie -
przemknęło mu przez głowę. Czuł, że cała jego wściekłość skupia się na dziewczynie.
- Mnie też jest dobrze z tobą - powiedział głośno, opuszczając rękę wzdłuż jej biodra.
Jego dłoń dotarła do końca krótkiej spódniczki i tam zmieniła kierunek. Czuł pod palcami
delikatną skórę wewnętrznej strony jej uda.
- Och, kochanie - przysunęła usta do jego ucha. - Co ty wyrabiasz? - szepnęła.
Dłoń Fargo powoli sunęła coraz wyżej i wyżej, aż dotarła do miejsca, gdzie łączą się uda.
- Zabierz natychmiast tę rękę.
- Co mówisz, kotku? - spytał z obłudnym uśmiechem.
- Kocham cię - jej oczy miotały gromy - ty perwersyjna świnio!
Mężczyzna znalazł wreszcie papierosa i wsunął go do ust. Teraz szukał zapałek. Elaine,
obejmując Fargo rękami za szyję, nic nie mogła zrobić. Mimo wymuszonego pogodnego
wyrazu twarzy zaciskała zęby.
- Opisz to wszystko w raporcie - poradził jej.
- Drań! - szepnęła. - Muszę już iść - usiłowała wykorzystać chwilę, kiedy mężczyzna
wreszcie odszedł.
- Nie teraz. Zbliża się jakaś wycieczka.
Elaine jęknęła cicho.
* * *
Fargo patrzył na przesuwający się za oknem autobusu krajobraz, słuchając muzyki z
przenośnego odtwarzacza mp3. Po drodze na dworzec kupił najbardziej pojemny model i
załadował do niego chyba ze trzysta nagrań z witryny HMV. Dwadzieścia godzin samych
przebojów, nie licząc powtórek, a niektórych melodii można słuchać w kółko.
Co jakiś czas uśmiechał się do siebie, czasem zerkał na pasażerów: młodą parę siedzącą z
tyłu, kilku robotników, starszego mężczyznę o wyglądzie steranego życiem komiwojażera i
kilkunastu żołnierzy w wyjściowych mundurach. Różnił się od otaczających go ludzi i miał
tego świadomość.
W nocy, kiedy wsiadał do dalekobieżnego pociągu, jego nastrój znacznie odbiegał od
tego, co czuł w tej chwili. Wtedy, przybity wiadomością o śmierci Kate, osamotniony,
przerażony szybkością następujących po sobie zdarzeń, pogrążył się w jałowym roztrząsaniu
czyhających z każdej strony niebezpieczeństw. Pierwsza godzina samoudręczeń podczas
podróży doprowadziła do tego, że o mało nie wyskoczył przez okno luksusowego wagonu.
Pózniej wszystko się zmieniło. Najpierw zasnął czy raczej popadł w niespokojną, graniczącą
z koszmarem drzemkę, a potem... Potem ktoś potrząsnął go za ramię. Fargo czuł, że we śnie
spada gdzieś z nieprawdopodobną szybkością. Chciał się obudzić, za wszelką cenę. Nie mógł
jednak. Zdawało mu się, że patrzy na siebie z zewnątrz. Znowu uczucie spadania.
54
Potrząsający głową konduktor w drzwiach. Jakaś kobieta krzycząca, że zasłabł ktoś z obsługi
pociągu. Wtedy zdał sobie sprawę, że wcale nie śpi, że Keldysh nie jest maniakiem, a skrypt,
który mu podarował, zawiera prawdę. Zrozumiał wtedy, co naprawdę znaczą jego
możliwości. Nie, nie możliwości. Teraz to już umiejętności. Dużo pózniej, już w Cheshow
Lake, czekając na autobus, jeszcze dwa razy sprawdził ukryty w jego mózgu mechanizm.
Wtedy też po raz pierwszy poznał smak siły. Jego siły. W każdej chwili mógł zawładnąć
każdym człowiekiem w zasięgu wzroku.
Zwiększył głośność odtwarzania. No dobrze, niech się tylko ktoś przyczepi... Uśmiechnął
się. Nie zamierzał nic nikomu robić, wystarczyła sama świadomość. Keldysh w jednym nie
miał racji. Fargo czuł się jak James Bond. Jak Bond, Stanley, Montgomery... Wzruszył
ramionami. Kiedy autobus wyhamował w niezbyt łagodnym skręcie, w ostatniej chwili
chwycił poręcz.
- Ostatni przystanek - oznajmił kierowca, leniwie odwracając głowę.
Fargo odczekał chwilę, nie chciał wychodzić jako pierwszy. Na zewnątrz rozejrzał się
dyskretnie. Ponieważ wśród czekających nie zauważył nikogo w mundurze służb
technicznych, stanął obok słupa z oznaczeniem przystanku i powoli, celebrując każdy ruch,
zapalił papierosa. Zdążył zaciągnąć się kilkakrotnie, nim poczuł, że z tyłu ktoś do niego
podchodzi.
- Lynn?
Odwrócił się, lustrując wzrokiem krępego rudowłosego mężczyznę.
- Mhm - mruknął. Po chwili zauważył, że mężczyzna nosi dystynkcje majora. Nie
wiadomo dlaczego wyobrażał sobie, że oczekujący go człowiek będzie szeregowcem.
- Chodzmy - głos był nawykły do wydawania rozkazów.
Ruszyli w stronę pobliskiego parkingu. Major zaprowadził go do cywilnego,
najprawdopodobniej własnego samochodu. Wbrew oczekiwaniom i temu co widział na
filmach, nie ruszyli z piskiem opon. Kierowca wycofał ostrożnie, badając każdy centymetr
dzielący ich od barierki z łańcuchem. Odezwał się, dopiero kiedy wyjechali na szeroką
podmiejską drogę.
- W pobliżu bazy mam zaparkowaną furgonetkę. Wejdziesz do środka i włożysz
przygotowany mundur - zerknął w bok. - Masz dość krótkie włosy, ale lepiej ukryj je pod
czapką. Przedtem jednak zrobisz coś jeszcze. Obok w barze jest toaleta. Pójdziesz tam.
- Po co?
Major spojrzał na niego ponownie.
- Załatwić się.
- Wcale nie potrzebuję.
- Jak chcesz. Ale to ostatnia okazja, być może aż do jutra rana. Otworzył skrytkę i podał
mu mały, błyszczący pistolet. - Potrafisz się tym posługiwać?
- Tak - powiedział Fargo, choć nie był tego pewien. - Jest jakiś dziwny.
55
- Lekki, prawda? To jedno z najlżejszych i najbardziej wytrzymałych tworzyw
sztucznych, jakie zna ludzkość. Egzemplarz eksperymentalny, cichy, celny i niewykrywalny.
- Major uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie. - Póki co, nieziszczone marzenie terrorystów.
- Przepuszczą go wszystkie kontrole?
- Wszystkie rutynowe kontrole oparte są na wykrywaczach metalu. To nie lotnisko
cywilne, tu cię nie będą prześwietlać, nie ma aparatury do wychwytywania cząstek
materiałów wybuchowych. Amunicja bezłuskowa, kompozytowe pociski nie są tak grozne jak
ołowiane, ale krzywdę można zrobić - uśmiechnął się. - Postaraj się pamiętać, że dostałeś go
przede wszystkim dla lepszego samopoczucia.
Fargo schował broń do kieszeni.
- Ile ma nabojów w magazynku?
- Siedem. Kaliber cztery koma pięć milimetra - znowu szybkie spojrzenie w bok. - Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
53
Fargo z coraz większym trudem kontrolował ogarniającą go złość. Ja ci dam kochanie -
przemknęło mu przez głowę. Czuł, że cała jego wściekłość skupia się na dziewczynie.
- Mnie też jest dobrze z tobą - powiedział głośno, opuszczając rękę wzdłuż jej biodra.
Jego dłoń dotarła do końca krótkiej spódniczki i tam zmieniła kierunek. Czuł pod palcami
delikatną skórę wewnętrznej strony jej uda.
- Och, kochanie - przysunęła usta do jego ucha. - Co ty wyrabiasz? - szepnęła.
Dłoń Fargo powoli sunęła coraz wyżej i wyżej, aż dotarła do miejsca, gdzie łączą się uda.
- Zabierz natychmiast tę rękę.
- Co mówisz, kotku? - spytał z obłudnym uśmiechem.
- Kocham cię - jej oczy miotały gromy - ty perwersyjna świnio!
Mężczyzna znalazł wreszcie papierosa i wsunął go do ust. Teraz szukał zapałek. Elaine,
obejmując Fargo rękami za szyję, nic nie mogła zrobić. Mimo wymuszonego pogodnego
wyrazu twarzy zaciskała zęby.
- Opisz to wszystko w raporcie - poradził jej.
- Drań! - szepnęła. - Muszę już iść - usiłowała wykorzystać chwilę, kiedy mężczyzna
wreszcie odszedł.
- Nie teraz. Zbliża się jakaś wycieczka.
Elaine jęknęła cicho.
* * *
Fargo patrzył na przesuwający się za oknem autobusu krajobraz, słuchając muzyki z
przenośnego odtwarzacza mp3. Po drodze na dworzec kupił najbardziej pojemny model i
załadował do niego chyba ze trzysta nagrań z witryny HMV. Dwadzieścia godzin samych
przebojów, nie licząc powtórek, a niektórych melodii można słuchać w kółko.
Co jakiś czas uśmiechał się do siebie, czasem zerkał na pasażerów: młodą parę siedzącą z
tyłu, kilku robotników, starszego mężczyznę o wyglądzie steranego życiem komiwojażera i
kilkunastu żołnierzy w wyjściowych mundurach. Różnił się od otaczających go ludzi i miał
tego świadomość.
W nocy, kiedy wsiadał do dalekobieżnego pociągu, jego nastrój znacznie odbiegał od
tego, co czuł w tej chwili. Wtedy, przybity wiadomością o śmierci Kate, osamotniony,
przerażony szybkością następujących po sobie zdarzeń, pogrążył się w jałowym roztrząsaniu
czyhających z każdej strony niebezpieczeństw. Pierwsza godzina samoudręczeń podczas
podróży doprowadziła do tego, że o mało nie wyskoczył przez okno luksusowego wagonu.
Pózniej wszystko się zmieniło. Najpierw zasnął czy raczej popadł w niespokojną, graniczącą
z koszmarem drzemkę, a potem... Potem ktoś potrząsnął go za ramię. Fargo czuł, że we śnie
spada gdzieś z nieprawdopodobną szybkością. Chciał się obudzić, za wszelką cenę. Nie mógł
jednak. Zdawało mu się, że patrzy na siebie z zewnątrz. Znowu uczucie spadania.
54
Potrząsający głową konduktor w drzwiach. Jakaś kobieta krzycząca, że zasłabł ktoś z obsługi
pociągu. Wtedy zdał sobie sprawę, że wcale nie śpi, że Keldysh nie jest maniakiem, a skrypt,
który mu podarował, zawiera prawdę. Zrozumiał wtedy, co naprawdę znaczą jego
możliwości. Nie, nie możliwości. Teraz to już umiejętności. Dużo pózniej, już w Cheshow
Lake, czekając na autobus, jeszcze dwa razy sprawdził ukryty w jego mózgu mechanizm.
Wtedy też po raz pierwszy poznał smak siły. Jego siły. W każdej chwili mógł zawładnąć
każdym człowiekiem w zasięgu wzroku.
Zwiększył głośność odtwarzania. No dobrze, niech się tylko ktoś przyczepi... Uśmiechnął
się. Nie zamierzał nic nikomu robić, wystarczyła sama świadomość. Keldysh w jednym nie
miał racji. Fargo czuł się jak James Bond. Jak Bond, Stanley, Montgomery... Wzruszył
ramionami. Kiedy autobus wyhamował w niezbyt łagodnym skręcie, w ostatniej chwili
chwycił poręcz.
- Ostatni przystanek - oznajmił kierowca, leniwie odwracając głowę.
Fargo odczekał chwilę, nie chciał wychodzić jako pierwszy. Na zewnątrz rozejrzał się
dyskretnie. Ponieważ wśród czekających nie zauważył nikogo w mundurze służb
technicznych, stanął obok słupa z oznaczeniem przystanku i powoli, celebrując każdy ruch,
zapalił papierosa. Zdążył zaciągnąć się kilkakrotnie, nim poczuł, że z tyłu ktoś do niego
podchodzi.
- Lynn?
Odwrócił się, lustrując wzrokiem krępego rudowłosego mężczyznę.
- Mhm - mruknął. Po chwili zauważył, że mężczyzna nosi dystynkcje majora. Nie
wiadomo dlaczego wyobrażał sobie, że oczekujący go człowiek będzie szeregowcem.
- Chodzmy - głos był nawykły do wydawania rozkazów.
Ruszyli w stronę pobliskiego parkingu. Major zaprowadził go do cywilnego,
najprawdopodobniej własnego samochodu. Wbrew oczekiwaniom i temu co widział na
filmach, nie ruszyli z piskiem opon. Kierowca wycofał ostrożnie, badając każdy centymetr
dzielący ich od barierki z łańcuchem. Odezwał się, dopiero kiedy wyjechali na szeroką
podmiejską drogę.
- W pobliżu bazy mam zaparkowaną furgonetkę. Wejdziesz do środka i włożysz
przygotowany mundur - zerknął w bok. - Masz dość krótkie włosy, ale lepiej ukryj je pod
czapką. Przedtem jednak zrobisz coś jeszcze. Obok w barze jest toaleta. Pójdziesz tam.
- Po co?
Major spojrzał na niego ponownie.
- Załatwić się.
- Wcale nie potrzebuję.
- Jak chcesz. Ale to ostatnia okazja, być może aż do jutra rana. Otworzył skrytkę i podał
mu mały, błyszczący pistolet. - Potrafisz się tym posługiwać?
- Tak - powiedział Fargo, choć nie był tego pewien. - Jest jakiś dziwny.
55
- Lekki, prawda? To jedno z najlżejszych i najbardziej wytrzymałych tworzyw
sztucznych, jakie zna ludzkość. Egzemplarz eksperymentalny, cichy, celny i niewykrywalny.
- Major uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie. - Póki co, nieziszczone marzenie terrorystów.
- Przepuszczą go wszystkie kontrole?
- Wszystkie rutynowe kontrole oparte są na wykrywaczach metalu. To nie lotnisko
cywilne, tu cię nie będą prześwietlać, nie ma aparatury do wychwytywania cząstek
materiałów wybuchowych. Amunicja bezłuskowa, kompozytowe pociski nie są tak grozne jak
ołowiane, ale krzywdę można zrobić - uśmiechnął się. - Postaraj się pamiętać, że dostałeś go
przede wszystkim dla lepszego samopoczucia.
Fargo schował broń do kieszeni.
- Ile ma nabojów w magazynku?
- Siedem. Kaliber cztery koma pięć milimetra - znowu szybkie spojrzenie w bok. - Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]