[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zrozpaczona zaczęła krzyczeć: Puść mnie! Jakim prawem wkradasz
się nocą do mojego domu?
Wyrwała się z objęć, odepchnęła mężczyznę i szlochając pobiegła na
górę. Klaus zastanawiał się, jak pomóc szefowej. Wtem poczuł, że ktoś
ciągnie go za rękaw. Obok niego stał doktor i drżącą ręką wskazał na Ernesta
Helmera.
Klausie, to on! To ten mężczyzna, który mnie przed laty skrzywdził!
Artysta milcząc skinął głową i sięgnął po swoją lutnię. Kiedy Helmer
zbliżył się do schodów, Klaus z całej siły lutnią rąbnął go po głowie. Struny
popękały, wydając jęk, a Helmer półprzytomny upadł i poczuł, że ma na szyi
bardzo niewygodny kołnierzyk!
Teraz dopiero Klaus zaczął krzyczeć na cały głos: Pomocy! Złodzieje!
LR
T
Mordercy!
W mig wszystkie drzwi otwarły się na ościerz i korytarz zapełnił się
ludzmi. Klaus objął nad nimi komendę: Anton pilnował Helmera, Reinhard i
Horst Rudiger musieli stać na straży przy zamkniętych na klucz drzwiach
salonu, Robert, owinięty grubym kocem, trzytttał się Klausa, a Kati i Ina
miały zajrzeć do hrabiny. Z jej apartamentu dochodził dziwny jęk.
Paula stała na górze schodów przy balustradzie i patrzyła w dół, pragnąc
spojrzeć Horstowi w oczy. Ale profesor Rudiger był zbyt zajęty; w duchu
jednak już się uśmiechał widząc, że zaszła fatalna pomyłka.
Klaus, nie mogąc opuścić swojego miejsca, poprosił Leonię, żeby też
zajęła się hrabiną. Tak więc we trójkę: Leonia, Ina i Kati uwolniły hrabinę ze
sznura. Nie okazywała strachu, tylko krzyczała na cały głos:
Gdzie ci złodzieje? Okradli mnie! Moja biżuteria! Ten łotr, mój bra-
tanek, był z nimi! Ratunku! Ratunku!
Czy nasza siódemka pani nie wystarcza? Proszę się uspokoić! rzekł
Klaus i poprawił lutnię na szyi Helmera, a potem zwrócił się do
niego:
Wiem, że to nie jest najwygodniejszy kołnierzyk, ale przynajmniej
uniemożliwia swobodne poruszanie, gdyby cię naszła chęć, żeby uciekać, ty
przeklęty łotrze!
Helmer spojrzał na górę, gdzie stała Paula, i zaczął prosić:
Pomóż mi! To okropna pomyłka! Uwolnij mnie z tego jarzma!
Paula odwróciła się do niego plecami. Hrabina wrzeszczała:
Moja rodowa biżuteria! Złodzieje, mordercy! Ratunku!
Już to słyszeliśmy, a teraz ma być cisza, do jasnej cholery! To nie
operetka, stara dziwaczko! Dlaczego pani trzymała biżuterię w pokoju, a nie
w sejfie w banku? ryknął basem malarz.
Sprawdził, czy jego przyjaciel Robert nie marznie; był tylko w pidżamie i
miał koc na plecach. Kiedy upewnił się, że kustosz jest w dobrej formie,
zwrócił się do Horsta Rudigera. Podał mu klucz od salonu i rzekł:
Proszę otworzyć, ale uwaga: tam są dwaj łajdacy. Panie niech się usuną
i ty, Robercie, też!
Klaus podszedł do siedzącego na podłodze Helmera, chwycił z jednej
strony drewniane, wypukłe dno lutni i pociągnął go tuż pod drzwi salonu.
Horst Rudiger ostrożnie otworzył drzwi, a Klaus ironicznie się
uśmiechnął:
No proszę, oto i nasz pracowity tkacz, który tutaj szpiegował. A kfrti
LR
T
jest ten elegancki kawaler?
Mój bratanek! Złodzieje! Mordercy! wrzasnęła hrabina.
Do stu piorunów! Ile razy jeszcze będę musiał tego słuchać? Cisza! Do
roboty! Panowie profesorowie! Związać sznurem ręce tym kawalerom!
Tkacz próbował się bronić, ale malarz kopnął go w kostkę tak silnie, że
jęknął i przysiadł. Klaus mruknął:
Od pierwszego wejrzenia nie znosiłem tego faceta. A teraz przeszu-
kamy kieszenie! Pani Leonio, proszę się zająć tym łajdakiem, który chciał
zgwałcić panią domu. Przyszła przecież tylko sprawdzić, czy wszystkie
światła są pogaszone.
Horst słysząc to, zaczął się uśmiechać, a Paula obrażona odwróciła się.
Leonia nic nie znalazła; kieszenie były puste.
Kustosz szepnął do artysty: Klausie! To jest Bruno Mechlen, nie mylę
się, jestem tego pewny!
Kati, usłyszawszy to, położyła mu rękę na ramieniu i zapytała:
Robercie, to ten mężczyzna przed laty cię skrzywdził? To przez niego
musiałeś siedzieć w więzieniu?
Tak, tak, i jeszcze raz tak! To jest Bruno Mechlen!
Wypraszam sobie takie traktowanie! Nie jestem zbrodniarzem!
krzyknął Helmer próbując się ratować. Ponownie zwrócił się do Pauli:
Paulo, wytłumacz im, że to nieporozumienie. Panowie, nazywam się
Ernest Helmer i jestem narzeczonym panny Pauli Dorner!
No to odezwała się ciotka Leonia: Chwileczkę, ja też mam coś do
powiedzenia! Nie obchodzi mnie, jak się pan nazywa. Jedno jest pewne: pan
jest szubrawcem! Przedwczoraj napadł pan na naszego kustosza i chciał
ukraść cenne eksponaty tak jak przed laty w Monachium, kiedy za pań- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl karpacz24.htw.pl
Zrozpaczona zaczęła krzyczeć: Puść mnie! Jakim prawem wkradasz
się nocą do mojego domu?
Wyrwała się z objęć, odepchnęła mężczyznę i szlochając pobiegła na
górę. Klaus zastanawiał się, jak pomóc szefowej. Wtem poczuł, że ktoś
ciągnie go za rękaw. Obok niego stał doktor i drżącą ręką wskazał na Ernesta
Helmera.
Klausie, to on! To ten mężczyzna, który mnie przed laty skrzywdził!
Artysta milcząc skinął głową i sięgnął po swoją lutnię. Kiedy Helmer
zbliżył się do schodów, Klaus z całej siły lutnią rąbnął go po głowie. Struny
popękały, wydając jęk, a Helmer półprzytomny upadł i poczuł, że ma na szyi
bardzo niewygodny kołnierzyk!
Teraz dopiero Klaus zaczął krzyczeć na cały głos: Pomocy! Złodzieje!
LR
T
Mordercy!
W mig wszystkie drzwi otwarły się na ościerz i korytarz zapełnił się
ludzmi. Klaus objął nad nimi komendę: Anton pilnował Helmera, Reinhard i
Horst Rudiger musieli stać na straży przy zamkniętych na klucz drzwiach
salonu, Robert, owinięty grubym kocem, trzytttał się Klausa, a Kati i Ina
miały zajrzeć do hrabiny. Z jej apartamentu dochodził dziwny jęk.
Paula stała na górze schodów przy balustradzie i patrzyła w dół, pragnąc
spojrzeć Horstowi w oczy. Ale profesor Rudiger był zbyt zajęty; w duchu
jednak już się uśmiechał widząc, że zaszła fatalna pomyłka.
Klaus, nie mogąc opuścić swojego miejsca, poprosił Leonię, żeby też
zajęła się hrabiną. Tak więc we trójkę: Leonia, Ina i Kati uwolniły hrabinę ze
sznura. Nie okazywała strachu, tylko krzyczała na cały głos:
Gdzie ci złodzieje? Okradli mnie! Moja biżuteria! Ten łotr, mój bra-
tanek, był z nimi! Ratunku! Ratunku!
Czy nasza siódemka pani nie wystarcza? Proszę się uspokoić! rzekł
Klaus i poprawił lutnię na szyi Helmera, a potem zwrócił się do
niego:
Wiem, że to nie jest najwygodniejszy kołnierzyk, ale przynajmniej
uniemożliwia swobodne poruszanie, gdyby cię naszła chęć, żeby uciekać, ty
przeklęty łotrze!
Helmer spojrzał na górę, gdzie stała Paula, i zaczął prosić:
Pomóż mi! To okropna pomyłka! Uwolnij mnie z tego jarzma!
Paula odwróciła się do niego plecami. Hrabina wrzeszczała:
Moja rodowa biżuteria! Złodzieje, mordercy! Ratunku!
Już to słyszeliśmy, a teraz ma być cisza, do jasnej cholery! To nie
operetka, stara dziwaczko! Dlaczego pani trzymała biżuterię w pokoju, a nie
w sejfie w banku? ryknął basem malarz.
Sprawdził, czy jego przyjaciel Robert nie marznie; był tylko w pidżamie i
miał koc na plecach. Kiedy upewnił się, że kustosz jest w dobrej formie,
zwrócił się do Horsta Rudigera. Podał mu klucz od salonu i rzekł:
Proszę otworzyć, ale uwaga: tam są dwaj łajdacy. Panie niech się usuną
i ty, Robercie, też!
Klaus podszedł do siedzącego na podłodze Helmera, chwycił z jednej
strony drewniane, wypukłe dno lutni i pociągnął go tuż pod drzwi salonu.
Horst Rudiger ostrożnie otworzył drzwi, a Klaus ironicznie się
uśmiechnął:
No proszę, oto i nasz pracowity tkacz, który tutaj szpiegował. A kfrti
LR
T
jest ten elegancki kawaler?
Mój bratanek! Złodzieje! Mordercy! wrzasnęła hrabina.
Do stu piorunów! Ile razy jeszcze będę musiał tego słuchać? Cisza! Do
roboty! Panowie profesorowie! Związać sznurem ręce tym kawalerom!
Tkacz próbował się bronić, ale malarz kopnął go w kostkę tak silnie, że
jęknął i przysiadł. Klaus mruknął:
Od pierwszego wejrzenia nie znosiłem tego faceta. A teraz przeszu-
kamy kieszenie! Pani Leonio, proszę się zająć tym łajdakiem, który chciał
zgwałcić panią domu. Przyszła przecież tylko sprawdzić, czy wszystkie
światła są pogaszone.
Horst słysząc to, zaczął się uśmiechać, a Paula obrażona odwróciła się.
Leonia nic nie znalazła; kieszenie były puste.
Kustosz szepnął do artysty: Klausie! To jest Bruno Mechlen, nie mylę
się, jestem tego pewny!
Kati, usłyszawszy to, położyła mu rękę na ramieniu i zapytała:
Robercie, to ten mężczyzna przed laty cię skrzywdził? To przez niego
musiałeś siedzieć w więzieniu?
Tak, tak, i jeszcze raz tak! To jest Bruno Mechlen!
Wypraszam sobie takie traktowanie! Nie jestem zbrodniarzem!
krzyknął Helmer próbując się ratować. Ponownie zwrócił się do Pauli:
Paulo, wytłumacz im, że to nieporozumienie. Panowie, nazywam się
Ernest Helmer i jestem narzeczonym panny Pauli Dorner!
No to odezwała się ciotka Leonia: Chwileczkę, ja też mam coś do
powiedzenia! Nie obchodzi mnie, jak się pan nazywa. Jedno jest pewne: pan
jest szubrawcem! Przedwczoraj napadł pan na naszego kustosza i chciał
ukraść cenne eksponaty tak jak przed laty w Monachium, kiedy za pań- [ Pobierz całość w formacie PDF ]